Artykuły redaktor naczelnej

Naproksen w leczeniu COVID-19. Opis przypadku

Krystyna Knypl

Leczenie COVID-19 jest olbrzymim wyzwaniem dla każdego lekarza oraz każdego systemu ochrony zdrowia na całym świecie. Poszukiwane są różne metody zapobiegania oraz leczenia tej choroby, jednak ich skuteczność nie jest zadawalająca zarówno w wymiarze jednostkowym, jak i globalnym. W dniu 13 stycznia 2022 na łamach Gazety dla Lekarzy przedstawiono streszczenie teoretycznego doniesienia o zastosowaniu naproksenu jako leku mającego działanie przeciwwirusowe.

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wazniejsze-nowosci/1681-naproksen-w-leczeniu-covid-19

Informacja powyższa jest streszczeniem doniesienia O.Terrier i wsp. "Antiviral properties of the NSAID drug naproxen targeting the nucleoprotein of SARS-CoV-2 coronawirus" https://www.mdpi.com/1420-3049/26/9/2593

W badaniu metodą spektoskopii fluorescencyjnej, anizotropii fluorescencyjnej oraz testów dynamicznego rozpraszania światła wykazano trwałe wiązanie naproksenu z białkiem N czyli nukleoproteiną wirusa SARS-Co-V-2. Skukiem tego jest zablokowanie funkcji białka N, a w efekcie duże ograniczenie replikacji wirusa i dzialanie przeciwzapalne poprzez hamowanie kaskady cyklooksygenazy.

Poza powyższym doniesieniem teoretycznym w toku jest badanie kliniczne "Efficacy of addition of naproxen in the treatment of critically III patients hospitalizen for COVID-19 infection (ENACOVID)" , w którego opisie znajdujemy następujące uzasadnienie do podawania naproksenu:

Choroba koronawirusowa 2019 (COVID-19) jest spowodowana zakażeniem SARS-CoV-2. Zaostrzenie odpowiedzi zapalnej u krytycznie chorych pacjentów zakażonych COVID-19 wymaga zastosowania odpowiednich terapii przeciwzapalnych w połączeniu z działaniem przeciwwirusowym. Tak więc, leki łączące działanie przeciwzapalne i przeciwwirusowe mogą zmniejszyć objawy niewydolności oddechowej wywołanej przez COVID-19. Ten podwójny efekt może jednocześnie chronić ciężko chorych pacjentów i zmniejszać wiremię, ograniczając w ten sposób rozprzestrzenianie się wirusa. Naproksen, zatwierdzony lek przeciwzapalny, jest inhibitorem zarówno cyklooksygenazy (COX-2), jak i nukleoproteiny (NP) wirusa grypy A. NP koronawirusów (CoV), jednoniciowych wirusów o dodatnim sensie, dzielą z jednoniciowymi wirusami o ujemnym sensie, takimi jak wirus grypy, zdolność wiązania się z genomowym RNA i jego ochrony poprzez tworzenie z RNA samoistnych oligomerów o strukturze helikalnej. Wykazano, że naproksen wiąże się z NP wirusa grypy A poprzez elektrostatyczne i hydrofobowe interakcje z konserwowanymi resztami rowka wiążącego RNA i C-końcowej domeny.  W konsekwencji, wiązanie naproksenu konkurowało z asocjacją NP z wirusowym RNA i utrudniało proces samoasocjacji NP, co silnie ograniczało transkrypcję/replikację wirusa. Lek ten może potencjalnie wykazywać właściwości przeciwwirusowe wobec SARS-CoV-2, co sugerują prace modelowe oparte na strukturach CoV NP. Wysoka konserwacja sekwencji w obrębie rodziny koronawirusów, w tym zespołu ostrej ciężkiej niewydolności oddechowej (SARS-CoV) i obecnego koronawirusa SARS-CoV-2 pozwala na przeprowadzenie takiego porównania. Ostatnie badanie kliniczne wykazało, że połączenie klarytromycyny, naproksenu i oseltamiwiru zmniejszyło śmiertelność pacjentów hospitalizowanych z powodu infekcji grypą H3N2. Niewłaściwa odpowiedź zapalna u pacjentów z COVID-19 została wykazana w ostatnim badaniu, w którym pacjenci oddziału intensywnej terapii  mieli wyższe poziomy IL2, IL7, IL10, GSCF, IP10, MCP1, MIP1A i TNF w osoczu w porównaniu z pacjentami spoza oddziału intensywnej terapii.

Sugerujemy, że naproksen mógłby połączyć szerokie spektrum działania przeciwwirusowego z dobrze znanym działaniem przeciwzapalnym, co mogłoby pomóc w zmniejszeniu ciężkiej śmiertelności związanej z COVID-19.

https://clinicaltrials.gov/ct2/show/NCT04325633

Badanie jest wykonywane we Francji, sponsorem badania jest Assistance Publique - Hôpitaux de Paris (https://www.aphp.fr/hopitaux). W badaniu bierze udział 30 pacjentów, głównym badaczem jest prof. Frédéric Adnet, kierownik oddziału intensywnej terapii  L’hôpital Avicenne et du Samu de la Seine-Saint-Denis w Bobigny, we Francji.

https://www.univ-paris13.fr/entretien-frederic-adnet-professeur-de-medecine-durgence-chef-service-urgences-de-lhopital-avicenne/

Opis przypadku

53 letnia kobieta, lekarz pediatra pracująca w POZ, przyjmująca pacjentów z infekcjami górnych dróg oddechowych wśród których 2 -3 dziennie okazywało się mieć dodatni test w kierunku Covid -19. Grupa A Rh(+).

Wzrost:164 cm, waga 108 kg. Dg. Nadciśnienie tętnicze Io leczona z tego powodu bisocardem 5mg/dobę. RR 135/95. T68/min  (w wywiadzie bigeminia komorowa), od czasu włączenia bisocardu bez zaburzeń rytmu serca. Zmiany zwyrodnieniowe na wszystkich odcinkach  kręgosłupa, nasilone w odcinku lędźwiowym, dające okresowo nasilone dolegliwości bólowe. W wywiadzie przed 11 laty usunięcie czerniaka z okolicy międzyłopatkowej

Zaszczepiona trzema dawkami szczepionką Comirnaty https://www.pfizerpro.com.pl/product/comirnaty/szczepionka-mrna-przeciw-covid-19/ulotka-chpl-comirnaty miano przeciwciał anty SARS-CoV-2 3000 jednostek.

8 /01/ 2022: skargi na bóle głowy w okolicy zatok o obocznych nosa oraz bóle żeber, uczucie zatkania nosa, katar. Temperatura 36,9o . Tachykardia 120 / min. Wykonany przez pacjentkę w warunkach domowych test antygenowy dodatni.

9/01/ 2022. - nadal ból głowy oraz bóle żeber, katar, pacjentka wykonała test antygenowy, który dal wynik dodatni.W godzinach południowych samodzielnie pojechała samochodem (10 km) do laboratorium, gdzie wykonano test RT-PCR. Otrzymany w godzinach wieczornych test RT-PCR był dodatni.

Konsultacja telefoniczna z lekarzem internistą, który zaproponował przyjmowanie naproxenu. Pacjentka dysponowała w domu naproksenem a 220 mg i w związku z tym rozpoczęła przyjmowanie leku w dawce 2 x440 mg. Wieczorem przyjęła pierwszą dawkę naproksenu. Wypełniła wniosek na IKP o wykonanie testu RT-PCR. Ok 22.00 otrzymała wynik RT- PCR dodatni.

10 /01/ 2022: do wymienionych wyżej dolegliwości dołączyło się uczucie znacznego osłabienia. Mogła przejść kilka metrów do łazienki, natomiast pokonanie 12 stopni na schodach do pokoju na pierwszym piętrze było dużym wyzwaniem, na granicy możliwości.

11 /01/ 2022: Po 2 dobach przyjmowania naproksenu poczuła się znacznie lepiej – zmniejszył się katar, ustąpiły bóle głowy, mogła wykonywać drobne czynności porządkowe w domu.

13 /01/ 2022: piąta doba przyjmowania naproxenu, zmniejszyła dawkę do 2x220 mg w związku z zaobserwowanym przedłużonym  krwawieniem po zadrapaniu skóry w okolicy kolana. W wywiadzie skłonność do krwawień, wielokrotnie wykonywane badania ( płytki krwi, koagulogram) prawidłowe.

14 /01/ 2022: czuje się dobrze, może wykonywać czynności domowej wymagające  umiarkowanego wysiłku fizycznego, nie ma bólów ani duszności. Zmniejszyły się dolegliwości bólowe z narządu ruchu.

16 / 01 /2022. pacjentka czuje się dobrze, wykonany w dniu dzisiejszym test antygenowy jest ujemny.

Opis powyższego przypadku przedstawiono także na www.sermo.com , globalnym/amerykąńskim portalu dla lekarzy, jest on dostępny pod linkiem https://app.sermo.com/post/888866 (dostęp tylko dla zarejestrowanych lekarzy). Opis przypadku spotkał się z bardzo dużym zainteresowaniem kolegów lekarzy z całego świata.

Piśmiennictwo

1. Antiviral properties of the NSAID drug naproxen targeting the nucleoprotein of SARS-CoV-2 coronawirus" https://www.mdpi.com/1420-3049/26/9/2593

2. Efficacy of Addition of naproxen in the treatment of Critlically ill patients hospitalized for COVI-19 infection (ENACOVID)

https://clinicaltrials.gov/ct2/show/NCT04325633

3. Naproksen w ciągu godziny obniża o 82% ilość wirusów w płucach - badanie naukowe. Oprac. Ewa Bzymek

https://psnlin.pl/artykuly,naproksen-w-ciagu-godziny-obniza-o-82-ilosc-wirusow-w-plucach-badanie-naukowe,21,140.html

4. CHPL Naproxen a 220 mg

file:///C:/Users/Codzienne/AppData/Local/Temp/Ulotka-8189-20181212000000-4849_N-20181226000339.pdf

Aleve CHPL

Krystyna Knypl

GdL 1/2022

.

Licznik naproksen

Życie w Pandemlandii. Powieść SF ze sfer medycznych, odcinek 10

Poprzedni odcinek

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1679-zycie-w-pandemlandii-powiesc-sf-ze-sfer-medycznych-odcinek-9

Krystyna Knypl

Organizatorzy gali „Szczepienia – jak świat się po nich zmienia?” od rana biegali jak nakręceni, czuwając nad wszystkimi szczegółami nadciągającej uroczystości. Lista starannie dobranych gości, instrukcje dla hostess, powitanie vipów, wszystko wymagało sprawdzenia i nadzoru, wieczór bowiem zbliżał się szybkimi krokami.

Goście zaproszeni na galę, wypucowani i odświętnie wystrojeni, powoli wypełniali vestibulum hotelu Patria. Bywalcy wymieniali ukłony, uściski i uśmiechy. Niewielkie wnętrze przed wejściem do Sali bankietowej szczelnie wypełniał gwar rozmów towarzysko-biznesowych. Nim wybiła godzina dwudziesta, obecni byli wszyscy, czyli ci sami co zawsze na tego rodzaju spotkaniach i imprezach.

Gala w medycynie

Gala dinner firmy "Szczepionka Co Nie działa"

Profesor Przecientny z zapałem umizgiwał się do dyrektorki działa marketingu firmy Szczepionka  Co Nie Działa Sp. z o.o., będącej przyrodnią siostrą firmy "Piguła Co Niedziała Sp. z o.o. Wiedział co robi, bo w końcu to ona miała budżet reprezentacyjny, a nie dyrektor medyczny, jak to bywało we wcześniejszej epoce, na którego Antoni w tej nieciekawej sytuacji biznesowej postanowił nie zwracać najmniejszej uwagi. Gawędząc z dyrektorką, nieoczekiwanie spostrzegł kątem oka Matyldę, idącą w kierunku sali wykładowej. Szybko wykonał energiczny skręt obu gałek ocznych w stronę przeciwną, dodatkowo jeszcze przesuwając dłonią oprawkę okularów w kierunku, w którym pomknęły chyżo profesorskie oczęta, aby nie powstał nawet cień podejrzenia, że doktor Przekora znalazła się w polu widzenia, w którym bywania nie każdy w końcu był godzien.

Po ostatnim występie Matyldy na posiedzeniu Towarzystwa Chorób Wszelakich i Niebylejakich, gdy zadała mu pytanie o częstość hospitalizacji z powodu chorób nijakich na kierowanym przez niego oddziale, długo motał się z odpowiedzią. Dobrze refundowane przez Narodowego Brata Płatnika choroby nijakie przecież istniały, ale żeby wywlekać taki temat w publ nicznej dyskusji to było wprost nieludzkie! Po tym ohydnym zachowaniu Matyldy profesor Przecientny postanowił nie podawać jej nie tylko ręki czy nogi na powitanie – w końcu to była znana praktyka wobec przeciwnika – ale zdecydował się nawet nie kierować spojrzenia w stronę, gdzie znajdowała się pełna niezdrowej ciekawości doktor Przekora. Pytanie o te całe choroby nijakie profesor Przecientny mógłby jeszcze Matyldzie wybaczyć, ale najgorsza była jej środowiskowa niezatapialność.

Ileż już starań podejmował Antoni, aby skutecznie dr Przekorę usunąć z powierzchni świata, który się liczył i z miejsc, w których warto było bywać, wiedział tylko on sam i obiekt jego akwarystycznych poczynań. Takie zachowanie ze strony Matyldy było po prostu...po prostu – nazwijmy rzecz po imieniu – niegrzeczne! Tak, to był ze strony Matyldy przejaw nieokiełznanego braku grzeczności!

Sprawa była o tyle trudna do zaakceptowania, że profesor Antoni Przecientny miał alergię o nasileniu zbliżonym do wstrząsu anafilaktycznego na widok niegrzecznych dziewczynek we wszystkich ich fazach rozwojowych i wiekowych. Nie znosił gdy pojawiały się w jakimkolwiek miejscu, w którym on przebywał. Antoni był bowiem wielkim miłośnikiem ładu i porządku przez niego samego stanowionego, a nie od dziś wiadomo było, jak niegrzeczne dziewczynki potrafią namieszać w niejednej sprawie! Jeśli więc już musiał akceptować dziewczynki, to wyłącznie grzeczne, zdolne do podporządkowania się i respektowania jego władzy. Takie stanowisko u Antoniego nie wzięło się tak sobie, ot, z niczego. Przecientny był ojcem czterech córeczek.

– Ach, moje grzeczne dziewczynki – rozmarzył się nieoczekiwanie.

– Ileż radości potrafią dać człowiekowi, ile satysfakcji rodzicielskiej i szefowskiej.

Grzeczna dziewczynka

Profesor Antoni Przecientny z jedną ze swych grzecznych córeczek na spacerze

Przede wszystkim grzeczne córeczki Antoniego oraz innych tatusiów miały zawsze bardzo dobre maniery i nie przynosiły nigdy wstydu na wywiadówkach. Nosiły wirujące sukienki, bawiły się lalkami, nie lubiły chodzić w dżinsach ani włazić na drzewa. Sukieneczki i łapki miały zawsze tak czyste, że nigdy nie mogłyby wystąpić w żadnej reklamie środków piorących. Co więcej, gdyby świat składał się z samych grzecznych dziewczynek, przemysł pralniczy szybko by zbankrutował. Miały obowiązkowo jasne loki, które same się kręciły, a włosy zawsze długie. Nigdy, przenigdy nie nosiły krótkich włosów, bo byłoby im w nich nie do twarzy. Czy ktoś w ogóle kiedykolwiek widział aniołka z krótkimi włoskami?

Gdy dziewczynki dorastały, zostawały grzecznymi robotnicami w ulu korporacyjnym lub szpitalnym. W każdej sytuacji ładnie i szybko, bez zbędnych oporów potrafiły się dostosować do otaczającego świata. Zawsze wiedziały kto tu rządzi i nigdy nie myliły się w ocenie. Nie lęgły się im żadne buntownicze myśli w głowach. Miały zawsze czas, aby wziąć dyżur w Wigilię, Sylwestra, Wielki Piątek, bo nie po to urodziły się grzecznymi dziewczynkami, aby komukolwiek sprawiać kłopot! Nie miały innego zdania niż szef – ach... jakie to było miłe z ich strony! Czciły i admirowały wszelaką hierarchię, a w szczególności ordynaturę i profesurę akademicką, konsultantów krajowych , namaszczonych ekspertów, szanowały władzę szpitalną w każdej postaci, nigdy się jej nie sprzeciwiając. Warto więc było czasem taką grzeczną dziewczynkę zatrudnić na jakimś podrzędnym etacie. Nie stanowiły bowiem one żadnych zagrożeń.

Grzeczne dziewczynki nigdy, przenigdy nie byłyby w stanie wymyślić prochu. Po latach wiernego kicania na dwóch łapkach mogły doczekać się pewnych nagród. Na przykład przepustki do wyjazdu na zagraniczny kongres, zrobienia doktoratu, a w szczególnie zasłużonym przypadku nawet habilitacji, po którym to wydarzeniu otwierały się przed nimi wrota raju, bowiem nie od dziś było wiadomo, że grzeczne dziewczynki po swym pracowitym życiu szły do nieba, a niegrzeczne tam gdzie chciały, oczywiście.

Krystyna Knypl

GdL 1 / 2022

Następny odcinek, podobnie jak następna dawka szczepionki simply must be! i oczywiśćie jest ;pod linkiem

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2193-recepta-refundowana-rozdzial-1-eksperci-spodziewaja-sie-niespodziewanego

 

Czym jest "Życie w Pandemlandii" ? Jest felietonem satyrycznym. Co to jest felieton ? - informacja poniżej.

Felieton definicjaa

Siła przekazu słowa "jeszcze" albo o czym JESZCZE nie pisaliśmy w GdL?

Krystyna Knypl

Słowo jeszcze ma niezwykłą siłę przekazu. Przedstawiciele starszego pokolenia pamiętają piękną patriotyczną piosenkę Jeszcze jedne mazur dzisiaj ( https://www.youtube.com/watch?v=jqGepNfL2bc

Jeszcze jeden mazur dzisiaj, nim poranek świta,
„Czy pozwoli panna Krysia?” młody ułan pyta.
I tak długo błaga, prosi, boć to w polskiej ziemi:
W pierwszą parę ją ponosi, a sto par za niemi.

On coś pannie szepce w uszko i ostrogą dzwoni,
Pannie tłucze się serduszko i liczko się płoni.
Cyt, serduszko, nie płoń liczka, bo ułan niestały:
O pół mili wre potyczka, słychać pierwsze strzały.

Słychać strzały, głos pobudki, dalej na koń, hurra!
Lube dziewczę porzuć smutki, dokończym mazura.
Jeszcze jeden krąg dokoła, jeden uścisk bratni,
Trąbka budzi, na koń woła, mazur to ostatni.

Mam dużo sentymentu do słów piosenki, bowiem przypomina mi ona dom rodzinny, w którym podczas różnych uroczystości rodzinnych mój Ojciec Józef przy deserach często intonował  Jeszcze jeden mazur dzisiaj! Mijają lata, mijają zostają piosenki https://www.youtube.com/watch?v=AWdPi9oE_kQ , ale też słowa nabierają innego znaczenia.

Jeszcze nie wyszłaś za mąż? pytają się dziewczynę jej zamężne koleżanki.

Jeszcze się nie ożeniłeś? - pytają się chłopaka koledzy.

Jeszcze nie macie dzieci? - pytają się dzieciaci bezdzietnych.

Jeszcze pracujesz? - pytają się nastawieni wypoczynkowo do życia tych bardzo pracowitych.

W zawodzie lekarza to pytanie jest bardzo na czasie. Nie samą pracą człowiek żyje.

Czy kobieta w pewnym wieku JESZCZE interesuje się seksem? - zapytał mnie pewien amerykański kolega na www.sermo.com na globalnym / amerykańskim portalu dla lekarzy, którego jestem felietonistką od 2016 roku. Udzieliłam mu wyczerpującej odpowiedzi w oparciu o fizjologię, a słowo jeszcze stało się inspiracją do napisania artykułu "Czy kobieta w pewnym wieku jeszcze interesuje się seksem?"

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wybrane-artykuly/382-czy-kobieta-w-pewnym-wieku-jeszcze-interesuje-sie

Emocje zawarte w słowie JESZCZE mają swoją siłę przyciągania. Użyte w tytule artykułu Is a woman of a certain age stlii interested in sex?" miało swój udział w przyjęciu do publikacji mojego felietonu na portalu WHO / ONZ

https://www.decadeofhealthyageing.org/find-knowledge/voices/feature-stories/detail/is-a-woman-of-a-certain-age-still-interested-in-sex

 Ciekawe, że nigdy nie słyszałam pytania czy mężczyzna w pewnym wieku jeszcze interesuje się seksem ;) Jeszcze nie gościła na łamach GdL w szerszym wymiarze tematyka erotyczna, a wszak wszystko jest dla ludzi, dodajmy dla ludzi w każdym wieku. Podczas jednej z dyskusji dziennikarskich powstał pomysł stworzenia powieści o tej tematyce. Zadanie ambitne, tylko komu je powierzyć ? Czy 77 letnia kobieta jest jeszcze dostatecznie wiarygodna? Chyba nie...??!!

Tygrys Medycyny

Matylda Przekora - portret narysował @Francis

Zdecydowaliśmy się podczas twórczej narady w redakcji, że powieść napisze Matylda Przekora młoda i utalentowana pisarka oraz lekarka. Ma ona w swym dorobku powieść "Maść tygrysia czyli powołanie do medycyny" oraz  opowiadania. We wszystkich jej dziełach obecna jest tematyka miłosna. Opowiadania jej autorstwa to "Randka pod sekwoją" oraz "Powieka modelki". Kliknijcie i poczytajcie "Powiekę modelki" - akcja toczy się w Mediolanie, w środowisku modelek, które jak wiemy bardzo dbają o swój wygląd. Podobnie jest z Matyldą popatrzcie na jej dolne rzęsy oraz ust korale, a zwłaszcza koral dolny ;).

Wprawdzie autor rysunku @Francis ukrył szczegóły dotyczące paznokci, ale autorka pilnie korzysta z najnowszych osiągnięć nie tylko kosmetologii, fryzjerologii, ale także paznokciologii. Może nie zapoznać się z doniesieniami z zbliżającego się kongresu American College of Cardiology, ale wizyta w salonie piękności to dla niej kluczowa sprawa. Bo w końcu czy widać jakoś po niej, że będzie na bieżąco z wiedzą kardiologiczną? Nie będzie! A takie paznokcie to każdy zobaczy i w związku z tym you simply must have!

Powieka modelki okladka

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wybrane-artykuly/651-powieka-modelki

Opowiadanie "Randka pod sekwoją" jest dostępna tylko w wersji papierowej. Było ono także tłumaczone na język angielski (Date under sequoia).Także kolejne opowiadanie "Belo horizonte"  jest w wydaniu papierowym. Wspomniane książki są dostępne w Bibliotece Narodowej w Warszawie oraz Bibliotece Jagiellońskiej w Krakowie, wydała je Krystyna Knypl.

Biblioteka Narodowa katalog Krystyna Hal Hublewska

Już wkrótce na naszych łamach powieść miłosna  "Tańczę tango!"

Krystyna Knypl

GdL 1/2022

Sanatorium Przejrzystości, odcinek 2

Poprzedni odcinek

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1672-sanatorium-przejrzystosci-odcinek-1

Krystyna Knypl

Mimo oszczędnego trybu życia pewnych wydatków nie da się uniknąć. Dziś opłata za media elektroniczne 135,00 zł. Proponowano mi wyższą stawkę, za którą będzie więcej kanałów telewizyjnych i szybszy internet. Nie wykazałam zainteresowania dalszym marnotrawieniem pieniędzy (nie oglądam telewizji), rezultat - odcięto internet i telefon w kablu. Na szczęście mam lepszego osiedlowego dostawcę internetu oraz dwa numery telefonów komórkowych.

Amerykanie mają powiedzenie, że there is no such thing as a free lunch czyli nie ma bezpłatnych obiadów ( więcej https://en.wikipedia.org/wiki/There_ain%27t_no_such_thing_as_a_free_lunch) w czasach gdy przedstawiciele medyczni firm farmaceutycznych odwiedzali gabinety lekarskie zdarzało się, że wizyta taka kończyla się zaproszeniem na lunch połączony z prezentacją promowanego produktu leczniczego. Nastały czasy pryncypialnych zarządzeń ministerialnych, które zabroniły takich wizyt i doktorzy byli narażeni na hipoglikemię, a bizes farmaceutyczny na nadwyżki budżetu. Mój ostatni free lunch miał miejsce pod koniec 2019 roku, instytucją zapraszającą była Komisja Europejska. Co jadłam i co piłam miejsce można zobaczyć od linkiem https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1496-moja-akredytacja-dziennikarska-w-brukseli-na-high-level-conference-wrzesien-2019 . Moje codzienne zakupy robię w pobliskim markecie  jest blisko,ma dobre ceny, wiem gdzie leżą poszczególne produkty, znam kasjerów z którym sympatycznie sobie rozmawiam. Częsty dialog  jest taki:

- Zbiera pani naklejki? - pyta kasjer.

- Zbieram tylko pieniądze, ale nie jestem kobietą sukcesu. Co nazbieram to wydaję  w waszym markecie. A poza tym naklejki zbierają babcie, które mają wnuki w Polsce, moje wnuki mieszkają za granicą. Co może się przydarzyć babci, której wnuki mieszkają za granicą można poczytać pod linkiem

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1652-opowiesc-wigilijna-dla-moich-wnuczat

Biedronka

Pokazana wczoraj moja lodówka ( https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1672-sanatorium-przejrzystosci-odcinek-1) doczekała się komentarza, że jest w wyglądzie wegetariańska. Powiedziałabym, że raczej "małomięsna". Uwaga ta zainspirowała mnie do przejrzystej narracji o kosztach mojego wyżywienia.

Sniadanie 1

Dzisiejsze niskobudżetowe śniadanie. Na drugie śniadanie były owoce.

Dinner

Równie niskobudżetowy obiad. Pierogi kosztują 4,99 zł, w opakowaniu jest 15 sztuk. Zjadam na obiad 5 pierogów, podstawowe danie mojego obiadu kosztuje więc 1,33 zł. Można kupić pierogi na wagę, raz "szarpnęłam się" i zapłaciłam 8,40 zł za porcję na dwa obiady. Mamy więc 4,20:1,33 zł. Dodajemy bogate w witaminy oraz elektrolity kiełki i mówimy smacznego! do obiadu taniego :). Na deser pół batonika chałwy.

Obiad 3

Inny obiad: paczka kopytek starcza do czterech obiadów. Sałatka z papryki, cebuli, jabłka i pomidora doprawiona olejem oraz przyprawą ziołową.

Krystyna Knypl

GdL 1 / 2022

Następny odcinek

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1691-sanatorium-przejrzystosci-odcinek-3

Sanatorium Przejrzystości, odcinek 1

Krystyna Knypl

Tytuł mojego artykułu jest  nietypowy i wymaga wyjaśnienia dlaczego wybrałam takie zestawienie słów. Nie od dziś wiadomo, że sanatoria leczą, a "Sanatorium miłości" ( https://pl.wikipedia.org/wiki/Sanatorium_mi%C5%82o%C5%9Bci ) to już nie jednego seniora oraz seniorkę postawiło na nogi. We wspomnianym programie uczestniczą osoby powyżej 60 roku życia. Spełniam to kryterium nawet z nawiązką, niedawno ukończyłam 77 lat. Nigdy nie byłam w sanatorium i nie planuję takiego pobytu, ale doceniam wpływ tych placówek na zdrowie kuracjuszy w każdym wieku.

Nie tylko sanatoria wywierają dobry wpływ na ludzi. Według mnie ważnym czynnikiem wpływającym na dobre poczucie obywateli jest transparentność w życiu publicznym. Jestem wielką fanką transparentności w odniesieniu do osób publicznych, nie tylko polityków czy urzędników. Uważam, że powinna ona obowiązywać wszystkie osoby publiczne do ktorych w dzisiejszych czasach należy także zaliczyć tzw. ekspertow czyli osoby wypowiadająće się na temat pandemii. W środowisku lekarskim oraz środowisku dziennikarzy medycznych jestem osobą  rozpoznawalną z powodu moich artykułow w prasie korporacyjnej, książek ( najpopularniejsza to "Życie po byciu lekarzem" ) oraz bycia  redaktor naczelną & wydawcą Gazety dla Lekarzy (GdL), która 28 lutego 2022 będzie obchodziła 10 urodziny. GdL jest pismem non profit, szczegóły są w statucie https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/statut , nie zamieszcza i nigdy nie zamieszczała żadnych reklam. To nasz pasja, a nie biznes.

Dyskusja na portalu dla lekarzy

Jestem aktywną uczestniczką portalu dla lekarzy www.konsylium24.pl , jako zwolenniczka transparentności na portalu występuję pod swoim imieniem i nazwiskiem (początkowo pod nickiem @spa). Najbardziej popuarnym wątkiem jak założyłam na tym portalu są "Powiedzonka pacjentów", ale od kilku dni szybko rosnącą popularność zdobywa założony przeze mnie wątek "Jak sobie wyobrażacie Waszą starość?", który dostępny dla zarejestrowanych lekarzy pod linkiem

https://konsylium24.pl/k24/fora-dyskusyjne/hyde-park/nasz-serwis/spolecznosc-konsylium24/post/150144?page=12&sort_comment=oldest&page=12&sort_comment=oldest#render_comments_container

Jednym z dyskutowanych tematów w tym wątku jest jak długo lekarz powinien pracować w swoim zawodzie?. W wielu wypowiedziach pojawiły się informacje, że trzeba pracować długo bo emerytury będą małe, a koszty utrzymania są drogie. Pomijam tu kwestię taką jak wyglądałby system ochrony zdrowia gdyby wszyscy lekarze w wieku 65(+) udali się na dlugie wakacje...

Zapytałam uczestników dyskusji ile potrzebują miesięcznie "na życie". Padały różnie wysokie kwoty, raczej wyższe niż nisze. Moja kwota miesięcznych wydatków to 2200 zł na miesiąc dla gospodarstwa jednoosobowego. Zadekarowana kwota wzbudziła żywe zainteresowanie oraz wiele komentarzy. Jako zwolenniczka wspomnianej transparentności w życiu publicznym zadeklarowałam, że będę podawać  przez styczeń 2022 moje wydatki oraz przychody.

Przejrzystość, transparentność

Co oznaczają te słowa, tak mało lubiane przez osoby publiczne? Gdy zajrzałam do  Słownika Języka Polskiego zastanowiła mnie kolejność objaśnień różnych znaczeń słowa transparentny. Pomyślałam, że może lepiej będzie ze słowem "przejrzystość"

Transparentnosc

Niestety nie było lepiej... Skąd wzięłą się taka kolejność??? Fajnie byłoby się dowiedzieć!

Przejrzystosc

O mowo polska! - zawołałam za Stanisławem Wyspiańskim po lekturze SJP.

O mowo polska, ty ziele rodzinne,
Niechże cie przyjme w otwarte ramiona,
Ty bedziesz kwieciem tych pól ubarwiona,
Ty osłodą żywiczną lasów,
Ty zbożnym kłosem na roli,
Ty utęsknieniem wszystkich czasów,
Pojmująca, czująca, co boli…

Może trzeba by napisać na nowo, wzorując się na poecie, o mowie polskiej tak:

O mowo polska, tak wielce zmieniona!

Niech ci  się przyjrzę  zastanowiona,

Dlaczego  jesteś tak bardzo toksyczna?

Jak toksyczne kwiecie, które kwitnie 

W wielu mediach oraz w internecie.

Mój budżet

Obecnie posiadam emeryturę za pracę w zawodzie lekarza oraz dziennikarza, oraz umowy o dzielo lub umowy zlecenie, współpracuję na stałe z dwoma wydawcami krajowymi oraz jednym wydawcą w Stanach Zjednoczonych (jest to portal dla lekarzy www.sermo.com ), gdzie co tydzień pisuję felietony w języku angielskim, honorarum za jeden felieton wynosi 150 zł. W ciągu roku miewam pojedyńcze zlecenia od innych wydawćw, takich jak na przykład European Society of Cardiology. Na łamach pisma e-Journal of Cardiology Practice od czsu do czasu publikuję artykuły naukowe, na przykład w 2020 ukazał się mój artykuł "The abdominal aortic artery aneurysm and cardiovasular risk factors"https://www.escardio.org/Journals/E-Journal-of-Cardiology-Practice/Volume-18/the-abdominal-aortic-artery-aneurysm-and-cardiovascular-risk-factors Honoraria za artykuły naukowe są różne, za wspomniany artykuł otrzymalam honoraru 400 euro na umowę o dzieło autorskie.

Mój budżet

 Moja emerytura wynosi 3368,80 zł,, ostania 3458,80 zł z racji "czternastki". I tę kwotnę będę rozliczać. Moje stałe opłaty to: czynsz 718.70zł, internet 30,00 zł, kasa zapomogowa dla lekarzy 15,00 zł, komórki 74,99 zł, UPC  135,00 zł, prąd - ostatnie miesiące 74,90 zł, opłaty bankowe: bank nr 1 płacę 27,50 zł miesięcznie, bank nr 2 płacę 20,00 zł , bank nr 3 płacę 17,90 zł. W styczniu dwa razy robiłam zakupy spożywcze: pierwsze zakupy wydałam 115,38 zł, drugie zakupy 111,31 zł. Dziś wykupiłam ochronę komputera za pomocą programu Norton za 129,99 zł. Póki co innych wydatków nie miałam.

Moje ulgi z tytułu wieku 75(+)

Jako osoba z pokolenia 75(+) mam kilka zwolnień z opłat: nie placę: za komunikację miejską oraz Warszawską Kolej Dpjazdową, nie obowiązuje mnie skladka na Izbę Lekarską, Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich, Polskie Towarzystwo Kardiologiczne, którego  jestem członkiem od 1977 roku. Niedawno wyrabiłam nowy paszport, też nie musiałam płacić za ten dokument w biurze paszportowym, a cały koszt z nowym paszportem związany to 40 zł za fotografie.

Dostępne są też bezpłatnie niektóre leki na tzw. "S", w moim przypadku jest to temisartan. Na koniec może najważniejsze wyznanie: nie mam samochodu, nie mam prawa jazdy, no i co oczywiste nie garażu, egro nie mam co pokazywać w powszechnie znanym temacie. Może inne zawartości mojego mieszkania będą ciekawe, na początek moja lodówka.

Lodowoka 1

Ech, babciu nie szalej!

Wszyscy znamy znakomity przebój "Ech mała, nie szalej!, w którym Maryla Rodowicz zachęca babcię do ekscesów. Lubię  tę piosenkę, ale nie kuszą mnie propozycje piosenkarki. Nie palę papierosów, nie piję alkoholu ani też kawy. Mój ulubiony napój to melisa, ktorej znakomite, wielokierunkowe dzialanie niedawno odkryłam https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wazniejsze-nowosci/1487-wielokierunkowe-dzialanie-melisy-lekarskiej . Jedno opakowanie kosztuje 3,99 zł. Moje przyjemności to sympatyczne e-spotkania przy melisie z moją rodziną, która od wielu mieszka za granicą  był więc czas nauczyć się e-życia z bliskimi osobami) oraz zaprzyjaźnionymi koleżankami, także lekarkami. Wirtualne pogawędnki prowadzę z Alicją, Beatą, Ewą, Martusią oraz Magdą. Dziewczyny, dziękuję, że jesteście! Bardzo cenię Waszą przyjaźn oraz obecność w moim życiu :)

W dyskusji na www.konsylium24.pl podnoszono wydatki na kosmetyki, które wielu paniom poprawiają samopoczucie. Wizyta u fryzjera, kosmetyczki, w sklepie z kosmetykami uważaja za ważny, ba wręcz niezbędny element ich życia. Moje kosmetyki to mydło, pasta do zębów, szampon do wlosów, mleczko kosmetyczne, wazelina. Nie używam perfum, mam nadwrażliwość receptorów węchowych. Nie maluję się ani nie farbuję włosów, nie odczywam takiej potrzeby, nie toleruję nieufarbowanych odrostów włosów, a postanowienie o ich nieposadaniu podjęłam w młodości.

Czy zakupoholizm, ktoremu ulegliśmy i uporczywie trwamy w nim na skalę masową na przestrzeni ostatnich trzech dziesięcioleci to zjawisko normalne, prawdłowe, godne pochwały czy może raczej wdepnęliśmy w coś nieciekawego?

Zastanowimy sie nad tym w następny odcinku, pardon w następny turnusie Santorium Przejrzystsci.

Następny odcinek

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1677-sanatorium-przejrzystosci-odcinek-2

Krystyna Knypl

GdL 1 /2022

Życie w Pandemlandii. Powieść SF ze sfer medycznych, odcinek 4

Poprzedni odcinek

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1667-zycie-w-pandemlandii-powiesc-sf-ze-sfer-medycznych-odcinek-3

Krystyna  Knypl

Wirusy, odkąd istniały, zawsze potrafiły przechytrzyć ludzi. Atakowały znienacka, w sposób niewidoczny i podstępny, szybko ścinając z nóg człowieka upatrzonego na swoją ofiarę. Nic sobie nie robiły z tego, że ktoś jest Bogatym Biznesmenem (BB), Bardzo Ważnym Politykiem (BWP), Bardzo Znanym Prawnikiem (BZP), a nawet Bardzo Znanym Dziennikarzem (BZD). Nie odczuwały ani odrobiny lęku przed stanowiskiem swojej ofiary, stanem jej konta bankowego, zasięgiem wpływów ani koneksjami krajowymi i zagranicznymi. Kompletnie ignorowały fakt posiadania dostępu swoich ofiar do mediów, mikrofonów i studiów telewizyjnych. Były niewrażliwe na wpisy na mediach społecznościowych, najbardziej wściekły hejt i co najstraszniejsze – na najgroźniej zredagowane paragrafy, ustawy i rozporządzenia.

Bezpardonowo wskakiwały na śluzówki dróg oddechowych albo co gorsza – dróg moczowo-płciowych kobiet i mężczyzn, przyczepiały się do wybranego receptora, podstępnie przenikały błony komórkowe i wdzierały się z impetem do wnętrza komórek swojej ofiary. Rozhulane wirusy namnażały się szybciej niż króliki w Panestralii, hasając po całym organizmie zaatakowanych, pozbawiając ofiary możliwości poruszania się, a z czasem w niektórych przypadkach także oddychania. Bezczelność wirusów nie znała granic – i nie jest to licentia poetica! Te zlepki aminokwasów, bo nawet nie białek!, bezczelnie przemieszczały się z kraju do kraju, z kontynentu na kontynent, z jednego sezonu na drugi sezon, co więcej – korzystały na gapę z samolotów, pociągów, autobusów i statków. Ludzi padali wszędzie jak przysłowiowe muchy. Trzeba było jakoś temu przeciwdziałać! Zorganizowano sieć szpitali covidowych, w których największy nacisk położono na dietę

Nie od dziś wiadomo, że odpowiednia dieta jest w stanie nie tylko uchronić od choroby, ale i chorego postawić na nogi. Koncepcję i nadzór nad opracowaniem diety dla pacjentów i personelu objął dr Staś Zapracowany. Przygotował on następujący jadłospis:Śniadanie: kromka chleba z rana i z covidem wygrana. Obiad: tylko strawa duchowa i poprawa gotowa: Podwieczorek: mowa trawa, świeżo skoszona murawa. Kolacja: jedno jabłko z wieczora trzyma z dala doktora.

Jadłospis wręczano pacjentom i personelowi, aby wszyscy mogli się na... naczytać do woli, a nie najeść, bo przecież nie o to chodzi, aby ludzie się objadali i do zdrowia nie wracali – grzmiał we wszystkich programach radiowych i telewizyjnych dr Adam Prankster.

Jabłko Terapeutyczne (https://en.wikipedia.org/wiki/Apple)

To nie były byle jakie jabłka, pierwsze lepsze z brzegu! To były jabłka naukowo opracowane przez laureatów Nagrody Nobla, specjalnie przetestowane i certyfikowane. Każde jabłko miało swój niepowtarzalny, indywidualny certyfikat. Pierwsza prezentacja Jabłek Terapeutycznych miała miejsce w 2007 roku, Matylda Przekora miała okazję ten ciekawy produkt osobiście degustować. Zjadła jabłko i od razu poczuła się lepiej... czuła, jak zdrowie rozchodzi się po jej organizmie. Szybko zawinęła w chusteczkę pestki ze zjedzonego noblowskiego jabłka i zawiozła je do Rodzinnego Miasteczka, gdzie jej rodzina rozpoczęła uprawę. Matylda na każdy sezon dostawała z Rodzinnego Miasteczka odpowiednią ilość tego naturalnego prozdrowotnego produktu. To, że produkt działa, nie ma najmniejszej wątpliwości – wystarczy spojrzeć na Matyldę! Mimo że jej pesel zaczyna się od 45, to owocnie realizowała ona hasło „Do szpitala to ja jeździłam tylko do porodu i do pracy”. Rozmiary pandemii były coraz większe i większe. Trzeba było szkolić personel aby podołał rosnącym wyzwaniom. Wybitni funkcjonariusze systemu dr Kalasanty Ustawka-Sięzdziwiłł , znany z zdolności do bycia mobilnym prezesem, dyrektorem, ba! przeorem! i nawet mentorem niedouczonych wspólnie z prof. Andrzejem Niedogolonym, znanym specjalistą kablologii, który z talentem potrafił kablować na każdego.

Kula kabli400

 Kablolodzy obradują na konferencji, której temat brzmi: "Na kogo by jeszcze zakablować?"

Kalasanty z Andrzejem zorganizowali serię webinariów dla personelu medycznego w Pandemlandii, których poufnym mootem było " ważna jest tylko medycyna nowa, sta do kątara niech się schowa". Podczas jednego ze szkoleń pewna pielęgniarka znienacka zapytała wykładowcę:

– Miałam pacjenta, u którego gorączka była tak wysoka, że zabrakło skali na termometrze! Co robić w takim przypadku, panie doktorze, administratorze? Co robić w tak trudnym przypadku?

– Jak to co robić? Jak to co robić? Stłuc termometr! – wrzasnął poirytowany Kalasanty. – To pani tego nie wie??? Tyle lat pracy w ochronie zdrowia i nie zna pani podstawowych procedur???

Personel medyczny otrzymał polecenie "stłuc termometr!

Wyczerpany emocjonalnie głupimi pytaniami Konstanty powrócił do swojej rodowej posiadłości na obrzeżach Pandemlawy stolicy Pandemlandii. Z jakim niedouczonym, niedomyślnym, niezaangażowanym personelem przyszło mi pracować! – skarżył się małżonce, która powitała go czum małżeńskimły pocałunkiem oraz gorącym rosołem na wzmocnienie organizmu osłabionego zarządzaniem niegramotnymi masami ludzkimi.Musiał szybko odzyskać formę, bowiem następnego dnia miał zebranie rady nadzorczej Sieci Szpitali Covidowych. Na posiedzeniu tym omówiono strategię walki z wirusem, plany na przyszłość, a także wybrano rzeczniczkę prasową Sieci Szpitali Covidowych, którą została jedna z córek Kalasantego. Taka praca jej się po prostu należała!

Syrenka660

Rzeczniczka Prasowa Sieci Szpitali Covidowych podczas pracy

Zadaniem rzeczniczki prasowej było leżeć na przeciwległym do Centralnego Szpitala Covidowego brzegu rzeki i pachnieć. Wydzielając intrygujący zapach jednocześnie testowała, czy zadający jej pytania dziennikarze nie stracili węchu wskutek zakażenia wirusem.Ci z dziennikarzy, którzy zachwycili się jej zapachem, otrzymywali odpowiedź na swoje pytania, a ci co nie skomentowali tego przecudnego aromatu, byli uznawani za zakażonych i kierowano ich na kwarantannę, aby nie marudzili i nie rozsiewali pesymizmu. Nie od dziś wiadomo, że pesymizm jest gorszy od niejednego wirusa!

Ustawiono butle tlenowe na przystankach autobusowych, gdzie także pomocy niedotlenionym udzielało Przystankowe Pogotowie Tlenowe. Mimo tych wysiłków i bezbrzeżnej troski władz Pandemlandii ilość zakażeń rosła. Co robić? co robić? powtarzano w kuluarach władzy.  Zastrzyk nadziej dostarczyły dwie młode sygnalistki prawniczka i medyczka zasłużone dla sprawy oczyszczania szeregów medycznych z niekompatybilnych do sytemu jednostek, umysłowo otępiałych i opornych na jedynie słuszne EBM oporne.  Ich najgłośniejsze zgłoszenie dotyczyło interpretacji skrótu EBM. Otóż pewna emerytowana internistka z Pandemlawy, stolicy Pandemlandii urządzała sobie w internecie chichotki, że EBM = Ewidentnie Błędna Medycyna. Co więcej w tych chichotliwych wpisach twierdziła że skrót CME wcale nie oznacza Continous Medical Education lecz Continuous Marketing Efforts czyli ciągłe wysiłki marketingu! Wprawdzie sąd odrzucił wniosek w pierwszym chichotaniu, pardon czytaniu oczywiście, ale one były zdeterminowane do dalszej walki. Były dumnymi absolwentkami The  Whistleblower University w Chcivos, czyli uniwersytetu dla sygnalistów.

pogot przystank500

Niezrażone postawą sądu sygnalistki zgłosiły następny  wniosek aby podawać wirusy do sądu i oskarżać je o działanie na szkodę władzy oraz EBM. Nie mogło być tak, że w Pandemlandii stosowano zasady Evidence Based Medicine, a ta medycyna na wirusy nie działała!

Nowe struktury kadrowe

Podstawowym założeniem był podział kadr na Medycyny Znawców i Potulnych Wykonawców. Znawców nazywano ekspertami, zastanawiano się nad  bardziej precyzyjnym określeniem „dostawca prawdy”, czyli ktoś, kto łączył w sobie status eksperta oraz osoby przekazującej prawdę. Słuchaczy licznych wykładów nazywano „złaknionymi prawdziwej wiedzy”, co niebywale podnosiło wszystkim samopoczucie do granic rozkoszy. Każdy chciał obcować z przekazem medycznym gwarantującym mu rozkosz na miarę doznań erotycznych. Prócz przekazów nowej wspaniałej wiedzy między słowa wpleciono zalecenia:

# przytakuj naszym przekazom i połykaj ich treść

# zapomnij o starej wiedzy

# propaguj nową wspaniałą medycynę, głoś jej chwałę i wielkość

# zwalczaj myślących inaczej, donoś na nich gdzie tylko się da!

# zwalczaj myślących samodzielnie i mających osobiste doświadczenie w medycynie

Jako najważniejsze cele wzięto zdyskredytowanie doświadczenia osobistego w medycynie, samodzielność myślenia oraz znajomość patofizjologii. Tylko wybrańcy mieli prawo myśleć samodzielnie i formułować wnioski, tłum miał powtarzać to, co otrzymał w przekazie od wybrańców. Po kilku latach gwardia hunwejbinów medycyny była gotowa do służby ludzkości, a jej głównym celem było promowanie Narodowego Programu Szczepień Pandemlandii.

Program realizowały z niezwykłym oddaniem zastępy hunwejbinów medycyny, szczepiących dniem i nocą. Wydano instrukcje zwiększające wydajność ogólnonarodowej akcji szczepienia wszystkiego co się porusza i na drzewo nie ucieka. Egzemplarze uciekające na drzewo nie szczepiono, bo mogły to być nietoperze będące pierwotnym rezerwuarem zarazy. Optymalizowano czas pobytu w gabinecie, wypełniania dokumentacji i przeprowadzania zabiegu. Zrezygnowano na przykład z wykonywania aspiracji po wkłuciu igły, bo w końcu nie o to chodziło, żeby sprawdzać, gdzie jest igła – w mięśniu czy w naczyniu krwionośnym – tylko o to, aby szczepionkę ulokować w obywatelu oczekującym należnej mu procedury medycznej. Detale anatomiczne były bez znaczenia, liczyła się liczba wkłuć i podań.

Niestety niektórzy zaszczepieni maruderzy pisali na forach internetowych, że mają dolegliwości po zaszczepieniu – gorączkę, bóle mięśni, powiększone węzły chłonne, osłabienie. Rodziły się wątpliwości, z dnia na dzień było ich coraz więcej, aż powstała straszna, okrutna Myślozbrodnia(*) Niewiary w Szczepionkę.

Myślozbrodnie rozpleniły się w całej Pandemlandii i namnażały z szybkością dorównującą wirusom. Myślozbrodniarze zbierali się na forach internetowych i opowiadali sobie o swych wątpliwościach co do działania szczepionki oraz częstości występowania niepożądanych odczynów poszczepiennych. Myślozbrodniarze z dyplomem lekarza byli szybko wychwytywani przez hunwejbinów medycyny i kierowani do centrów oczyszczenia umysłów. Podniosłe zadania oczyszczania umysłów prowadziły struktury korporacji zawodowych, wzywając delikwentów przed swe groźne oblicze.

 Policja myśli 2

Jednak mimo wytężonej pracy hunwejbinów medycyny myślozbrodnie niewiary w szczeponkę namnażały się z szybkością dorównującą wirusom. Niezbędne było wproawdzenie bardziej wydolnych metod kontroli. Na jednej z narad wysunięto koncepcję stworzenia policji myśli.

-----------------------------------------------------------------

(*) Myślozbrodnia – przestępstwo w Oceanii, fikcyjnym państwie stworzonym przez George’a Orwella w powieści Rok 1984. Słowo myślozbrodnia (zbrodniomyśl – ang. thoughtcrime) pochodzi z nowomowy i jest efektem połączenia słów „myśl” i „zbrodnia”. W praktyce oznacza ono przestępstwo polegające na myśleniu wbrew linii propagowanej przez Partię oraz Wielkiego Brata. Myślozbrodnię wykrywa Policja Myśli, która pełni funkcję tajnej służby. Człowiek ogłoszony przez Policję Myśli myślozbrodniarzem zostaje poddany ewaporacji, tzn. wymazuje się jego wszystkie dane z ksiąg oraz zaciera się po nim wszelki ślad. Jest przetrzymywany w siedzibie Ministerstwa Miłości. https://pl.wikipedia.org/wiki/My%C5%9Blozbrodnia

Krystyna Knypl

GdL 1 /2022

Akcja się rozpędza, nie ma innego wyjścia, następny odcinek MUSI BYĆ!

Następny odcinek https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2193-recepta-refundowana-rozdzial-1-eksperci-spodziewaja-sie-niespodziewanego

 

Czym jest "Życie w Pandemlandii" ? Jest felietonem satyrycznym. Co to jest felieton ? - informacja poniżej.

Felieton definicjaa

Życie w Pandemlandii, powieść SF ze sfer medycznych, odcinek 3

Poprzedni odcinek powieści jest pod linkiem

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1666-zycie-w-pandemlandii-powiesc-sf-ze-sfer-medycznych-odcinek-2

Krystyna Knypl

Propagowano wizję Nowego Wspaniałego Świata (NWŚ) różnymi metodami. Stary Paskudny Świat (SPŚ) kurczył się w oczach, wystarczyło spojrzeć na coraz mniejsze jego rozmiary i powoli tonące pod wodami mórz i oceanów kontynenty pełne starców nie przynoszących dochodów, a jedynie pożerających pieniężne zasoby publiczne.

<a href=

Kurczące się  kontynenty Starego Świata

https://pl.wikipedia.org/wiki/Stary_%C5%9Awiat

 Nowy Wspaniały Świat (NWŚ) przedstawiono jak krainę mlekiem i miodem pachnącą.

Obraz Nowego Wspaniałego Świata 

Źródło ilustracji

 https://pl.wikipedia.org/wiki/Nowy_%C5%9Awiat

Branża Big Pharma oraz Big Vaccine starała się dotrzymywać kroku  mutacjom wirusów produkując kolejne edycje szczepionek. Produkcja tabletek oraz innych leków była tysiące razy mniej opłacalna w porównaniu z produkcją szczepionek na kolejne mutacje wirusów. Właściwie Global Big Pharma & Big Vaccine (BP&BV)  rządziła światem. Na każdego polityka zgromadzono taką ilość wrażliwych danych, często mocno kłopotliwych, że siedzieli oni potulnie jak myszki pod miotłą.

Zasadą, która rządziła światem w dobie pandemializmu było "masz e-kwity, masz władzę". Smartfony, bez których nie wyobrażano sobie życia w epoce pandemializmu śledziły wszystko - od miejsc, w których bywała dana osoba po dobową ilość wypuszczanych bąków przez dolny odcinek przewodu pokarmowego. Wprowadzono limity bąkowania. Każdy kto przekroczył dozwolony limit puszczania bąków był publicznie nazywany Szkodliwym Śmierdzielem. Media kolorowe prześcigały się w sensacyjnych opisach okoliczności, w których politycy puszczali nadmiarowe bąki. Wprowadzono do świadomosci obywateli na wzór bumelanta z epoki socjalizmu, nową szkodliwą społecznie postać, która nazwano Bąkelantem  Z takim wizerunkiem żaden polityki nie miał jakichkolwiek szans na uznanie wśród zmanipulowanych mas wyborczych. Poza terminem ślad węglowy lansowano termin ślad bąkowy. W publicznych miejscach ustawiono banery z hasłem:

Duży bąkowy ślad psuje Nowy Społeczny Ład

Nikt nie chciał być śmierdzącym dywersantem! Zmieniano też strategie promocji kolejnych edycji szczepionek przeciwwirusowych.Do starszego pokolenia, które pamiętało czasy gdy Siedziało (się) jak w kino, na dachu przy kominie, a może jeszcze wyżej niż ten dach, skierowano znaną piosenkę w nowej aranżacji:

https://www.youtube.com/watch?v=zgcVDLKMtRQ

Siedzieliśmy jak w kinie,

Z szczepionką przy rozkminie,

A może jeszcze bliżej

Niż  roz-kmin, kmin, kmin!

A ty ją precz oddałeś

I innej już nie chciałeś

To po co CHPL tak studiowałeś?

Wtedy, tak?

Dziewięć edycji szczepionki jakoś upchnięto pomiędzy różne grupy - a to cukrzyków, a to parkinsoników albo górników, a nawet wśród antypandemików. Jedną z kolejnych akcji propagandowych skierowano do seniorów.  Początkowo haczyło, ale nieoczekiwanie  jakiś niesforny 95 letni starzec w Sanatorium Miłości zaczął  rozpowszechniać fake newsa, że szczepionka powoduje u mężczyzn niepełnosprawność seksualną. 

Tego jeszcze brakowało, żeby w Sanatorium Miłości nie można było uprawiać miłości! Starcy zaczęli  odmawiać szczepień, co więcej zamówili u grafików plakaty i rozkleili je we wszystkich salach jadalnych.

Cóż robić? Podczas narady w sztabie kryzysowym zdecydowano polecieć starcom po urodzie, w nadziei, że osłabi to ich seksualną atrakcyjność u seniorek.

Niestety słabo to działało na seniorki, które ceniły wolność poniżej pasa u swoich facetów bardziej, niż stan i kolor owłosienia tu i ówdzie, zwłaszcza ówdzie. Pierwsze dwie dawki jakoś upchnięto na wcisk. Kontrolowano gazety papierowe, popularne wśród seniorów, media społecznościowe, których seniorzy z czasem się nauczyli, głównie dzięki portalowi randkowemu dla pokolenia 65 (+)  " Babcie & Dziadki. Seks bez Wpadki". No i gadaj tu z takimi! 

Deską ratunku okazały się być ptaki. Padł pomysł aby rozpropagować koncepcję pandemii Covidu ptasiego, analogicznie do znanej ptasiej grypy. Opracowano spektakularny model graficzny białka kolca ptasiej covidozy.

 Białko kolca wirusa PTAK- CoV-2

Pierwsze dwie serie szczepionek przeciwko PTAK-CoV-2 jakoś się rozeszły z pewnym zainteresowaniem ze strony posiadaczy wszelkiego rodzaju  ptactwa.

Niestety od trzeciej zaczęły się schody. Ptactwo zaczęło ćwierkać między sobą, że to są jakieś spady z pańskiego / ludzkiego stołu i zaczął się totalny ptasi odlot antycovidowy, między tymi osobnikami z bądź co bądź ptasimi możdżkami!!!

Powrócono więc do prób szczepienia ludzi, blokowano niezaszczepionym dostęp do różnych miejsc, wzorując się na historycznych pretekstach dyscyplinujących niepokornych bywalców miejsc publicznych.


 Było trudno wszystkim - ludziom, ptakom i zwierzętom. 

Krystyna Knypl

Czy to możliwe, że na tym się skończy ta pasjonująca narracja o Nowym Wspaniałym Świecie???

Nie!!! Czytajcie i czekajcie

To be continued!

GdL 1 / 2022

Następny odcinek

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1668-zycie-w-pandemlandii-powiesc-sf-ze-sfer-medycznych-odcinek-4

Czym jest "Życie w Pandemlandii" ? Jest felietonem satyrycznym. Co to jest felieton ? - informacja poniżej.

Felieton definicjaa

Życie w Pandemlandii, powieść SF ze sfer medycznych, odcinek 2

Poprzedni odcinek powieści

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1664-zycie-codzienne-w-pandemlandii-powiesc-sf-ze-sfer-medycznych

Krystyna Knypl

Mimo nieustających starań wielokrotnego szczepienia wszystkiego co się rusza,  nie wszyscy mieszkańcy Pandemlandii rozumieli rozmiar niezmierzalnego dobra jakie na nich spływało z rąk dobroczyńców z  Chcivos

Walka z opozycją antysanitarną

Zaczęły powstawać różne grupy opozycyjne zarówno w realu, jak i wirtualne. Krążyła bibuła pandemiczna, tworzono pieśni wzywające do walki z ciemiężcami sanitarnymi. Jedną z nich była pieśń hymniczna "Gdy naród do boju wystąpił z orężem", do której dopisano nowe, aktualne słowa. Pieśń śpiewano na melodię: https://www.youtube.com/watch?v=ICI7PpW8irg

Gdy Naród do boju

Wystąpił z wirusem
Panowie o dawkach
Radzili...
Gdy naród zawołał
Umrzemy lub zwyciężem
Panowie ciężarne
Szczepili...
O cześć Wam
Panowie magnaci
Za ludzi niewolę
Kajdany,
O cześć wam,
Eksperci i potentaci
Za świat do lockdownów
Zagnany...
Szturm na Pałac Covidowy
Ucisk sanitarny narastał, aż osiągnął masę krytyczną. Niezadowolony lud ruszył na  Pałac Covidowy z zamysłem ukarania ciemiężców. Szturmujący do walki zagrzewali się słowami Marszu Gwardii Anty Covidowej
<a href=
Źródło ilustracji:
 
My ze straconych szans
I zagubionych lat,
Za stres i ból,
Za lata łez,
Już zemsty nadszedł czas!
Szczęśliwie zastępy Armii Covidiańskiej odparły szturm i Pałac Covidowy odzyskała swój niepowtarzalny blask.
Nowy Plan Walki
Dla  uzyskania lepszych wyników opracowano 6 letni Wielki Plan Walki z Pandemią oraz przygotowano odpowiednie nagłośnienie w przestrzeni publicznej. Plakat symbolizujący plan przedstawiał dzielnego Oficer Sanitaryzmu, który wierci dziurę w brzuchu niezaszczepionym ProPandemikom, aby poświęcili się dla dobra całej ludzkości i w końcy zaszczepili się.
 Najwięcej nadziei wiązano z młodzieżą, jej również poświęcono odpowiednie propagandowe plakaty.
Plakaty dedykowane młodzieży wzmocniono przekazem do konsumentów napojów alkoholowych, którzy w Pandemlandii stanowili znaczący odsetek społeczeństwa.
Uczucie wdzięczności musi mieć swój wyraz
Zmasowana akcja promocyjna przyniosła pewne rezultaty, można było mówić o sporym sukcesie, który wymagał wizualizacji i konkretyzacji . W tym celu  w centrum miasta Chcivos wzniesiono pomnik, z motywem nawiązujących do znanego monumentu "Czterech Śpiących". Kamienie umieszczone na głowach poszczególnych bohaterów monumentu symbolizowały dźwiganie olbrzymiego ciężaru walki z pandemią. Oczywistą oczywistością było, że bohaterami monumentu zostali profesor Brauss Klapp, Jej Ekselencja Madama Bidula von der Crafty, profesoressa Teressa Chciwa - Namaksa oraz Adaś Dowcipnicki.
Bydgoszcz kamienne głowy
Pomnik Bohaterów Rewolucji Sanitarnej
Generalną zasadą stosowaną przez sztab dowodzenia rewolucją sanitarną było poufne hasło "Wydoić każdego to nic złego!" Symbol tej walki ustawiono na ulicy Nowy Świat.
Krowa Trojan horse
             WYDOIĆ KAŻDEGO TO NIC ZŁEGO!
Ważnym elementem walki z wirusem były kwarantanny oraz izolacje obywateli  zakażonych, podejrzanych oraz zdrowych mających kontakt, z tymi którzy skontaktowali się z wirusem.
Algier ZOO
                            ŻĄDAMY WOLNOŚCI !!!
Skierowani na izolację oraz kwarantannę rozklejali po wsiach i miastach takie plakaty, podobno symbolizujące ich okrutny los. Co więcej metody izolacji nieodpowiedzialnych jednostek nie spotykały się ze zrozumieniem wszystkich przedstawicieli społeczeństwa i trzeba było poszukiwać oraz wyłapywać te propandemiczne jednostki. Do tego celu powołano specjalne oddziały Inspektorów Sanitarnych, którzy przetrząsali tereny milimetr po milimetrze, w poszukiwaniu zbiegów z izolacji oraz kwarantanny.
Krowa 1
Nikt się przed nami nie ukryje i z tego każdy z nas żyje! - hasło Inspektorów Sanitarnych
Na fotografii Inspektor Sanitarny poszukuje ukrytych dywersantów, oni potrafili ukryć się  dosłownie wszędzie przed błogosławionym darem kwarantanny. Każdego dnia Inspektorzy Sanitarni składali osobiście meldunki profesorowi Braussowi Klappowi. Dostęp do jego gabinetu był starannie opracowaną ceremonią.
 Niebieski korytarz 2
 W drodze do gabinetu do prof. Braussa Klappa
Początkowe odcinki korytarza prowadzącego do gabinetu miały pewne elementy jasne, które sugerowały, że Inspektorzy Sanitarni zmierzają ku Niebiańskiej Jasności.
 Niebieski korytarz
Niebiańska Jasność w pobliżu gabinetu prof. Barussa Klappa
Po kilkudziesięciu metrach droga stawała się coraz bardziej niebieska, kolorystyka ta miała na celu stworzenie uczucia dostępu do Niebios. Gdy inspektorzy pokonali dwa odcinki korytarz wchodzili do sekretariatu, gdzie stawali przed obliczem szefowej tego departamentu, którym była Madama  Idiotessa Bęc - Walska.
 Redaktorzyca
 Madama Idiotessa Bęc - Walska
Przed wpuszczeniem  inspektorów do gabinety profesora skuwano im ręce i nogi, bo przecież nie można było ufać nikomu, że nie przyjdzie mu jakaś w najwyższym stopniu niestosowana myśl. Odebrane raporty kierowano do Departamentu Robotów Prasowych, które opracowywały codzienne komunikaty dla mediów.
 Matylda przy maszynie
 Red. Matylda Przekora
 SŁUSZNE DIAGNOZY
portal Instytutu Medycyny Opartej na Doświadczeniu Osobistym
Konsultacja merytoryczna dr med. Krystyna Knypl, prof. IMODO
Krystyna Knypl
GdL 1 /2022
Następny odcinek jest po linkiem
Czym jest "Życie w Pandemlandii" ? Jest felietonem satyrycznym. Co to jest felieton ? - informacja poniżej.
Felieton definicjaa

Życie w Pandemlandii. Powieść SF ze sfer medycznych , odcinek 1

Krystyna Knypl

Motto:

Więc nic sobie nie przypominasz? Miejsce nie zupełnie się zagadza (...)

Ależ napewno! Data się zgadza, lecz miejsce nie...

Antoine de Saint Exupery "Mały Książę"

***

Stary Paskudny Świat był bez przyszłości! Wszystkiego w nim było za dużo! W tym paskudnym świecie było za dużo ludzi, za dużo starców, za dużo dzieci, za dużo samochodów, ubrań, książek i  wielu, wielu innych rzeczy. Nie dość tego bogaci ludzie mieli ciągle za mało pieniędzy, a biedni ciągle za dużo monet! Nie dało się tak dalej żyć! Konieczne było stworzenie Nowej Wspaniałej Krainy, w której wszystko będzie urządzone na nowo w sposób śliczny i ekologiczny! Krainę tę nazwano Pandemlandią.

Jak doszło do stworzenia Pandemlandii?

Na kolejnej naradzie w mieście Chcivos, ideolog profesor Brauss Klapp przedstawił zaufanemu gronu decydentów założenia Manifestu z Chcivos. Podstawowym założeniem tego dokumentu było, że bogaci będą coraz bogatsi, a biedni coraz biedniejsi. W końcu wszystkie poprzednie manifesty też do tego się sprowadzały, więc po co wymyślać coś nowego?

Portret Klausa

Portret Braussa Klappa

Źródło ilustracji:

https://www.artic.edu/artworks/8624/portrait-of-pablo-picasso

No bo po co takiemu biednemu pieniądze? Ani ich rozsądnie nie zainwestuje, ani nie da zarobić bogatym, ani nie wyda na rzeczy powodujące, że bogaci będą jeszcze bardziej bogatsi. Nie dość tego taki biedny tylko narzeka i puszcza bąki powiększając ślad węglowy! To musiało się skończyć źle! Wyobraźmy sobie zabąkowany cały świat gazami wypuszczanymi z przewodu pokarmowego przez biedakokratów! Nie dość, że zabrakło by tlenu do oddychania, to jeszcze wydalane gazy zabiłyby zapach perfum, którym bogatokracja skrapiała swe szlachetne ciała.

Chanel No.5  woda perfumowana 200 ml

Takie Chanel nr 5 kosztowały ponad 1300 reali pandemlandzkich i nie były to pieniądze, ktore leżały na paramecie i prosiły weź mnie!

Cały trud produkowania najwspanialszych perfum w Brancji, ojczyźnie wytwornych perfum, poszedłby na marne. A przecież nie o to w życiu chodzi, żeby harować jak wół, pocić się wszędzie i śmierdzieć, lecz żeby leżeć i ładnie pachnieć !!!

Mapa 2 

Mapa Nowego Wspaniałego Świata

Źródło ilustracji:

https://www.cartahistorica.com/our-catalogue/asia/southeast-asia/insulae-indiae-orientalis-east-indian-archipelago/

Lokalizacja Pandemlandii

Pandemlandia położona była centralnie na godzinie dwunastej powyższej mapy. Podstawową strukturą w Pandemlandii było Centrum Dowodzenia Jaźnią i Wyobraźnią (CDJW). Szefem Centrum Dowodzenia Jaźnią i Wobraźnią był profesor Brauss Klapp, któremu podlegał zespól doradców z poszczególnych krajów. Raz w roku spotykano się w Chcivos i radzono nad przyszłością świata. Po wielu latach naradach, podczas historycznej już konferencji w słynnym The Bay Tay Hotel zdecydowano, że uroczysty początek  Nowego Wspaniałego Świata będzie miał miejsce  pod koniec 2019 roku. Jak postanowiono tak zrobiono. Nowy Wspaniały Świat połączył wszystkie dotychczasowe państwa, które przyjęły wspólną nazwę Pandemlandia. Opracowano hymn, konstytucję, godło oraz flagę nowego globalnego państwa.

Konstytucja Pandemlandii była krótka. Punkt pierwszy mówił, że bogaci zawsze mają rację, punkt drugi mówil, że biedni nigdy nie mają racji. Punkt trzeci mówił, że w Pandemlandii obowiązuje bezwzględne posłuszeństwo. I tyle, po co rozpisywać się o jakiś innych prawach??? Nie było najmniejszego sensu!

 Godlo Pandemlandii przedstawione poniżej, strzała symbolizowała ideę wyznaczania kierunku dla świata, a podkowa oznaczała stół obrad przy którym zasiadało 6 gubernatorów kontynentalnych oraz 2 przewodniczących generalnych. 

 Godło Pandemlandii
Źródło ilustracji: https://pl.wikipedia.org/wiki/God%C5%82o

***

Hymnem Pandemlandii był słowa podane poniżej, śpiewane na melodie Budujemy Nowy Świat. Nauka hymnu obowiązywała wszystkie dzieci już od żłobka i przedszkola oraz osoby dorosłe.

https://www.youtube.com/watch?v=CjhXmXjxXQE

Już dość narzekań i gderań

I tylko chciej i tylko spójrz 

Jak rośnie w krąg

Bogatów, Biedów, Głupotów i Sterań

Wspólne dzieło Waszych rąk .

***

Więc chodź i zakasz rękawy,

Do ręki kielnię bierz i stawaj z nimi tu

Bo to dla nas, dla naszej chciwej sprawy,

Tak codziennie, tak bez tchu!

***

Budujecie Nowy Świat,

Jeszcze jeden Nowy Świat,

Naszym przyszłym lepszym dniom, Publiko!

Każdą pracę dla nas mnóż,

Każdą pracę dla nas dziel,

Bo to jest Twój główny cel, Publiko!

***

Od piwnicy aż po dach,

Niech radośnie rośnie gmach,

Naszym snom, chytrym snom, Publiko!

Nich się mury pną do góry,

Kiedy dłonie głupie są,

Budujecie nasz wspaniały nowy schron.

***

Już dość narzekań i gderań

I tylko chciej i tylko spójrz,

Jak rośnie w krąg!

Bogatów, Biedów, Głupotów i Sterań

Wspólne dzieło Waszych rąk!

***

Więc choć i zakasz rękawy,

Do ręki kielnię bierz i stawaj z nimi tu,

Bo to dla nas, dla naszej chytrej sprawy,

Tak codziennie, tak bez tchu!

***

Budujecie Nowy Świat

Nasz Wspanialy Nowy Świat!

Naszym przyszłym, lepszym dniom, Publiko!

Każdą pracę z sobą mnóż

Każdą pracę z sobą dziel!

Bo to jest Twój główny cel Publiko!

Od piwnicy aż po dach,

Niech radośnie rośnie gmach,

Naszym snom, nie Twoim snom Publiko!

***

Niech się mury pną do góry,

Kiedy dłonie głupie są,

Budujecie betonowy nowy cudzy schron!

***

Już dość narzekań i gderań,

I tylko chciej i tylko spójrz,

Jak rośnie w krąg,

Bogatów, Biedów, Głupotów i Sterań

Wspólne dzieło Waszych rąk!

***

Więc chodź i zakasz rękawy,

Do ręki kielnię bierz i stawaj z nimi tu,

Bo to dla nas, dla naszej chytrej sprawy,

Tak codziennie, tak bez tchu!

 ***

Budujecie Nowy Świat,

Całkiem cudzy Nowy Świat,

Cudzym przyszłym lepszym dniom, Publiko!

 Każdą pracę dla nas mnóż,

Każdą pracę dla nas dziel,

Bo to jest Twój główny cel, Publiko!

***

Od piwnicy aż po dach

Niech radośnie rośnie gmach!

Naszym snom, nie twoim snom, Publiko!

Niech się mury pną do góry,

Kiedy dłonie głupie są!

Budujecie betonowy cudzy schron!

***

Budujcie Nowy Schron.

Jeszcze jeden Nowy Schron

Cudzym przyszły lepszym dniom, Publiko!

Każdą pracę z sobą mnóż,

Każdą pracę z sobą dziel

Bo to jest Twój głowny cel, Publiko!

***

Od piwnicy aż  po dach,

Niech radośnie rośnie gmach!

Cudzym snom, cudzym dniom, Publiko!

Niech się mury pną do góry 

Kiedy dłonie głupie są!

 Budujcie Betonowy Nowy Schron!

 ***

Budujcie Nowy Schron,

Jeszcze jeden Nowy Schron,

Cudzym przyszły lepszym dniom, Publiko

Każdą pracę z sobą mnóż,

Każdą pracę z sobą dziel,

Bo to jest Twój główny cel, Publiko!

***

Od piwnicy aż  po dach,

Niech radośnie rośnie gmach,

Cudzym snom, cudzym dniom, Publiko!

Niech się mury pną do góry,

Kiedy dłonie głupie są,

Budujcie Nieprzyjazny Nowy Świat!

***

Flaga Pandemlandii była biała, był to symbol niezkazitelności Nowego Wspaniałego Świata, na jej tle była umieszczona gałązka oliwna, symbolizująca obowiązujacy w Pandemlandii weganizm.

Flaga Pamdemlandii

Flaga Pandemlandii

Większość Pandemlandczyków pracowała zdalnie, w boksach pracowniczych wypożyczonych na abonament. Dzień pracy rozpoczynał się  o godzinie 7:00 rano od obowiązkowego odśpiewania powyższego hymnu Pandemlandii, w pozycji na baczność, z twarzą zwróconą w kierunku prezydentki kraju Jej Ekselencji Madamy Biduli von der Crafty.

<a href=

Portret Jej Ekselencji Madamy Biduli von der Crafty

Źródło ilustracji:https://upload.wikimedia.org/wikipedia/en/d/d4/Portrait_of_Dora_Maar.jpg

Staranność i zaangażowanie emocjonalne podczas śpiewania hymnu monitorowały liczne urządzenia zamontowane w boksach pracowniczych, wyposażone w programy sztucznej inteligencji oceniające szczerość uczuć  podczas śpiewania hymnu oraz  wzruszenia odczuwane przez wykonawcę.

Czas pracy wynosił od 12 do 18 godzin i był ściśle monitorowany. Jeżeli pracownicy ściśle przestrzegali regulaminu pozostałe 6 godzin doby mogli przeznaczyć na sprawy prywatne takie jak opróżnianie pęcherza moczowego oraz końcowego odcinka jelita grubego, sen, zabiegi higieniczne. Pensje były przelewane na e-konto bankowe, którego wydatki podlegały ścisłej kontroli władzy. Dozwolone były zakupy czystej wody, produktów wegańskich, owoców oraz warzyw. Produkty były dostarczane przez roboty, pod dzierżawiony boks pracowniczy. Dieta taka zapewniała wypełnienie przewodu pokarmowego na całej długości, minimalizowałam produkcję gazów jelitowych, dzięki czemu znacząco zmniejszył się na świecie ślad węglowy. Docelowo planowano zakaz puszczania bąków w całej Pandemlandii dla szeregowych obywateli. Swobodne puszczanie bąków było dozwolone jedynie dla przedstawicieli władzy od szczebla gminnego w górę. Każdy przepis oraz zalecenie dotycząće trybu życia w Pandemlandii musiła mieć podstawy naukowe stworzone w oparciu o wyniki badań klinicznych, rejestrowanych na portalu www.pandemial.trial.gov

 Rozpoczęto już pierwsze badania kliniczne Gut Gases Study (GGS), których protokoły zaakceptowała Pandemlal Medicine Agency. Po 48 godzinach obserwacji w grupie z zakazem puszczania bąków stwierdzono kilka przypadków skrętu kiszek oraz zgonów wkrótce po wystąpieniu niedrożności przewodu pokarmowego. Oczywiście w żadnym wypadku nie wiązano tego z protokołem badania! W końcu uczestnicy badania wstrzymywali się od puszczania bąków dobrowolnie! A poza tym podpisali świadomą zgodę na udział w badaniu klinicznym! To była absolutnie przypadkowa sprawa, że uczestnicy zmarli w trakcie trwania badania klinicznego. W końcu inni ludzie, którzy nie brali udziału w badaniu oraz swobodnie puszczali bąki też umierali w tym samym czasie co uczestnicy badania - oznajmił podczas konferencji prasowej Robot Prasowy ds kontaktu z dziennikarzami medycznymi. W stolicy Pandemlandii pracowało 158 robotów, które produkowały codzienne komunikaty prasowe, rozsyłane do wszystkich liczących się redakcji czasopism medycznych. Na liście obsługiwanej przez roboty był portal  Słuszne Diagnozy, którego redaktor naczelną oraz wydawcą była dobra znajoma wielu Czytelników Matylda Przekora. Zespół portalu  sprawiał nieco kłopotów Nadzorowi Prasowemu Pandemlandii, ponieważ zespół redakcyjny miał swoje zdanie na temat medycyny, podobno oparte na doświadczeniu osobistym nabytym podczas pracy przy poprzedniej pandemii w zawodzie wyuczonym za młodu. 

-Doświadczenie osobiste w medycynie, a cóż to takiego? - nigdy o czymś takim nie słyszałam ani nie miałam z tym dziwnym zjawiskiem do czynienia - wycedziła konsultanta krajowa  ds trzymania za jamę ustną świadczeniodawców medycznych, profesoressa Teressa Chciwa - Namaksa. -Trzeba będzie zgłosić sprawę do Okręgowej Izby Świadczeniodawców Medycznych -wycedziła podczas narady w Ministerstwie Jedynie Słusznych Decyzji, którym zarządzał dr Adaś Dowcipnicki, absolwent kursów wieczorowych The Party School in Chcivos. Po takim zgłoszeniu przyjrzą się tej sprawie i ustalą czy ktoś z doświadczeniem osobistym może wykonywać posługę udzielania świadczeń medycznych. Nie od dziś wiadomo, że wszystkich obowiązują zarządzenia oraz wytyczna bardzo liczne, wydawane przez Ministerstwo Wyłącznie dobrych Decyzji oraz konsultantę krajową. Skierowanie tej niepokornej jednostki na kursy odświeżającee jej zmurszałe doświadczenie osobiste było nakzem chwili. Ona podobno założyła Instytut Medycyny Opartej na Doświadczeniu Osobistym i mianowała się profesorem tego całego IMODO - wyszeptała podczas narady profesoreessa. Jak będzie oporna na oficjalnie obowiązującą wiedzę pandemiczną, to trzeba będzie rozważyć zawieszenie jej na czas jakiś Prawa Relizowania Daru Powołania do Medycyny - szepnęła cichutko profesoressa Teressa  na ucho Adasiowi.

Czy taka ciekawa historia może skończyć się na jednym odcinku?

Nie! Ciąg dalszy nastąpi wkrótce!

Krystyna Knypl

GdL 1 / 2022

5/01/2022.Update:

Następny odcinek powieści jest pod linkiem

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1666-zycie-w-pandemlandii-powiesc-sf-ze-sfer-medycznych-odcinek-2

Czym jest "Życie w Pandemlandii" ? Jest felietonem satyrycznym. Co to jest felieton ? - informacja poniżej.

Felieton definicjaa

Pandemializm - nowa epoka w dziejach ludzkości

Krystyna Knypl

Systemy społeczne na przestrzeni dziejów ludzkości były budowane w oparciu o podział dóbr materialnych, środków produkcji lub zysków. Wszystkie systemy jak dotychczas kogoś promowały i wyróżniały, a kogoś wyzyskiwały i poniżały, przymuszały do pracy. W epoce feudalizmu ziemia była własnością niewielkiej grupy ludzi, w epoce kapitalizmu środki produkcji były skupione w rękach właścicieli fabryk, natomiast w epoce pandemializmu zdrowie publiczne stało się "własnością" pewnych grup biznesowo - politycznych. Pandemializm jest najbardziej zachłannym ustrojem społecznym, ponieważ zagarnął ludziom coś najcenniejszego - ich zdrowie. W poprzednich epokach ziemią czy  fabrykami zarządzano z tytułu własności, w pandemialiźmie zarządzanie zdrowiem ludzim jest poprzez wywoływanie strachu na skalę masową, a narzędziami wykorzystywanymi do tego celu są media, w szczególności internet.

 

Społeczna piramida kapitalizmu

Źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Kapitalizm#/media/Plik:Anti-capitalism_color.jpg

Arystokracja pandemiczna

Każda nowa epoka, poprzedzona jest rewolucją społeczną, obyczajową lub medyczną (sic!). Rewolucja medyczna to novum ostatniej epoki, która nazywam pandemializmem, także ma swoje specyficzne słownictwo, wcześniej ludziom nie znane, nie używane. Moje pokolenie pamięta takie pojęcia jak wrogowie ludu, kułacy, bumelanci, imperialiści. Te wredne typy są także współcześnie w epoce rewolucji pandemialistycznej. Wredne typy inaczej nazywają się, ale nadal pozostają szkodnikami społecznymi! Jak takiego szkodnika rozpoznać? W epoce kultury obrazkowej najlepiej przedstawić go za pomocą mema

Bumelant 2

Współczesny bumelant nazywany jest antyszczepionkowcem lub foliarzem. Zarówno bumelant, jak i jego pokoleniowy następca antyszczepionkowiec ze swoim bratem bliźniakiem foliarzem, nigdy nie mają racji! Są głupi, nie wiedzą jakie są oczekiwania wobec ludzkości Wodzów Rewolucji oraz wiernych synów i córek Armii Coviadiańskkej. 

Najważniejszym oczekiwaniem w czasach rewolucji pandemialistycznej wobec społeczeństwa jest wykazywanie bezgranicznej i bezkrytycznej wiary w słuszność masowych, wielokrotnych szczepień preparatami będącym w fazie badań, mającymi warunkową rejestrację, zwalniającą producentów z odpowiedzialności za działania niepożądane. Nie każdemu taka wiara jest jednak dana!

Skąd bierze się wiara w idee? 

Jak wiadomo wiara jest jedną z łask Ducha Świętego. Inne łaski to mądrość, poznanie, prorokowanie, mówienie obcymi językami, tłumaczenie obcych języków, uzdrawianie, czynienie cudów oraz rozpoznawanie duchów ( https://pl.wikipedia.org/wiki/Duch_%C5%9Awi%C4%99ty). 

Czy obserwujemy powszechny hejt wobec osób, które nie zostały obdarzone innymi łaskami Ducha Świętego jak  łaska prorokowania lub łaska bycia mądrymi? Nie ma takiego zjawiska, co więcej praktycznie nikt nie zdaje sobie sprawy, że wszystkie te dary są przydzielane ludziom z niebios!

Nomen omen odszczepieńcy zwykle są potępiani publicznie, skazywani na kary - w zależność od nasilenia żaru rewolucyjnego - od publicznego napiętnowania, wykluczenia ze szlachetnych szeregów obdarzonych łaską wiary, po drastyczne działania polegające na "skróceniu o głowę". Między napiętnowaniem publicznym, ą skróceniem o głowę jest pozbawienie Prawa Realizowania Daru Powołania do Medycyny.

Kto może interpretować fakty?

Po epokach nierównego podziału dóbr takich jak ziemia lub środki produkcji  nastał czas nierównego podziału prawa do posiadania racji. W epoce internetu nieoczekiwanie doszło do bardzo demokratycznego dostępu do wiedzy, wcześniej nieznanego ludzkości. Jednakże dostęp do wiedzy to jeszcze nie wszystko. Ważna jest interpretacja faktów naukowych. Po wstępnym okresie, w którym każdy mógł interpretować swobodnie fakty, konieczne było wprowadzenie korekty.

W epoce pandemializmu interpretować fakty mogą jedynie eksperci. Któż to taki ten ekspert? Bardzo częśto jest to ktoś, kto nie dostał się na medycynę i los rzucił go na biochemię, biotechnologię albo jakiś innych kierunek z zakresu nauk biologicznych. Jedynym lekarstwem na nigdy nieprzemijające cierpienie niedostania się na medycynę jest odgrywanie roli tzw. eksperta. Wypowiadanie się na temat pandemii z tej pozycji znacząco obniża ból niebycia lekarzem, poprawia stan konta bankowego, oraz samopoczucie. Tzw. eksperci zostali nową arystokracją pandemiczną.

Każda nowa epoka ma swoją nowomowę

W epoce pandemializmu szczepionkę "przyjmuje się", w epokach wcześniejszych nie posługiwano się tym terminem, szczepionki wstrzykiwano lub podawano. To był akt czynny ze strony pracownika ochrony zdrowia, a bierny ze strony pacjenta.Słowo "przyjąć" na w języku polskim aż 12 znaczeń, to dwunaste rozumienie  oznacza "wchłonąć, przyswoić, absorbować" (https://sjp.pwn.pl/sjp/przyjac;2512095.html). Wersja nowomowy "przyjęłam szczepionkę" wskazuje na aktywną i akceptacyjną postawę pacjenta wobec tego zbiegu medycznego. Czy należy oczekiwać, że gdy słownictwo rewolucji pandemialistycznej rozszerzy się, będziemy mówili podobnie o innych zabiegach medycznych. Na przykład "przyjęłam lewatywę/czopek doodbytniczy" ???

Umundurowane szeregi

Walka o lepsze jutro wymaga armii, która jest zwykle umundurowana. Armie  mają różne mundury: zielone z elementami czerwonymi, granatowe, szare. Armia Covidiańska ma mundury białe, że elementami plastikowymi. Rewolucje mogą być odgórne lub oddolne. Odgórne rewolucje wymyślają różne grupy interesów. natomiast oddolne rewolucje są dziełem sfrustrowanego ludu.

  Zdobycie Bastylii (14 lipca 1789) wymagało zaangażowania tłumu 

https://pl.wikipedia.org/wiki/Rewolucja_francuska

Rewolucja Październikowa jest przykładem rewolucji odgórnej - międzynarodowe gremium komunistyczne przygotowało wizję nowego świata i uwiodło nią szare masy. Rewolucja Francuska jest przykładem rewolucji oddolnej. Lud francuski, wyzyskiwany ponad miarę przez bogaczy, ruszył na Bastylię, zdobył ją i zburzył. Cieżary, które dźwigał na swych barkach osiągnęły masę krytyczną..

<a href=

Źródło ilustracji:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Rewolucja_francuska

Powyższy rysunek, pochodzący z czasów Rewolucji Francuskej, pokazuje chłopa niosącego na swych barkach księdza i szlachcica. Czy pojawią się  analogiczne rysunki o epoce pandemializmu? Jak wyobrażam sobie taki rysunek:  statystyczny "biorca szczepionki" analogicznie dźwiga na swych barkach bezgranicznie chciwego prezesa Big Vaccine oraz  "eksperta" nawołującego do szczepień wszystkich od poczęcia aż do "na wieki wieków zaśnięcia". Co będzie dalej? Jak potoczą się dzieje okresu pandemializmu? Z historii wiemy jedno:  

jest czas budowania pomników oraz czas ich burzenia.

Krystyna Knypl

redaktor naczelna & wydawca

Gazeta dla Lekarzy

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/statut

GdL 1 / 2022

P.S.. Należę do nielicznej grupy lekarzy, którzy mają osobiste doświadczenie w pracy podczas pandemii, pracy na pierwszej linnii walki. Link do mojego artykułu "Zdrowie publiczne oraz choroby zakaźne. Moje spotkania", w którym opisuję doświadczenia lekarskie zdobyte podczas pandemii grypy Hong Kong w okresie 1968/69.

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/medycyna-oparta-na-wspomnieniach/1187-zdrowie-publiczne-oraz-choroby-zakazne

Zaproszenie na urodzinową e-kawę

 Krystyna Knypl

 Po sylwestrowych szaleństwach aby nabrać energii do wyzwań stawianych przez Nowy Rok sięgamy po filiżankę kawy, która powinna postawić nas na nogi.

Dodatkowym powodem aby wypić wspólnie kawę są moje 77 urodziny przypadające na 1 stycznia. Moje miasto rodzinne to Łapy, położone na Podlasiu, nieopodal Białegostoku, a nazwisko panieńskie Łapińska. Na stronie internetowej mojego rodzinnego miasta czytamy, że ono także obchodzi swoje urodziny powiem 1 stycznia 1925 roku otrzymało prawa miejskie.

http://www.lapy.pl/index.php/aktualnosci/3092-97-lat-miasta-lapy

Kawę podajemy na stoliku przykrytym obrusem, który otrzymałam w prezencie od mojej koleżanki z lat dziecięcych, Jasi Łapińskiej. Jest to przez nią wyhaftowany obrus. Jasia jest z zawodu pielęgniarką, osobą niezwykle utalentowaną manualnie. Jak głosi legenda Jasia potrafi wkłuć się do każdej żyły, nawet tej najmniejszej u noworodka.                            

Urodzinową kawę wypiję w filiżance, którą dostałam od mojej niani. Jest ona z porcelany würtemberskiej. W 1758 r. książę Carl Eugen von Württemberg założył w Ludwigsburgu fabrykę porcelany. Z którego roku jest moja filiżanka nie wiem, na pewno jest starsza ode mnie.  Z tych wszystkich elementów urodzinowego spotkania najstarsza jest kawa, która ma swoje dziedzictwo sięgające wiele wieków wstecz do starożytnych lasów kawowych na płaskowyżu Etiopii. Tam, jak głosi legenda, pasterz kóz Kaldi po raz pierwszy odkrył właściwości ziaren. Otóż pasterze ten zauważył, że kozy po zjedzeniu jagód z pewnego drzewa,  stały się bardzo energiczne oraz nie chciały spać w nocy.

Kaldi opowiedział o tym opatowi miejscowego klasztoru, który przyrządził napój z jagód i stwierdził, że utrzymują go one w stanie czuwania podczas długich godzin wieczornej modlitwy. Opat podzielił się swoim odkryciem z innymi mnichami w klasztorze, a wiedza o energetyzujących jagodach zaczęła się rozprzestrzeniać. Informacja o właściwościach kawy dotarła na Półwysep Arabski, skąd rozpoczęła się rozpoczęła się podróż kawy po całym świecie. Jako pierwszy kawę  w Europie opisał Leonhard Rauwolf, niemeicki lekarz botanik oraz przyrodnik. Pisał on tak o kawie:

Bardzo dobry napój, aromatyczny, niemal tak czarny jak atrament i bardzo dobry w chorobach. Należy pić go rano, wcześnie, najlepiej na otwartej przestrzeni, spokojnie i powoli, zaparzać w glinianym kubku, długo.

<a href=

Karta tytułowa dzieła Leonharda Rauwolfa (1582)

https://pl.wikipedia.org/wiki/Leonhard_Rauwolf

Kawa podbijała Europę, jednak nie obyło się bez przeszkód. Księża nie przepadali za ludźmi pijącymi kawę i nazywali je "gorzkim wynalazkiem szatana". Opinie te  wywołały tak wiele kontrowersji, że papież Klemens VIII został poproszony o wydanie opinii. Papież stwierdził, że kawa nie jest diabelskim napojem i dał jej  pieczęć aprobaty.  Kawa zdobywała kolejne kraje i kontynenty. W 1600 roku dotarła do Stanów Zjednoczonych. Tam rozgorzała wojna pomiędzy zwolennikami kawy i herbaty. W 1773 roku Brytyjczycy nałożyli na importowaną herbatę wysoki podatek, Bostończycy okazali swój bunt przeciwko królowi Jerzemu III, wzniecając rewoltę znaną jako Boston Tea Party.Transporty herbaty zostały wyrzucone do morza.
 Prezydent Stanów Zjednoczonych Thomas Jefferson ogłosił kawę "ulubionym napojem cywilizowanego świata". Tak więc z pozoru niewinne i spokojne pytanie "kawa czy herbata?" kryje w sobie długą historię oraz wiele historycznych emocji .

Źródła:

1. 97 lat miasta Łapy

http://www.lapy.pl/index.php/aktualnosci/3092-97-lat-miasta-lapy

2. White gold for the duke. The porcelain factory

https://www.schloss-ludwigsburg.de/en/interesting-amusing/collections/the-porcelain-factory

3.A guide to the history of coffee

https://acquiredcoffee.com/guide-to-the-history-of-coffee/

Krystyna Knypl

GdL 1 / 2022

Świat bez Granic. Fantazja bez Granic.

Świat bez Granic. Fantazja bez granic

Krystyna Knypl

Nasz świat od dawna zmierzał ku globalności. Początkowo były to małe zmiany jak zniesienie granic, wspólna waluta, wspólne prawo. Ludziom to spodobało się. Poczuli się Obywatelami Świata. Internet i jego  burzliwy rozwój stworzył Świat bez Granic.

Dziś nie musimy tłuc się po lotniskach przesiadkowych 24 godziny aby wziąć udział w konferencji  w Stanach Zjednoczonych lub wydawać tysiące złotych aby posłuchać obrad w Davos. Mamy to w internecie, on line. Siedzimy w domu w przysłowiowej piżamie, z kubkiem porannej kawy i słuchamy obrad w Davos. Wraz z dr Beatą Niedźwiedzką otrzymałyśmy akredytację dziennikarską na obrady w styczniu 2021 – bardzo było to ciekawe przeżycie. Nasze artykuły  -

Światowe Forum Ekonomiczne Krystyna Knypl

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wybrane-artykuly/1206-swiatowe-forum-ekonomiczne-w-davos-na-osi-czasu

Postcovidowy świat Beata Niedźwiedzka

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wybrane-artykuly/1211-postcovidowy-swiat

 Prezentowane poglądy oparte są w dużej mierze na koncepcjach wyrażonych wcześniej, więcej o nich w 

Przyszłość według manifestu z Davos 2019 Krystyna Knypl

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wazniejsze-nowosci/1049-przyszlosc-wedlug-manifestu-z-davos-2019

Co nas czeka? Jak powinniśmy się przygotować ? Artykuł  Beaty Niedźwiedzkiej „Wyobraź sobie” zapoczątkowuje naszą nową serię Wyobraż sobie…

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wazniejsze-nowosci/1405-wyobraz-sobie

W czasach, które nadchodzą wyobraźnia będzie potrzebna w nie mniejszym stopniu niż tlen, chleb i woda. Bez niej nie przetrwamy. Drogi Czytelniku Stać Cię na więcej! Wyobraź sobie…. rok 2084. Zapinamy pasy bezpieczeństwa i ruszamy więc w tę podróż wyobraźni, która zaczyna się pod linkiem

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/2015-10-17-19-30-11/1658-wyobraz-sobie-rok-2084

Krystyna Knypl

GdL 1 / 2022

<a href=

Źródło ilustracji:

https://en.wikipedia.org/wiki/Stanis%C5%82aw_Ignacy_Witkiewicz

Moje aktywności dziennikarskiej w roku 2021, podsumowanie

Krystyna Knypl

Kaczak Mima z nia

Grudzień 2021

Publikacja felietonów na Sermo

3.12.  Seafood and sodium ion, part 3 ( https://app.sermo.com/post/845133 )

5.12. Konferencja "Reuters Next: A New Vision For A Better Tomorrow"

Reuters Next gru 2021 F

14.12. Webinarium o eozynofilowym zapaleniu przełyku

(https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wazniejsze-nowosci/1617-eozynofilowe-zapalenie-przelyku )

10.12. Eating seafood is good to know… ( https://app.sermo.com/post/853614 )

17.12. The sodium ion is not only in the salt shaker ( https://app.sermo.com/post/858084 )

24.12. Christmas in Poland ( https://app.sermo.com/post/869668 )

31.12. Year 2021 summary

Listopad 2021

Publikacja felietonów na Sermo

5.11. Who's worried about climate change? (https://app.sermo.com/post/827600 )

12.11. Sleep disturbances after traveling to Australia (https://app.sermo.com/post/833104 )

19.11.The civilization of sodium ion (https://app.sermo.com/post/835623 )

26.11. Sodium ion in water and bread (https://app.sermo.com/post/842191 )

Październik 2021

Mój felieton na Sermo w mailingu do Czytelników

Felieton z forum WHO/ONZ cieszy się zainteresowaniem Czytelników i jest cytowany na Twitterze

https://www.decadeofhealthyageing.org/find-knowledge/voices/feature-stories/detail/is-a-woman-of-a-certain-age-still-interested-in-sex )

Ageing twitter 1

Forum WHO/ONZ poświęcone zdrowemu starzeniu się

Krystyna Knypl ONZ korekta koloru 2

 Publikacja felietonów na Sermo

1.10. Pandemia COVID 19 and emotions (https://app.sermo.com/post/809971 )

8.10. The new face of clinical trials (https://app.sermo.com/post/812127)

15.10.The Fundamental Right Forum 2021 (https://app.sermo.com/post/816866 )

11-12.10. Uczestnictwo w The Fundamental Rights Forum 2021 (https://hybrid.fundamentalrightsforum.eu/page-3871 )

22. 10. What factors determine a career? (https://app.sermo.com/post/819375 )

29.10. A history of COVID-19 worsens perioperative prognosis after orthopedic surgery (https://app.sermo.com/post/825086 )

Akredytacja na Fundamental Rights Forum, Wiedeń

Mój felieton w mailingu do Czytelników (7/2021)

Mój felieton na portalu WHO/ONZ poświęconym zdrowemu starzeniu się

Felieton ONZ

Link do felietonu

https://www.decadeofhealthyageing.org/find-knowledge/voices/feature-stories/detail/is-a-woman-of-a-certain-age-still-interested-in-sex?fbclid=IwAR0Kw16noAjiekvKS7qjxZIIWjTeyL_Rr2bikwvSB28LVLRHwphDrP0OzRc

Wrzesień 2021

Publikacja felietonów na Sermo

3.09. Photovoltaics and health - your experiences (https://app.sermo.com/post/797399 )

10.09. What to invest in during uncertain times? (https://app.sermo.com/post/799688 )

17.09. Being a woman… (https://app.sermo.com/post/803985 )

24.09. Older lady on a date (https://app.sermo.com/post/805851 )

Sierpień 2021

Publikacja feletonów na Sermo

8.08. Nomenclature of mutant forms of SARS-CoV-2 (https://app.sermo.com/post/787718 )

13.08. Marburg virus disease in the Republic of Guinea (https://app.sermo.com/post/790144 )

20.08. Paper editions of books (https://app.sermo.com/post/792896 )

27.08. What else will SARS-CoV-2 surprise us with? (https://app.sermo.com/post/794572 )

Mój felieton w mailingu do Czyteników (6/2021)

Mój felieton w mailingu  do Czytelników (5/2021)

Lipiec 2021

Publikacja felietonów an Sermo

2.07. The time-altering virus (SF story) (https://app.sermo.com/post/776298 )

9.07. Exploring the family's past (https://app.sermo.com/post/779110 )

16.07. To have talent - what does it mean? (https://app.sermo.com/post/780748 )

23.07. Pandemialism - a new era in the history of mankind? (https://app.sermo.com/post/783024 )

30.07. Loss of sense of smell as a complication of COVID-19 (https://app.sermo.com/post/784766 )

Publikacja trylogii rodzinnej "Mozaika wspomnień"

Mój felieton w mailingu do Czytelników (4/2021)

Czerwiec 2021

Publikacja felietonów na Semo

11.06. Interesting reports at the ASCO congress (https://app.sermo.com/post/766347 )

18.06. The Art of Getting Married (https://app.sermo.com/post/771466 )

25.06. Collecting everything (https://app.sermo.com/post/773882 )

Maj 2021

Akredytacja dziennikarska na ACC.21 - kongres Amercan Society of Cardio

Mój felieton w mailingu do Czytelników (3/2021)

Publikacja felietonów na Sermo

7.05. Crisis management - personal scale (https://app.sermo.com/post/760027 )

14.05. Pandemic is a good time to write memories (https://app.sermo.com/post/761543 )

21.05. Artificial intelligence will rule medicine! (https://app.sermo.com/post/762718 )

28.05. Marie Curie Radium Institute was supported by American women (https://app.sermo.com/post/764376 )

Kwiecień 2021

Publikacja felietonów na Sermo

2.04. EMA report on complications after Astra Zeneca vaccine (https://app.sermo.com/post/752053 )

9.04. An older lady's journey into the word of men (https://app.sermo.com/post/753539 )

16.04. What is your plan for healthy aging? (https://app.sermo.com/post/755436 )

23.04. Can herbs help treat depression? (https://app.sermo.com/post/756745 )

30.04. Stomach cancer - what are your experiences with treatment? (https://app.sermo.com/post/758250 )

Marzec 2021

Publikacja felietonów na Sermo

5.03. Memoirs-based medicine (https://app.sermo.com/post/745416 )

12.03. Future global threats to the world (https://app.sermo.com/post/747160 )

19.03. Thromboembolic events after COVID-19 Vaccine AstraZeneca (https://app.sermo.com/post/748993 )

26.03. From the doctor's office to the internet (https://app.sermo.com/post/750430 )

Mój felieton w mailingu do Czytelników (2/2021)

Luty 2021

Mój felieton w mailingu do Czytelników (1/2021)

Publikacja felietonów na Sermo

5.02. My ecological CV  (https://app.sermo.com/post/738131 )

12.02. Probiotics, their discoverer and SARS-CoV-2  (https://app.sermo.com/post/739698 )

19.02. When is the time to hang up stethoscope?  (https://app.sermo.com/post/741535 )

26.02. Pandemic celebrities and their relationships with Big Pharma (https://app.sermo.com/post/743686 )

Styczeń 2021

Publikacja felietonów na Sermo

1.01. What is progress in science?  (https://app.sermo.com/post/729488 )

8.01. Image crises related to covid 19 vaccination  (https://app.sermo.com/post/730959 )

15.01. New times and vocabulary, but old goal – captivating minds  (https://app.sermo.com/post/732574 )

22.01. Reporting of adverse reactions after C19 vaccination  (https://app.sermo.com/post/734556 )

29.01. World Economic Forum in Davos 2021  (https://app.sermo.com/post/736323 )

Uczestnictwo w e - konferencjach

11-14.01. Reuters Next „Rethink, Rebuild, Recovery A New Vision for a Better Tomorrow”

25-29.01.  Światowe Forum Ekonomiczne w Davos, jako akredytowany dziennikarz.

Krystyna Knypl

GdL 12/2021

Opowieść wigilijna dla moich Wnucząt

Krystyna Knypl

Nie macie pojęcia jaką miałam w Wigilię przygodę! Otóż poszłam do Biura Paszportowego, ponieważ mój paszport lada chwilę straci ważność. Gdybym chciała Was odwiedzić nie mogłabym tego zrobić bez ważnego paszportu. Wchodzę do biura, wypełniam kwestionariusz, stają w kolejce do okienka aby oddać moje dokumenty.

W pewnym momencie oglądam się za siebie, a za mną stoi w kolejce Święty Mikołaj!

- Dzień dobry, Święty Mikołaju, co tu robisz? - pytam.

- Wyobraź sobie, że skończyła mi się ważność paszportu i nie mogę przekazać prezentów dzieciom, które mieszkają z rodzicami za granicą.

- O to przykra sprawa - powiadam. Moje Wnuczęta też mieszkają za granicą.

- Poczekaj sprawdzę czy mam dla nich prezenty. Ale wpierw upewnię się czy były one grzeczne?

-Tak oczywiście, że były grzeczne - odpowiadam i pokazuję fotografie moich Wnucząt w smartfonie.

Święty Mikołaj przegląda swój smartfon i powiada:

- Mam dla nich prezenty! To faktycznie są grzeczne dzieci. Mam więc do Ciebie babciu Kisiu prośbę: przekaż Twoim Wnuczętom prezenty ode mnie. Mam też prezenty dla ich Rodziców. Czy możesz im także przekazać?

- Tak oczywiście - odpowiadam.

- Wczoraj połączyłam się via messenger z moja Rodziną i przekazałam wirtualnie im prezenty od Świętego Mikołaja oraz opowiedziałam jak to się stało, że mam ich prezenty w moim domu.

Wszystkiego Najlepszego Kochani!

Wasza babcia Kisia

Krystyna Knypl photo

znana na GdL jako

Krystyna Knypl

GdL 1/ 2022

Diagnoza: gorączka złota, rozdział piętnasty i ostatni

Krystyna Knypl

Poprzedni rozdział

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1650-diagnoza-goraczka-zlota-rozdzial-czternasty

Rozdział 15. Zawsze otwarta brama

York schował komórkę do kieszeni i zbiegł skalistą dróżką do leżącej Ivv.

– Hej, Ivv, już biegnę z pomocą! Jak się pani czuje? Proszę się odezwać! – zawołał. Udekorowana Ivv leżała w bezruchu i nie odzywała się. Po chwili otworzyła oczy, coś chciała powiedzieć, jednak żadnego słowa nie dało się odczytać z jej bezgłośnie poruszających się ust.

Brama 2

Jednak te ćwiczenia w rozszerzonej rzeczywistości z anatomii mózgu do czegoś się przydały – pomyślał York. Po chwili wyjął telefon, wybrał numer swojego afrieerskiego asystenta i zakomunikował:

– Peter, mamy mały wypadek, Ivv upadła nieszczęśliwie na skałę. Zorganizuj szybko pomoc medyczną. Potrzebny będzie lekarz i transport do szpitala.– Znakomicie się spisałeś. Wystąpiłem o premię specjalną dla ciebie, mam nadzieję, że będziesz zadowolony z jej wysokości. – Mogę zapytać, ile dostanę? – Jutro rano na koncie będziesz miał pięćset tysięcy reali afrieerskich. Mam nadzieję, że starczy na jakąś dobrą inwestycję.– O, tak, z pewnością starczy! Myślę o kupieniu rezydencji dla siebie i ciotki Mahiby. Miałbym gdzie wracać z wielkiego świata. Zawsze ciągnie człowieka do stron rodzinnych.
– Baw się dobrze! – zakończył rozmowę kanclerz.
Następnego dnia pieniądze w istocie były na koncie Yorka, a skoro tak, to nic nie stało na przeszkodzie, aby zająć się wyszukaniem odpowiedniej rezydencji. Po obejrzeniu kilku obiektów zdecydował się na dwupiętrową willę w dzielnicy El Taar. Na parterze zrobię biuro, sam zajmę pierwsze piętro, a ciotkę Mahibę ulokuję na drugim piętrze. Z tarasu będzie miała widok na całe miasto – podsumował.
Rezydencja prezentowała się kusząco. Na każdym piętrze było około dwustu metrów kwadratowych powierzchni mieszkalnej.
Z długiego korytarza wchodziło się do licznych pokoi. Tuż przy wejściu, po prawej był salon składający się z dwóch części – pierwsza, konwersacyjna z kanapami i fotelami. W głębi na niewielkim podwyższeniu – część służąca konsumpcji. Nad obiema częściami z sufitu zwieszały się ozdobne żyrandole. Dalej było pomieszczenie przeznaczone na sypialnię z łazienką. Długi korytarza zamykał pokój gościnny, również z osobną łazienką. Kolejny pokój mógł służyć za gabinet. Listę pomieszczeń zamykała mała łazienka dla gości i przestronna kuchnia. Pomiędzy poszczególnymi piętrami rezydencji wiły się kręte schody z białego marmuru. Wokół domu był ogród. Wszystko się Yorkowi podobało, więc podpisał umowę
z pośrednikiem i dał mu zaliczkę.
– Może się pan wprowadzić na próbę – zaproponował pośrednik

– Chętnie skorzystam z tej możliwości – odpowiedział York.

Po tygodniu uzupełniono wyposażenie rezydencji i York mógł w niej zamieszkać. Ciotka Mahiba miała się wprowadzić niebawem. Mimo że rezydencja była spełnieniem jego marzeń, przebywając w niej sam, York nie czuł się zbyt dobrze. Wszystko było za duże. Siedział przed telewizorem, gdy zadzwonił telefon.
– York, słucham.
Dzwonił Mac Forral, który chciał przyjechać do Afrieeru.
– Wiesz, stary, po tych przeżyciach okazuje się, że i ja potrzebuję odpoczynku – wyznał kanclerz.
– Zapraszam, oczywiście – odpowiedział York.
– Mogę przyjechać za trzy dni, będzie dobrze? – zapytał Mac Forral.
– Tak, oczywiście, trochę uzupełnię wyposażenie. Zapraszam oczywiście do mnie.

Za trzy dni odebrał Mac Forrala z lotniska i przywiózł do rezydencji. Nieopodal bramy siedział może kilkunastoletni afrieeerski chłopiec, który na widok samochodu Yorka poderwał się i pomachał do niego.
Samochód zatrzymał się i czekał, aż wysłużony mechanizm ciężkiej bramy całkowicie ją otworzy.
– Mógłbym ci bramę szybciej otwierać niż ta cała maszyna – powiedział chłopak do Yorka. – Mógłbym siedzieć tu nawet cały dzień i czekać, aż przyjedziesz z miasta – dodał.
– Tak? Naprawdę potrafiłbyś taką bramę otwierać? – zapytał York.
– Oczywiście, że bym potrafił – odpowiedział chłopak.
– A ile musiałbym ci płacić? – zapytał York zaintrygowany pro-
pozycją chłopca.
– Och, dużo by cię to nie kosztowało. Dwadzieścia reali afrieerskich za jedno otwarcie – odpowiedział chłopak.
– Umowa stoi, zatrudniam cię.
– Dobrze, proszę pana – odpowiedział chłopak cały rozpromieniony

Od tej rozmowy ilekroć York wsiadał do samochodu, już czekała na niego otwarta brama. Tak samo było z powrotami. Ledwie samochód pojawiał się na horyzoncie ulicy, chłopiec podbiegał do bramy i otwierał ją z wielką wprawą.

Kanclerz po odespaniu wszystkich zaległości zapytał Yorka, czy mogą wspólnie zwiedzić okolicę. Na pierwszy ogień poszedł zamek zbudowany przez namiestnika Tam-Ben Beja, który rządził w Rhattanie przed siedmioma wiekami. Miasto było nie mniej słynne niż Afrieer i leżało dwie godziny drogi samochodem.
Przyjechali do zamku wczesnym rankiem, aby obejrzeć cały teren przed największym upałem, jaki zaczynał się o tej porze roku już od godziny dziesiątej. Czekał na nich miejscowy przewodnik, który ciekawie opowiadał o historii budowy zamku i zmieniających się jego zarządcach. Pierwszą częścią, jaką obejrzeli, było pomieszczenie zwane
przez miejscowych diwanem, gdzie namiestnik Tam-Ben Bej przyjmował interesantów. Gdy poczuł się zmęczony prośbami, mógł przejść do części zajmowanej przez trzydzieści żon namiestnika. Jeszcze dalej, po prawej była komnata ulubionej żony. Która z nich dostępowała zaszczytu i przyjemności bycia tą ulubioną? Tego przewodnik nie wiedział.

Ciasteczka

Afrieerskie ciasteczka
– Jak osładzało sobie gorzkie chwile pozostałe dwadzieścia dziewięć żon? – zapytał Mac Forral.
– Pijąc wprawdzie gorzką kawę, ale z bardzo słodkimi ciasteczkami afrieerskimi – odpowiedział przewodnik zamkowy. – À propos, po zakończeniu zwiedzania zapraszam na taki właśnie poczęstunek.
Ciasteczka wykonujemy według oryginalnej receptury sprzed siedmiu wieków – dodał.
Zwiedzili już prawie wszystko. Przewodnik zaproponował jeszcze obejrzenie panoramy starej części miasta Rhattan z tarasu połączonego z komnatą ulubionej żony. Otworzył drzwi i zaprosił zwiedzających. York od dzieciństwa wiele słyszał o tym pięknym widoku, zwłaszcza o poranku. Z niecierpliwością chłopca, który obcował z historią tych ziem, wszedł energicznym krokiem na wąski taras. Postąpił kilka kroków, aby słupki podtrzymujące daszek niczego nie zasłaniały.
Przewodnik zatrzymał się w progu, a Mac Forral został w komnacie ulubionej żony.
– Zaraz dołączę do ciebie – zawołał. – Sznurowadło mi się rozwiązało, muszę je poprawić.
– Chodź, tu jest naprawdę pięknieeee! – zawołał York. W tym momencie poczuł coś zupełnie niespotykanego nawet na zajęciach z rozszerzonej rzeczywistości. Fragment wąskiego tarasu oddzielił się od reszty i niczym winda zjechał w dół do pomieszczenia, które wyglądało jak średniowieczny loch. Szczęknęły ryglowane od zewnątrz drzwi, a niby to winda odjechała w górę, zostawiając Yorka na odczepionej podłodze.
York przyzwyczajony podczas treningów do różnych niespodzianek siadł spokojnie na podwyższeniu, które najwyraźniej służyło za łóżko i rozejrzał się dokoła.
No cóż, na hotel pięciogwiazdkowy to nie wygląda – stwierdził.  Komórka oczywiście nie miała zasięgu. Był sam i na dobrą sprawę niezupełnie wiedział, czy to realny świat, czy jeszcze jedna jego wersja z pogranicza wirtualnego.
Przewodnik spokojnym głosem powiedział do Mac Forrala:
– Zapraszam zatem na gorzką kawę i słynne rhattańskie bardzo słodkie ciasteczka, skoro zamówiony program tej wycieczki uznajemy za zrealizowany. Cóż mógł robić York w nowej sytuacji, w której się znalazł? Wyspać się, wyleżeć i przemyśleć to, czego jeszcze w życiu nie przemyślał.
No i nareszcie pośpiewać sopranem. We wszystkich innych miejscach jego zamiłowanie do takiego śpiewania byłoby co najmniej dwuznaczne, tu nie miał takich dylematów. Śpiewał więc, ile tylko miał sił i chęci.
Mac Forral następnego dnia powrócił z Afrieeru do Lankentonu. Już podczas podróży nie czuł się dobrze. Dokuczały mu dreszcze, był ogólnie rozbity, bolał go brzuch. Ledwo zdążył dojechać do domu, a zaatakowały go wszystkie możliwe dolegliwości ze strony przewodu pokarmowego. Wezwany lekarz rozpoznał infekcję Virus aureus,
odmianę żołądkową.
– Przecież go nie ma, tego wirusa – słabym głosem powiedział Mac Forral.
– A czuje pan, że go nie ma ? – zapytał lekarz.
– No nie, chyba jednak mnie zaatakował ten cholerny Virus aureus, a skoro tak, to musi istnieć... no, kto by pomyślał...szepnął kanclerz. – Jak długo może to potrwać?
– Tego nie wie nikt – odpowiedział lekarz.
Mijały kolejne dni, a Mac Forral nie mógł opuścić nawet na chwilę swojej łazienki.
– Wolałbym stracić pamięć niż zdolność do bywania wśród ludzi – wołał sam do siebie. Zadzwonił do prezydenta ze słowami usprawiedliwienia.
– Nie mogę się ruszyć z domu, panie prezydencie – zameldował.
– Skoro nie możesz bywać wśród ludzi, to musimy wybrać nowego kanclerza. Podobno nie wiadomo, ile trwa taka żołądkowa infekcja Virus aureus. Przyjmuję twoją rezygnację. Gratuluję przepustowości przewodu pokarmowego. Ciesz się, że masz drożny – zawołał prezydent.
– Panie prezydencie, proszę... – jęknął Mac Forral.
– Zapamiętaj, że polityka jest zajęciem dla ludzi o mocnych głowach i wytrzymałych żołądkach. Aha, i jeszcze jedno, Mac Forral, nigdy nie pytaj prezydenta, co mówi kobietom na ucho – dodał

– Panie prezydencie, ale ja... – w telefonie Mac Forrala rozległ się stuk odkładanej słuchawki.Poprosił jeszcze raz lekarza o wizytę domową. – Mimo przestrzegania wszystkich zaleceń mój przewód pokarmowy nie wraca do normy. Panie doktorze, ile to jeszcze będzie trwało? – zapytał.
–Tego nie wie nikt – odparł lekarz. –Jeśli rozwinie się odmiana infekcji w postaci pełnoobjawowej gorączki złota, to może już pana nie opuścić do końca życia... Jeżeli nie minie po czterech tygodniach, będzie wiadomo, że to postać nieuleczalna.
– Niech pan nie żartuje! – krzyknął Mac Forral. Miał siedzieć w domu na sedesie do końca życia??? Nie będzie mógł nawet zainwestować tych dwudziestu procent od kwoty, która poszła do Sarmalandii jako grant? To byłoby najgorsze powikłanie tej cholernej infekcji.

Tymczasem prace nad wdrażaniem szczepień Muti Vir-Virrem wymagały dalszych badań, tym razem prowadzonych już na terenie Unii Stanów Autonomicznych. Dla nadania sprawie odpowiedniej oprawy postanowiono uhonorować profesorów Bohnera i Lentona Złotymi Orderami Zielonej Oliwki.
Wizytę miał od strony technicznej opracować zastępca Yorka w Unforgettable Group, Jerry Bell. Konieczna była oczywiście wizyta w Afrieerze dla poznania szczegółów topograficznych. Po obejrzeniu scenerii Bibase zaproponowano Jerry’emu wizytę w Rhattanie, na co chętnie się zgodził.

Brama Oran

Gości powitał przewodnik zamkowy i zaprosił do obejrzenia poszczególnych części budowli. Gdy doszli do komnaty ulubionej żony władcy, przewodnik zaproponował Jerry’emu wyjście na taras
i podziwianie widoku starej części Rhattanu.

– Tak się składa, że jestem z wykształcenia archeologiem ciemnomorskim – powiedział Jerry do przewodnika. – Taaak? – zdziwił się przewodnik. – Miło spotkać kolegę po fachu, tym bardziej zachęcam do obejrzenia widoku z tarasu – dodał.

– Wiem jaki los spotykał ludzi, którzy podziwiali ten widok. Natomiast chętnie posłucham, czy mury, ściany i podłogi oraz stropy nadal tak dobrze przewodzą dźwięk jak za czasów Tam-Ben Beja. Dobrze wiesz o tym, że były zbudowane specjalną techniką, aby Tam-Ben Bej mógł słuchać, o czym mówią jego liczne żony – oznajmił zdziwionemu przewodnikowi Jerry. Pochylił się ku podłodze i przyłożył do niej ucho. Słuchał dłuższą chwilę. Wstał z klęczek i stanowczym tonem zażądał otwarcia drzwi do komnaty znajdującej się pod pokojem ulubionej żony.
– Ależ tam nie ma nikogo – odpowiedział przewodnik.
– Skoro nie ma, to pokaż pomieszczenie – twardo zażądał Jerry.
Przewodnik powoli odsunął rygiel i oczom wszystkich ukazał się York.
– Wpadłem tu, ale wiedziałem, że tylko na chwilę – oznajmił z uśmiechem na twarzy.
– Przeciąg musiał zatrzasnąć drzwi – tłumaczył nieporadnie przewodnik.
– Powiedzmy, że kupujemy tę wersję – odpowiedział Jerry. – Tym bardziej, że drzwi były zaryglowane od zewnątrz. Wracamy do Lankentonu, drogi Yorku, bo zaczynają się tam niebawem wybory. Mogą być dla nas różne zadania do wykonania.
– Dzięki, Jerry, że mnie wyciągnąłeś z tego lochu. Gdyby nie ty, przećwiczyłbym tu cały repertuar operowy nie tylko dla sopranów, ale i wszystkich innych głosów.
– Nie ma sprawy, York. Zawsze jestem po twojej stronie

– Zapraszam na kolację do mnie, do mojej nowej rezydencji. Ciotka Mahiba przyrządzi nam jakieś regionalne dania. Poznasz potrawy, jakie jadałem jako mały chłopiec.  Do rezydencji Yorka dojechali późnym wieczorem, a mimo to chłopiec czekał przy bramie.

– Hej, kolego, dzięki za czekanie – zawołał York. – Dostaniesz dziś premię za cierpliwość, ale też mam niedobrą wiadomość.
– Jaką wiadomość masz dla mnie? – zapytał chłopiec.
– Pojutrze wyjeżdżam z Afrieeru – odpowiedział York.
– Nie wierzę, nie wierzę – smutno szepnął chłopiec.
– Takie jest życie, mój przyjacielu, przyjeżdżamy, jesteśmy i odjeżdżamy – stwierdził York.
– Nie wierzę – powtórzył chłopiec.
– Niestety, to prawda – odparł York.
– Będę tu przychodził przez pięć dni. Jeżeli ani razu nie pojawisz się przed bramą, wtedy uwierzę, że wyjechałeś z Afrieeru – odpowiedział chłopiec.
– Obiecuję, że kiedyś wrócę. Na pewno. Każdy wraca do rodzinnych stron.
Prezydent Beniamin Grant bez trudu wygrał kolejne wybory, a radość w partii bogatokratów była wielka. Rozpoczęło się kompletowanie zespołu najbliższych współpracowników. Prezydent polecił zawołać Yorka, który w międzyczasie awansował na szefa Unforgettable Group. York nie wiedział, w jakim celu ma się stawić
w Gabinecie Trójkątnym. Szedł raczej przekonany, że otrzyma nowe karkołomne zadanie do wykonania.
– York, jesteś taki zdolny i świetnie wyszkolony, że lepiej mieć cię blisko pod ręką i na oku. No i panujesz znakomicie nad pokusami, dzięki czemu jesteś odporny nawet na gorączkę złota. Słowem idealnie nadajesz się na mojego sekretarza – powiedział prezydent Grant – a z czasem może nawet na... – tu zawiesił głos.
York wiedział, że w takiej chwili nie zadaje się pytań. W życiu wszystko przychodzi do tych, którzy potrafią być cierpliwi i nie rezygnują. Wystarczy czekać na koleje losu, które podobno można odczytać z przebiegu linii na lewej dłoni. Byłoby więc wszystko w naszym życiu z góry ustalone i zaplanowane? Tego nie wie nikt.

Koniec
Warszawa / Algier / Oran / Tipaza
2011 / 2013
Krystyna Knypl

Algier ogrod botaniczna

Algier, ogród botaniczny

Diagnoza: gorączka złota, rozdział czternasty

Krystyna Knypl

Poprzedni rozdzial

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1649-diagnoza-goraczka-zlota-rozdzial-trzynasty-2

Rozdział 14. Kłopotliwe pytanie

 Profesorowie Bohner i Lenton wiedzieli, że gdy pojadą do Lankentonu zreferować wyniki badań kropli pobranych od „My, narodu” Sarmalandii, muszą mieć gotowy plan dalszych działań. 

afrieer 7

 Afrieer

Bez udziału Jonathana jego opracowanie nie było możliwe. O ile wykorzystanie wyników badań to był temat polityczny, o tyle ich bezpieczne przechowywanie było problemem organizacyjnym, który powinni rozwiązać sami. Całe dni pracowali nad końcowym raportem

– Co proponujecie? – zapytał kanclerz Mac Forral.

– Trzeba zadbać o niecodzienny scenariusz i okoliczności, żeby wszyscy, którzy zobaczą to na żywo, nie mieli najmniejszej wątpliwości, że ten plan służy zupełnie innemu celowi – powiedział York, który w międzyczasie awansował na szefa Unforgettable Group. Nie bez znaczenia były wyniki szkoleń i testów, ale też troska Unii Stanów Autonomicznych o obecność przedstawicieli różnych ras na wysokich stanowiskach. Afrieerczycy byli szczególnie promowani w tych programach jako osoby znane z wysokich umiejętności dążenia do celu, a jeżeli dodać do tego najbogatsze na świecie zasoby ropy i gazu w tym kraju, to oczywiste dla bogatokratów było, że warto w tę część świata inwestować.
– A co byś konkretnie zaproponował? – dopytywał Greg Mac Forral.
– Tak od ręki nie da się. Jestem wyczerpany budową ostatniego scenariusza. Daj mi parę dni wolnego, odpocznę i coś wymyślę.
– O.K., bierz wolne, odpoczywaj, wymyślaj. Gdzie się wybierzesz?
– Nie wiem.. może do Afrieeru? Dawno nie odwiedzałem moich rodzinnych stron.
– Jedź zatem, ładuj akumulatory i wracaj z pomysłami – zgodził się bez wahania Mac Forral.
Yorkowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Szybko spakował się i pojechał na lotnisko. Wprawdzie z Lankentonu do Afrieeru miał dwie przesiadki, ale po kilkunastu godzinach był na miejscu. W domu, u siebie, wśród swoich. Co prawda nie był rodowitym Afrieerczykiem z dziada pradziada, o czym świadczyło nazwisko, ale za takiego się uważał. Jego przodkowie przybyli do Afrieeru z północnych obrzeży Morza Ciemnego wiele wieków temu. Pamiątką tego nielokalnego pochodzenia było nazwisko Bentano. Gdyby był rdzennym Afrieerczykim, nazywałby się może El Bentanar. W sumie nazwisko nie było w tym najważniejsze, czuł się dzieckiem tej nadmorskiej krainy, tym bardziej że się tu urodził.
W młodości, jak to się zdarzało, ruszył na stypendium dla zdolnychstudentów do Europendii, a potem do Unii Stanów Autonomicznych, gdzie osiadł na stałe. Jako wyróżniający się student, a potem pracownik nie miał problemów z uzyskaniem obywatelstwa.

 Brama Oran 2

Obrzeża Afrieeru

Zatrzymał się u ciotki Mahiby, która mieszkała na obrzeżach Afrieeru, w skromnym parterowym domku. Zawsze dobrze nastrajała go swym pogodnym podejściem do zmiennych kolei losu. Odespał podróż i następnego dnia ruszył do miasta. Chodził po krętych uliczkach, oglądał białe, beżowe i kremowe domy. Zaglądał do kawiarenek i herbaciarni. Wsłuchiwał się w rozmowy, chłonął niespieszny rytm miasta. Odpoczął i zregenerował się.
Pod koniec pobytu postanowił jeszcze odwiedzić słynne starożytne ruiny w Bibase. Bywał wśród nich jako mały chłopiec, odwiedzając swego ojca pracującego w charakterze strażnika ruin. Zawsze robiły one na Yorku olbrzymie wrażenie. Wyobrażał sobie jak dawniej, przed wiekami toczyło się życie w tym mieście położonym nad brzegiem Morza Ciemnego. Wcielał się w wyobraźni w postaci różnych mieszkańców starożytnej Bibase. Był w swej wyobraźni kolejno żeglarzem, kupcem, kapłanem, a nawet wielkim władcą.

Brama Oran 3

Ruiny w Bipase

Po godzinie jazdy samochodem był na miejscu, przyglądał się ruinom, spacerując powoli. Wiele się zmieniło od czasów jego dzieciństwa. Ruiny uporządkowano, uzyskały one status zabytku dziedzictwa ludzkości. Spacerował po dobrze znanych alejkach, oglądał łuki, kamienie, katakumby, drzewa oliwkowe. Minął szczątki kaplicy i doszedł do brzegu morza. Stromy skalisty brzeg ucinał się ostro pod nogami. W dole szumiało morze, z jego wszystkimi tajemnicami i skarbami. Siedział dłuższą chwilę nad brzegiem. Nagle jakiś nieuważnie potrącony kamyk spadł do wody.York podniósł się powoli i uśmiechnął się do siebie. Już wiedział, w jakich okolicznościach Ivv powinna zapomnieć tych kilka słów, które usłyszała od prezydenta. Zadzwonił do kanclerza i zameldował:– Plan działania opracowany, jeżeli nastąpi pomyślna realizacja, otrzyma pan komunikat składający się z dwóch liter: FD.
– Powiadasz FD? Dobra, cokolwiek one oznaczają, będą oznaczały pomyślną dla naszych planów wiadomość – odpowiedział kanclerz. Po przeanalizowaniu różnych wariantów York z Unforgettable Group wybrał koncepcję ustanowienia Złotego Orderu Zielonej Oliwki i wręczania go osobom szczególnie zasłużonym dla zdrowia społeczeństw i ludzkości. Zaproponował, aby pierwsze wręczenie orderu odbyło się w Bibase, kolebce kultury i diety ciemnomorskiej. Jako pierwsza order miała otrzymać dr Ivv Odra za zasługi pionierskiego szczepienia Muti Vir-Virrem „My, narodu” Sarmalandii. Wszyscy byli zgodni, że trzeba w koncepcji aranżacji wręczenia nagrody podkreślić wątek wartości ogólnoludzkich, dotyczących praktycznie każdego obywatela. Dieta ciemnomorska znana była od wieków jako sprzyjająca zdrowiu za sprawą wielu jej składników. Najważniejszymi wśród nich były zielone oliwki. Oczywiste było więc nazwanie odznaczenia Złotym Orderem Zielonej Oliwki.
Uroczystość dekoracji miała się odbyć za miesiąc. Dla nadania jej odpowiedniej rangi postarano się o zaproszenie dla dr Odrana-Zatroskanej z podpisem prezydenta Unii Stanów Autonomicznych. Przygotowano pismo i poufną pocztą dyplomatyczną przesłano do Ivv.

Rajska-oliwka large lead

Złoty Order Zielonej Oliwki

Droga Ivv,
Pragnę zaprosić Panią do Afrieeru. Celem zaproszenia jest uroczyste udekorowanie Pani Złotym Orderem Zielonej Oliwki w oryginalnej scenerii Bibase. Zrobiła Pani tak wiele dla zdrowia swojego społeczeństwa i dla całej ludzkości w perspektywie, że te osiągnięcia nie mogą przejść bez echa.
Beniamin Grant, prezydent Unii Stanów Autonomicznych. Rozpromieniona nadchodzącymi wydarzeniami Ivv Odra przyjechała wraz z delegacją i miała zatrzymać się w hotelu Royal Afrieer, słynącym z pięknych, tarasowo położonych ogrodów oraz długiej listy wybitnych gości, którzy to miejsce odwiedzili. Na lotnisku witał ją York z zespołem współpracowników Unforgettable Group. Po uroczystych powitaniach wszyscy wsiedli do bezszelestnych limuzyn z zaciemnionymi szybami i pognali do miasta. Droga do hotelu Royal Afrieer prowadziła początkowo nowo wybudowaną autostradą, a potem krętymi uliczkami starego Afrieeru. Ledwie zamienili w samochodzie kilka grzecznościowych zdań, a już byli przy hotelowym wejściu. Ivv spojrzała na napis Royal Afrieer ułożony z intensywnie niebieskich płytek azulejos i już wiedziała, że jest u wrót raju. – Jak w niebie, jak w niebie – powtarzała dr Odrana-Zatroskana. – Cieszę się, że ci się tu podoba, droga Ivv – powiedział York.

Na powitanie podano jej księgę pamiątkową z prośbą, aby dokonała wpisu dla przyszłych pokoleń. Wpisała wcześniej przygotowany przez biuro prasowe tekst: Mała kropla krwi wielkim krokiem w historii ludzkości. Niech odda ją każdy.
Ivv Odra Nawet podobała się jej nowa wersja imienia i nazwiska! Może wystąpię po powrocie o oficjalną zmianę – pomyślała, przyglądając się swojemu podpisowi w księdze pamiątkowej. Dźwięk windy, która zatrzymała się na parterze, wytrącił ją z tych rozmyślań. Wjechała na ostatnie piętro, gdzie w apartamencie prezydenckim miała swoją kwaterę. Wyszła na balon i odetchnęła głęboko. Nadciągał zmierzch. Przed nią szumiało Morze Ciemne, nad nią gwiaździste niebo, chyba jeszcze ciemniejsze niż morze.

  – Ivv, masz powody do dumy – powiedziała do siebie. Trzeba iść spać, jutro wyczerpujący dzień. Wczesnym rankiem krótka wizyta u mera Afrieeru, potem przejazd do ruin Bibase, dekoracja Złotym Orderem Zielonej Oliwki... tyle przede mną!
Spała niespokojnie, w krótkich odcinkach, przewracając się z boku na bok. Obudziła się o piątej nad ranem i czas do śniadania spędziła na tarasie, wsłuchując się w szum fal.Po symbolicznym posiłku cała świta wsiadła do limuzyn i pognali
do Bibase. O dziesiątej byli na miejscu. Uroczystość dekoracji urządzono w starożytnym amfiteatrze, dostosowanym do współczesnych wymogów transmisji telewizyjnej.
W centralnym punkcie znajdowała się niewielka loża honorowa, a przed nią podium, na którym miała odbyć się dekoracja.
Wprowadzono Ivv Odra do garderoby, aby przygotować ją do uroczystości. W rogu wisiała piękna tunika w odcieniu miejscowej ziemi – coś pomiędzy kolorami pomarańczowym, beżowym i zielonym.
– Madame, będzie pani odbierała Złoty Order Zielonej Oliwki w tej oto tunice – powiedziała garderobiana.
– Doprawdy? A to dopiero niespodzianka! – zawołała Ivv.
Garderobiana sprawnie zrobiła Ivv makijaż na potrzeby transmisji telewizyjnej, po czym założyła tunikę, zręcznie układając bogatą serię fałdów z przodu kreacji.
– Jak się pani sobie podoba? – zapytała garderobiana, odsłaniając zakryte do tej pory lustro. W jego tafli ukazała się oczom zdumionej Ivv nieznana dotychczas postać Dostojnej Władczyni.
– Ochhhhh... to ja? naprawdę ja???? – jęknęła Ivv w zachwycie.
– To pani we własnej osobie, madame – odpowiedziała garderobiana.
– Ochhchhch – jęczała dalej Ivv Odra – tak prezentuje się Praw-
dziwa Władza! Do licha z tymi garsonkami, w których wyglądam jak nie przymierzając korporacyjna wyrobnica, a nie jak Pierwsza Dama Władzy Sarmalandii! Trzeba pomyśleć o przeszczepieniu tego pomysłu do kraju... Może jako strój na oficjalne okazje państwowe? – rozmyślała podekscytowana. Oczami wyobraźni widziała siebie w tym niecodziennym stroju, otwierającą obrady Aeropagu Sarmalandii.
Tymczasem do garderoby wszedł asystent mera Afrieeru i poprosił Ivv o przejście na scenę. Ivv Odrę posadzono na ozdobnym fotelu w środku sceny, z lewej strony była mównica, na wprost loża honorowa z wszystkimi oficjalnymi gośćmi. Na mównicę wszedł mer Afrieeru i wygłosił krótkie okolicznościowe przemówienie.
– A teraz poproszę specjalnego wysłannika prezydenta Unii Stanów Autonomicznych, pana Yorka Bentano, o wręczenie Złotego Orderu Zielonej Oliwki. Pragnę podkreślić, że jest to pierwsza w dziejach
ludzkości dekoracja tym orderem.
York podszedł do Ivv, za nim kroczył asystent ze złotą tacą z orderem spoczywającym na specjalnej poduszeczce.
– Droga Ivv, w imieniu prezydenta mojego kraju, Unii Stanów Autonomicznych, składam wyrazy najwyższego uznania i proszę o przyjęcie tego orderu – York wziął order z poduszeczki i przystąpił do przypinania. Zupełnie nie wiadomo dlaczego ukłuł Ivv szpilką orderu.
– Och... sorry, so sorry – zapewnił prawie szczerze. – Mam nadzieję, że nie było to zbyt bolesne doświadczenie – szepnął.
– Och... nie, to po prostu jeszcze jedno ukłucie dla dobra całej ludzkości – odszepnęła Ivv.
W kilku słowach podziękowała za odznaczenie i wspierając się na ramieniu Yorka, dostojnym krokiem opuściła scenę amfiteatru Bibase.Uroczystość dekoracji dobiegła końca i wszyscy przeszli do namiotu, w którym miało się odbyć okolicznościowe przyjęcie z lampką szampana. Schodzili się wszyscy oficjalnie zaproszeni goście, toczyła
się zwykła rozmowa, powoli tworzyły się grupki. York nie odstępował Ivv ani na chwilę.

– Ivv, czy mogę zaprosić panią na krótki spacer brzegiem Morza Ciemnego w ramach rekompensaty za to niefortunne ukłucie podczas dekoracji? – zapytał York.– Z przyjemnością – odpowiedziała Ivv Odra.– Proszę zatem wesprzeć się na moim ramieniu, teren tu trochę nierówny, pani wytworne szpileczki mogą nie sprostać tym nierów-nościom – dodał szarmancko York.– Cała przyjemność po mojej stronie – odparła Ivv i poczuła, że krew w jej żyłach krąży szybciej niż wczoraj.

Szli wolno w kierunku Morza Ciemnego, które od namiotu dzielił dystans nie większy niż dwieście metrów. Po paru minutach byli nad samym brzegiem, który w tym miejscu dość stromo się urywał. Ściana skał była nierówna, chropowata, miejscami porośnięta żółtawym mchem.Ivv, wspierając się na ramieniu Yorka, powoli szła wzdłuż urwistego brzegu Morza Ciemnego. Przystanęła na chwilę, aby nasycić oczy widokiem fal. York zatrzymał się kilka kroków dalej.
– Co za ciekawa roślinność, nawet mech tu jest inny – powiedział York, pochylając się. – Niech pani tu spojrzy– dodał.
Podeszła, aby przyjrzeć się kolonii mchu, pochyliła się i wskutek tego ruchu fałdy długiej tuniki rozścieliły się na skale niczym serweta na stole. Ivv nadepnęła je niechcący i zaplątała się. York zdawał się w ułamku sekundy uchwycić moment nadepnięcia tuniki, bo błyskawicznie pospieszył z pomocą.
– Ivv, pomogę pani – powiedział. Oburącz chwycił fałdy tuniki i energicznie pociągnął ku sobie. Świeżo udekorowana Ivv zachwiała się, straciła równowagę i upadła ku tyłowi, uderzając kilkakrotnie głową o nierówne kamieniste podłoże. Spadła na występ skalny kilka metrów niżej.
Ivv Odra leżała nieruchomo w dole. York patrzył na nią spojrzeniem człowieka, który pomyślnie wykonał kolejne powierzone mu zadanie. Wyjął służbową komórkę i wysłał do Grega Mac Forrala krótki komunikat: „FD. York”.
Odbierający w Lankentonie wiadomość kanclerz partii bogatokratów spojrzał na krótki tekst i odetchnął z ulgą. Połączył się z prezydentem Unii Stanów Autonomicznych i zameldował:
– Panie prezydencie, FD, czyli Fall Down. Niebawem powinienem otrzymać bliższe szczegóły.
– Dzięki, Greg, to miło, że na ciebie i twoich chłopców można liczyć – odpowiedział Beniamin Grant.
– Zawsze do usług, panie prezydencie – zapewnił Greg.

afrieer 10

Krystyna Knypl

Następny rozdział

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1651-diagnoza-goraczka-zlota-rozdzial-pietnasty-i-ostatni

Diagnoza: gorączka złota, rozdział trzynasty

Krystyna Knypl

Poprzedni rozdział

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1648-diagnoza-goraczka-zlota-rozdzial-dwunasty

Rozdział 13. Kropla krwi dla przyszłości

Po zamknięciu raportu badacze poprosili o ustalenie terminu ponownej wizyty u prezydenta. Nie czekali zbyt długo. Po tygodniu znowu kroczyli białymi schodami prowadzącymi do Gabinetu Trójkątnego prezydenta Beniamina Granta.

Kropla

Bipase nad Morzem Ciemnym

– Och, panie prezydencie, z pozoru to nic wielkiego, mały fragmencik w komórce, którego szczegółowa budowa jest widoczna w specjalnym mikroskopie.

– Jakim mikroskopie? – zapytał prezydent.
– Nazywa się on mikroskopem sił atomowych – odpowiedział Lenton.
– No... to ciekawe! Wszystko, co atomowe, ciekawi polityków – odpowiedział Grant z uśmiechem.
– Tym razem to tylko atomowy mikroskop, którego użyliśmy do badań i jego stosowanie nie grozi żadnymi zniszczeniami, tak myślę. Dzięki niemu widzimy przebudowane pod wpływem szczepienia fragmenty komórek w organizmach naszych wyborców. Zmiany powstają jako nieplanowany efekt szczepienia Muti Vir-Virrem.

– Po jakim czasie od zaszczepienia wystąpią takie zmiany? – zapytał prezydent.– Sądzimy, że dwa lata wystarczą – odrzekł Lenton.
– Co zatem panowie proponują? – zapytał prezydent Beniamin
Grant.– Musimy przebadać zjawisko na większej populacji. Właśnie w Sarmalandii, gdzie rządzi lokalna odmiana bogatokratów, zorganizowaliśmy szczepienie Muti Vir-Virrem. Musimy tylko otrzymać próbki i przebadać je pod mikroskopem sił atomowych. Za dwa lata wykonamy kontrolne pobrania krwi i wtedy wszystko będzie  jasne.
– Jak chcecie ten pomysł zrealizować, w jakiej scenerii? – zapytał
prezydent.
– Okrasimy podpisanie umowy na dalsze badania nad szczepieniami dodaniem robiącego mocne wrażenie odznaczenia lub medalu. Trzeba wybrać odpowiednią osobę do wyróżnienia tym odznaczeniem,
najlepiej z departamentu zdrowia – dodał Lenton. – Ustalimy w porozumieniu z ambasadorem Sarmalandii w Unii Stanów Autonomicznych, kto będzie się najbardziej do tego nadawał.  Wszystko opakujemy w opowieść o naszym najlepszym sojuszniku w zdrowiu i chorobie – podpowiedział sekretarz prezydenta. Profesor Lenton z grupą doradców doszli do wniosku, że przekonanie zaszczepionych mieszkańców Sarmalandii do dwukrotnego w odstępie roku oddania próbek krwi na dalsze badanie w mikroskopie sił atomowych wymaga specjalnych działań w sferze medialnej. Ustalono, że poda się do publicznej wiadomości, iż u pacjentów szczepionych przed laty odkryto dodatkowe dobroczynne działanie szczepionki Muti Vir-Virrem. Działaniem tym miała być perspektywa długowieczności. Podobno wszyscy zaszczepieni kiedyś w Unii Stanów Autonomicznych przekroczyli osiemdziesiątkę i mieli się bardzo dobrze. Być może Sarmalandczycy też mają przed sobą taką perspektywę, ale aby to ustalić, konieczne będzie dwukrotne pobranie niewielkiej próbki krwi do dalszych badań w nowoczesnych urządzeniach. Akcję nazwano „Kropla Krwi dla Przyszłości”.
Dr Odrana-Zatroskana była bardzo zaskoczona, gdy poinformowano ją oficjalną drogą dyplomatyczną, że szef Ameerland Medicine Study chce ją zaprosić do złożenia wizyty w Unii Stanów Autonomicznych, a dodatkowo ma otrzymać wysokie odznaczenie. Program wizyty przewidywał, że dr Odrana-Zatroskana odda kroplę krwi na wizji podczas spotkania z prezydentem Unii Stanów Autonomicznych.
Transmisję miały prowadzić wszystkie największe stacje telewizyjne. Któż by się nie zgodził na pokazanie we wszystkich telewizjach, jak dla dobra swego narodu oddaje kroplę krwi?
Dr Odrana-Zatroskana rozpoczęła szeroko zakrojone przygotowania do zagranicznej wizyty. Na początek zamówiła kolejny gustowny kostiumik na krajową wizytę w stacji To-Nie-Ten. Stylistka poradziła jej, aby na wszystkie okazje związane ze szczepieniem zakładała kostiumik z krótkimi rękawami, bo aktywny zawodowo lekarz ma zawsze ręce odsłonięte do łokcia. Każdy szczegół musi być perfekcyjnie zaplanowany i pod kontrolą. Nadszedł dzień poinformowania o spektakularnym poświęceniu się dr Odrana-Zatroskanej dla zdrowia całego „My, narodu”. Audycję prowadził redaktor Maczugin.
– Proszę państwa, czeka nas niesamowite i jedyne w swoim rodzaju przeżycie. Otóż są poważne przypuszczenia, że szczepionka Muti Vi-Virr ma jeszcze dodatkowe działania poza ochroną przed zakażeniami. Prawdopodobnie zapewnia nam przedłużenie życia o co najmniej dziesięć lat w stosunku do tego, co pierwotnie nam los przeznaczył. Aby ustalić, czy szczepionka wywiera owo niesamowite działanie, konieczne jest dwukrotne oddanie niewielkiej ilości krwi do dalszych badań. Nasz gość, dr Orana-Zatroskana, udaje się właśnie z wizytą do Unii Stanów Autonomicznych, gdzie zostaną ustalone dalsze szczegóły tej wielkiej akcji prozdrowotnej. Co więcej, pani doktor odda swoją krew do badań w Unii Stanów Autonomicznych!
Czy to prawda, pani doktor?
– Potwierdzam wszystko, co pan powiedział, istotnie jest planowana taka wizyta i jednym z jej punktów jest oddanie przeze mnie krwi na dalsze badania. Proszę państwa, krew będzie zbadania w najnowszym z mikroskopów, który jest w stanie zobaczyć każdy pojedynczy atom!
Co za dokładność! Podczas wizyty ustalę szczegóły badań, którym będą mogły poddać się osoby zaszczepione Muti Vir-Virrem. Konieczne będzie dwukrotne oddanie próbek krwi. Wszystko zorganizujemy tak, aby państwo nie musieli się zbytnio fatygować. Blisko waszych domów będą jeździły kontrolobusy i w nich będą pobierane próbki krwi. To będzie, proszę państwa, wstęp do tego, co planujemy w przyszłości wprowadzić. „Zdrowie z dostawą do domu” – to nasz długoterminowy program.
Po audycji liczba maili, które nadeszły do redakcji i telefonów, które się rozdzwoniły, pobiła wszelkie rekordy. Zdrowie z dostawą do domu – cóż za piękna wizja! Fora internetowe nie milkły od komentarzy pełnych zachwytów dla sarmalandzkich bogatokratów. Tymczasem dr Odrana-Zatroskana kontynuowała przygotowania do nadchodzącej wizyty. Trenowała język ameerlandzki, ćwiczyła różne wersje uśmiechu i przymierzała kolejne garsonki z krótkimi rękawami, aby łatwo było pobrać krew na wizji.
Nadszedł dzień wyjazdu. Zdecydowała się na granatową garsonkę na czas podróży oraz błękitną na wizytę w Gabinecie Trójkątnym.
Otoczona gwardią najwierniejszych doradców zajęła miejsca przeznaczone dla VIP-ów w samolocie lecącym do Unii Stanów Autonomicznych. Po dziesięciu godzinach lotu byli na miejscu. Następnego dnia czekała ich wizyta u prezydenta. Z lotniska pojechali do Ameerland Hotel House, gdzie kwaterowali. Rano wojskowymi samochodami zostali przewiezieni do Lankentonu i postawieni przed obliczem prezydenta. Tak, postawieni, świat bowiem, w którym się znaleźli, traktował ich jak przedmioty, które trzeba było dostarczyć na odpowiedni czas w odpowiednie miejsce zgodnie z wymogami scenariusza. Spotkanie z prezydentem i pobranie kropli krwi u dr Odrana-Zatroskanej miało odbyć się w przylegającej do Gabinetu Trójkątnego sali konferencyjnej. Prezydent Unii Stanów Autonomicznych Beniamin Grant wszedł do sali punktualnie w samo południe. Potrząsnął dłońmi wszystkich zebranych, wygłosił kilka sloganów, po czym gestem dłoni zaprosił dr Odrana-Zatroskaną do zajęcia miejsca na specjalnie zmontowanym stanowisku do pobrania krwi. Zaproszona usiadła w fotelu i zanim zdążyła otworzyć usta w powitalnej formułce, już leżała pod kątem 30 stopni. Prezydent klepnął ją po ramieniu, wygłosił sakramentalny zwrot w stylu „you can do it!” i nieoczekiwanie pochylił się do ucha dr Odrana Zatroskanej. Ku zaskoczeniu wszystkich obecnych wyraźnie coś jej szepnął. Tego nie było w protokole! Musiała to być jakaś nieprawdopodobnie radosna wiadomość, bo wyraz twarzy dr Odrana-Zatroskanej nabrał wprost orgazmatycznej promienistości, która nie mijała. Co więcej, dźwięk, jaki wydała z siebie, był jak najbardziej przypominający takie właśnie klimaty.
– Oooochhhchh, mister president – jęknęła dr Odrana-Zatroskana, zwana podczas wizyty przez tutejsze media zgodnie z duchem języka ameerlandzkiego po prostu Ivv Odra. Prezydent po pozaprotokolarnym szepnięciu z tajemniczym uśmiechem na twarzy cofnął się o kilka kroków, nadchodziła bowiem chwila pobrania krwi.
Przystojny wojskowy pielęgniarz wprawnie pobrał kroplę krwi, ucisnął miejsce pobrania i po kilku minutach przykleił błękitny plaster z opatrunkiem, o kolorze tożsamym z garsonką, aby nie naruszyć harmonii kolorystycznej otoczenia. Plaster miał też sugerować błękitny kolor pobranej krwi.
Kamera zrobiła zbliżenie na proces zakładania opatrunku, a sprawozdawca zachwycił się precyzją przeprowadzenia zabiegu i harmonią kolorystyczną całego przedsięwzięcia. Zanim zakończono wszystkie
procedury związane z pobieraniem krwi, prezydent Grant zniknął bezpowrotnie za drzwiami swojego Gabinetu Trójkątnego. Na szczęście zabrani do składu delegacji sarmalandzcy kamerzyści telewizyjni rozciągnęli nagranie do kilkunastu minut, dzięki trikom w stylu „błądząca kamera pokaże wam wszystko i jeszcze więcej”.
Następnym punktem programu była konferencja prasowa przed siedzibą prezydenta Unii Stanów Autonomicznych. Tu już nie było tak ścisłych ram czasowych i można było trochę rozwinąć temat poświęcenia się dla zdrowia narodu, ba! dla zdrowia zjednoczonych narodów Ameerlandii i Sarmalandii.
Pierwsze pytanie przydzielono redaktorowi Maczuginowi. Z urzędu mu się ten zaszczyt należał!
– Pani doktor, co pani czuła oddając kroplę krwi dla przyszłości? – zapytał redaktor.
– Wzruszenie, przede wszystkim ogromne wzruszenie. A ponadto ogarnęło mnie przekonanie, że mogłabym oddać nie tylko kroplę, ale nawet całą krew, jaka we mnie krąży, dla zdrowia i lepszej przyszłości mojego narodu, dla naszych drogich wyborców! – odpowiedziała dr Odrana-Zatroskana.
– Co może jeszcze pani powiedzieć swojemu narodowi? – zapytała Matylda Przekora, będąca akredytowaną przez Unię Stanów Autonomicznych przedstawicielką „Modnych Diagnoz” na tę uroczystość.
– Pani ma zawsze w swym programie politycznym tak niesamowicie podnoszące ludzi na duchu wiadomości.
– Pozdrawiam wszystkich z tego miejsca i życzę im wszystkiego najlepszego. Pamiętajcie, moi drodzy rodacy, że niebawem ruszą kontrolobusy, które będą pobierały od wszystkich zaszczepionych kroplę krwi dla przyszłości. Oddajcie ją bez wahania, za rok oddajcie następną! Naprawdę nie musicie narażać się na kontakt z bezdusznymi i nieczułymi świadczeniodawcami. Macie nas, demokratycznie wybranych swoich przedstawicieli, którzy zatroszczą się o wasze zdrowie i przyszłość.

Zdrowie z dostawa do domu – to jest nasz program dla was.

– A co takiego szepnął mister president pani na ucho? – zapytał któryś z bezceremonialnych lankentońskich korespondentów.
– Proszę pana redaktora, to, co ludzie sobie mówią niekiedy na ucho... nie zawsze jest przeznaczone do publicznej wiadomości – odparła z uśmiechem Ivv Odra

– No, zgadza się, ale może pani nam zdradzi coś z tego intrygującego szepnięcia – nalegał.

– Nie zdradzę, nie zdradzę. W każdym przynajmniej razie nie teraz – odpowiedziała tajemniczo Ivv Odra.
Entuzjazm dla lokalnej partii bogatokratów sięgał w Sarmalandii wyżyn, jakich nie notowały do tej pory żadne agencje sondażowe. Efektowne pobranie kropli krwi na oczach całego świata, a do tego te szeptanki z prezydentem, to było coś, czego wcześniej jeszcze nikt nie wymyślił. No i do tego program Zdrowie z dostawą do domu. Każdy wyborca łykał te słowa niczym najsmaczniejsze kawałki pizzy. Dr Odrana-Zatroskana czuła, że żyje.
Po powrocie do Sarmalandii rozpoczęto szeroko zakrojone przygotowania do kontrolnych pobrań krwi w kontrolobusach. Nie minął miesiąc, a ruchome punkty kontaktu „My, narodu” z medycyną ruszyły na ulicę. Ach, co to były za radosne dni dla wszystkich obywateli!

Wyborcy masowo oddawali krew do kontroli wyników szczepienia, a dr Odrana-Zatroskana codziennie z redaktorem Maczuginem opowiadała o rosnącym poziomie zadowolenia z usług medycznych zapewnionych przez partię bogatokratów. Można powiedzieć, że była to jedna wielka Happylandia, a nie siermężna Sarmalandia!
„My, naród” entuzjastycznie oddawał krople swojej bezcennej krwi, które umieszczano w specjalnych potrójnych pojemnikach, aby mogły bezpiecznie przetrwać transport lotniczy do Unii Stanów Autonomicznych. Tam miały być poddane szczegółowym badaniom pod mikroskopem sił atomowych. Pierwsza partia próbek licząca około  dziesięciu tysięcy kropli krwi dotarła do laboratoriów programu BAT Study jesienią. Badacze przygotowali się do jednoczesnego analizowania dużych ilości kropli krwi, opracowując specjalne programy komputerowe, które pozwalały na zapisanie wyników, jednak nie było możliwe przesyłanie ich poza sieć komputerową laboratoriów BAT Study. Wyniki były zbyt cenne, aby mógł je oglądać ktoś spoza starannie wyselekcjonowanego zespołu najbardziej zaufanych badaczy i dodatkowo zaprzysiężonych na okoliczność tajemnicy państwowej najwyższego stopnia.
Oczy i serca radowały się, gdy odczytywano kolejne krople krwi. Polimorfizm TCERs w 95% korelował z wyborem partii lokalnych bogatokratów w Sarmalandii. Co więcej, druga partia kropli krwi pobranych po roku od zaszczepienia Muti Vir-Virrem potwierdziła wcześniejsze obserwacje w 100%. Polimorfizm TCERs był nawet bardziej wyrazisty w obrazie mikroskopowym.

Bydgoszcz kamienne głowy

Krystyna Knypl

Następny rozdział

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1650-diagnoza-goraczka-zlota-rozdzial-czternasty

Diagnoza: gorączka złota, rozdział dwunasty

 Krystyna Knypl

Poprzedni rozdział

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1647-diagnoza-goraczka-zlota-rozdzial-jedenasty

Rozdział 12. Wizyta w Gabinecie Trójkątnym

Po pobraniu wszystkich próbek krwi przygotowano raport końcowy dla sponsorów z Unii Stanów Autonomicznych i wyrażono w nim niepokój, że zaobserwowane po szczepieniu zaniechanie chodzenia po lekarzach może rozszerzyć się na inne zaniechania, w tym najcięższe – zaniechanie chodzenia na wybory i głosowania.

Krowa 1

 Inspekcja sanitarna poszukuje Virus aureus, który potrafił ukrywać się dosłownie wszędzie!

Na zebraniu analizującym wstępne wyniki uzyskane w Sarmalandii spotkali się wszyscy zainteresowani badacze. Najciekawsze było nie to, co ustalono, lecz niepokój, który wyrażono w podsumowaniu, że polimorfizm TCER może objąć nie tylko zachowania prozdrowotne, ale i wyborcze. Zebrani uświadomili sobie, że muszą jeszcze raz sięgnąć do zbiorów danych Ameerland Medicine Study, odszukać szczepionych Muti Vir-Virrem i ustalić ich preferencje wyborcze. Wyłoniono do tego specjalną grupę roboczą. Wszystko zaczynało dotykać tak delikatnej materii, że ponownie udano się po błogosławieństwo do Lankentonu. Unia Stanów Autonomicznych od dawien dawna miała dwie partie, naprzemiennie zdobywające władzę: jedni uwodzili najbiedniejszych swoimi hasłami wyborczymi, drudzy – bogatych i średniaków. Zwolenników w społeczeństwie mieli praktycznie po równo i w zależności od frekwencji wyborczej zwyciężali to jedni, to drudzy. Przyjął ich kanclerz bogatokratów Greg Mac Forral. Pech miała partia biedakokratów, że nie ona była tym razem u władzy, ale tak to już z biedą bywa, że wiatr w oczy wieje jej często. Gdy kanclerz bogatokratów usłyszał, iż jest możliwość zidentyfikowania i co więcej, niejako produkowania własnych wyborców, rozpromienił się bardziej niż słońce w samo południe. Chwycił za telefon i poprosił o połączenie z prezydentem Beniaminem Grantem, który objął ten wysoki urząd w Unii Stanów Autonomicznych po wygraniu ostatnich wyborów przez bogatokratów.
– Tu mówi Greg Mac Forral, mam niesłychanie ważny temat do omówienia. Są u mnie panowie z Ameerland Medicine Study i rozmawiamy o zdrowiu naszych wyborców.
– Czy wybuchła wojna lub epidemia, że dzwonisz i odrywasz mnie od partyjki golfa? – zapytał prezydent.
– Nie, nie, wszyscy zdrowi, a co do epidemii, to czy byłbyś zainteresowany taką wizją przyszłości, że wybuchnie epidemia naszych wyborców? Że będzie ich tak dużo jak nie przymierzając chorych na grypę w czasie największej epidemii?
– No jasne, że to jest bardzo fajna wizja. Co powinniśmy zrobić? – zapytał autentycznie zaciekawiony prezydent Unii Stanów Autonomicznych

– Musisz przyjechać do Lankentonu. Przez telefon nie da się omówić wszystkich kwestii.

– Rozumiem, zatem juto o dwunastej u mnie w Gabinecie Trójkątnym.
– Tak jest, szefie, będziemy wszyscy w komplecie.
– Panowie, nadchodzi historyczna chwila – przedstawicie swój plan prezydentowi Unii Stanów Autonomicznych, jutro o dwunastej.
– Jesteśmy do dyspozycji pana prezydenta – odpowiedział wzruszonym głosem profesor Mark Lenton.
Myśl o wyhodowaniu nowego wspaniałego wyborcy partii bogatokratycznej wpędziła profesora Bohnera w bezsenność. Lenton też miał problemy z zaśnięciem. Dopiero przed świtem udało mu się zdrzemnąć dwie godziny. Rano popływał w hotelowym basenie, aby rozluźnić napięte mięśnie po bezsennej nocy. Po śniadaniu przejrzał po raz kolejny dokumentację i nabrał pewności, że ustalenie rodzaju zależności między preferencjami wyborczymi a polimorfizmem TCER jest możliwe.

Gdy zegary wskazywały południe, profesorowie Bohner i Lenton z całą ekipą wchodzili do Gabinetu Trójkątnego prezydenta Ameerlandii. Południową ścianę gabinetu stanowiła olbrzymia szklana tafla, za którą rozciągał się Ocean Bootoński. Biurko prezydenta było ustawione tak, że ocean miał za sobą. Jeśli chciał wyjść na rozległy taras, wystarczyło nacisnąć guzik i cały panel z biurkiem wyjeżdżał na zewnątrz. Na lewo od biurka były drzwi wejściowe, na prawo okrągły stół z kilkoma krzesłami, przy którym zasiadano do krótkich rozmów. Prezydent przywitał ich słowami, które długo dźwięczały badaczom mu w uszach:
– Witam panów, jesteście nadzieją naszej wspaniałej ojczyzny.
– Uściskowi dłoni towarzyszyło intensywne, wnikliwe spojrzenie magnetycznych, czarnych oczu prezydenta. Lenton czuł, że dla tego człowieka jest gotów zrobić wszystko. – Proszę przybliżyć mi wasze  odkrycie – powiedział prezydent.
– Mamy poważne podstawy przypuszczać, że jesteśmy o krok od odkrycia, co kieruje ludźmi w ich decyzjach wyborczych. I nie chodzi nam o poglądy, które bywają zmienne i ulotne. Mam na myśli trwałe, nowe struktury w komórkach organizmu, powstające w wyniku interwencji człowieka. Tą interwencją jest szczepionka. Wiemy już dużo o tych nowych strukturach, musimy jeszcze ustalić jakie konkretnie struktury powodują wybór danej partii.
– No, no, no... to dopiero odkrycie! – zawołał prezydent.
– Główne odkrycie jeszcze przed nami, musimy poszukać głębiej – wtrącił profesor Bohner.
– Rozumiem, co mogę dla was zrobić? – zapytał prezydent.
– Potrzebujemy zgody na te bardzo nowoczesne w swym zamyśle badania... no i funduszy oczywiście – wyjaśnił Lenton.
– Macie jedno i drugie – szybko odpowiedział prezydent. – Czy miliard reali ameerlandzkich wystarczy?
– Dziękujemy, jesteśmy przekonani, że to właściwa suma.
– Powodzenia, panowie! Wybaczcie, muszę już kończyć.
– Dziękujemy za wszystko, panie prezydencie – Lenton skłonił głowę. Prezydent Beniamin Grant uścisnął dłonie profesorów Bohnera i Lentona, a fotograf uwiecznił ten uścisk. Wszyscy obecni w Gabinecie Trójkątnym czuli, że to przełomowa chwila w ich życiu.  Badacze powrócili do Bootonu i zajęli się poszukiwaniem zależności. Jeszcze raz przejrzano wszystkie obrazy mikroskopowe próbek 1715  szczepionych Muti Vir-Virrem. Niczego nowego nie zaobserwowano. Po długich naradach ustalono, że konieczne jest dokładne określenie preferencji wyborczych wszystkich badanych oraz rozejrzenie się za nowym, bardziej szczegółowym sposobem obrazowania zmian w retikulum endoplazmatycznym.

Ustalenie preferencji wyborczych poszło szybko i łatwo. Ankieterzy udali się do domów szczepionych kiedyś rodzin. Ich zadaniem było wplecenie pytania o sympatie polityczne w zwykłą rozmowę wprowadzającą do pytań na tematy zdrowotne. Wszyscy udzielili nieświadomie odpowiedzi, zanim ankieter wygłosił sakramentalną formułkę „przystępujemy do wypełniania ankiety”.
W bazie do końcowej analizy zostało 1350 osób. Z danych ustalonych przez ankieterów wynikało, że na bogatokratów głosowało 38%, na biedakokratów 40%. U reszty badanych nie udało się uzyskać jednoznacznej odpowiedzi. Takie wyniki wskazywały, że trzeba rozejrzeć się za urządzeniem do dokładniejszego obrazowania retikulum endoplazmatycznego.

Mikroskop 2

Mikroskop sił atomowych

Po przejrzeniu supernowoczesnych mikroskopów zdecydowano się na dodatkowe badania z użyciem mikroskopu sił atomowych.

Obejrzano wszystkie próbki i wyodrębniono dwie grupy zmian w polimorfizmie TCER – różniły się one powierzchnią, której budowę wyraźnie był w stanie pokazać mikroskop sił atomowych. Retikulum endoplazmatyczne zwolenników bogatokratów było niespotykanie gładkie, a biedakokratów fałdowało się i było szorstkie. Nazwano je odpowiednio TCER smooth oraz TCER rough, ze skrótowym zapisem TCERs i TCERr.
– No dobrze, mamy zarejestrowaną kolejną zmianę, ale co ją powoduje??? – Lenton zastanawiał się dniami i nocami.
Trzeba było po raz kolejny powrócić do szczegółów szczepień Muti Vir-Virrem. Znów analizowano krok po kroku wszystkie dane związane z szczepieniem. Odkryto ze zdumieniem, że do szczepień stosowano dwie serie szczepionek o różnym stężeniu surfaktantu niejonowego. To musiał być dobry trop! Jeszcze raz podzielono pacjentów na mających retikulum endoplazmatyczne gładkie oraz pofałdowane i przypisano im szczepionkę o odpowiedniej dawce surfaktantu. Grupa gładkich, czyli TCERs dostała szczepionkę z większą dawką surfaktantu. Wszystko stawało się jasne. Obejrzano jeszcze próbki nieszczepionych pod mikroskopem sił atomowych. 

Wnioski były proste: szczepienie Muti Vir-Virrem w wariancie większej dawki surfaktantu wygładzało powierzchnie retikulum endoplazmatycznego, dając typ polimorfizmu TCERs. Ten stan strukturalno-biochemiczny zapewniał głosowanie na bogatokratów. Profesorowie Bohner i Lenton przygotowali raport końcowy.
W pierwszej części raportu omówili podstawowe cechy i budowę retikulum endoplazmatycznego – nie każdy w końcu obcował z niecodzienną strukturą na co dzień. Potem omówiono zagadnienia biochemiczne i ich wpływ na funkcjonowanie organizmu.
Kluczowym zagadnieniem przedstawionym w raporcie było powstawanie lepszych warunków anatomicznych i biochemicznych dla przewodzenia sygnałów w tkance nerwowej u osób z wersją TCERs, co w przełożeniu na warunki życia codziennego wyrażało się sprawniejszym, szybszym i trafniejszym myśleniem. Taki stan rzeczy nie pozostawał bez wpływu na ogólną aktywność życiową i zdolności do zdobywania majątku. Skoro majątek został przez posiadaczy TCERs zdobyty, to oczywiste było, że głosowali oni na partię bogatokratów, która promowała bogactwo.
Krowa Trojan horse

 Symbol Nowego Wspaniałego Świata, w którym obowiązywała zasada: każdego należy wydoić!

Krystyna Knypl

Następny rozdział

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1649-diagnoza-goraczka-zlota-rozdzial-trzynasty-2

Diagnoza: gorączka złota, rozdział jedenasty

Krystyna Knypl

Poprzedni rozdział

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1646-diagnoza-goraczka-zlota-rozdzial-dziesiaty

Rozdział 11. Fundusze na badania

Profesorowie Graham Bohner i Mark Lenton po raz kolejny przeglądali wykaz osób szczepionych Muti Vir-Vir-rem i porównywali go z częstością korzystania z usług lekarskich. Z grupy szczepionych 1715 osób praktycznie nie bywało u lekarzy. Nie tylko nie chorowały one na infekcje wirusowe, ale nie imały się ich zawały, wylewy czy nowotwory. 

 Niebieski korytarz

W drodze do biologicznego poligonu ćwiczebnego

Byłby to więc nieznany i niezauważony efekt szczepienia, w pierwotnym założeniu przeciw wirusom, a de facto przebudowujący retikulum endoplazmatyczne?
Skoro zmiana następowała w tej strukturze, to co z tego wynikało? Kanały szybkiego transportu w jej wnętrzu musiały sprawnie eliminować wszelkiego rodzaju markery rozpoczynających się schorzeń zarówno o naturze psychicznej, jak i organicznej? Czy w grę wchodził jakiś inny mechanizm? Skoro nie tylko choroby wirusowe nie imały się tych ludzi, to może był to efekt niezwiązany z samą aktywną częścią szczepionki, lecz z którymś ze składników dodatkowych? Co oni tam dodawali do tej szczepionki?
Przejrzeli rozszerzoną informację o składzie szczepionki. Trop prowadził do dodatku w postaci niejonowego surfaktantu. Czy to możliwe, aby dochodziło do przebudowy kanałów retikulum endoplazmatycznego, w wyniku której następowało przyspieszenie reakcji usuwania wszystkich markerów stanów chorobowych? A może w grę wchodzą jeszcze inne mechanizmy? – zastanawiali się. Musiały być też usuwane markery psychoproteinowe towarzyszące wszelkiej aktywności społecznej, okazało się bowiem, że również pozostała aktywność wspomnianych 1715 osób stała się bardzo ograniczona. Ta hipoteza była na tyle prawdopodobna, że należało ją przedyskutować w szerszym gronie. Termin spotkania zespołu roboczego ustalono za dwa tygodnie.

– Koledzy, wydaje mi się, że rozszyfrowaliśmy przyczynę małej częstości bywania u lekarzy grupy pokolenia rodziców z Ameerland Medicine Study. Było to prawdopodobnie spowodowane przebudową w retikulum endoplazatycznym w przebiegu reakcji poszczepiennej Muti Vir-Virrem, przy czym zmiana ta powstawała nie tyle z powodu działania samej szczepionki, ile z dodanego do jej składu surfaktantu niejonowego. Aż się prosi, aby powrócić do tych doświadczeń, wykonać je w kilku wariantach dawek i częstości szczepień na większej grupie ludzi. Co państwo o tym sądzą? – zagaił profesor Graham Bohner.
– Świetny pomysł! – zawołał profesor Mark Lenton.
– Zgadzamy się, zgadzamy – stwierdzali kolejno wszyscy uczestnicy narady.
– No to skoro mamy zgodność poglądów, to zastanówmy się, jak to możemy zorganizować w praktyce. Przepisy Unii Stanów Autonomicznych raczej nam nie pozwolą na takie badania, byłyby to bowiem zaplanowane i zorganizowane interwencje w kod genetyczny człowieka. Gdzie moglibyśmy je przeprowadzić? – zapytał Bohner.– Zdaje się, że Sarmalandia ma poważne problemy z ochroną zdrowia. Można by im podrzucić ten temat w formie grantu kontrolowanego – odpowiedział Lenton.
– Jakiego grantu? – zapytał Bohner.
– No, kontrolowanego, czyli takiego, w którym niby badamy sytuację A, a tak w istocie przyglądamy się sytuacji B – objaśnił Lenton.
– Możesz to dokładniej sprecyzować?
– To przecież proste. Ogłosimy, że fundujemy program poparcie nauki sarmalandzkiej i tamtejszej ochrony zdrowia, a w istocie dostaniemy biologiczny poligon ćwiczebny i całą masę danych do dalszej analizy.
– No, to brzmi nawet ciekawie, ale chyba bez zgody rządu Unii Stanów Autonomicznych taka akcja nie przejedzie.
– No chyba tak, musimy zastukać do bardzo ważnych drzwi w Lankentonie.
Delegacja naukowców pojechała więc do Lankentonu, aby uzyskać błogosławieństwo, a być może i fundusze na dalsze badania. Trochę onieśmieleni wchodzili po schodach prowadzących do gabinetu kanclerza generalnego partii bogatokratów. Kanclerz po wysłuchaniu pomysłu badaczy BAT Study obiecał pilotować i wspierać na wszystkich szczeblach sprawę przeprowadzenia badań w Sarmalandii. Słowa dotrzymał i już na początku roku mogło się odbyć przekazanie grantu na poziomie aktywności politycznych.
Uznano, że zaproszenie do Unii Stanów Autonomicznych dr Odrana-Zatroskanej, którą uważano za pramatkę, a może prawpadkę, jak twierdzili niektórzy, będzie dobrym politycznym posunięciem.
Ogłoszono, że oficjalnym celem wizyty jest uzyskanie wsparcia finansowego na badania medyczne i polepszenie dostępu do nowych metod leczenia i zapobiegania chorobom. Ochrona zdrowia w Sarmalandii chyliła się ku upadkowi organizacyjnemu, merytorycznemu i finansowemu, toteż dr Odrana-Zatroskana powitała z entuzjazmem ofertę kanclerza Unii Stanów Autonomicznych.
Wszystkim pasowało takie rozwiązanie problemów. Politycy potrzebowali nowych aktywności, które pokazałyby, jak szeroki gest mają nie tylko dla mieszkańców swojego kraju, ale i dla wszystkich innych będących w potrzebie.
Formalności związane z pozyskaniem finansowania grantu dla Sarmalandii nie trwały długo. Potężna Bad Pharma nie poskąpiła i sypnęła reali ameerlandzkich tyle, ile było trzeba. Akcję zaplanowano na nadchodzącą wiosnę. Specjalny zastrzyk prowadzący do mutacji TCER nazwano szczepionką przeciwko nowemu patogenowi, który rzekomo zagrażał mieszkańcom Sarmalandii. Nazwano go Virus aureus

Wiadomość o możliwości pojawienia się nowego patogenu specjalnie wynajęte i sowicie opłacone media zaczęły sygnalizować zaraz po ustaleniach dr Odrana-Zatroskanej z Unią Stanów Autonomicznych. Sensacyjne informacje o kolejnych ogniskach zakażenia Virus aureus pojawiały się systematycznie, początkowo co tydzień, potem
dwa razy w tygodniu. Zamówiono w telewizji To-Nie-Ten codzienne nadawanie wiadomości o nowym wirusie. Opinia publiczna podgrzewała się niczym sznycle na patelni. Gdy skwierczenie doszło do zenitu, w wieczornym wydaniu, w wywiadzie u redaktora Maczugina, pojawiła się dr Odrana-Zatroskana.
– Pani minister, proszę powiedzieć słuchaczom, co ministerstwo robi w związku ze zbliżającą się szybkimi falami do naszych granic epidemią Virus aureus. Podobno u sąsiadów Sarmalandii brakuje szczepionek, respiratorów, tlenu, masek – wszystkiego. Można też spotkać opinię, że poza postacią Virus aureus atakującą układ oddechowy rozwija się druga mutacja, atakująca głównie przewód pokarmowy.

– Dziękuję za to wnikliwe pytanie, panie redaktorze. Faktycznie sąsiedzi nie za bardzo są przygotowani do tej strasznej epidemii, ale u nas wszystko jest pod kontrolą. Myśl się nie prześliźnie, oh, sorry, mysz oczywiście miałam na myśli – oznajmiła rozchichotanym tonem dr Odrana-Zatroskana. – Trzymamy rękę na pulsie, ja osobiście badam puls wszystkim moim współpracownikom każdego ranka.

Notuję, porównuję i analizuję. Przy pierwszych przyspieszeniach pulsu kazałam zakupić partię najlepszej szczepionki Muti Vir-Virr Plus, która jest szczepionką o najszerszym spektrum znanym ludzkości, oczywiście obejmuje także ochronę przed Virus aureus, którego groźna epidemia czai się u naszych granic. Co więcej, otrzymałam gwarancję bezzwrotnego grantu od władz Unii Stanów Autonomicznych na pokrycie wszystkich kosztów tej akcji prozdrowotnej.
Otrzymane kwoty starczą na zakup szczepionki dla wszystkich, a nawet zapewnimy monitorowanie zachowania się odporności na choroby w organizmach zaszczepionych osób. To będzie nowa jakość w profilaktyce, pełne monitorowanie, kontrolne badanie, nic się nie stanie... – efektownie zawiesiła głos dr Odrana-Zatoskana. – Gdy ja czuwam nad zdrowiem naszych obywateli, niech się żaden wirus nie weseli, że tak powiem trochę do rymu, nie pozwolę na żaden atak na żaden organizm. Odeprzemy wraże siły z całą mocą, rano, w południe, wieczorem i nocą!
– Ach, co za piękny plan – zachwycił się redaktor Maczugin. – A czy mogę mieć nadzieję, że mnie pani doktor zaszczepi na wizji?
– Ależ oczywiście, panie redaktorze, jak coś robić, to w świetle reflektorów, żeby wszyscy widzieli! A nie tak po kryjomu, wręcz pokątnie, powiedziałabym – odpowiedziała z entuzjazmem dr Odrana-Zatroskana.
– No to jesteśmy umówieni. Dziękuję za ten zaszczyt bycia zaszczepionym przez samą panią minister.

– Proszę pana redaktora, ja zawsze byłam, jestem i będę lekarzem praktykiem. Mój urząd to tylko taka rozszerzona forma niesienia pomocy wszystkim potrzebującym!

Zgodnie z harmonogramem uwalniania nijusów do opinii publicznej, uzgodnionym z Unią Stanów Autonomicznych, na początku marca ogłoszono epidemię Virus aureus w sąsiedniej do Sarmalandii krainie. Ponieważ nie była to kraina zbyt często przez Sarmalandczyków odwiedzana z powodu rygorystycznych przepisów wizowych, bezkrytycznie dawano wiarę przekazom stacji To-Nie-Ten, która donosiła o kolejnych powikłaniach i konsekwencjach nieszczepienia się tamtejszych obywateli.
Kolejnym krokiem były raporty z badania opinii publicznej, przeprowadzonego następnego dnia po wyemitowaniu reportażu o rzekomym nagłym zgonie młodego sportowca, który nie zaszczepił się mimo zaleceń. Aktorka grająca rolę wdowy szlochała i prosiła łamiącym się głosem:
– Nie zwlekacie, nie opóźniajcie szczepienia... Zróbcie to, co was może ochronić przed najgorszym...
Ponad 90% ankietowanych Sarmalandczyków chciało się poddać szczepieniu. Powstał wcześniej nieznany problem, jak logistycznie rozwiązać problem tłumnie zgłaszających się obywateli Sarmalandii, chętnych do profilaktycznego zaszczepienia się, a potem do kontrolnych pobrań krwi wymaganych przez sponsora akcji. Potrzebne było nowe podejście z uwagi na masowy charakter przedsięwzięcia.

TOPTRANS

Szczepionkobus

Po długich debatach wymyślono szczepionkobusy do podawania zastrzyków i kontrolobusy do pobrań krwi. Dr Odrana-Zatroskana, uważana za matkę chrzestną pomysłu, występowała nieomal codziennie w telewizji, informując „My, naród” o kolejnych rzeszach zaszczepionych. Radość wszystkich nie miała granic.

 Po dwóch miesiącach zaszczepieni byli wszyscy chętni, łącznie kilka milionów ludzi. Zaktualizowano bazy danych zaszczepionych i ruszyły kontrolobusy pobierać pierwsze próbki krwi. Ile radości niosły wszystkim stojącym w kolejkach! Nareszcie nikt nie skąpił im badań ani uwagi. Wszyscy mieli poczucie, że leczy ich sama dr Odrana-Zatoskana.

To był udany sezon pod każdym względem. Polityczna konkurencja została rozłożona na łopatki, wielki sojusznik otrzymał to, czego potrzebował, a do tego wyborcy kochali dr Odrana-Zatroskaną. Warto było dla takich chwili wracać późnym wieczorem ze studia To-Nie-Ten, w którym raportowała swoim wyborcom bieżące sukcesy.

Tymczasem pobierane okresowo próbki z danymi o zwyczajach korzystania z usług medycznych transportowano w specjalnych kontenerach, drogą lotniczą, do Unii Stanów Autonomicznych. Już w pierwszych pobraniach dokonanych po szczepieniu widoczny był polimorfizm TCER. W kolejnych jego zasięg był coraz większy. Obraz mikroskopowy korelował z zachowaniami pacjentów. Liczebność wizyt w placówkach ochrony zdrowia malała z dnia na dzień. Pytaniem otwartym było, czy szczepionka ogólnie wzmocniła odporność i ludzie przestali chodzić do lekarzy, czy działały tu jeszcze jakieś inne, niezidentyfikowane mechanizmy.
Na początku wszystkim rządzącym taki stan rzeczy bardzo się podobał, ale nie wiadomo było, co o takim zachowaniu ludzi myśleć. Przestali chodzić do lekarzy, a jak przestaną chodzić na wybory??? pomyślała spanikowana nie na żarty dr Odrana-Zatroskana. Jak my będziemy rządzić ludźmi zadowolonymi i nieskorymi do narzekania, a w dodatku zdrowymi??? Co my im obiecamy??? Jaką interwencję wymyślimy dla dobra naszych wyborców??? Partyjne sztaby miały nie lada orzech do zgryzieni.

Ach, ci z Unii Stanów Anatomicznych to potrafią człowieka wpędzić w nie lada dylematy! – zwierzała się swojej dermatolożce estetycznej na kolejnej sesji przeciwzmarszczkowej. Tak się zamartwiała, że konieczne były podwójne dawki leku dla rozpędzenia bruzd z czoła i kącików ust dr Odrana-Zatroskanej.
Niebieski korytarz 2
Biologiczny korytarz  ćwiczebny prowadził do nowych przestrzeni
Krystyna Knypl
Następny rozdział

Diagnoza: gorączka złota, rozdział dziesiąty

Krystyna Knypl

Poprzedni rozdział

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1645-diagnoza-goraczka-zlota-rozdzial-dziewiaty

Rozdział 10. Z pamiętnika małego trybika

Miesięcznik „Modne Diagnozy” rósł w siłę i potęgę. Aby zdobyć jeszcze większą popularność, postanowił zorganizować konkurs literacki dla czytelników. Temat brzmiał „Moja troska. Moje powołanie”, a zadanie polegało na opisaniu, jak lekarze Sarmalandii wychodzą naprzeciw potrzebom pacjentów, oczekiwaniom władzy oraz wymaganiom płatnika. 

Szklanka wody

Terapeutyczna szklanka wody

Pierwsze miejsce jednogłośnie przyznano autorce pamiętnika „Pomocna dłoń ze szklanką wody”.
Oto zwycięska praca.
Motto: Lepiej kamienie nas szosie tłuc, jeżeli chcieć nie znaczy móc
 Była godzina 7.01, gdy energicznym krokiem weszłam do budynku POZ, czyli Przyjacielskiej Opieki Zdrowotnej. Pod drzwiami mojego gabinetu stała spora grupka potrzebujących natychmiastowej pomocy. Tak na oko jakieś 150 osób. Powitałam ich z uśmiechem oraz najszczerzej i z głębi serca przeprosiłam za moje skandaliczne spóźnienie. To w końcu 60 tysięcy milisekund! Tak długi czas oczekiwania może być zabójczy dla schorowanego człowieka z katarem, zaparciem lub innym stanem nagłym czy ciężkim. Wygłosiłam słowa szczerej samokrytyki, obiecałam niezwłoczną poprawę i złożyłam wyjaśnienie na temat przyczyn mojego opuszczenia się w pracy.
Dziecko marudziło i nie chciało pod przedszkolem rozstać się ze mną. Zostawiłam je samo pod drzwiami tej placówki pedagogicznej, w końcu musi się nauczyć, że nie jest najważniejsze w moim życiu. Ma trzy i pół roku – to już duże chłopisko i powinno być samodzielne!
Na mnie czekają pacjenci, tacy bezbronni, niezaradni i tylko ja mogę im przyjść z pomocą! Nie powinnam lekceważyć pracy, zobowiązań, podpisanych kontraktów. Po złożeniu samokrytyki podałam każdemu pacjentowi rękę na przywitanie. W ferworze szejkhendów w pierwszej chwili nie zauważyłam, że jeden pacjent miał gips na kończynie górnej. Chciałam schwycić drugą kończynę i, co za pech, ta też była zagipsowana! Uznając za swą bezwzględną powinność uściśnięcie kończyny każdego pacjenta na powitanie i przez to zainicjowanie empatycznej więzi duchowej, bez chwili wahania pochyliłam się ku kończynom dolnym zagipsowanego na górze oczekującego i serdecznie je uścisnęłam.
Gest ten spodobał się pacjentom, a i ja miałam bonus dla moich nozdrzy, które długo jeszcze wibrowały po zetknięciu się z aromatem ściskanych kończyn, dolnych w szczególności. Ponieważ biedaków czekało dłuższe oczekiwanie na bezwzględnie należne im świadczenie, które mieli zrealizować w gabinecie, postanowiłam umilić czas zaserwowaniem szklanki wody każdemu z moich miłych podopiecznych. Wbiegłam do gabinetu, przebrałam się w strój służbowy i rzuciłam okiem na lustro, czy wyglądam w nim dostatecznie profesjonalnie. Do twarzy mi było w tym mundurku w szerokie pasy biało-czarne, oj, do twarzy! Następnie chwyciłam za saturator i wyjechałam z nim na korytarz, aby podać terapeutyczną szklankę wody oczekującym. Od roku mamy ten gest w katalogu obowiązków lekarskich. To taka nasza symboliczna troska, wymyślona przez dział sprzedaży usług lekarskich i marketingu.
Nawodnienie
Świadczeniobiorcy w kombinezonach maskujących ich tożsamość otrzymują Ępatyczną Szklankę Wody
Nalewając jednym spragnionym wodę czystą, innym wodę z sokiem, zauważyłam, że ktoś pstryknął mi zdjęcie. Pomyślałam, że pewnie na pamiątkę miłego tu pobytu. Szybko uwinęłam się z nawodnieniem kolejki i ruszyłam z kopyta do pracy szeregowego świadczeniodawcy usług lekarskich dla naszych miłych odbiorców. Poprosiłam ciepłym głosem pierwszego oczekującego przez odczytanie jego peselu. Tak właśnie, peselu, bo przecież nie mogę tak bezceremonialnie łamać prawa do ochrony danych osobowych naszych milusińskich, wywołując ich po imieniu i nazwisku. W końcu nawet gdy siedzą pod gabinetem schorzeń przenoszonych drogą [cenzura! ], to jeszcze nie musi oznaczać, że mają cokolwiek wspólnego z tymi chorobami. Mogli przyjść na wizytę ot tak, aby sprawdzić, czy ja się znam na tym, co robię, albo po prostu wykorzystać należny każdemu abonament. Rozumiem te prawa i je szanuję oraz akceptuję w całej rozciągłości. Do gabinetu wszedł pierwszy świadczeniobiorca. Podkręciłam temperaturę mojego ciepłego głosu do jakichś 41oC i zapytałam:
– Proszę powiedzieć, co panu dolega?
 Pacjent spojrzał na mnie przenikliwym wzrokiem wymagającego partnera w procesie diagnostyczno-terapeutycznym i stwierdził tonem nieznoszącym sprzeciwu:
– To pani powinna wiedzieć, co mi jest, chyba od tego tu pani jest!
Przeprosiłam go najuprzejmiej jak potrafiłam:
– Proszę wybaczyć, to odruch i przyzwyczajenie z epoki słusznie minionej, w której takimi słowy zaczynaliśmy rozmowę z pacjentem. Przez to karygodne moje spóźnienie zapomniałam, że teraz obowiązuje Medicina Nova, Niech się Stara Schowa (MNNSS). Zaryzykuję diagnozę, że schorzenie pańskie jest zlokalizowane poniżej przepony, czy tak?
– Tak czy siak, gadaj pani dalej – stanowczo odpowiedział świadczeniobiorca.
– Czy między nogami? – zapytałam ujmującym głosem.
– Bingo, he he he – odpowiedział dowcipnie partner procesu diagnostyczno-terapeutycznego.
– Heeehhhheeee – zareagowałam odruchowo, olśniona jego błyskotliwym poczuciem humoru. – W takim razie jeszcze doprecyzuję, czy pan szanowny oddawał się uciechom pozamałżeńskim?
– Ślubu z panią nie brałem i nie będę się spowiadał. U pani to się można wściec! – skarcił mnie świadczeniobiorca.
– No dobrze, już dobrze, dobrze, proszę się nie denerwować. Ludzka rzecz oddać się uciechom. Będę musiała panu zaordynować antybiotyk. Do wyboru w karcie dań na schorzenie nabyte drogą pozamałżeńską mamy kilka antybiotyków. Oto lista. Co pan szanowny sobie życzy?
– A co jest najsmaczniejsze i co pani poleca? Tylko ma mi być refundowane!
– A czy ma pan dowód ubezpieczenia zdrowotnego? – zapytałam
może trochę nieroztropnie.
– Nie pani interes – rzucił elegancką ripostą świadczeniobiorca.
 No już dobrze, dobrze, ja tylko tak pro forma pytam, bo mam w ankiecie. Jak by się okazało, że pan nie ma ubezpieczenia, to chętnie zapłacę. W końcu od tego tu jestem.
Szybko wypisałam recepty, a na oddzielnej karteczce podałam numer mojego konta, tak na wszelki wypadek, żeby kontrola z Narodowego Brata Płatnika wiedziała, do którego banku wysłać fakturę za koszty
kuracji, gdyby okazało się, że status ubezpieczeniowy odbiorcy moich usług jest trochę nie ten teges.
Następny świadczeniobiorca miał podwyższone ciśnienie krwi i potrzebował powtórzenia leków.
– Jakie leki pan bierze? – zapytałam dla nawiązania rozmowy.
– To pani nie pamięta???! – słusznie obruszył się świadczeniobiorca.
– Przepraszam, najmocniej przepraszam! To ciągle te moje przyzwyczajenia prowadzenia rozmowy w starym stylu. Muszę się poprawić, chyba zapiszę się na jakiś kurs podyplomowy z zakresu Medycyna Empatyczna XXI wieku. Tak, widzę, że muszę tak zrobić.
– No, coś pani oporna jest na tę medycynę nakierowaną na świadczeniobiorcę. W końcu wykształciliśmy was za nasze podatki, utrzymujemy wasze placówki, a wy jakoś nie możecie zrozumieć, że to jest inna epoka.
– Obiecuję najmocniej poprawę, zapewniam.
Potem wszedł trzeci, czwarty, kolejny i ani się obejrzałam, wszedł sto pięćdziesiąty. Szybko zleciało! Wypełniłam jeszcze 117 rubryk dla płatnika, dopisałam pełne kody rozpoznań ICD 10, podstemplowałam dokumentację papierową i podpisałam się elektronicznie podpisem kwalifikowanym, który z przyjemnością wykupiłam za kilkaset reali
wirtualandzkich, aby moje sprawozdania nie budziły najmniejszych wątpliwości co do ich autentyczności.
Już miałam się zbierać po odbiór dziecka z przedszkola, gdy zadzwonił telefon od vicemenedżera ds. kontaktów z Narodowym Bratem Płatnikiem. Podniosłam słuchawkę bez najmniejszej zwłoki  i zameldowałam się zgodnie z przepisami:
– Świadczeniodawca o numerze PWZ 243547 melduje się do dyspozycji szefostwa. Co mogę zrobić lepiej i wydajniej?
– Spocznijcie, koleżanko.
– Dziękuję za tę życzliwość, pani dyrektor.
– Mam tu jedną nieprzyjemną sprawę, która poważnie rzutuje na
całą naszą placówkę i to niestety jest przez was.
– Słucham, pani dyrektor, jak mogę to naprawić i o co chodzi, jeśli mogę zapytać nieśmiało.
– Pamiętacie jak dziś wykonywaliście poranny obchód w celu nawodnienia świadczeniobiorców?
– Tak, oczywiście. Wprawdzie spóźniłam się aż 60 tysięcy milisekund,
ale szczerze za ten występek wszystkich cierpiących przeprosiłam.
– Nooo, to dobrze, ale tu jest inna sprawa. Nalewaliście wodę z saturatora i jedna z osób w kolejce zrobiła wam zdjęcie, czy tak?
– Tak, myślałam, że na pamiątkę, że tak miło i sympatycznie.
– Myślicielka od siedmiu boleści z was! To była kontrola z Narodowego Brata Płatnika realizowana w formule „tajemniczy świadczeniobiorca”, a zdjęcie jest dowodem w sprawie. Okazuje się, że nalewaliście 95% pojemności kubka, a my w opisie oferty podaliśmy, że zapewniamy 100% nawodnienia. No i teraz nasza oferta jest uznana za niezgodną z tym, co jest w rzeczywistości. Kara sięgnie 33% kontraktu...
– Pani dyrektor, biorę wszystko na siebie. Proszę potrącić z mojej pensji. To moja wina, bardzo wielka wina. Nikt inny nie może ucierpieć finansowo z tego powodu. Obiecuję poprawę. Właśnie zamierzam zapisać się na kurs podyplomowy Empatyczna Medycyna XXI wieku.
– Nooo, żeby mi to było ostatni raz – oznajmiła życzliwie pani menedżer.
Trybik
Każda wielka machina ma liczne trybiki
– Obiecuję, pani dyrektor, przecież wiem, że jestem tylko małym trybikiem w wielkiej machinie niesienia pomocy naszemu świadczeniobiorcy. Wiem, ile pracy ma menedżer generalny, jego sześciu zastępców, cała rada nadzorcza. Pokornie proszę o wybaczenie.
– Wybaczam, wybaczam – oznajmiła pani menedżer.
Kamień spadł mi z serca. Szybko pojechałam do przedszkola. Syn był ostatnim dzieckiem do odbioru, ale co tam! Najważniejsze, że dziś nikogo nie zawiodłam w mojej pracy i dałam z siebie wszystko, a może nawet więcej niż wszystko. Tak myślę, że taka kara za niedolewki wody w kubkach to chyba na jednej pensji się nie skończy. Ale
to drobiazg, malusi drobiażdżek wobec wielkiego dzieła, w realizację, którego jestem zaangażowana.
Zawsze i wszędzie pamiętam, że jestem tylko małym trybikiem w wielkim dziele niesienia pomocy naszym drogim świadczeniobiorcom.
Konkurs spotkał się z uznaniem Ministerstwa Wyłącznie Dobrych Decyzji, a szczególnie idea nawadniania pacjentów. Z uwagi na załamanie budżetowe z powodu epidemii recept refundowanych rozpoczęto intensywne propagowanie hydroterapii w różnych jej formach. Minister Bartolomeo Karierra-Nieuwierra nie omijał żadnej okazji, aby promować tę metodę leczniczą. Zaproszony do stacji telewizyjnej To-Nie-Ten tak opowiadał o hydroterapii:
To-Nie-Ten: – Panie ministrze, jak powinni lekarze troszczyć się o pacjentów?
Minister: – Oooo, to bardzo proste, często wystarczy zwykły ludzki gest.
To-Nie-Ten: – Jaki gest, panie ministrze, proszę jaśniej.
Minister: – Wystarczy podać SZKLANKĘ WODY!
To-Nie-Ten: – Ale kiedy należy podać tę szklankę wody: przed
wizytą u lekarza, po wizycie, w trakcie?
 Minister: – ZAMIAST WIZYTY, redaktorze!!! ZAMIAST!!!
Przecież to oczywiste! Woda ma wiele cennych właściwości, przede wszystkim wypłukuje chore żądze skorzystania z naszego wspaniałego systemu! Ponadto uspokaja. A gdyby komuś nie pomogła szklanka wody zamiast wizyty u lekarza i nadal niepokoił się swoim stanem zdrowia, to może kupić sobie bardzo dobre tabletki dostępne bez recepty, nazywają się Nastrach. Sam je biorę, gdy idę na dywanik do szefa, i bardzo dobrze się czuję po nich.
To-Nie-Ten: – Panie ministrze! Ale czy to nie jest niedozwolona reklama leku przez lekarza, którym pan ciągle jest?
Minister: – Jestem lekarzem, gdy leczę pojedynczego pacjenta, ale w mojej obecnej pracy leczę „My, naród” i to jest posłannictwo! To chyba oczywiste, że muszę dbać o interesy moich przełożonych, a przybliżenie tego, jak przygotowuję się do wizyty u szefa nie jest niczym niestosownym.
To-Nie-Ten: – No oczywiście, jak mogliśmy zapomnieć, że pan minister jest tu jeden, ale w dwóch osobach, to zupełnie coś innego. Dziękujemy za te cenne informacje. A teraz, proszę państwa, pora na reklamę tabletek, które pomagają wszystkim, nawet ministrom.
Firma wode leje
 Sponsorem audycji była firma WODĘ LEJĘ I MAM NADZIEJĘ oraz producent tabletek uspokajających Nastrach.
Krystyna Knypl
Następny rozdział

Diagnoza: gorączka złota, rozdział dziewiąty

Krystyna Knypl

Poprzedni rozdział

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1644-diagnoza-goraczka-zlota-rozdzial-osmy

Rozdział 9. Zapomniana szczepionka

Był pochmurny listopadowy dzień i wszyscy snuli się po laboratorium w marnych nastrojach. Miał być taki hit, a jest kit – myślał niejeden członek zespołu badawczego. Skoro nie było niczego specjalnego do roboty, laborantka Rita Beorg postanowiła załatwić kilka spraw domowych, między innymi wybrać się na szczepienie z dzieckiem. Weszła do gabinetu profesora Lentona, aby poprosić o dzień wolny.

Kolce 2

 Kolce kolcom nierówne

– Panie profesorze, muszę zaszczepić synka, czy mogę wziąć wolne w najbliższy piątek? – zapytała.
– Tak, tak, oczywiście, niech pani zawiezie malucha na szczepienie – zgodził się profesor. – I tak nie mamy nic specjalnego w tym momencie do roboty. A co będzie miał szczepione? – rzucił do kierującej się ku wyjściu dziewczyny.
– Szczepionka złożona, według kalendarza szczepień, bez żadnych opóźnień – odpowiedziała.
– A czy już miał szczepienie Muti Vir-Virrem? Pamiętam, że moja młodsza siostra niezbyt dobrze się po tym szczepieniu czuła – powiedział Lenton.
– Muti Vir-Virr, a co to takiego? Nie słyszałam, teraz chyba nie ma tego w kalendarzu szczepień obowiązkowych – odpowiedziała Rita.
– No tak, ja też tego nie śledzę, zapamiętałem tylko, że coś się działo z moją młodszą siostrą po tym szczepieniu i tak mi zostało w głowie. Zresztą zestawy szczepień co i raz się zmieniają. Niech pani leci do malucha i miejcie się dobrze.
Profesor po wyjściu laborantki zapytał się w myślach: A właśnie, co się z tym Muti Vir-Virrem stało, że nie słychać o nim teraz? Wypadł z obiegu, czy go udoskonalono i nie ścina dzieci z nóg po szczepieniu? Chyba musiałem być wtedy na stypendium w Panestralii, bo mam jakąś lukę w pamięci na ten temat.

Australia

Podróż do Panestralii

Wpisał w okienko wyszukiwarki hasło „Muti Vir-Virr”. Wyskoczyła olbrzymia liczba odsyłaczy. No proszę, jaka bogata dokumentacja, a ja nic o tym nie wiem! Otwierał kolejne strony i z każdym kliknięciem oczy robiły mu się coraz większe. A to dopiero historia! Z dokumentów wynikało, że już po trzech latach od wprowadzenia szczepienia Muti Vir-Virrem zaobserwowano spadek zachorowań na wszelkie infekcje wirusowe. Dalsze lata tylko potwierdziły znakomitą skuteczność szczepionki przeciwko wszystkim wirusowym chorobom, jakie gnębiły ludzkość od lat. Był to powód do radości, ale nie dla wszystkich, bo producent szczepionki Muti Vir-Virr opatentował swój wynalazek aż na dwadzieścia lat. Oznaczało tochudy czas dla wszystkich producentów innych szczepionek przeciw pojedynczym schorzeniom wirusowym. To nie do zaakceptowania! Trzeba było rozpocząć starania o powrót do starego schematu szczepień. Kilka sympozjów, trochę doniesień kwestionujących skuteczność Muti Vir-Virru, parę zastrzyków finansowych dla bardzo ważnych ludzi i po kilku latach obecności na rynku sprawa była załatwiona. Muti Vir-Virr okrzyknięto szczepionką niebezpieczną z powodu zawartości dwóch metali ciężkich i po kłopocie. Temat odjechał na boczny tor, a Muti Vir-Virr wyłączono ze szczepień obowiązkowych.A czy my sprawdzaliśmy w ogóle wpływ szczepień na polimorfizm TCER? Zaraz, zaraz – Lenton przelatywał wzrokiem kolumny korelowanych ze sobą czynników. Nie było ani jednego szczepienia
wśród korelowanych czynników, a już Muti Vir-Virru z całą pewnością! No, to dopiero ładna historia! Musimy od jutra zacząć to analizować – stwierdził.
Następnego dnia profesor Lenton już przed siódmą był w laboratorium. Włączył komputer i sprzęt do parzenia kawy. Te dwa urządzenia stojące w jego gabinecie były nieomal sprzężone ze sobą. Przejrzał raz jeszcze obliczenia korelacji dla badanych czynników. Faktycznie zapomniano o analizie szczepień, jakie mieli wykonywane pacjenci, pod kątem wpływu tej interwencji na polimorfizm TCER.
Poprosił osobę odpowiedzialną za przepływ danych z Ameerland Medicine Study o dołączenie wszystkich informacji o przeprowadzonych szczepieniach u uczestników badania. Po dwóch dniach miał wszystkie potrzebne dane. Teraz powinni zająć się nimi statystycy. Uwinięto się z obliczeniami w niespełna tydzień i przesłano wyniki do Lentona.
Niezależnie od metody statystycznej, którą zastosowano do analizy, wychodziło zawsze to samo. Pokolenie dziadków nie wykazywało żadnych polimorfizmów i korzystanie z usług medycznych było na niewielkim poziomie. W pokoleniu rodziców była spora grupa, w której TCER był prawie regułą. Także regułą było częste korzystanie z porad lekarskich. Potem wszystko znikało w kolejnym pokoleniu. Wysłał mail do Grahaam Bohnera, informując go, że muszą omówić sprawę wspólnie. Dlaczego grupa pokolenia rodziców z Ameerland Medicine Study miała tak częsty polimorfizm TCER?
Umówili się na lunch, aby naradzić się nad kierunkami dalszych poszukiwań. Obaj czuli, że są blisko odkrycia przyczyny zaobserwowanej zmienności.

kolce

A tu kolce po szczepionce Muti Vir - Virr

W drugim końcu korytarza redakcji „Modnych Diagnoz” ulokowane były apartamenty „Tygodnika Niepopularnego”. Na dyżurze przebywała właśnie red.aktorzyca Iwana X. – nazwisko nieznane żadnej szanującej się redakcji. Spoglądała na monitor, klikała na pocztę – nic się nie działo. Koło południa poczuła, że coś drgnęło. Nie, nie w komputerze, ale we wnętrzu organizmu red.aktorzycy, a jak niektórzy mawiali, red-aktorzycy. Drgnęło po raz drugi i trzeci, nie mając najmniejszego zamiaru przestawać. Z gardła przeszło przez klatkę piersiową ozdobioną przywiędłymi biustami i usadowiło się w brzuchu.

Redaktorzyca

Portret red.aktorzycy Iwany X. – nazwisko nieznane żadnej szanującej się redakcji

– Uchu-uchu-uchu, siedzę sobie w pewnym brzuchu – powiedziało COŚ i przycupnęło w niezidentyfikowanym zakamarku wnętrzności. Gdy red.aktorzyca zastanawiała się, co też to może przemieszczać się po jej organizmie, nieoczekiwanie zadzwonił telefon. Przycupnięte COŚ jakby dostało przyspieszenia i rozpoczęło wędrówkę po organizmie w żwawszym tempie. Nawet nie zdążyła odebrać dzwoniącego telefonu. Co to może być? – zaniepokoiła się red-aktorzyca. Wielokrotne poszukiwanie różnych kojarzeń i opisu odczuwanych dolegliwości nie przynosiło odpowiedzi. Przechodzący właśnie korytarzem dostojny kapelan redakcyjny pozdrowił red-aktorzycę i grzecznościowo zagaił:
– Co dobrego u szanownej pani redaktor słychać?
– Ach, wielebny... mam kłopot, COŚ się we mnie przemieszcza i nie wiem, co to może być. Szukałam na wszystkie sposoby i nic mi nie pasuje. Przegooglowałam wszystkie narządy i nic.
– A szukała pani pod hasłem „wędrująca macica”?
– Nie... Myśli wielebny, że to może być macica??? – zapytała wystraszona nie na żarty red-aktorzyca.
– Medycyna zna takie przypadki – rzucił tajemniczo wielebny.
Red.aktorzyca wpisała drżącą ręką podsunięte przez wielebnego hasło i oboje pogrążyli się w lekturze... Pasowało słowo w słowo, wszystko i co do joty. Co robić? Co robić? Kołatało się w głowach obojga nawracające pytanie. Po krótkiej naradzie uznali, że bez wizyty w szpitalu nie da się powstrzymać wędrówki macicy. Nie bacząc na późną porę, pomknęli limuzyną wielebnego do najbliższego oddziału szpitalnej pomocy doraźnej, gdzie wpadli zdyszani przed północą.
W pierwszym podejściu odbili się od szczelnie zamkniętych drzwi. Z energią zaczęli więc naciskać wszystkie dzwonki i okładać pięściami szybę pancerną, odgradzającą świadczeniodawców od ich łaskawców i sponsorów ich studiów.
– Otwierać, otwierać... – darli się ile sił w płucach. – Pomocy! Pomocy!
Po dłuższej chwili pojawił się Empatyczny Sanitariusz i otworzył drzwi złaknionej pomocy medycznej ekipie redakcyjnej.
– My do dyżurnego konowała! – zawołali jednocześnie.
– Proszę siąść i przetrząsnąć kieszenie w poszukiwaniu ostatniego dokumentu ubezpieczenia – flegmatycznie zarządził Empatyczny Sanitariusz.
– Czego??? Ubezpieczenia??? My tu pomocy potrzebujemy, a nie pokazywania, co mamy, a czego nie mamy w kieszeniach! Proszę nas szybko skontaktować z doktorem!
– Na początek skierujemy was do odpowiedniej grupy... pani dolega... co? – zagaił Empatyczny Sanitariusz.
– Wędrująca macica, zdaniem wielebnego – wyrzuciła z siebie red-aktorzyca
– Zara, zara... – mruknął Empatyczny Sanitariusz, wertując karty najnowszych wytycznych Narodowego Brata Płatnika. – Co my tu mamy?... Jest... pęknięta macica – dajemy wtedy czerwoną szarfę na pacjenta; opuszczona macica – ozdabiamy żółtą szarfą; wszystkie inne macice wyżej niesklasyfikowane – należy się zielona szarfa.
Zgodnie z wytycznymi przepasał klatkę piersiową red-aktorzycy zieloną szarfą i oddalił się krokiem przypominającym słynny na zajęciach studium wojskowego krok defiladowy na podmokłym gruncie.
Tymczasem macica Iwany X. gnała po organizmie z prędkością należną pojazdom startującym w wyścigach Formuły 1. Na nic się zdały prośby o przyspieszenie interwencji.
Nieoczekiwanie okazało się, że po załatwieniu wszystkich osób ozdobionych szarfami czerwonymi i żółtymi skończył się limit przydzielony na przypadki chorób macicy tego dnia. Zespół dyżurny zajął się zgodnie z wytycznymi sporządzaniem dokumentacji dla Narodowego Brata Płatnika.
Jednostki opasane zielonymi szarfami nie miały szans na pomoc w dniu dzisiejszym. Wielebny pokiwał głową nad marnością losu i doczesnych rozwiązań organizacyjnych. Jako człowiek zaradny zaproponował wizytę u znanego uzdrowiciela macic lub skorzystanie z serwisu Formuły 1. Zadzwoniono do serwisu, ale niestety cena usługi przekraczała możliwości płatnicze red-aktorzycy Iwany X.
Pozostała jedynie nadzieja, że klimakterium uwolni Iwanę od cierpień macicznych. Ministerstwo Wszystkich Pacjentów dwoiło się i troiło w różnych aktywnościach dla dobra sarmalandzkich pacjentów, no ale jeszcze się taki nie narodził, co by wszystkim dogodził. Może i się nie narodził, ale starać się trzeba – zauważył minister wszystkich pacjentów
i zarządził poszukiwania nowego wizerunku dla ministerstwa. Od czasu odstawienia na boczny tor pani Wyborowej Wizerunkowej osobiście kreował swój medialny image. Po bardzo burzliwej naradzie z zaufanymi doradcami postanowiono przemianować Ministerstwo Wszystkich Pacjentów na Ministerstwo Wyłącznie Dobrych Decyzji.
Decyzja podjęta we właściwym ministerstwie, w odpowiedniej aurze, ma zupełnie inną rangę niż jakaś przypadkowa i nieprzemyślana propozycja pani Wyborowej Wizerunkowej.

Pierwszą inicjatywą ustawodawczą nowo powołanego ministerstwa była Ustawa o niewypowiadaniu pochopnych opinii, mająca stanowić integralną część pakietu ustaw medycznych. Doktorzy, zwłaszcza ci starej daty, mieli skłonność do opiniowania wszystkiego, recenzowania, rozpatrywania pod różnymi kątami. Najgorsze było to, że co i raz zwoływali konsylium i obradowali na nim nawet 24 godziny na dobę! Taka rozwichrzona wymiana swobodnych myśli nie mogła do niczego dobrego doprowadzić.
Niewypowiadanie pochopnych opinii nie rozwiązywało jeszcze całości problemów dotyczących leczenia. Pacjenci różnymi sposobami wchodzili w posiadanie leków – prośbą, podstępem, groźbą zmuszali doktorów do coraz to droższych ordynacji.
Wszystko trzeba kontrolować, sprawdzać, nadzorować. Nie można niczego puścić na żywioł, a już w żadnym wypadku pozwolić decydować doktorom samodzielnie. Minister Wyłącznie Dobrych Decyzji odchodził od zmysłów, rozmyślając, co jeszcze można zrobić, aby ukrócić to rozpasanie ordynacyjne. Na rutynowej czwartkowej naradzie sztabowej rzucił pytanie ostatniej szansy do pani Wyborowej Wizerunkowej:
– Ma pani jakiś nowy pomysł, dzięki któremu można by ukrócić to rozpasanie refundacyjne wśród konowałów?
– Eeee... yyyy... tego... aaaa możeee... by... tak – odpowiedziała pełnym zdaniem pani Wyborowa Wizerunkowa.
– No tak, z pani to żaden pożytek! Zwalniam panią bezpowrotnie i tym razem naprawdę, a nie dla PR-u! Żegnam na zawsze! Proszę zdać komórkę w sekretariacie, a do domu to proszę sobie wrócić tramwajem! Samochód służbowy też pani już nie przysługuje!!! – wrzasnął minister Bartolomeo Karriera-Nieuwierra, znany w kraju i za granicą z wyłącznie dobrych decyzji. Łyknął z puszki napoju rozjaśniającego umysł i odganiającego widmo hipoglikemii, która go zawsze nachodziła, gdy kogoś wyrzucił z pracy, po czym zagłębił się w stos błagalnych papierów, którymi zarzucały go różne stowarzyszenia.
A może by tak głębiej wniknąć w te struktury refundacyjne... Poszukać jakiegoś związku przestępczego z tą Bad Pharmą... przecież musi być... jakiś związek... jak oni te leki produkują, to coś z tego mają... muszą mieć... no, nie może być tak, żeby nic nie mieli...

Mijały godziny, w koszu na śmieci pod ministerialnym biurkiem lądowały kolejne puszki po napoju rozjaśniającym, a ministerialny umysł był ciągle pogrążony w ciemnościach i niemocy decyzyjnej. Wobec braku materiału na przestępstwo kontrolowane minister zdecydował się szukać innych sposobów uwolnienia się od problemów. Po dłuższym namyśle uznał, że rozwiązanie klasyczne będzie najbezpieczniejsze. W końcu tyle razy się udawało, to i tym razem powinno wypalić! – powiedział sam do siebie, na pocieszenie. Zrzucę wszystko na tych chciwych konowałów. Powiem, że ich pensje pożerają budżet przeznaczony na leczenie i przynajmniej będzie jakiś winny niedoborów finansowych. Wyczerpany ubytkami energii zdążył jeszcze ich gasnącą resztkę przeznaczyć na napisanie podania o premię specjalną dla siebie za zasługi dla zdrowia narodu.
Krystyna Knypl
Następny rozdział

Diagnoza: gorączka złota, rozdział ósmy

Krystyna Knypl

Poprzedni rozdział

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1643-diagnoza-goraczka-zlota-rozdzial-siodmy

Rozdział 8. Pióra i pióropusze

 Był pochmurny listopadowy dzień i wszyscy snuli się po laboratorium w marnych nastrojach. Miał być taki hit, a jest kit – myślał niejeden członek zespołu badawczego. Skoro nie było niczego specjalnego do roboty, laborantka Rita Beorg postanowiła załatwić kilka spraw domowych, między innymi wybrać się na szczepienie z dzieckiem. Weszła do gabinetu profesora Lentona, aby poprosić o dzień wolny.
– Panie profesorze, muszę zaszczepić synka, czy mogę wziąć wolne w najbliższy piątek? – zapytała.
– Tak, tak, oczywiście, niech pani zawiezie malucha na szczepienie – zgodził się profesor. – I tak nie mamy nic specjalnego w tym momencie do roboty. A co będzie miał szczepione? – rzucił do kierującej się ku wyjściu dziewczyny.
– Szczepionka złożona, według kalendarza szczepień, bez żadnych opóźnień – odpowiedziała.
– A czy już miał szczepienie Muti Vir-Virrem? Pamiętam, że moja młodsza siostra niezbyt dobrze się po tym szczepieniu czuła – powiedział Lenton.
– Muti Vir-Virr, a co to takiego? Nie słyszałam, teraz chyba nie ma tego w kalendarzu szczepień obowiązkowych – odpowiedziała Rita.– No tak, ja też tego nie śledzę, zapamiętałem tylko, że coś się działo z moją młodszą siostrą po tym szczepieniu i tak mi zostało w głowie. Zresztą zestawy szczepień co i raz się zmieniają. Niech pani leci do malucha i miejcie się dobrze.

Paw

Wizja własna kreatorów nowego porządku w ochronie zdrowia

Profesor po wyjściu laborantki zapytał się w myślach: A właśnie, co się z tym Muti Vir-Virrem stało, że nie słychać o nim teraz? Wypadł z obiegu, czy go udoskonalono i nie ścina dzieci z nóg po szczepieniu? Chyba musiałem być wtedy na stypendium w Panestralii, bo mam jakąś lukę w pamięci na ten temat.
Wpisał w okienko wyszukiwarki hasło „Muti Vir-Virr”. Wyskoczyła olbrzymia liczba odsyłaczy. No proszę, jaka bogata dokumentacja, a ja nic o tym nie wiem! Otwierał kolejne strony i z każdym kliknięciem oczy robiły mu się coraz większe. A to dopiero historia!
Z dokumentów wynikało, że już po trzech latach od wprowadzenia szczepienia Muti Vir-Virrem zaobserwowano spadek
zachorowań na wszelkie infekcje wirusowe. Dalsze lata tylko potwierdziły znakomitą skuteczność szczepionki przeciwko wszystkim wirusowym chorobom, jakie gnębiły ludzkość od lat. Był to powód do radości, ale nie dla wszystkich, bo producent szczepionki Muti Vir-Virr opatentował swój wynalazek aż na dwadzieścia lat. Oznaczało to chudy czas dla wszystkich producentów innych szczepionek przeciw pojedynczym schorzeniom wirusowym. To nie do zaakceptowania! Trzeba było rozpocząć starania o powrót do starego schematu szczepień.
Kilka sympozjów, trochę doniesień kwestionujących skuteczność Muti Vir-Virru, parę zastrzyków finansowych dla bardzo ważnych ludzi i po kilku latach obecności na rynku sprawa była załatwiona. Muti Vir-Virr okrzyknięto szczepionką niebezpieczną z powodu zawartości dwóch metali ciężkich i po kłopocie. Temat odjechał na boczny tor, a Muti Vir-Virr wyłączono ze szczepień obowiązkowych.
A czy my sprawdzaliśmy w ogóle wpływ szczepień na polimorfizm TCER? Zaraz, zaraz – Lenton przelatywał wzrokiem kolumny korelowanych ze sobą czynników. Nie było ani jednego szczepienia wśród korelowanych czynników, a już Muti Vir-Virru z całą pewnością! No, to dopiero ładna historia! Musimy od jutra zacząć to analizować – stwierdził.
Następnego dnia profesor Lenton już przed siódmą był w laboratorium. Włączył komputer i sprzęt do parzenia kawy. Te dwa urządzenia stojące w jego gabinecie były nieomal sprzężone ze sobą. Przejrzał raz jeszcze obliczenia korelacji dla badanych czynników. Faktycznie zapomniano o analizie szczepień, jakie mieli wykonywane pacjenci, pod kątem wpływu tej interwencji na polimorfizm TCER.
Poprosił osobę odpowiedzialną za przepływ danych z Ameerland Medicine Study o dołączenie wszystkich informacji o przeprowadzonych szczepieniach u uczestników badania. Po dwóch dniach miał wszystkie potrzebne dane. Teraz powinni zająć się nimi statystycy. Uwinięto się z obliczeniami w niespełna tydzień i przesłano wyniki do Lentona. Niezależnie od metody statystycznej, którą zastosowano do analizy, wychodziło zawsze to samo. Pokolenie dziadków nie wykazywało żadnych polimorfizmów i korzystanie z usług medycznych było na niewielkim poziomie. W pokoleniu rodziców była spora grupa, w której TCER był prawie regułą. Także regułą było częste korzystanie z porad lekarskich. Potem wszystko znikało w kolejnym pokoleniu. Wysłał mejl do Grahaam Bohnera, informując go, że muszą omówić sprawę wspólnie. Dlaczego grupa pokolenia rodziców z Ameerland Medicine Study miała tak częsty polimorfizm TCER? Umówili się na lunch, aby naradzić się nad kierunkami dalszych poszukiwań. Obaj czuli, że są blisko odkrycia przyczyny zaobserwowanej zmienności.

Wybor

Wybór wyborem, ale kiedy spotkam się z doktorem? - mówili pacjenci

W drugim końcu korytarza redakcji „Modnych Diagnoz” ulokowane były apartamenty „Tygodnika Niepopularnego”. Na dyżurze przebywała właśnie redaktorzyca Iwana X. – nazwisko nieznane żadnej szanującej się redakcji. Spoglądała na monitor, klikała na pocztę – nic się nie działo. Koło południa poczuła, że coś drgnęło.
Nie, nie w komputerze, ale we wnętrzu organizmu redaktorzycy, a jak niektórzy mawiali, red-aktorzycy. Drgnęło po raz drugi i trzeci, nie mając najmniejszego zamiaru przestawać. Z gardła przeszło przez klatkę piersiową ozdobioną przywiędłymi biustami i usadowiło się w brzuchu.
– Uchu-uchu-uchu, siedzę sobie w pewnym brzuchu – powiedziało COŚ i przycupnęło w niezidentyfikowanym zakamarku wnętrzności. Gdy red-aktorzyca zastanawiała się, co też to może przemieszczać się po jej organizmie, nieoczekiwanie zadzwonił telefon. Przycupnięte COŚ jakby dostało przyspieszenia i rozpoczęło wędrówkę po organizmie w żwawszym tempie. Nawet nie zdążyła odebrać dzwoniącego telefonu. Co to może być? – zaniepokoiła się red-aktorzyca. Wielokrotne poszukiwanie różnych kojarzeń i opisu odczuwanych dolegliwości nie przynosiło odpowiedzi. Przechodzący właśnie korytarzem dostojny kapelan redakcyjny pozdrowił red-aktorzycę i grzecznościowo zagaił:
– Co dobrego u szanownej pani redaktor słychać?
– Achhhh, wielebny... mam kłopot, COŚ się we mnie przemieszcza i nie wiem, co to może być. Szukałam na wszystkie sposoby i nic mi nie pasuje. Przegooglowałam wszystkie narządy i nic.
– A szukała pani pod hasłem „wędrująca macica”?
– Nie... Myśli wielebny, że to może być macica??? – zapytała wystraszona nie na żarty red-aktorzyca.
– Medycyna zna takie przypadki – rzucił tajemniczo wielebny.
Red-aktorzyca wpisała drżącą ręką podsunięte przez wielebnego hasło i oboje pogrążyli się w lekturze... Pasowało słowo w słowo, wszystko i co do joty.

Mural o przyszłosci

Im dłużej czekasz na wizytę u specjalisty, tym choroba będzie krótsza - mówił szef Ministerstwa Wszystkich Pacjentów

Co robić? Co robić? Kołatało się w głowach obojga nawracające pytanie. Po krótkiej naradzie uznali, że bez wizyty w szpitalu nie da się powstrzymać wędrówki macicy. Nie bacząc na późną porę, pomknęli limuzyną wielebnego do najbliższego oddziału szpitalnej pomocy doraźnej, gdzie wpadli zdyszani przed północą. W pierwszym podejściu odbili się od szczelnie zamkniętych drzwi. Z energią zaczęli więc naciskać wszystkie dzwonki i okładać pięściam szybę pancerną, odgradzającą świadczeniodawców od ich łaskawców i sponsorów ich studiów.
– Otwierać, otwierać... – darli się ile sił w płucach. – Pomocy! Pomocy!
Po dłuższej chwili pojawił się Empatyczny Sanitariusz i otworzył drzwi złaknionej pomocy medycznej ekipie redakcyjnej.
– My do dyżurnego konowała! – zawołali jednocześnie.
– Proszę siąść i przetrząsnąć kieszenie w poszukiwaniu ostatniego dokumentu ubezpieczenia – flegmatycznie zarządził Empatyczny Sanitariusz.
– Czego??? Ubezpieczenia??? My tu pomocy potrzebujemy, a nie pokazywania, co mamy, a czego nie mamy w kieszeniach! Proszę nas szybko skontaktować z doktorem!
– Na początek skierujemy was do odpowiedniej grupy... pani dolega... co? – zagaił Empatyczny Sanitariusz.
– Wędrująca macica, zdaniem wielebnego – wyrzuciła z siebie red-aktorzyca
– Zara, zara... – mruknął Empatyczny Sanitariusz, wertując karty najnowszych wytycznych Narodowego Brata Płatnika. – Co my tu mamy?... Jest... pęknięta macica – dajemy wtedy czerwoną szarfę na pacjenta; opuszczona macica – ozdabiamy żółtą szarfą; wszystkie inne macice wyżej niesklasyfikowane – należy się zielona szarfa.

Zgodnie z wytycznymi przepasał klatkę piersiową red-aktorzycy zieloną szarfą i oddalił się krokiem przypominającym słynny na zajęciach studium wojskowego krok defiladowy na podmokłym gruncie.
Tymczasem macica Iwany X. gnała po organizmie z prędkością należną pojazdom startującym w wyścigach Formuły 1. Na nic się zdały prośby o przyspieszenie interwencji. Nieoczekiwanie okazało się, że po załatwieniu wszystkich osób
ozdobionych szarfami czerwonymi i żółtymi skończył się limit przydzielony na przypadki chorób macicy tego dnia. Zespół dyżurny zajął się zgodnie z wytycznymi sporządzaniem dokumentacji dla Narodowego Brata Płatnika.
Jednostki opasane zielonymi szarfami nie miały szans na pomoc w dniu dzisiejszym. Wielebny pokiwał głową nad marnością losu i doczesnych rozwiązań organizacyjnych. Jako człowiek zaradny zaproponował wizytę u znanego uzdrowiciela macic lub skorzystanie z serwisu Formuły 1. Zadzwoniono do serwisu, ale niestety cena usługi przekraczała możliwości płatnicze red-aktorzycy Iwany X. Pozostała jedynie nadzieja, że klimakterium uwolni Iwanę od cierpień macicznych. 

Ministerstwo Wszystkich Pacjentów dwoiło się i troiło w różnych aktywnościach dla dobra sarmalandzkich pacjentów, no ale jeszcze się taki nie narodził, co by wszystkim dogodził. Może i się nie narodził, ale starać się trzeba – zauważył minister wszystkich pacjentów i zarządził poszukiwania nowego wizerunku dla ministerstwa. Od czasu odstawienia na boczny tor pani Wyborowej Wizerunkowej osobiście kreował swój medialny image. Po bardzo burzliwej naradzie z zaufanymi doradcami postanowiono przemianować Ministerstwo Wszystkich Pacjentów na Ministerstwo Wyłącznie Dobrych Decyzji.
Decyzja podjęta we właściwym ministerstwie, w odpowiedniej aurze, ma zupełnie inną rangę niż jakaś przypadkowa i nieprzemyślana propozycja pani Wyborowej Wizerunkowej. Pierwszą inicjatywą ustawodawczą nowo powołanego ministerstwa była Ustawa o niewypowiadaniu pochopnych opinii, mająca stanowić
integralną część pakietu ustaw medycznych. Doktorzy, zwłaszcza ci starej daty, mieli skłonność do opiniowania wszystkiego, recenzowania, rozpatrywania pod różnymi kątami. Najgorsze było to, że co i raz zwoływali konsylium i obradowali na nim nawet 24 godziny na dobę! Taka rozwichrzona wymiana swobodnych myśli nie mogła do niczego dobrego doprowadzić. Niewypowiadanie pochopnych opinii nie rozwiązywało jeszcze całości problemów dotyczących leczenia. Pacjenci różnymi sposobami wchodzili w posiadanie leków – prośbą, podstępem, groźbą zmuszali doktorów do coraz to droższych ordynacji.

Wszystko trzeba kontrolować, sprawdzać, nadzorować. Nie można niczego puścić na żywioł, a już w żadnym wypadku pozwolić decydować doktorom samodzielnie. Minister Wyłącznie Dobrych Decyzji odchodził od zmysłów, rozmyślając, co jeszcze można zrobić, aby ukrócić to rozpasanie ordynacyjne. Na rutynowej czwartkowej naradzie sztabowej rzucił pytanie ostatniej szansy do pani Wyborowej Wizerunkowej:
– Ma pani jakiś nowy pomysł, dzięki któremu można by ukrócić to rozpasanie refundacyjne wśród konowałów?
– Eeee... yyyy... tego... aaaa możeee... by... tak – odpowiedziała pełnym zdaniem pani Wyborowa Wizerunkowa.
– No tak, z pani to żaden pożytek! Zwalniam panią bezpowrotnie i tym razem naprawdę, a nie dla PR-u! Żegnam na zawsze! Proszę zdać komórkę w sekretariacie, a do domu to proszę sobie wrócić tramwajem! Samochód służbowy też pani już nie przysługuje!!! – wrzasnął minister Bartolomeo Karriera-Nieuwierra, znany w kraju i za granicą z wyłącznie dobrych decyzji. Łyknął z puszki napoju rozjaśniającego umysł i odganiającego widmo hipoglikemii, która go zawsze nachodziła, gdy kogoś wyrzucił z pracy, po czym zagłębił się w stos błagalnych papierów, którymi zarzucały go różne stowarzyszenia.
A może by tak głębiej wniknąć w te struktury refundacyjne... Poszukać jakiegoś związku przestępczego z tą Bad Pharmą... przecież musi być... jakiś związek... jak oni te leki produkują, to coś z tego mają... muszą mieć... no, nie może być tak, żeby nic nie mieli...

 Mijały godziny, w koszu na śmieci pod ministerialnym biurkiem lądowały kolejne puszki po napoju rozjaśniającym, a ministerialny umysł był ciągle pogrążony w ciemnościach i niemocy decyzyjnej. Wobec braku materiału na przestępstwo kontrolowane minister zdecydował się szukać innych sposobów uwolnienia się od problemów. Po dłuższym namyśle uznał, że rozwiązanie klasyczne będzie najbezpieczniejsze. W końcu tyle razy się udawało, to i tym razem powinno wypalić! – powiedział sam do siebie, na pocieszenie. Zrzucę wszystko na tych chciwych konowałów. Powiem, że ich pensje pożerają budżet przeznaczony na leczenie i przynajmniej będzie jakiś winny niedoborów finansowych. Wyczerpany ubytkami energii zdążył jeszcze ich gasnącą resztkę przeznaczyć na napisanie podania o premię specjalną dla siebie za zasługi dla zdrowia narodu.

Paw 2

A tak pacjenci widzieli kreatorów nowego porządku w ochronie zdrowia

Krystyna Knypl

Następny rozdział

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1645-diagnoza-goraczka-zlota-rozdzial-dziewiaty

Diagnoza: gorączka złota, rozdział siódmy

Krystyna Knypl

Poprzedni rozdział

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1642-diagnoza-goraczka-zlota-rozdzial-szosty

Rozdział 7. Połączenia psychoprotein

Badacze skupieni przy realizacji programu BAT Study pracowali bez wytchnienia. Analizowali dane, korelacje, poszukiwali związków przyczynowych. Białka, w których tyrozyna w łańcuchu bocznym miała grupę hydroksylową w nietypowej pozycji, nazwano psychoproteinami. 

Psychoproteiny

Siedziba Instytutu Pomiaru Czasu Pracy Lekarzy (IPCPL), ktory pracuje całodobowo.

Czy więc zwiększenie podaży fenyloalaniny w diecie dawało szansę na zmianę zachowań zdrowotnych? To było podstawowe pytanie, jakie wynikało z pierwszych badań. Jednak dalsze analizy próbek niestety nie potwierdziły
wstępnej hipotezy, że zmiana pozycji grupy hydroksylowej wpływa na zachowania ludzi.

Psychoproteiny okazały się nie do końca dającym się potwierdzić tropem. Wśród badaczy panowało jednak przekonanie, że sprawa wiąże się ze strukturą białek. Mijały kolejne miesiące poszukiwań i nic nie wskazywało na to, że szybko uda się znaleźć jakiekolwiek zależności. Następnego dnia rano, gdy po wystąpieniu Matyldy w TV Rewelacja na forum www.penicylium3x80000j=2,4mln ciągle jeszcze trwała dyskusja, na ekranie konkurencyjnej stacji telewizyjnej To-Nie-Ten (TNT) ukazał się redaktor Jan Grzegorz Maczugin. Zadaniem programowym redaktora w wielkim planie strategicznym walki o rząd dusz sarmalandzkich pacjentów było dawanie odporu faktom. Gdy ktoś mówił na przykład: Nie można przechodzić na czerwonym świetle, redaktor Maczugin ze stoickim spokojem ripostował: Jak to nie można? Jak to nie można?

Amok

Siedziba stacji telewizyjnej To-Nie-Ten

Dawanie odporu każdej wiedzy miał opanowane do perfekcji. Sam posiadał stabilny zasób wiedzy, który pozyskał na studiach filozoficznych. Jako absolwent dobrze wiedział, że po skończeniu takich studiów wystarczy filozofować, no bo po co tak ciągle się uczyć? Gdy redaktor Maczugin czterdzieści lat temu przeczytał jakieś dzieło, to miał je przeczytane. Nie był w stanie pojąć, dlaczego te konowały ciągle mówiły, że tak trudno czytać Handlowe Charakterystyki Tabletek, Czopków Doodbytniczych i Zastrzyków. Jak by raz przeczytali, toby mieli przeczytane. A oni nic, tylko narzekali, że muszą ciągle czytać i czytać. A redaktor nie musi, wystarczy jak sobie pofilozofuje, to zaraz lepiej się czuje. Z samopoczuciem u redaktora nie zawsze było dobrze, ale to wszystko przez te napisy i doktorów. Na przykład taka informacja, że podobno palenie powoduje raka i inne groźne choroby, niezwykle wprost drażniła redaktora Maczugina, będącego aktywnym sponsorem przemysłu tytoniowego, ilekroć sięgał po paczkę papierosów. Podczas jednej z narad redakcyjnych w stacji
To-Nie-Ten zaproponował on, żeby przemysł tytoniowy w ramach postawy frontem do klienta opracował nową wersję napisów: „To lekarze powodują groźne choroby!” Koncepcja redaktora Maczugina spodobała się wszystkim. 

Algier ZOO

 Wizualizacja przewidywanej przyszłości świadczeniodawców

Co najważniejsze, nowa koncepcja zapewniła wysokopłatne reklamy branży tytoniowej dla stacji To-Nie-Ten. Napis ten uwolnił wielu palaczy od rozterek, kto właściwie jest odpowiedzialny za ich choroby. Admiratorką nowej koncepcji była też dr Odrana-Zatroskana, popalająca papieroski aż miło. Gdy po pewnym czasie emitowania reklam ktoś w studiu nieroztropnie zasugerował, że to jednak palenie powoduje raka, redaktor rzucał natychmiast: Jak to powoduje? Jak to powoduje? Czy ktoś czuje, że powoduje? Na takie dictum nie było mocnych. W przerwach na reklamy w stacji TNT nadawano spot: „Sięgając po papierosa, pamiętajcie, że to lekarze powodują wszystkie wasze choroby. I najważniejsze,  nie zapomnijcie, że do gabinetu konowała wchodzicie na własne ryzyko!” Oglądalność telewizji To-Nie-Ten wzrosła fantastycznie, budżet ustabilizował się, a wszystko to stało się dzięki pomysłom redaktora Maczugina. Za takie zasługi awansowano go na dyrektorskie stanowisko i zdjęto z codziennej wizji, zostawiając mu jednak prawo do obsługi uroczystości specjalnych. Uzyskał też wyłączną licencję na obsługę wydarzeń z udziałem dr Odrana-Zatroskanej. Badacze programu BAT Study w dalszym etapie prac skoncentrowali się na Hyper Variable Region genomu. Wszystko wskazywało na to, że w tym właśnie fragmencie tajemnicy zapisanej w białkach tkwi klucz do rozwiązania zagadki. Skupiono się przede wszystkim na motywie CAAX, kończącym wysoce zmienny obszar białka. Podzielono jeszcze raz badanych na grupy według kryterium ostatniego aminokwasu z motywu CAAX. Okazało się, że gdy aminokwasem kończącym była leucyna, korzystanie z usług medycznych sięgało poziomu 4-5 razy w roku. Natomiast przy zakończeniu CAAX fenyloalaniną zdarzało się i 12 usług w roku. Taki wariant ułatwiał trwałe przyłączenie psychoprotein i fosfolipidów do błon retikulum endoplazmatycznego.

Wysunięto więc hipotezę, że trwałe połączenie fenyloalaniny z motywu CAAX z retikulum endoplazmatycznym skłania ku utrwalonym zachowaniom zdrowotnym. Przejrzano próbki wszystkich bywalców gabinetów lekarskich. Zrobiono jeszcze kilka testów statystycznych, badających zależności między poszczególnymi parametrami. Pasowało jak ulał. Wszystko wskazywało na to, że związana fenyloalanina nie uczestniczy w procesach biochemicznych organizmu, a co za tym idzie, dochodzi do obniżenia poziomu wolnej postaci. Przypuszczano, że mózg takiego nieszczęśnika z obniżonym poziomem fenyloalaniny skłonny jest do depresji. Obniżony też jest próg odczuwania bólu. Jednym słowem mózg powodował, że ludzie patrzyli na świat przez czarne okulary. A skoro tak, to tylko lekarz mógł pomóc! No i rosły częstości wizyt, koszty, żądania, oczekiwania, niezadowolenie społeczne, złe wyniki wyborów, samo dno. Funkcjonowanie wszystkich gruczołów dokrewnych słabło, poziom hormonów obniżał się, choroby namnażały się nieomal przez pączkowanie.
Bez odpowiedzi pozostawało jednak najważniejsze pytanie: jakie czynniki powodują, że dochodzi do połączenia fenyloalaniny z motywu CAAX z retikulum endoplazmatycznym? Sprawdzono wszystkie znane i teoretycznie mogące mieć wpływ czynniki, które potencjalnie generowały takie przyłączenie, ale nie pasowało nic, przynajmniej z tych czynników, które przebadano. Sprawa nieoczekiwanie utknęła w miejscu.

 Podczas gdy naukowcy z BAT Study koncentrowali się na szczegółach budowy pojedynczych aminokwasów, władza publiczna w Sarmalandii skłaniała się ku dziełom większym i wydarzeniom bardziej doniosłym. Odsłonięcia nowych pomników i otwarcia nowych centrów związanych z medycyną były zajęciami najchętniej widzianymi przez ministra Bartolomeo Karierra-Nieuwierra. Doniosła rola, jaką odegrali konsultanci krajowi Sarmalandii, doradzający w różnych dziedzinach, a przede wszystkim we wdrażaniu idei refundologii, wymagała uroczystego uczczenia. Minister postanowił ufundować pomnik ku czci konsultantów krajowych i wydał odpowiednie zlecenie artystom. Po paru miesiącach pomnik był gotowy. Dzieło nazwano Pomnikiem Czterech Śpiących Konsultantów Sarmalandii. Na uroczystość odsłonięcia przybyli wszyscy oficjele oraz modele, czyli konsultanci krajowi jako goście honorowi.

Podczas uroczystości zajęli oni bohaterskie pozycje kolankowo - łokciowe nieopodal loży ministerialnej, aby władza miała ich pod ręką. Targając pieszczotliwie za grzywę, władza mogła mówić „dobry konsultant, dobry”. Uroczystość odsłonięcia pomnika zaplanowano na samo południe. Zegary na wieży Wariackiej wybiły godzinę dwunastą. Minister Wszystkich Pacjentów Sarmalandii zbliżył się do mównicy, z gracją wyjął z kieszeni tablet marki „i-To-Lubię” i jął przemawiać do zgromadzonych gości:

Dziełam dokonał, co go nie wyprzedzi

Trwałością żaden gmach ulany z miedzi,

Ni starożytnej chlubny czyn Memfidy,

Sięgną królewskie wierzchem piramidy.

Nie zaszkodzą mu szarugi wilgotne,

Ni bystrych wichrów siły nieukrotne

Lat go pominie przeciąg niezliczony

I sam czas na nim połamie swe trzony.

Nie umrę całkiem *

Exegi monumentum

Pomnik reformatorki ochrony zdrowia w Rekseli

Oklaskom nie było końca, tym bardziej że niebawem miało nastąpić otwarcie Instytutu Pomiaru Czasu Pracy Lekarzy, a zaraz potem obsadzanie stanowisk dyrektorskich oraz przydzielanie pomniejszych funkcji kierowniczych. Warto pomerdać przymilnie grzywą do ministra, bo naprawdę jest o co. Budżet roczny Instytutu Pomiaru Czasu Pracy Lekarzy opiewał na kwotę dwóch miliardów reali sarmalandzkich, które zaoszczędzono dzięki wprowadzeniu nowych rozwiązań na rynku recept. A że pieniędzy konsultanci potrzebowali zawsze, to i merdaniu grzywami nie miało końca.
Wśród konsultantów rozeszła się plotka, że Instytut Pomiaru Czasu Pracy Lekarzy będzie miał za zadanie opracowanie podwalin rozwoju nowej dyscypliny nauk menedżerskich – AMOK, czyli alternatywnej medycyny opartej na kontroli. Czasy, w których lekarz myślał, radził się innych kolegów, korzystał ze swojego doświadczenia zawodowego, odchodziły w niepamięć. Cóż to za metody, których nie można zmierzy i skontrolować? – mówili zwolennicy nowej dyscypliny. Wszystko musi być wymierne i dostępne do kontroli – dodawali. Medycyna sztuką? – prychali niczym szkapy dorożkarskie przyszli prezesi instytutowi. Nie takich artystów skontrolowaliśmy i wykazaliśmy im niedociągnięcia.
Konsultanci pospieszyli z pomocą i opracowano naukowe podstawy uciszania wątpiących oraz nazbyt często powołujących się na doświadczenie osobiste. AMOK-owi nadano najwyższą rangę wśród  różnych metod i oznakowano klasą dowodów jako IA, co oznaczało, że najsilniejszy dowód zawsze jest w rękach kontrolera. Zapanowało ożywienie na rynku pracy, a nadzieja na dobrze płatną posadę rozkwitła w sercach wszystkich magistrów kulturoznawstwa, historii sztuki, muzykologii, którzy w młodości marzyli o medycynie, ale zabrakło im odwagi i talentów, aby młodzieńcze marzenia zrealizować.

 Krystyna Knypl

-------------------------------------------------------------------------------------------

* Horacy Do Melpomeny muzy w przekładzie Adama Naruszkiewicza

Następny rozdział

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1644-diagnoza-goraczka-zlota-rozdzial-osmy

Diagnoza: gorączka złota, rozdział szósty

Krystyna Knypl

Poprzedni rozdział

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1641-diagnoza-goraczka-zlota-rozdzial-piaty

Rozdział 6. Front walki rozszerza się

Głównym zadaniem badawczym, jakie stanęło przed naukowcami zaangażowanymi w program oznakowany akronimem BAT Study, czyli The Best Available Treatment, było ustalenie, czy istnieją powiązania między profilem białkowym, budową receptorów, genów a społecznymi zachowaniami zdrowotnymi ludzi. Nie chodziło oczywiście o jakieś proste zależności, lecz o precyzyjne określenie, które z kłębiących się w człowieku tysięcy białek nosi w sobie kod determinujący zamiłowanie do nadmiernie częstego korzystanie z usług medycznych.

 Armia Praga

O Nowy Wspaniały Świat armie oddanych bojowników będą walczyć w rękawiczkach

W pierwszym etapie badania przejrzano wszystkie próbki biologiczne, starannie kolekcjonowane od 50 lat w laboratoriach Ameerland Medicine Study i porównano je z wykazem zgłaszania się na wizyty do lekarzy. Jako próg zwiększonego korzystania z porad lekarskich przyjęto zgłoszenie się na więcej niż trzy wizyty w ciągu roku. Szybko odsiano niezgłaszających się i rzadko bywających, nie stanowili oni bowiem celu badawczego.

Z pięciu tysięcy próbek wyjściowych wykluczono tysiąc pięćset mieszkańców stroniących od usług medycznych i całą uwagę skupiono na 3500 bywalcach gabinetów lekarskich. Analizowano wszystkie możliwe układy, białka, sekwencje, wiązania i pierścienie chemiczne. Czas płynął i w pewnym momencie wszystkim zdawało się, że niczego ciekawego nie da się znaleźć ani ustalić. Wtedy z pomocą przyszedł przypadek. Postanowiono jeszcze ostatni raz spojrzeć na dane ze spektrofotometrii. Przy kolejnym przeglądzie wyników stwierdzono, że w wielu przypadkach można zauważyć dodatkowe, dotychczas nieopisywane pasmo. Struktura tego pasma była bardzo intrygująca i podejrzewano, że trop prowadzi do zmian w jednym z aminokwasów, konkretnie w tyrozynie.Znalezisko wyglądało ciekawie, jednak konieczne było wnikliwe przeanalizowanie próbek za pomocą bardziej szczegółowego programu obrazowania budowy białek. Obejrzano wiele sekwencji u kolejnych pacjentów w prezentacjach 3D. Uwagę badaczy przyciągały bledsze fragmenty w miejscach, gdzie wkomponowana była tyrozyna. Zjawisko to występowało u osób często odwiedzających swoich lekarzy. Ustalono, że następny etap prac będzie polegał na rozszyfrowaniu trybu życia posiadaczy tyrozyny z bladoniebieskimi fragmentami. Trzeba było ustalić wiele faktów – co robili, co jedli, jak spędzali czas wolny. Badania przeciągały się.

Matylda przy maszynie

Portret redaktor Matyldy Przekory, wersja po przyjęciu szczepionki Muti- Vir-Wirr

Tymczasem w apartamentach miesięcznika „Modne Diagnozy” po okresie wakacyjnego rozluźnienia nastąpił czas wytężonej pracy redakcyjnej. Managing Editor w pocie czoła ulepszał teksty Matyldy, dosypując do nich przecinków, łączników, średników i innych drobinek. Bez nich teksty byłyby bez smaku, jak każde danie bez soli czy pieprzu nie przymierzając. Niby małe drobinki, a ileż z sobą wnoszą! Gdyby zespół redakcyjny chciał wprowadzić rozdzielność majątkową, to własność Managing Editora wyglądałaby tak: ;;;;;;.......,,,,,,//////--–--(((((())))), a Matyldy byłyby tylko słowa, które są pomiędzy tymi znaczkami! Przecinków w tekstach przybywało z każdą minutą, aż nadeszło południe.
Jak ten czas leci, wręcz galopuje – pomyślała Matylda i włączyła słynną w Sarmalandii stację telewizyjną To-Nie-Ten. Oczekując na ostateczny kształt swoich tekstów, doznających procesu doprzecinkowania przez Managing Editora, chwilowo nie miała żadnych pilnych zajęć w redakcji. Spiker zapowiedział transmisję z kolejnego ważnego wydarzenia w ochronie zdrowia.

Zegary w całej Sarmalandii punktualnie wybiły godzinę dwunastą, po czym rozległ się hejnał z wieży Wariackiej. Po ostatnich dźwiękach hejnału na ekranach telewizorów ukazał się minister Bartolomeo Karierra-Nieuwierra ubrany w paramilitarny strój i zaczął przemawiać.

Rodacy i Rodaczki! Przepisywacze i Przepisywaczki Tabletek Refundowanych i Nierefundowanych!

Zmuszony jestem obwieścić, że nie może być odwrotu od Handlowej Charakterystyki Tabletek, Czopków Doodbytniczych i Zastrzyków (HCTCDiZ) jako zbrojnego ramienia porządkowania systemu, uszczelniania dziur oraz symbolu postępu w medycynie. Nigdy na to nie pozwolimy, żebyście opierali się na wiedzy i doświadczeniu osobistym! Bo cóż znaczy jednostka wobec potęgi systemu i dostojeństwa Wysokiego Urzędu Cofania Medycyny Wstecz (WUCMW)?!
Tak samo nie może być powrotu do bezkarnego bazgrolenia na receptach, powstałego wskutek zapatrzenia się w podstępną ideę pewnej słynnej swego czasu rubryki. Jak ona się nazywała? Nabazgrol Receptę albo jakoś podobnie. Rozszyfrowaliśmy we współpracy z kolegium doradczym, na czele którego stanął Prezes Wszystkich Prezesów, prawdziwe oblicze tej rubryki. Otóż nawoływała ona lekarzy do niewyraźnego pisania recept przez pokazywanie, jak można to zrobić skutecznie. Na wniosek Prezesa Wszystkich Prezesów i jego komitetu doradczego w sprawach redakcyjnych rubrykę tę zdelowano i usunięto z prasowych łam. Tra ta ta tam... tra...lala...lam...
Zdelowano??? przejściowo niestety. Rubryka odrosła, hydra jedna! I to w jakiej postaci! Co ja mówię, odrosła? Rozrosła się do rozmiarów całej gazety, niestety. Może lepiej było pochopnie nie delować, żeby potem gorzko nie żałować mruknął pod nosem mówca.

Przepisywacze i Przepisywaczki Tabletek, Czopków Doodbytniczych, Zastrzyków Podskórnych, Domięśniowych i Dożylnych!

Walka trwa na wszystkich frontach i wszystkich drogach podawania leków. Podjęte przez resort kroki służą zachowaniu podstawowych praw sarmalandzkiego pacjenta. Pacjent obcokrajowiec musi zadbać o siebie sam, bo on na nas nie głosuje w wyborach powszechnych. My z niego nic nie mamy. Koszty tylko. I tyle w temacie „pacjent
obcokrajowiec”. Wszystkie doniosłe reformy będą kontynuowane w warunkach ładu, rzeczowej dyskusji i dyscypliny finansowej. Odnosi się to również do reformy w zakresie przepisywania tabletek, czopków doodbytniczych i zastrzyków. Nie chcę składać obietnic. Przed nami trudny okres. Po to, aby jutro mogło być lepiej, dziś trzeba uznać twarde realia, zrozumieć konieczność wyrzeczeń. Jedno chciałbym osiągnąć – spokój. Jest to podstawowy warunek, od którego zacząć się powinna lepsza przyszłość. Jesteśmy ministerstwem suwerennym. Z tego kryzysu musimy więc wyjść o własnych siłach. Własnymi rękami musimy odsunąć zagrożenie... W tym trudnym momencie zwracam się do naszych
najlepszych sojuszników i prawdziwych przyjaciół:

Drodzy Przyjaciele z Bratnich Urzędów Batożenia Doktorów! 

Bądźcie z nami ramię w ramię. Wielce sobie cenimy wasze zaufanie oraz stałą pomoc. Poufny sojusz z Prezesem Wszystkich Prezesów jest i pozostanie kamieniem węgielnym naszej racji stanu, gwarancją nienaruszalności granic budżetu. Sarmalandia jest i będzie trwałym ogniwem Układu Walecznego, niezawodnym członkiem społecznej  wspólnoty narodów...

Hasło 2

A jak to nie pomoże, to spacyfikujemy zastrzykiem uspokajającym podanym tępą strzykawką wielokrotnego użytku. Tak nam dopomóż, boże Hipokrycie, bo chyba w niego wierzycie, Drodzy Przyjaciele z Bratnich Urzędów Batożenia Doktorów!
– Qrde, co to za czasocofacz??? – wrzasnął nagle minister Bartolomeo Karriera-Nieuwierra na całe gardło. – Ratunku!!! Kto mię złośliwie podłożył ten tekst??? Natentychmiast rozpocząć poszukiwania! Natentychmiast!!! Niestety nieznani sprawcy rozbiegli się we wszystkich kierunkach, jak to oni mają w zwyczaju. W dodatku rozbiegli się na jednej nóżce!
I jak my ich teraz znajdziemy i pryncypialnie ukarzemy?
– Pani Wyborowa Wizerunkowa! Proszę natentychmiast stawić się do mojego gabinetu! Macie współwłasność w tej wpadce, szanowna pani! Odmaszerować mi i z nosem przy ziemi tropić złoczyńców

– Tak jest, szefie – pisnęła pani Wyborowa Wizerunkowa i z poświęceniem rozbiegła się we wszystkich kierunkach...

Jak się niebawem okazało, przemówienie ministra Bartolomeo Karierra-Nieuwierra otworzyło wiele frontów walki o lepsze jutro sarmalandzkiego pacjenta. Bojowa atmosfera panująca w sektorze medycznym nasuwała skojarzenie z bitwą pod Wielką Górą, której rocznica zbliżała się wielkimi krokami. Liczne media postanowiły uczcić to ważne wydarzenie. Matylda została zaproszona do zaprzyjaźnionej stacji telewizyjnej pod nazwą TV Rewelacja. Bojowa atmosfera nie ominęła także użytkowników zgromadzonych na portalu www.penicylium3x800000j=2,4mln, którzy zagrzewając Matyldę do boju, pokrzykiwali do niej na forum.
– Walnij pięścią w stół i patrz, czy nożyce się odezwą! – wołali wirtualni, niestrudzeni wojownicy.
– Bracia i siostry w Asklepiosie, w studiu są szklane blaty. Nie mogę niszczyć mienia, pokaleczę się i więcej mnie nie zaproszą – zauważyła przytomnie Matylda.
– Załóż mokry podkoszulek i nikomu nie odpuszczaj, a najlepiej utytłaj się w kisielu i walcz do ostatniego pacnięcia! – wrzasnął jeden z rozgorączkowanych uczestników.
– Bracia i siostry w Asklepiosie, w studiu podają jedynie takie napoje jak woda czy kawa. Żelowatych nie mają. Jeśli utytłam się w domu w tym kisielu, to zanim dojadę do studia, wszystko zaschnie i nic z tego nie wyjdzie.
– Krzycz najgłośniej, jak potrafisz! – doradzali uczestnicy wirtualnych wieców protestacyjnych.
– Bracia i siostry w Asklepiosie, prowadząca program telewizyjny ma dobry słuch, a ja nie odczuwam potrzeby wydawania wrzasków podczas nagrania – zauważyła Matylda

Zuczek

Portret @żuczka.klinicznego
– Bądź niczym wulkan i wybuchaj co i raz, wyrzucając z siebie kłęby pary, lawy i popiołu – nawoływał na całe gardło @żuczek.kliniczny. Biedaczysko wpadł na forum po całym dniu dreptania za swoją Profesoressą Dominessą. Nie dość że dreptał, przebierając nóżkami, to jeszcze musiał znosić krytyczne uwagi o jego wiedzy medycznej.

Profesoressa co i raz podnosiła but i ustawiała go w pozycji „doszczętnie rozdepcz” tuż nad głową biednego @żuczka.klinicznego. Już go miała rozdeptać na placek i posłać na przemiał do hurtowni jogurtów, aby zasilił zasoby czerwieni koszenilowej, ale się w ostatniej chwili rozmyśliła. A gdzie ja znajdę takiego drugiego nieboraczka-potulniaczka? – pomyślała i cofnęła but. Sfrustrowany, cały drążący i rozdygotany uniósł nieśmiało wzrok, po raz pierwszy tego pamiętnego dnia. Wysunął czułki i wędrował nimi, nieśmiało, milimetr po milimetrze przesuwając spojrzenie wyżej i wyżej, śmielej i śmielej. Nikt nie protestował. Popieścił czułkami słodkie dołeczki po stronie bocznej i odważnie przeniósł się na stronę przyśrodkową. Jeszcze raz odważnie łypnął ku górze. Ciągle nikt nie protestował. Na samą myśl co mógłby jeszcze zrobić, aż krew się w nim zagotowała i skrzepła wewnątrznaczyniowo, jak to z krwią po zagotowaniu bywa. Cała żucza homeostaza w jednej chwili legła w gruzach. Szczęśliwie dla dalszego biegu wydarzeń w rozdygotanym ciałku @żuczka.klinicznego ruszyła naturalna kaskada antyzakrzepowa. Wszystkie przezbłonowe transporty jonowe słały zastępy cząsteczek do walki, aktywizowały białka i substancje humoralne. (Z)drożność krążenia powracała. Ha, skoro tak, można ruszyć na dalszą eksplorację terenu – pomyślał i jął ponownie przebierać nóżkami i czułkami. Ciągle nikt nie protestował. Boże, czy to oznacza, że mogę posunąć się dalej? I jeszcze dalej? Aż do... – serce @żuczka.klinicznego łomotało jak szalone. Milimetr u górze, dwa. Czułki eksplorowały. A może tak poeksploruję drugą  stronę? E, tam za daleko! Trzymam się raz obranej trasy. Czułki dotarły do tej falującej rozdygotanej gęstwiny i zanurzyły się w bezkresie rozkoszy. Boże, ileż tu słodkich wariantów do przebierania niestrudzonymi czułkami! I to wszystko jest dla mnie dostępne? Mogę hasać, śmigać, wspinać się i spadać w dół ze szczytu w niekończącym się bezmiarze zatracenia nie-do-zapomnienia??? – Ratunku!!! Rozdepcz mnie! – jęknął, tonąc bez reszty w otchłani różowości. Tonął, spadał, zapadał się w nicość bez końca... Po jakimś czasie jego siły wyczerpały się, nadeszło opamiętanie. Wygrzebał się nieborak z różowych zakamarków rozkoszy i doszedłszy trochę do siebie, jął rozmyślać nad swą przyszłością.

Po gruntownym namyśle uznał, że będzie ćwiczył krok defiladowy czułkami na podmokłym gruncie. Chciał wyrosnąć na wielkie Żuczysko, Skarabeusza Egipskiego. – Raz, dwa, lewa! Raz, dwa, lewa! Pełźnie sobie Żuczek i piosenkę śpiewa – zaintonował wesoło. Rozmyślał nad ponowną eksploracją terenu rozkoszy. Ileż tam było tego wszystkiego dobrego! I fałdki, i zagłębienia, i zapachy przecudne nie-do-zapomnienia. I to wszystko w zasięgu czułków, jego czułków Do tej pory jeszcze nigdy w całym życiu nie zdarzyło mu się coś tak porywającego. Należał wprawdzie do dużej rodziny Chrząszczy Sarmalandzkich, ale wszystkie oznaki zachowania wskazywały, że był on z podgrupy Jelonkowatych (Lucanidae), których los z definicji nie jest ciekawy. Niektórzy badacze sugerowali, że jest on być może z podgrupy Pędrusiowatych (Apionidae), inaczej mówiąc, że jest zwyczajnym pędrakiem.

Nie brzmiało to dobrze! Choć rozważania miały niby to charakter naukowy, w końcu był klinicystą że ho-ho, a może jeszcze więcej, i naukowe podejście cenił z definicji, to była w tych rozważaniach jakaś minimalistyczna sugestia. A do tego Profesoressa Dominessa ciągle miała go za Zgniotkowatego (Cucujiadae), podczas gdy onczuł się dumnym potomkiem Żukowatych (Scarabeidae). Wprawdzie zaliczył kiedyś romans z Biedronką Dwukropką, ale co to był za  romans wobec oceanu rozkoszy, jaki go pochłonął podczas ostatniej wędrówki na szczyty!

Seul 4

Codzienna praca personelu medycznego na oddziale  Profesoressy Dominessy

Krystyna Knypl

Następny rozdział

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1643-diagnoza-goraczka-zlota-rozdzial-siodmy

Diagnoza: gorączka złota, rozdział piąty

Krystyna Knypl

Poprzedni rozdział

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1640-diagnoza-goraczka-zlota-rozdzial-czwarty

Rozdział 5. Loteria życia

 Letnie dni mijały jeden za drugim. Managing Editor wysłał wszystkich współpracowników miesięcznika „Modne Diagnozy” na urlopy. Niektórzy redaktorzy pognali do odległej Panestralii, aby tam obściskiwać się z pingwinami i innymi egzotycznymi stworzeniami albo co gorsza robić misia z koalą, w dodatku będącym w stanie wska-zującym. Inni wybrali się na bezkresne stepy Azestrii.
 
Loteria
Sarmalndczycy oczekują na wyniki loterii życia

Potem szukaj takiego w polu, pardon, właściwie to w stepie! – pomyślała Matylda Przekora, obrzucając okiem opustoszałe redakcyjne salony. Managing Editor wylegiwał się przed telewizorem, sklejony z nim z siłą butaprenu. Gdy tak trwał ten pozorny bezruch redakcyjny, przed oczy Matyldy wtargnął bezszelestnie kolejny mejl ambarasujący jej uwagę, starganą niedawną konferencją w Ministerstwie Wszystkich Pacjentów
Ach cóż za licho mię ambarasuje przy poniedziałku, dniu tradycyjnie trudnym metabolicznie w naszym sarmalandzkim narodzie? – pomyślała Matylda i od niechcenia rzuciła okiem na treść kolejnego nijusa. Pobieżna lektura pozwoliła się zorientować, że jest to mejl zapraszający na konferencję naukową zorganizowaną na samych szczytach Nauki Sarmalandzkiej z elementami nauki zagranicznej, importowanej ze Związku Samodzielnych Republik Realandzkich.
Służba nie drużba – stwierdziła filozoficznie – trzeba będzie się powlec. Może cosik odkryli i jako pierwsza się dowiem. Zręcznie do Press Agencji Sarmalandii (PAS) takiego nijusa zapodam i sławę oraz pieniądze zdobędę, a może nawet jaki wywiad przeprowadzę z odkrywcą. Wprawę mam! – snuła domysły na temat przebiegu nadchodzącej konferencji.Przy wejściu na Salony Nauki Sarmalandzkiej z elementami nauki zagranicznej bohaterską pierś Matyldy przyozdobiono identyfikatorem imiennym, aby nikt się nie pomylił i nie wziął jej na ten przykład za zwyczajną wyrobnicę nauki. Nauka sarmalandzka zna przypadki, że taki dziennikarz uczestniczący to za niejednego potrafi się podszyć. Lepiej więc taki niepewny ideologiczne element oznakować, żeby potem nie żałować!
 
Jako potencjalnego kandydata do rozmowy Matylda umyśliła sobie profesora Antoniego Przecientnego, którego widywała na zagranicznych salonach naukowych podczas swego poprzedniego wcielenia zawodowego pocieszycielki strapionych i uzdrowicielki cierpiących. Światowy człowiek, to z pewnością coś ciekawego powie do sitka – pomyślała.Wypatrzyła, gdzie siedział na sali obrad kandydat do wywiadu i cichutko podeszła ku niemu z zamiarem zadania podchwytliwego pytania na tematy naukowe. Nieoczekiwanie dla samej siebie odnotowała, że coś się dzieje z głową upatrzonego do wywiadu kandydata i nie chodziło tu o kondycję intelektualną! Siła ziemskiego przyciągania, działająca w końcu na wszystkich ludzi, bezlitośnie atakowała głowę profesora Antoniego, ciągnęła ją ku dołowi z nadzieją na miękkie lądowanie na bohaterskiej klatce piersiowej.
Swiat w twojej glowie
Model teoretyczny głowy typu łeb jak sklep
Ten to musi mieć łeb jak sklep! – pomyślała zachwycona Matylda i zaraz uwieczniła to zjawisko przyrodnicze swą szybkostrzelną fotokamerą. Tymczasem głowa Antoniego nieubłaganie, nieustannie i co gorsza nieodwracalnie traciła pion. To było niezwykłe wprost i niespotykane, jak ten człowiek nauki bohatersko walczy z siłą przyciągania ziemskiego! Ale z tą siłą podobno jeszcze nikt nie wygrał... Niestety! Matylda zbliżyła się bezszelestnie i badała wzrokiem szczegóły oblicza słynnego eksperta. Utrudzona ciągłym myśleniem głowa miękko legła na klatce piersiowej, a oczy nadal pozostawały dyskretnie przymknięte. Dające się zauważyć pod powiekami ruchy gałek ocznych sugerowały, że ów uczony mąż wcale nie śpi, jak mógłby podejrzewać przypadkowy i niezorientowany w obyczajach wielkich naukowców obserwator. Odnosiło się wrażenie, że ten wielki naukowiec coś sobie w myśli przepowiada. Co może on sobie przepowiadać? – zastanowiła się mocno zaintrygowana Matylda. Po chwili intensywnego intelektualnego skupienia olśnienie ogarnęło jej umysł.

Tak, już wiem, to musi być kolejność aminokwasów w białkowym transporterze błonowym systemu GLUT1! Jak Matylda rozwiązała tę zagadkę? To proste! Rozkodowała szyfr ruchu eksperckich gałek ocznych metodą transkrypcji porównawczej.
Dla niezaznajomionych z tą metodą badawczą wyjaśniamy, iż jest ona analogiczna do czytania z ruchu ust podczas mówienia w języku mandaryńskim. Zresztą od pierwszego spojrzenia na sylwetkę zapracowanego eksperta Matylda czuła, że uczony ów intensywnie obcuje z Wielką Nauką nieustannie i całodobowo. Oddalając się bezszelestnie w kierunku loży prasowej, zauważyła, że dokładnie nad zapracowaną głową eksperta zatopionego w przepowiadaniu sobie w myślach kolejności aminokwasów w błonowym transporterze GLUT 1 czy jakoś tak, wisiał przecudnej urody żyrandol, przydający jasności eksperckim myślom oraz nadający im niepowtarzalny blask...
Pokazanie się we właściwym świetle to bardzo ważna sprawa, w przeciwnym razie przyleci jakiś żurnalista albo żurnalistka z wrażej jednostki prasowej, podchwytliwe pytanie zada albo fotkę nieciekawą pstryknie i zaraz na człowieka padnie cień, że coś z nim nie tak.

A w porządnym, rozproszonym oświetleniu cienia nie ma...Obok zatopionego w pracy intelektualnej profesora Przecientnego stały maszyny i spisywały każde słowo... każdy dźwięk... chrrr... chrrrap... wrrr... wrrrap. Nie od dziś wiadomo, że dokumentacja jest podstawą sukcesu... w każdej dziedzinie, a w żurnalistyce to już na bank.
Minął kolejny redakcyjny zwykły dzień. Managing Editor „Modnych Diagnoz” nadal chłonął treści telewizyjnego przekazu, a redakcyjni współpracownicy hulali po świecie. Ta pozorna cisza zapowiadała jednak burzę, która nie mogła nie nadejść. Tymczasem jednak, gdy tak trwał ten pozorny bezruch redakcyjny, przed oczy Matyldy wtargnął niczym przedburzowa błyskawica kolejny mejl. Pochłonął i zaambarasował ją tysiąc razy bardziej niż niedawna konferencja prasowa w Ministerstwie Wszystkich Pacjentów.
Genesis
Sarmalandczycy oczekują na wejście do Instytutu Weryfikacji Rozpoznań Lekarskich

Otóż Narodowy Brat Płatnik w Sarmalandii otwiera Instytut Weryfikacji Rozpoznań Lekarskich (IWRL) w Sarmawie. Z czasem planuje się otwarcie filii terenowych we wszystkich strukturach administracyjnych kraju. Szerokie rzesze płatników podatków i składek odczuwają dotkliwy niedobór instytucji kontrolującej rozzuchwalonych śiadczeniodawców i dzięki temu, że Narodowy Brat Płatnik potrafi zrozumieć każdą potrzebę obywatela, wszystko znajduje swój szczęśliwy finał. Gehenna wynikająca z niepewności, że nad takim rozzuchwalonym konowałem nie ma żadnego bata ukręconego z ludowej nienawiści, jest wprost nie do zniesienia. Tak dłużej nie może być!
Na kilkanaście godzin przed otwarciem Instytutu Weryfikacji Rozpoznań Lekarskich u jego wrót ustawiły się długie kolejki potrzebujących wykazać doktorowi, kto tu wie lepiej i uświadomić mu, że najpierw się wyuczył taki konował za nasze podatki, a teraz wyleguje się na całodobowych dyżurach w szpitalu, jak nie przymierzając Managing Editor na redakcyjnej kanapie.
 
Duzo nas
Wielu Sarmalandczyków cierpiało z powodu braku dostępu do pieczątki lekarskiej, utworzyli oni organizację pacjencką "Dużo Nas"
Rzesze Sarmalandczyków cierpiących z powodu braku osobistej pieczątki lekarskiej i oczekujących na nowe rozpoznanie, zweryfikowane pod kątem gwarantowanego konstytucyjnie wyboru przez pacjenta rozpoznania diagnozy, satysfakcji z chorowania i indywidualnych potrzeb każdego obywatela, oznakowano opaskami w trzech kolorach: czerwonym, żółtym, zielonym.Jako pierwszych wpuszczono oznakowanych opaską czerwoną i rozpoczęła się wielka akcja wtłaczania pod ciśnieniem 7 atmosfer wiedzy medycznej. Szuuuu... i mądrość z Pojemnika Wiedzy przemieściła się do mózgoczaszek „My, narodu”.
– Jak wygląda Pojemnik Wiedzy, widzą państwo na fotografii – objaśnił prelegent. Obcowanie z wiedzą jest proste, trzeba tylko wiedzieć, który guziczek nacisnąć przed jej wykorzystaniem – dodał.
Jak prelegent powiedział, tak zrobił, to znaczy nacisnął. – Załatwione! Już są państwo napompowani wiedzą, jak każden jeden doktor, pospolicie zwany konowałem.Uchhh, co za ulga że nie muszę do konowała latać – pomyślał  niejeden – ale, zara... zara... a skąd to nowe rozpoznanie brać??? No i recepty chyba się jakieś należom! Najmędrzejsza z obecnych na sali podniosła rękę i zapytała:
– Panie prelegencie, za wtłoczone wiedze dziękujemy. Czujemy, że wprost rozsadza ona nam czaszki, a narządy te som nienawykłe do kontaktu z nauką. A weryfikacja rozpoznania? No może i dobra, ale nie samom wiedzom człowiek żyje! Czy takom wiedze da się położyć na grillu i pożywić sie niom w sobote ze szwagrem???
– Chwila, moment, bez pośpiechu – odparł prelegent, który dla łatwiejszego postrzegania procesu przekazu wiedzy dla tak licznej grupy był ubrany na czerwono. Takoż prezentowała się katedra, przy której stał i przetaczał medyczne tajniki z Pojemnika Wiedzy do mózgoczaszek „My, narodu”. Wszystko będzie objaśnione w swoim czasie.
Następnie żądnych nowych, zweryfikowanych i jeszcze nieużywanych rozpoznań ustawiono dookoła maszyny wirującej, pardon, losującej i szuuuu... nastąpiło losowanie rozpoznań umieszczonych w czerwonych kulkach. Nikt nie narzekał, bo rozpoznania przydzielała maszyna. Znaczy los tak chce, że jednemu trafi się śpiączka, a drugiemu rzeżączka... Normalna loteria życia.
Jako druga weszła grupa z opaskami żółtymi i na końcu z zielonymi. Trzy godziny i po robocie. A ci doktorzy marudzą, że niby to takie trudne rozpoznanie postawić, receptę napisać... A tu szast, prast i wszyscy zostali załatwieni! Nowocześnie i bezzwłocznie! Bez zbędnych nakładów finansowych, bez tego upokarzającego umizgiwania się do tych... tych łamaczy przysięgi... Hipokrytesa, nie, jakoś inaczej... Biurokratesa czy jak mu tam! – Szastu, prastu, nie mamy rączek jedenastu, a potrafimy dogodzić każdemu potrzebującemu – powiedział minister Bartolomeo Karierra-Nieuwierra na konferencji podsumowującej osiągnięcia instytutu w pierwszym dniu jego egzystencji. – Bo my się nie migamy jak te miglance, co podobno przysięgę składały, a nie wiedzą, czego ludziom potrzeba. Ętyki, ęęę... ępatii??? i może czegoś tam jeszcze na „e”. To znaczy za pieniądze może i coś robią, ale tak to i my potrafimy – dodał.
 – Wystarczy chcieć, nie tylko móc! Lepiej kamienie na szosie tłuc, jeżeli chcieć, nie znaczy móc – oznajmił na koniec konferencji. – To hasło jest i będzie naszym mottem w walce o wasze zdrowie, drodzy rodacy. Postaramy się przekonać bezdusznych konowałów do tego, że wyłącznie tak powinni myśleć, a dla opornych przygotujemy miejsca pracy w kamieniołomach – dodał z uśmiechem.

Po zatwierdzeniu koncepcji nowego zawodu refundologa konieczne były też nowe rozwiązania administracyjne i edukacyjne w Sarmalandii. Dla nadania odpowiedniej rangi naukowej nadchodzącym wydarzeniom w medycynie zdecydowano się na utworzenie specjalnych wydziałów refundologii przy prężnie rozwijających się zaocznych uniwersytetach medycznych. Docelowo myślano o samodzielnym uniwersytecie refundologicznym. Każda nowa placówka, aby móc posługiwać się zaszczytnym mianem „uniwersytet”, musiała skompletować siedem nauczanych specjalności. Wybrano jako najlepiej rokujące na przyszłość: preskryptologię, kontrolling ciągły i wyrywkowy, onlajnologię medyczną, skargologię, psychologię bomisiologiczną, zapisologię, kolejkologię.
Nad dalszymi specjalnościami myślano intensywnie na posiedzeniach rady wydziału uniwersytetu. Nabór na pierwszy rok studiów zaczęto od kierunku refundologia, z analiz bowiem wynikało, że największe zapotrzebowanie rynkowe będzie na tę właśnie specjalność.

Prace postępowały szybko i ani się obejrzano, a już po dość krótkim czasie studenci Wydziału Refundologii Zaocznego Uniwersytetu Medycznego w stołecznej Sarmawie wkraczali w progi swej nowo powstałej uczelni. Już od pierwszej chwili, od pierwszej minuty, ba, sekundy czuli dumę, która nie miał sobie równych. Będą przedstawicielami nowego ładu w medycynie! Nie mniej dumna była kadra profesorska, wprawdzie zasiedziała w murach uczelni od dziesięcioleci, ale mająca duży potencjał dostosowania się do otaczających warunków i nowych wymagań.

Te szacowne mury z ich lokatorami niejedno widziały, niejedno słyszały, a przetrwały! Ba, trwają nadal, a lokatorzy rozwijają swą ofertę. Nie marudzą, nie dzielą włosów oszronionych siwizną na czworo. Nigdy nie wiadomo, ile ciężarów jeszcze przyjdzie dźwigać na głowach steranych myśleniem nad odwiecznymi problemami: Jak przetrwać? Jak wcisnąć na następcę z góry upatrzonego kandydata? Jak wytłumaczyć, że to absolutny zbieg okoliczności, iż kandydat na następcę ma to samo nazwisko, co ustępujący? Nikogo nie można przecież dyskryminować z powodu brzmienia nazwiska czy profilu genetycznego – przekonywali. Nie po to nasi ojcowie i dziadowie walczyli, aby ich synowie i wnuki były skazane na tułaczkę po świecie, po obcych genetycznie uczelniach, po nieprzyjaznych radach wydziałów. Nie po to!
Refundolodzy
Wykład inauguracyjny na Wydziale Refundologii
 Wykład inauguracyjny pierwszego rocznika studiów zaocznych na Wydziale Refundologii zgromadził całe zacne grono pedagogiczne. W pierwszym rzędzie zasiedli wykładowcy i szefowie katedr Pesologii Praktycznej, Adresologii Receptowej, Datologii oraz Wystawiania i Realizowania Recept. Obok zacnych profesorów na katedrze przycupnął młody docent, szef świeżo utworzonego i znakomicie rokującego na przyszłość Zakładu Pomiaru Szerokości Recepty. Kadrę drugiego roku studiów dopiero kompletowano. Planowano utworzyć Katedrę Anatomii Pobieżnej, Klinikę Chorób Nieskomplikowanych oraz Katedrę Taniej Farmakologii. Trzeci rok studiów miał być poświęcony zgłębianiu esencji zawodu refundologa i nowoczesnej bezsensologii medycznej. Tu już przedmioty były trudniejsze. Weźmy choćby taką bezsensologię strukturalną! Jak ta gałąź nauki dynamicznie się rozwija! Ledwie opracowano plan szkolenia studentów, a już wszystko było nieaktualne! Nowe struktury, nowe zadania i cały program nauczania poszedł do kosza!

Absolwenci refundologii po trzech latach studiów w trybie zaocznym otrzymywali PWR, czyli Prawo Wypisywania Recept. Do czuwania nad wdrożeniem nowych graczy na rynku medycznym utworzono Główny Rejestr Medyczny. Lekarzy i Refundologów na mocy nowej ustawy, którą nocna zmiana Sejmu Sarmalandii napisała na poufne zlecenie Ameerland Global Bank, nazywać się miało pracownikami medycznymi. Zalecano unikanie terminu lekarz, bo cóż to właściwie za różnica, skoro przewidziano także dla refundologów posiadanie magicznego wyposażenia gabinetu medycznego, jakim była pieczątka przystawiana na recepcie.
Zresztą tych wykształconych według dawnych reguł lekarzy było coraz mniej, głównie wiekowych osobników, a przez to zwykle niezdolnych do emigracji o własnych siłach do innych krajów lub do przekwalifikowania się na inne zawody. Jedna, druga kontrola, nalot na wystawione recepty, a starsi państwo milkli, kurczyli się w sobie i siedzieli cichutko jak myszki pod miotłą.
– I tam jest ich miejsce – mawiał dyrektor Departamentu Kontroli Adaś Dowcipnicki w Narodowym Bracie Płatniku. – Mają siedzieć cicho, bo ich wymieciemy na śmietnik historii – dodawał, gdy do jego wrażliwych uszu dochodziły pojedyncze popiskiwania niezadowolenia.
Krystyna Knypl
Następny rozdział

Diagnoza: gorączka złota, rozdział czwarty

Krystyna Knypl

Poprzedni rozdział

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1639-diagnoza-goraczka-zlota-rozdzial-trzeci

Rozdział 4: Nieoczekiwane  zaproszenie

Przekonanie decydentów Związku Samodzielnych Republik  Realandzkich  do  powołania  zawodu  receptologa i  przetestowania  tego  pomysłu  w  Sarmalandii  nie  było  trudne.  Sprawa  wymagała  pewnych  inwestycji,  ale  perspektywy wyglądały naprawdę interesująco. W ciągu pierwszego roku po wprowadzeniu nowego zawodu spodziewano się obniżenia kosztów w ochronie zdrowia o jakieś 14%. Wszelkie zmiany na każdym rynku, w tym i medycznym, nie byłyby możliwe bez udziału mediów. 

Budokrusz 2

Maszyna używana do budowania Nowego Wspaniałego Świata

 Nagłośnienie, właściwe naświetlenie problemu, życzliwe skojarzenia pomagały wbić do głów odbiorców usług medycznych  nowe  pomysły  władzy.  Słano  więc  co  i  raz  do  redakcji specjalizujących się w tematyce medycznej zaproszenia na konferencje prasowe. Specjalną troską otoczono wszystkie redakcje mediów środowiskowych, jako bastion tradycyjnego oporu przeciwko wprowadzanym nowym rozwiązaniom biznesowym. Zaproszeń na różne  imprezy  było  tyle,  że  każda  redakcja  musiała  ustanowić  całodobowy dyżur mejlowca i esemesowca, na wzór znanego starym żurnalistom depeszowca. Miał on odbierać nadchodzące do redakcji nijusy i szybko raportować szefostwu, ewentualnie biegać na najpilniejsze konferencje prasowe. Podobnie  miały  się  sprawy  w  miesięczniku  „Modne  Diagnozy”, który był pismem ulokowanym na pograniczu Realandii i Wirtualandii.

Modne Diagnozy logo 2

Modne Diagnozy, miesięcznik ulokowany na pograniczu Realandii i Wirtualandii

Periodyk ten wypełniał lukę na rynku edukacyjnym dla lekarzy, którzy musieli opanować te jednostki chorobowe, na które pacjenci chcieli akurat chorować. Tradycyjne wykształcenie w medycynie nie wystarczało już do obsługi Sarmalandczyków oraz zapewnienia im satysfakcji z chorowania, będącej nieodłącznym bonusem należnym każdemu pacjentowi, gwarantowanym konstytucyjnie przez władze Sarmalandii.

Chorowanie bez satysfakcji na choroby, które lekarz rozpoznawał, już nie było modne, a ponadto naruszało prawa pacjenta do bycie aktywnym partnerem w procesie leczenia.  

Każdy obywatel ma prawo  do  równego  dostępu  do  bycia  chorym,  satysfakcji  z  chorowania  i otrzymywanego leczenia oraz bycia aktywnym partnerem w procesie terapeutycznym – głosił słynny paragraf 22 konstytucji Sarmalandii. 

Pogłoski, że  choroba i  satysfakcja  się wykluczają,  aktywnie  dementowała  dr  Odrana - Zatroskana,  pomysłodawczyni  tego  przepisu w  konstytucji,  wieloletnia  ministra  wszystkich  pacjentów  i  niestrudzona pocieszycielka strapionych, z czasem aktywna twórczyni praw obywatelskich w Aeropagu Sarmalandii. No i w końcu nie po to obywatele płacili podatki na kształcenie doktorów  i  ich  pensje,  żeby  nie  mieć  sponsorskiej  satysfakcji  ze  swobodnego wyboru choroby i modnego chorowania. „Modne Diagnozy” starały się tematycznie nadążać za zmieniającym się niczym w kalejdoskopie rynkiem medycznym. Redakcja poszukiwała właśnie dziennikarza na stanowisko reportera uczestniczącego, który mógłby opisywać liczne nowości z rynku usług medycznych.

Dr Matylda Przekora po wyprawie na tereny przygraniczne pomiędzy Wirtualandią i Realandią okrzepła w wykonywaniu zawodu dziennikarza medycznego w ekstremalnych warunkach i miała idealne kwalifikacje do takiej pracy. Po krótkiej rozmowie z Managing Editorem „Modnych Diagnoz” została przyjęta do pracy. Co prawda podczas rozmowy kwalifikacyjnej Managing Editor wykrył u kandydatki fatalny stan znajomości zasad interpunkcji, ortografii i gramatyki języka sarmalandzkiego, ale przecież nie to jest najważniejsze, jakie znaki interpunkcyjne reporter uczestniczący stosuje w tekście, lecz jakie słowa wstawia pomiędzy tymi pasjonującymi znaczkami, opisując kolejne wydarzenie medyczne. Nowa praca dr Matyldy Przekory oznaczała szybkie przemieszczanie się z miejsca na miejsce na froncie walki o dobro sarmalandzkiego pacjenta, bywanie na rozlicznych konferencjach prasowych, briefingach i naradach oraz całodobowe nadstawianie uszu na nadchodzące nijusy, a następnie opisywanie tego wszystkiego. Matylda przebywała właśnie  na  całodobowym  dyżurze  redakcyjnym,  gdy  uszy  jej  prześwidrował dźwięk nadchodzącego esemesa.

Stop 2

– A cóż za licho mnie przy niedzieli ambarasuje? – mruknęła pod nosem i rzuciła znudzonym okiem na treść nijusa. „Minister Wszystkich Pacjentów Sarmalandii zaprasza na konferencję prasową” – głosił sms.  –  Ach,  jaki  on pracowity,  ten  minister  –  stwierdziła  z  niekłamanym podziwem – tak bez wytchnienia, przy niedzieli, tylko prasa i prasa.  Pardon,  of  course,  praca,  to  z  tych  nerw  mię  literówka  vel misprit się zdarzył – dowcipnie skomentowała się Matylda. – Służba nie drużba. Może jaki stan odmienny ogłoszą? Już dawno niczego takiego nie było – zafrasowała się i szybko przywidziała swój militarny strój dziennikarski. – Na wszelki wypadek, gdyby zawołali „Czuj się powołana!”, to już będę ubrana – pomyślała.

Było coś na rzeczy, bo wezwani tą samą drogą inni dziennikarze medyczni  zajęli  pozycje  bojowe  w  krzakach  okołoministerialnych  i  wyjęli  maszyny  stukotki  do  nadawania  korespondencji  z  frontu  walki o pomyślność sarmalandzkiego pacjenta.

Maszyna do pisania

Maszyna stukotka

Źródło ilustracji:

https://en.wikipedia.org/wiki/Typewriter

Z takiego nowoczesnego komputera to każden jeden zagraniczny korespondent może przechwycić pomysł, jako swój w świat zapodać i potem nikt nie przyjedzie do nas się uczyć. A z osobistej maszyny stukotki nikt niczego nie skopiuje. Teraz to nie możemy się opędzić od  tych,  co  do  nas  podpatrywać  przyjeżdżają,  bo  jak  świat  długi  i szeroki nikt nie wpada na takie pomysły jak my. A ich pramatką jest dr Odrana-Zatroskana, a może zgoła prawpadką, licho wie – rozmyślała Matylda, siedząc w urzędowych krzakach.

Blacha czerwona all MINI 001

Press legitka redaktor Matyldy Przekory

Wokół Ministerstwa Wszystkich Pacjentów już od pierwszej chwili wyczuwało się niecodzienną aurę. A jednak wydarzy się coś wielkiego – pomyślała Matylda. Ani się obejrzała, a nadszedł czas wpuszczania na ministerialne salony. Zręcznym ruchem wyjęła z torby polowej press legitkę, na widok której pan szlabanowy uniósł wspomniany łącznik spajający władzę z narodem, a ministerium z ludem, i wpuścił dziennikarzy na teren zamieszkiwany przez władzę.

–  Pani  redaktor  Matyldo,  a  raczej  pani  doktor,  to  co  tam  w  tym  sezonie jest modnego w chorobach? – zagaił pan Jan, pełniący funkcję pierwszego szlabanowego w ministerstwie.

–  Panie  Janie,  chyba  najbardziej  modne  jest  mieć  teraz  ADHD  w  wersji  dla  dorosłych  –  odparła  Matylda.  –  Ale  dla  pana  to  nie  jest odpowiednia choroba, skoro pańska praca polega na siedzeniu w jednym miejscu.

–  Dziękuję  za  ostrzeżenie,  w  tej  sytuacji  nie  będę  zabiegał  o  tę  diagnozę. Moda to jedno, a rozsądek to drugie – roztropnie zauważył pan szlabanowy.

Nic  a  nic  nie  zdziwiła  ją  szybka  reakcja  ministerialnego  pana  szlabanowego,  od  dawna  bowiem  wiedziała,  że  na  widok  press legitki  wszystkie  drzwi  się  otwierają,  szlabany  unoszą  się  w  górę,  a do tego jeszcze dla takiej redakcji jak „Modne Diagnozy” wszystko dzieje się w mig. Każdy w końcu chce wiedzieć, co jest w modzie i w chorobach.

Mikrofony 2

Konferencja prasowa trwa

Ledwie reporterzy uczestniczący rozstawili mikrofony i kamery, a  do  sali  konferencyjnej  wkroczył  doktor  Bartolomeo  Karriera-Nieuwierra,  kolejny  po  dr  Odrana-Zatroskanej  szef  Ministerstwa  Wszystkich Pacjentów Sarmalandii. Swe egzotyczne imię i dwuczłonowe nazwisko zawdzięczał przodkom z Espanalandii, położonej na zachodnich  krańcach  kontynentu  Europendii.  Przywędrowali  oni  do Sarmalandii przed ponad trzema wiekami w poszukiwaniu sławy i kariery. Na te dobra byli bowiem bardzo wrażliwi i żaden trud ich nie zrażał. Bartolomeo zbliżył się do mikrofonu i jął przemawiać:

Rodacy i Rodaczki! Zjadacze i Zjadaczki Tabletek Refundowanych!

Zdrowie  Wasze  znalazło  się  w  niebezpieczeństwie...  Ale  podjęliśmy  energiczne działania naprawcze! Zapewniam Was! Tylko prawidłowo wypełnione recepty będą refundowane. Każdego, kto podniesie rękę na  Wielką  Ideę  Refundacji,  odetniemy  od  życiodajnego  kontraktu  z  Narodowym  Bratem  Płatnikiem.  Nadeszła  pora  próby,  prawdy  i poświęcenia! Naszą zasadą wobec wypisywaczy recept będzie: Oko za oko, ząb za błąd – na recepcie oczywiście! – kontynuował minister  Bartolomeo  Karriera-Nieuwierra.  –  Wyrwiemy wszystkie  zęby  tej hydrze kąsającej rękę, która ją karmi! – pogroził pryncypialnie. Matylda,  poczuwszy  się  uspokojona  ministerialnymi  energicznymi  działaniami,  rozpoczęła  lustrację  najbliższej  przestrzeni.  Po  lewicy ministra wszystkich sarmalandzkich pacjentów stała młoda, zdeterminowana i pełna poświęcenia pani Wyborowa Wizerunkowa.

Ach, jaka z niej elegantessa – pomyślała Matylda nie bez zazdrości, lustrując bogato ufalbankowaną kreację z pewnością specjalnie przywdzianą  na  press-konferencję.  A  ja  taka  militarna...  nie  wyczułam  jak należy się ubrać, gdy jest się zaproszoną na Salony Władzy... oj, nie... – rozmyślała Matylda. Ale może z drugiej strony nie ma czego zazdrościć? W takiej robocie to różne rzeczy może młoda, elegancka kobieta usłyszeć...

Zanim Matylda zdążyła przeanalizować przebieg falbanek przecudnej sukni pani Wyborowej Wizerunkowej, do drugiego ministerialnego boku dobiła Amelia Aurelia Boska – bohaterska rzeczniczka wszelakich praw pacjentów w Sarmalandii, która założyła całodobowy telefon łączności „My, narodu” z władzą. Najwyraźniej teraz zbiegła ze  swej  centrali  telefonicznej.  Postoję  tu  trochę,  to  i  ja  załapię  się  w oko jakiej kamery – pomyślała Amelia Aurelia, marząc o nowym, dynamicznym wizerunku publicznym.

–  Musi  biedaczka  mieć  syndrom  parcia  na  szkło!  –  stwierdziła  Matylda.

Tymczasem minister Bartolomeo Karriera-Nieuwierra natychmiast zbiegnięcie pracownicy zauważył i surowo ją skarcił:

– Aaamelio Auuurelio, a co ty najlepszego tu robisz u mego dostojnego boku???! Do centralki telefonicznej! Na dyżur! Odmaszerować natychmiast krokiem defiladowym, bez zbędnej zwłoki, niepotrzebnego ociągania się i bez gadania! – wrzasnął z pasją minister.

Ach!  Ileż  żaru  jest  w  tych  słowach  ministra  Bartolomeo  Karriera-Nieuwierra!  Ileż  poświęcenia  na  rzecz  dobra  sarmalandzkiego  pacjenta – pomyślał niejeden uczestnik konferencji prasowej.

Tymczasem  Matylda  zatopiła  się  w  rozmyślaniach  nad  Wielką  Ideą Refundacji w Sarmalandii.

Jeżeli spojrzymy na przykład na los ubogiej, niepracującej kobiety z  zachowaną  macicą  w  przypadku  hormonalnej  terapii  zastępczej, cierpiącą na cukrzycę i bóle brzucha, wysupłującą ostanie grosze ze starego portfela jej matki-emerytki, żeby kupić sobie długo działającą insulinę, która, jak dowiadujemy się ze znanego portalu www.minister.nadaje.sl, kosztuje 140 reali sarmalandzkich za opakowanie, to zalejemy się łzami rozpaczy.

Nie  będzie  to  jednak  dobra  reakcja  na  rozmyślania!  Co  więcej, będzie bardzo kosztowna, bo gdy wypłaczemy wszystkie łzy – wszak władza  nie  odstąpi  od  Wielkiej  Idei  Refundacji  nawet  na  milimetr, nie odda nawet guzika, co najwyżej powie „a guzik się cofniemy!” – to przyjdzie nam kupić sztuczne łzy do dalszych szlochów. A każde kropelki to 40 reali flaszeczka i do tego okrutnie malusia. Rączki zatrzęsą się i kropelka fiut-firut leci do ucha. Jedna, druga, trzecia kropelka... jeszcze kilka nawodnień nawet po kropelce i ani się obejrzymy, a nie zostanie nic w butelce!

A jak nie ma nic w butelce, to depresja gotowa! Depresja wymaga oczywiście leczenia! Ale czy to jest choroba, czy raczej zaburzenie psychiczne? Kontroler refundacyjny, magister historii, uważa, że to choroba, a inny kontroler, mgr kulturoznawstwa – że zaburzenie psychiczne.

Konsultant lokalny ds. refundologii uważa, że depresja nie w każdym przypadku równa się zaburzenie psychiczne, ale depresja to choroba, a  ta  wymaga  leczenia  farmakologicznego.  To  znaczy,  że  się  należy  refundacja  30%  odpłatności.  Zdaniem  konsultanta  wojewódzkiego  choroba nie równa się zaburzenie psychiczne i tu pies pogrzebany. Jak żyć, gdy antybiotyki dla ciężarnych sarmalandzkich kobiet są na 100%, bo chytry farmaceutyczny biznes ich nie zarejestrował we wskazaniu dla tych, które zdecydowały się wynająć swoje macice dla dobra naszej Umiłowanej Sarmalandii.

A gdyby, nie daj Boże, zator czy zakrzep lub inne nieszczęście zaatakowało organizm matki Sarmalandki in spe, to żadne heparyny  drobnocząsteczkowe nie będą dla niej dostępne w tym bezdusznym systemie refundacji!

Gdy już zakończą swe obywatelskie dzieło, zwane ciążą małżeńską, zaczną znowu boleśnie miesiączkować. Czy dostaną receptę na refundowany  lek  przeciwbólowy  na  taką  miesiączkę?  W  aeropagu  Sarmalandii trwają intensywne prace nad ustawą zakazującą refundacji leczenia kobiet w ciążach pozamałżeńskich – bo tylko związki pobłogosławione mają moc prawną, a my jesteśmy państwem prawa i to nie jest zabawa.

Ene, due, rabe, jak by przełknąć tę refundacyjną żabę?

Poszukując odpowiedzi na to pytanie, po zakończeniu konferencji Matylda udała się na spacer po parku, w którym zaatakować mógł kleszcz  krwiopijca,  oczywiście  zainfekowany  Borrelia  burgdorferi! 

Jak żyć, gdy doksacyklina jest na 100% w leczeniu boreliozy??? A ileż problemów będą mieli konsumenci walproinianów, karbamazepiny i alendronianów!?  – rozmyślała w obywatelskim zatroskaniu.Gdzie  mogła  być  lepsza  lokalizacja  naukowych  dysput  jak  nie w  Bootonie,  mieście,  w  którym  na  każdym  kroku  czuło  się  potęgę  Umysłu  i  Oceanu.  Na  miejsce  konferencji  zaplanowanej  przez  Jonathana  i  Caroline  wybrano  Booton  Airport  Hotel,  położony  na  wyciągnięcie ręki, a raczej kładki łączącej go z lotniskiem. Liczył się czas i tracenie go na dojazdy do centrum miasta nie miało najmniejszego sensu. Nie bez znaczenia była okoliczność, iż Booton Airport Hotel oferował naprawdę dyskretne warunki do prowadzenia obrad. Koszt  jednego  pokoju  sięgający  pięciuset  reali  ameerlandzkich  nie robił na nikim specjalnego wrażenia, tym bardziej że praktycznie nikt z uczestników konferencji rachunków za pobyt nie oglądał. Od takich przyziemnych spraw byli młodzi menedżerowie, którzy kwaterowali w hotelu już od czwartku, sprawdzając ostatnie szczegóły zamówienia.  Wszystko  było  w  najlepszym  porządku  –  pokoje  dla  uczestników  obrad,  menu  kolacji  powitalnej  i  wreszcie  sala  konferencyjna sobotnich obrad.

Uczestnicy zjechali się w ciągu piątkowego popołudnia, spotkali na kolacji powitalnej wieczorem, uścisnęli dłonie, wymienili uśmiechy oraz pierwsze pomysły. W sobotę rano wszyscy byli skoncentrowani i gotowi do obrad. Wybrano trzy grupy zagadnień do omówienia. Program obrad Kongresu Struktury Białek był następujący:

Kongres 3

Prowadzący pierwszą sesję profesor Graham Bohner z National Institute of Science & Medicine nie miał wątpliwości, że taka zależność między strukturami biologicznymi a zachowaniami społecznymi istnieje, choć nie jest udowodniona w sposób naukowy na szeroką skalę. Jak więc można sprawdzić tę hipotezę? Potrzebny był dostęp do próbek biologicznych pobranych od co najmniej dwóch pokoleń oraz  dane  o  osobowości  badanych,  ich  zachowaniach,  wyborach  konsumpcyjnych i preferencjach politycznych.

Jeden z prelegentów w czasie dyskusji przypomniał o dużej bazie próbek materiałów biologicznych zlokalizowanych nieopodal Bootonu, które to próbki pochodziły ze słynnego Ameerland Medicine Study. Badanie prowadzono od ponad pół wieku i obejmowało już trzy kolejne pokolenia. Istny raj dla badacza takich międzypokoleniowych zależności i zmienności.Szybko  zdecydowano,  że  Ameerland  Global  Bank  zaoferuje  solidny  grant  badawczy  dla  naukowców  Ameerland  Medicine  Study,  przeznaczony  na  badanie  osobowości  uczestników  żyjących  oraz  przeanalizowanie cech i zachowań występujących w poszczególnych rodzinach. Po naszkicowaniu poszukiwanego portretu osobowościowego  zbadanie  polimorfizmów  i  poszukanie  zależności  miało  być  zajęciem stosunkowo łatwym. Tak przynajmniej początkowo sądzono.

Bezpośrednie finansowanie przez Ameerland Global Bank dociekań medycznych, które pozwoliłyby na cięcie kosztów skomplikowanych terapii, nie wyglądałoby wizerunkowo korzystnie. Za poradą agencji wizerunkowej dalsze badania określono przewrotnym kryptonimem „The Best Available Treatment” albo w skrócie BAT Study. Hasło „Leczenie najlepsze z możliwych” miało przyciągnąć uwagę szerokich rzesz społecznych oraz potencjalnych kandydatów do badań.

Lizbona pomnik

Kierunek zmian wytyczali ludzie oraz zwierzęta

Kierunek zmian i dalszą drogę rozwoju Nowego Wspaniałego Świata symbolizował pomnik. Zmiany popierają nie tylko ludzie ale i zwierzęta. Niech każdy to zapamięta! - głosił napis na cokole.

Krystyna Knypl

Następny rozdział

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1641-diagnoza-goraczka-zlota-rozdzial-piaty

Diagnoza: gorączka złota, rozdział trzeci

Krystyna Knypl

Poprzedni rozdział

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1638-diagnoza-goraczka-zlota-rozdzial-drugi

Rozdział 3. Rzeczywistość  rozszerzona

Cała  dzielnica,  zwana  New  Economy  Valley,  była  dumą architektów  Ameerlandii.  Frontowa  ściana  budynku  stojącego przy 1818 North Avenue na północnych obrzeżach Bootonu przypominała arkusz Excela. Okna ciągnęły się od  dołu  do  góry  w  grzecznie  ustawionych  rzędach  i  niezależnie  od  tego,  jak  bardzo  starał  się  człowiek  zorientować,  która  kratka  jest  właśnie  tą  poszukiwaną,  zawsze się gubił. 

Diagonza roz 3

 W oddali widać Nowy Wspaniały Świat

W gmachu miało siedzibę wiele strategicznych dla  Nowego  Wspaniałego  Świata  organizacji  i  instytucji, a  wśród  nich  Ameerland  Global  Bank  i  Unforgettable Group. Firmy ściśle ze sobą współpracowały, wspierały sięi wytyczały nowe kierunki działania. Obie instytucje miały  wspaniałe  programy  szkoleniowe  dla  swoich  pracowników  oraz  świetnie  dopracowane  wizerunki  medialne. Weźmy choćby takie hasło, które widniało pod napisem Ameerland Global Bank:

Było ono największym osiągnięciem departamentu wizerunkowego. W zestawieniu z logo przedstawiającym mapę kilku kontynentów niewprowadzony czytelnik istotnie mógł nabrać przekonania, że to główny cel wszystkich akcjonariuszy Ameerland Global Bank. Bankowi prześmiewcy i  żartownisie  sugerowali,  że  hasło  Our  dream:  the  world  free  of poverty jest wersją wyłącznie do użytku zewnętrznego. Do użytku wewnętrznego podobno miało obowiązywać hasło:

Niby tylko trzy litery różnicy, a jakże inna treść! Niezależnie od tego, jak brzmiało hasło, trafić do pracy w jednej z takich niby to kratek Excela nie było łatwo. Ostra selekcja wstępna, kilkuetapowe procedury kwalifikacyjne do dalszego etapu i nigdy nie było wiadomo, kiedy człowiekowi podziękują, a kiedy zaproszą do innej jeszcze gry. Najatrakcyjniejszym wyróżnieniem dla wszystkich szkolonych było otrzymanie zaproszenia do pracy w Unforgettable Group. Umiejętność przewidywania, co będzie za dziesięć czy dwadzieścia lat, była ceniona u kandydatów nie mniej niż zdolność do prognozowania notowań na giełdzie w nadchodzącym miesiącu czy godzinie.

Odbywało się właśnie kolejne szkolenie z poszerzania umiejętności, podczas którego doskonalono technikę osiągania celu. Szkolenia były obowiązkowe dla wszystkich pracowników, a comiesięczne wspólne zajęcia w różnych sceneriach ośrodka szkoleniowego – istotną częścią integracji zespołu.

York Bentano polubił te szkolenia od czasu, gdy pojawiły się na planie zajęć ni to wirtualne, ni to realne dżungle, potem pustynie, aż wreszcie szpitale. Dziesiątki lian oplątywały człowieka, pętały nogi i ręce, chlastały po twarzy, zmyślnie podkradały się pod stopy. Boże, czegóż te liany nie wyprawiały! Cieniutka gałązka niespodziewanie załaskotała Yorka w podeszwę stopy, gdy biegnąc przez nagle wyrosłe przed oczami trzęsawisko, zgubił but z lewej nogi i pokonywał teren tylko w prawym bucie. Zachichotał i schylił się, aby się podrapać. Nieoczekiwanie liana okręciła się wokół obu podudzi Yorka i podcięła go. Oplatany przez podstępną roślinę stracił równowagę i upadł prosto w grząską otchłań. Podniósł się tak szybko, jak tylko było to możliwe.

Liany.2

 Trzęsawisko, przez które przedzierał się York Bentano

Łaskotanie w stopie nie mijało. York powtórzył w myśli przewodnie hasło tego treningu „Panuj nad pokusami” i brnął dalej. Panuj nad pokusami! Dobre sobie, panuj nad chęcią podrapania się w połaskotaną stopę! Co oni jeszcze wykombinują? – pomyślał York i zaraz się skarcił: – Panuj, chłopie, nad sobą, panuj! – co starając się czynić, pokonywał kolejne przeszkody.

Uczestnicy szkolenia szeptali między sobą, że podobno szczególnie uważnie analizowano grę mimiczną mięśni twarzy, która pojawiała się w zależności od wykonywanego zadania, zwłaszcza gdy chodziło o pokusy. Lepiej będzie przyoblec tradycyjny uśmiech – postanowił York, który  w  myślach  określał  ten  stan  oblicza  błogostanem  dla  wybranych.  Na  wspomnienie  tego  określenia  w  jego  oczach  pojawiły  się  wesołe  iskierki,  a  kąciki  ust  automatycznie  powędrowały  ku  górze. Prezentował się w tym momencie naprawdę świetnie: regularne rysy, pogodny wyraz twarzy, krótkie czarne włosy, starannie ostrzyżone i  ułożone  w  estetyczną  fryzurę.  Mimo  ekstremalnych  warunków  treningu każdy włos był na swoim miejscu. Brnął dalej przez bagna i trzęsawiska z promiennym wyrazem twarzy, cierpliwie zmierzając do mety tego etapu szkolenia.

Pustyna

Pustynia, na której szkolił się York Bentano

Po zaliczeniu zajęć w dżungli, ćwiczących cnotę wstrzemięźliwości, został skierowany na wyższy poziom szkolenia, który miał utrwalić zdobyte  umiejętności.  Następnym  etapem  treningu  był  pobyt  na  realno-wirtualnej  pustyni.  To  dopiero  było  zadanie!  Przedzieranie  się  przez  taką  pustynię  bez  wody,  z  rozładowaną  komórką,  było  naprawdę super zajęciem. Wszystkie parametry ćwiczebnej pustyni były  tak  dobrane,  że  początkowo  człowiek  miał  wrażenie  przebywania  w  rzeczywistości  rozszerzonej,  ale  z  upływem  czas  zanikała  komponenta wirtualna. Pragnienie stawało się realne, uczucie gorąca także, a wiatr coraz silniej dawał się we znaki. Czuło się, że jeszcze chwila, a zerwie się szalona burza piaskowa. Zdążyć na czas do oazy było nie lada wyczynem, ale Yorkowi zawsze się udawało. Może to rezultat dzieciństwa spędzonego w Afrieerii? – pomyślał w kolejnej oazie. Ten etap szkolenia wyrabiał w człowieku poczucie, jak małym jest ziarenkiem pośród potężnych sił natury. No  i  etap  trzeci,  najtrudniejszy  dla  przyszłych  zarządców  najwyższego szczebla w Nowym Wspaniałym Świecie – był nim pobyt w  szpitalu,  nie  wiadomo  –  realnym  czy  wirtualnym.  Groza  o  najwyższym  nasileniu  czaiła  się  wszędzie  i  to  już  od progu  budynku.  Ledwo się człowiek rozejrzał dokoła, a już porywały go jakieś szpitalne łapiduchy i wlokły na neurochirurgię, bo podobno miał guza w  mózgu!  Nie  dość,  że  delikwent  był  w  szoku  z  powodu  strasznej  diagnozy, to niespodziewanie w uszach rozlegał się wysoki dźwięk szybkoobrotowej wiertarki, dobierającej się do wnętrza czaszki niby to operowanego nieszczęśnika. Na ścianach wisiały liczne plansze z obrazami anatomii mózgu i  objaśnieniami.  Pole  Pierre’a  Paula  Broca  –  przeczytał  York.  – O,  jakie  ma  ciekawe  funkcje!  Uszkodzenie  mózgu  w  tym  miejscu  pozbawia człowieka zdolności artykulacji. A to historia! – pomyślał  York, czytając opis pierwszych pacjentów podany przez francuskiego  antropologa.  Pozbawić  ludzi  możliwości  mówienia...  ciekawe,  ciekawe ...

Jeszcze człowiekowi uszy nie odpoczęły od mechanicznych dźwięków, a już przerzucano go na porodówkę i zostawiano samego pośród rozdzierających jęków rodzących. Boże, czy w tym szpitalu jest jakieś ciche miejsce? – pomyślał York, a program szkoleniowy jakby czytał jego myśli. W jednej chwili przerzucono go na patomorfologię. Przechodził  przez  salę  z  najdziwniejszymi  preparatami  wystawionymi  do badania. Dokoła panowała cisza, chyba jeszcze gorsza od wrzasków porodówki i jazgotu neurochirurgicznej wiertarki świdrującej w czaszce.

Chcę do żywych ludzi! – pomyślał York, a program jakby tylko na to czekał, przerzucił go do poczekalni szpitalnego oddziału ratunkowego. W  niewielkim  pomieszczeniu  kłębiło  się  około  setki  połamańców, narkomanów i narąbanych pijaczków z powierzchownymi ranami.

– O, pan w dobrej formie! – zawołał uwijający się wśród oczekujących Empatyczny Sanitariusz. – Może pan podać oczekującym po szklance wody? To jest bardzo modny gest w medycynie ratunkowej!

– Nie mam wody, wypiłem wszystko na pustyni – warknął York, po raz pierwszy wytrącony z równowagi. Chciał uciec od tego wszystkiego,  od  tych  dziwnych  ludzi,  którzy bezustannie  czegoś  się  od  niego domagali. Wiedział jednak, że nie może sobie pozwolić na taki luksus. Wytrwał w dżungli, przeszedł szkolenie na pustyni, to i ten przedsionek piekieł, nie wiadomo dlaczego zwany szpitalem, wytrzyma.  Postanowił  i  wytrwał.  Po  paru  minutach  w  centrali  drukował  się raport z zakończonego szkolenia w rzeczywistości rozszerzonej.

York zaliczył wszystkie etapy pomyślnie. Nadawał się do realizowania poważnych zadań na najtrudniejszych odcinkach, może nawet kwalifikował się do misji specjalnych. Raport z treningów zawsze przeglądała Caroline Ant, energiczna kobieta z pokolenia plus czterdzieści, która całą swoją niemałą energię życiową wkładała w zacieśnianie współpracy Ameerland Global Bank i Unforgettable Group. Od czasu do czasu odpuszczała sobie i skracała trwający zwykle czternaście godzin dzień pracy do dziesięciu godzin,

aby zdążyć przed zamknięciem centrów handlowych i kupić sobie kilka nowych kostiumików. Preferowała kolory jaskrawe, wychodząc ze słusznego założenia, że każdy sposób jest dobry na podkreślenie swojego istnienia w tym fachu pełnym facetów.

Caroline analizowała końcowy raport ze szkolenia Yorka. Całkiem dobre wyniki ma ten chłopak! – stwierdziła z uznaniem. Spojrzała na cały panel umiejętności testowanego uczestnika programu szkolenia. Świetne wyniki z testów menedżerskich i do tego język afrieerski. O, to ciekawe połączenie, warto będzie zwrócić na tego Yorka uwagę przy inwestowaniu w rynki tej części świata – pomyślała i przerzuciła jego  kartotekę  do  zasobów  kadrowych  specjalnego  przeznaczenia.  - Ciekawe skąd on zna afrieerski?

W ankiecie osobowej nie było bliższych informacji na ten temat, no może miejsce urodzenia Afrieer miało wszystko wyjaśnić. Natomiast w rubryce „nietypowe umiejętności” York wpisał... śpiewanie sopranem.  - Żart jakiś czy co? – zastanowiła się w pierwszej chwili Caroline. Nie, chyba jednak nie żart, to zbyt poważna ankieta – uznała. Śpiewanie sopranem,  śpiewanie  sopranem,  ciekawe  jakie  arie  wychodzą  mu  najlepiej – pomyślała. Boże, nad czym ja się zastanawiam – skarciła się szybko. To chyba z przepracowania! A może dorzucę mu jeszcze szkolenie z automatycznego wykonywania zadań? Będzie miał jeszcze szersze kwalifikacje, bardziej uniwersalne i mogą się przydać w każdej części  świata  bogatej  w  ropę  i  gaz.  Któż  jest  w  stanie  przewidzieć, co mu się w dzisiejszych czasach przyda w życiu? – zastanowiła się Caroline, sama będąca absolwentką kilku fakultetów. Wieloletnie starania i zabiegi Ameerland Global Bank nie poszły na  marne.  Naprawdę  Wielki  Kryzys  zaczynał  powoli  nabierać  rumieńców i urody. Prawie wszystkie działy gospodarki w Unii Stanów Autonomicznych, a potem w Związku Samodzielnych Republik Realandzkich wyhamowały na tyle, na ile było to możliwe.

Ciągle najgorzej wyglądały finanse w ochronie zdrowia większości krajów nie tylko z powodu recept z tym denerwującym słowem „recipe”, ale i za sprawą wielu nowych technologii, które przebojem wdzierały się na rynki medyczne. Innowacyjne terapie cieszyły tych, którym były potrzebne, ale martwiły firmy ubezpieczeniowe, które wykładały środki na ich finansowanie. Żądania wyrafinowanych badań genetycznych na każdą chorobę w celu dobrania terapii indywidualnej stały się najnowszą masową modą w gabinetach lekarskich Sarmalandii.

„Proszę o dobranie na moje schorzenie terapii spersonalizowanej” – mówił prawie każdy pacjent zaraz po wejściu do gabinetu lekarskiego. Co więcej, zdanie wypowiadane tonem nieznoszącym sprzeciwu często okraszano zwrotem „Bo-Mi-Się” należy, który nieomal zastąpił słowa  powitania.  Być  może  kilka  niepotrzebnie  entuzjastycznych  programów  telewizyjnych  z  udziałem  słynnych  osób  skutecznie wyleczonych takimi terapiami spowodowało, że wszyscy też chcieli mieć tę nowoczesną kurację.Koszty leczenia z powodu powszechnej mody na terapie spersonalizowane rosły coraz bardziej. Tradycyjne mechanizmy zarządzania rynkiem medycznym już zupełnie nie wystarczały. Zdrowie i choroba nie były takimi samymi produktami jak samochody czy telefony komórkowe.  Okazało  się,  poniekąd  zupełnie  niespodziewanie  dla  wszystkich teoretyków, że o ile nie każdy chciał mieć samochód lub najnowszy model telefonu komórkowego, to wszyscy chcieli być zdrowi. A jeżeli już trafiła się komuś choroba, to uważano, że koniecznie musi być zastosowana wyłącznie terapia spersonalizowana. Zdawało się, że nie ma odwrotu od tej kosztownej mody terapeutycznej.

Wszyscy  dwoili  się  i  troili,  by  to  wszystko  wytłumaczyć  i  okiełznać, ale niczego mądrego nie byli w stanie wymyślić. Czas płynął, a  wykresy  i  słupki  obrazujące  wydatki  w  ochronie  zdrowia  ciągle  szybowały w górę.

CHicago wejscie swiatlo

Ameerland Hotel House w Bootonie

Organizatorzy dorocznego Kongresu Struktury Białek zdecydowali się na zorganizowanie kolejnych naukowych obrad w Bootonie. Starannie zadbali o oprawę prasową, przy czym szczególnie nagłośniono najnowsze badania nad wpływem polimorfizmu genów na odpowiedź leczniczą.  Bardzo  szczegółowe  określenie  rodzaju  polimorfizmu  genetycznego u chorych było kluczem do skutecznego stosowania jakże modnej terapii spersonalizowanej.

We wszystkich stacjach telewizyjnych i radiowych od rana do nocy rozprawiano o tej szczególnie ważnej odmianie polimorfizmu, dzięki której  odpowiedź  na  leczenie  w  pewnych  rodzajach  nowotworów  wzrasta do 80% pozytywnych reakcji. To był bardzo atrakcyjny nijus.

Skoro polimorfizm decyduje o odpowiedzi na leczenie, to może jest też polimorfizm, który decyduje o rodzaju odpowiedzi na inne bodźce? – pomyślała Caroline Ant, oglądając w telewizji śniadaniowej relację  z  Kongresu  Struktury  Białek. Gdyby  tak  udało  się  zmodyfikować poczucie różnych potrzeb u ludzi...

Co  trzeba  zrobić,  co  zrobić,  żeby  to  wszystko  dobrze  rozgryźć i  zaplanować?  Może  spotkam  się  z  Jonathanem?  Zachwycilibyśmy  wielkiego Williama F. Johnsona, gdyby udało się zapanować nad tym medycznym chaosem – snuła rozmyślania Caroline.

Chicago Palmer house

 Hall Ameerland Hotel House w Bootonie

Poprosiła  sekretariat  o  umówienie  spotkania  z  Jonathanem,  synem wielkiego Williama, w porze lunchu. Nie minęły dwa dni, a już wkraczała do zachwycającego holu Ameerland Hotel House. Zanim dopiła kawę serwowaną oczekującym gościom w hotelowym lobby, na horyzoncie pojawił się Jonathan. Przywitali się jak dobrzy znajomi, nie szczędząc sobie uścisków, uśmiechów i komplementów. Od lat byli wyznaczani przez Williama F. Johnsona do pracy w zespołach kreujących  zasady  obowiązujące  w  Nowym  Wspaniałym  Świecie. Przeszli do restauracji, złożyli zamówienie i Caroline przystąpiła do referowania swojego pomysłu.

– Jonathanie, główny problem polega na tym, że samym słowem nie przekonamy ludzi do zmiany postawy wobec swojego zdrowia. Oni mają dziwne przekonanie, że mogą prowadzić dowolnie rujnujący tryb życia, a ich choroby to sprawa państwa! Żadna gospodarka tego nie udźwignie, a nauka medyczna rozwija się każdego dnia! Jak zmienić to destrukcyjne nastawienie?

– Masz rację, świadomym przekazem nic nie zwojujemy – zawyrokował Jonathan po wysłuchaniu Caroline. – To musi być proces sterowany,  dobrze  przemyślany  i  zaplanowany  w  najdrobniejszych  szczegółach.

– Ale jak możemy sterować takim procesem? – zapytała Caroline.

–  Jak?  Najprostsza  metoda  to  oczywiście  staranny  dobór  osób,  które będą postępowały zgodnie z naszymi oczekiwaniami, reagowały tak, jak my chcemy i kształtowały opinie oraz reakcje innych osób.

– To chyba nie zadziała w wypadku medycyny, przykłady tu nie pociągają ludzi. Poza tym skąd możemy pozyskać takich wzorowo zdrowych ludzi? Co warunkuje odpowiedź na bodziec, którym jest przekaz  od  innej  osoby?  Wiedza,  wychowanie,  formalne  wykształcenie, czy może coś innego? Musimy się nad tym głębiej zastanowić w specjalnym zespole – zasugerowała Caroline.

– To jest bardzo dobry pomysł! – zgodził się Jonathan. – Zaraz wydam  dyspozycje,  aby  przygotowano  takie  robocze  spotkanie.  Musimy też wybrać odpowiednie miejsce, w którym będzie można w spokojnych i dyskretnych warunkach przez kilka dni podyskutować nad strategią długoterminową. Natomiast co do strategii krótkoterminowej, to myślę, czy by już teraz nie zacząć od zrestrukturyzowania tego działu medycyny, który generuje największe koszty.

– Czy wiesz może, który to dział medycyny, czy raczej jaka aktywność generuje największe koszty? – zapytała Caroline.

– Myśląc logicznie, to działanie, które jest najbardziej powszechne i  dotyczy  wszystkich  czy  prawie  wszystkich  ludzi  odwiedzających  gabinety lekarskie – odparł Jonathan. – Hmmm... chyba prawie każdy wychodzi z gabinetu lekarskiego z receptą – kontynuował.

– Trzeba więc na początek zapanować nad generowaniem kosztów związanych z wypisywaniem recept – stwierdziła Caroline.

–  A  może  warto  byłoby  wprowadzić  nowy  zawód  medyczny  z  uprawnieniem  tylko  do  wystawiania  recept?  Krótkie  szkolenie,  trochę  medycyny,  zawężone  uprawnienia  i  rzucić  ich  na  pierwszą  linię frontu obsługi pacjentów? – zastanawiał się Jonathan.

–  Moglibyśmy  takich  fachowców  nazwać  receptologami  –  zasugerowała Caroline.

–  A  wiesz,  to  całkiem  fajna  nazwa  –  odpowiedział  Jonathan. Dopracujemy  pomysł  i  wdrożymy  gdzieś  na  świecie  w  warunkach poligonu ćwiczebnego. Może w Sarmalandii?

– Myślę, że to dobry kierunek działań i dobry adres na taki poligon.

U nich koszty ochrony zdrowia ciągle rosną niesamowicie! – zgodziła się Caroline.

Jonathan  przywołał  kelnera  i  poprosił  o  rachunek.  Kelner  przeciągnął  otrzymaną  kartę  kredytową  przez  czytnik  i  już  po  chwili  drukował  pokwitowanie  przeprowadzonej  transakcji.  Skoro  udało  się  uczynić  pieniądze  w  dużej  mierze  produktem  wirtualnym,  to  dlaczego by nie spróbować postąpić podobnie z innymi produktami, także poradami w medycynie? Mniej realu, więcej wirtualu, to jest właściwy kierunek zmian – pomyślał Jonathan.

 Po powrocie z lunchu Caroline przedstawiła zarządowi banku koncepcję zawodu receptologa. Po krótkiej dyskusji pomysł zaakceptowano i postanowiono, że zostanie opracowany projekt przetestowania nowego  zawodu  medycznego  w  Sarmalandii.  Kraina  ta  była  nieformalnym poligonem ćwiczebnym Unii Stanów Autonomicznych w zakresie nowych koncepcji zarządzania różnymi segmentami rynku. Teraz trzeba było przekonać władze Związku Samodzielnych Republik Realandzkich do wprowadzenia nowego zawodu medycznego, ale to była bardziej formalność natury organizacyjnej niż trudność do pokonania.

Krystyna Knypl

Fot. Katarzyna Kowalska, Krystyna Knypl

Następny rozdział

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1640-diagnoza-goraczka-zlota-rozdzial-czwarty

Diagnoza: gorączka złota, rozdział drugi

Krystyna Knypl

Poprzedni rozdział

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1637-diagnoza-goraczka-zlota-rozdzial-pierwszy

Rozdział 2. Pożytecznik Społeczny 

Wszyscy  bywalcy  Wirtualandii  coraz  bardziej  i  bardziej  upajali się nową sytuacją, dotychczas im nieznaną, a  przezto  niezwykle  zachwycającą.  Najbardziej  fascynowała  ich bezgraniczna  wolność...  Ach,  ta  porywająca  wirtualna wolność! Kto choć raz zaznał tego boskiego uczucia, był w  pewnej  mierze  stracony  dla  życia  w  różnych  odmianach  niewoli,  jaką  tak  naprawdę  oferowała  Realandia. 

 Fire 3

 Produkowanie Pożyteczników Społecznych poprzez otumanianie*

Jego  umysł  i  wyobraźnię  ogarniało  niedające  się  do  końca  zdefiniować  upojenie,  zapał  do  korzystania  z  uroków życia człowieka wolnego. Porywające prądy i fale nieznanej dotychczas ekscytacji ogarniały wyzwolony organizm,roznosząc się zrazu szybko, ale z czasem powoli i leniwie,bez  zbędnego  pośpiechu  docierając  do  wszystkich  zakamarków umysłu, ciała i wyobraźni. Nie było takiej części ciała, komórki organizmu, której by nie ogarniało to dogłębnie i bez reszty zniewalające szaleństwo wolności. Falowanie,  wznoszenie  się,  opadanie...  zdawało  się,  że  będzie  trwało wieki i bez końca. Tak przynajmniej sądzili wszyscy, którzy po raz pierwszy doświadczali stanów boskiej wolności. Ba! Nawet nie podejrzewali, że może być inaczej. Jest wspaniale i zawsze tak będzie –  zdawały  się  mówić  wszystkie  komórki  zniewolonego  organizmu,  a  nawet  wszystkie najdrobniejsze  struktury  wewnątrzkomórkowe. 

Nowy Wspanialy Swiat 3

Mechanizmy i struktury kontrolujące Nowy Wspaniały Świat - model edukacyjny, widok od strony Afrieerii

Gorące fale rozkoszy sprawnie transmitowały po całym ciele fosfolipidy retikulum endoplazmatycznego, a białka wewnątrzkomórkowe wprost gotowały się z podniecenia w zderzeniu z kolejnym sztormem wrażeń. Nagle  w  ten  raj  boskich  odczuć,  które  miały  trwać  bez  końca,  wkradało  się  przez  nikogo  niezaplanowane  zdarzenie...  Może  był  to  drobny  bodziec,  impuls,  coś  tylko  z  pozoru  małego,  ale,  jak  się  potem okazywało, odległych skutkach zupełnie niemożliwych do przewidzenia.

Nowy Wspaniały Swiat 2

Mechanizmy i struktury kontrolujące Nowy Wspaniały Świat - model edukacyjny, widok od strony Panestralii

W  rozfalowanym  osobniku  malał  zapał  do kolekcjonowania  zniewalających uczuć, pojawiała się lękliwość, powściągliwość finansowa, ograniczenie konsumpcji, zmniejszenie poziomu oczekiwań. Niespostrzeżenie rozpasany wirtualny hedonista zmieniał się w niskobudżetowego i potulnego odmieńca.

Oglądanie  takiego  osobnika  na  wszechobecnych  monitorach  analizujących  zachowania  wszystkich  obywateli  Realandii  i  Wirtualandii nasuwało tylko jedną myśl każdemu menedżerowi politycznej inżynierii społecznej Nowego Wspaniałego Świata. Czy możliwe jest stworzenie  hodowli  takich  uległych  osobników  na  masową  skalę? 

Mogliby przydać się na czas kolejnego Naprawdę Wielkiego Kryzysu lub na następne wybory powszechne. – Byliby bardzo pożyteczni społecznie – zauważono na pewnej naradzie w Ameerland Global Bank.

– Taki, nazwijmy dokładnie i po imieniu takiego osobnika, Pożytecznik Społeczny – zawołał William F. Johnson, prezes Ameerland Global  Bank  (AGB).  –  Ktoś  taki  z  pewnością  nie  miałby  coraz  to nowych żądań w zakresie świadczeń finansowanych przez budżety Unii  Stanów  Autonomicznych  (USA)  lub  Związku  Samodzielnych  Republik Realandzkich (ZSRR).

Piękna nazwa, ten Pożytecznik Społeczny! Jak by to było po łacinie? Utiliter  Socialis? Jak  coś  ma  łacińską  nazwę,  to  zaraz  wygląda  bardziej uczenie i poważnie. – Ileż to czasu trzeba, aż wystąpi korzystna społecznie zmiana i wyhoduje się większa liczba takich egzemplarzy? – rozważano kolejny raz w Rekseli, stolicy Związku Samodzielnych Republik Realandzkich, gdy koncepcja masowej hodowli Pożyteczników Społecznych na specjalnych plantacjach zaczęła samorzutnie krążyć  po  gabinetach  władzy,  błąkać  się  po  korytarzach  ważnych  instytucji bankowych i partii politycznych.

Właściwie  kontrolowana  i  rozwijająca  się  pod  odpowiednim  nadzorem  plantacja  Pożyteczników  Społecznych  byłaby  daleko  bardziej pożądana z punktu widzenia globalnego biznesu bankowo-politycznego niż niekontrolowanie rosnąca populacja Szkodników Antyspołecznych,  która  pleniła  się  na  prawo  i  lewo  we  wszystkich  republikach i stanach na każdym kontynencie Nowego Wspaniałego Świata.

Pozytecznik spoleczny 3

Pożytecznik Społeczny wyhodowany w Nowym Wspaniałym Świecie

Myśl  o  hodowli  Pożyteczników  Społecznych  była  bardzo  atrakcyjna, ale z drugiej strony jak coś pójdzie nie tak w nadzorowanej hodowli i przeskoczy w przeciwną stronę? Zacznie taki genetycznie zmodyfikowany mutant głośno artykułować wszystkie swoje żądania i oczekiwania, to co wtedy będzie? – zastanawiali się aktywiści inżynierii społecznej. Co gorsza, znajdzie się inny mutant, który będzie realizował te życzenia! Rozpocznie się marnotrawienie publicznych pieniędzy,  realizowanie  czeków  wystawianych  przez  budżety  państwowe i wypisywanie ich komu popadnie.

Pewnego  dnia  zauważono,  że  niektóre  z  bezmyślnie  wypisywanych czeków prawdopodobnie zupełnie przez przypadek wyglądały jak recepty. Gdy na jednej z narad kreatorów Nowego Wspaniałego Świata zaczęto się tym całym czeko-receptom uważnie przypatrywać, dostrzeżono małe dwie literki „Rp.” – Cóż one znaczą? – zapytano szefa  Ministerstwa  Wszystkich  Pacjentów  Sarmalandii,  doktora  Bartolomeo Karierra-Nieuwierra. – One znaczą „recipe”, czyli „weź” - odpowiedział drżącym głosem minister. Po tym wyznaniu otarł pot z czoła i podciągnął na wyższe partie brzucha miękko osuwające się ku dołowi gustowne hajdawery.

- Jak to „weź”? - zdziwili się wszyscy uczestnicy narady. I my nic nie mamy tu do powiedzenia? Naprawdę nic??? Tak dalej być nie może! – oznajmili jednogłośnie.

Nie można było dopuścić do dalszego tolerowania stanu, w którym ktokolwiek poza przedstawicielami władzy ot, tak sobie coś brał i dawał innym ludziom! Wyjaśnienia ministra Bartolomeo, że owo może i trochę bezpardonowe „weź” jest korespondencją skierowaną przez lekarza do aptekarza, utonęły wśród wrzawy jedynie słusznie oburzonych  głosów  polityków  i  innych  decydentów.  Postanowiono,  że  niezbędne  będą  długofalowe  i  zakrojone  na  szeroką  skalę  działania zapobiegawcze, mające na celu ukrócenie raz na zawsze tych  niecnych  praktyk  typu  „weź”.  Bez  pełnego  zapanowania  nad  społecznymi  apetytami  na  czekorecepty,  których  koszt  realizacji  stanowi  spory  odsetek  budżetu  w  każdym  kraju,  kontynuowanie  kreacji Naprawdę Wielkiego Kryzysu nie może się udać! – szeptano na naradach w Ameerland Global Banku i w gabinetach najważniejszych polityków. Nad  tym,  jaki  jest  szczegółowy  mechanizm  prowadzący  do zmiany ludzkich zachowań, zastanawiano się na niejednym posiedzeniu w gabinetach kreatorów nowego ładu społecznego. Wiedza menedżerska nie wystarczała do rozwiązania zagadki, doświadczenia  socjologów  i  psychologów,  z  których  tradycyjnie  korzystano  w rozgrywkach politycznych, też były nieprzydatne. Zdecydowano więc  sięgnąć  po  wiedzę  przedstawicieli  nauk  biologicznych,  będących do tej pory na nieco bocznym torze uwagi władz Nowego Wspaniałego Świata.

Szyfry natiry

 Szyfry natury

– Od czego zacząć poszukiwania i badania przyczyn zmienności  ludzkich zachowań i rosnących apetytów konsumpcyjnych? – pytano.

– Od białka, wszak życie jest formą istnienia białka – odpowiadali zgodnie przedstawiciele nauk biologicznych. Postanowiono podejść do tematu w sposób naukowy i poważny. Na specjalnym sympozjum w Bootonie, mieście leżącym na północy Unii Stanów Autonomicznych, najbardziej doświadczeni badacze przedstawili kreatorom Nowego Wspaniałego Świata podstawy teorii polimorfizmu białkowego, jako prawdopodobnej przyczyny leżącej u podstaw wszelkich zmian oraz nowych jakości i nowych zachowań w świecie biologii. Skoro dochodzi do zmian w białkach, to wcześniej czy później musi dojść do zmian w stylu życia ludzi – twierdzono.

– Być może jest to pozornie minimalna różnica w strukturze białek, na przykład zmiana sekwencji pojedynczych aminokwasów. Powiedzmy przykładowo, że tyrozyna wskakuje na miejsce alaniny i w demonstrowaniu szaleńczej wolności coś się zacina, mutuje, zmienia – mówił profesor Mark Lenton podczas sympozjum w Bootonie. – Niby nic wielkiego, taka zamiana miejsc aminokwasów, a jednak! W wyniku takiej zmiany powstaje nowa jakość biochemiczna, a w ślad za nią  po  pewnym  czasie  może  powstać  także  nowa  jakość  psychologiczna  i  społeczna.  Jest  teoretycznie  możliwe  –  kontynuował  profesor – że po pewnym czasie życia z takim polimorfizmem z nastawionego na konsumpcję osobnika wyrośnie jego niskokonsumpcyjna odmiana. Pojawi się osobnik analizujący każdy zakup, a wstrzemięźliwość konsumpcyjna w każdej dziedzinie życia będzie mu towarzyszyć niczym cień.

Koncepcja  polimorfizmu  białkowego  jako  drogi  do  zmiany  zachowań  konsumpcyjnych,  przedstawiona  przez  profesora  Marka  Lentona, zdaniem większości naukowców zdawała się mieć bardzo dobre  podstawy  teoretyczne.  Kwestią  czasu  było  jej  szczegółowe rozpracowanie,  poznanie  wszystkich  mechanizmów  i  dróg  prowadzących do zmian na szlaku od aminokwasów do codziennych zachowań ludzi.

Po  poznaniu  mechanizmów  pojawiania  się  zmian,  następnym  naturalnym etapem byłoby wykorzystanie zidentyfikowanych przemian biochemicznych przez wdrożenie ich do strategii globalnego planowania w Nowym Wspaniałym Świecie. Era lokalnych, przypadkowych i nieskoordynowanych tradycyjnych aktywności politycznych odchodziła szybkim krokiem do lamusa. Wielkie wojny nikomu nie były  potrzebne.  Stratedzy  polityczni  propagowali  rządomyślność,  a jeżeli z kimś wojowano, to jedynie z nieprawomyślnymi opozycjonistami na słowa. Od dawna Nowym Wspaniałym Światem rządziła bezwzględna  biopolityka,  która  nie  wahała  się  przed  żadnymi  rozwiązaniami, a marzeniem politycznym niejednego było stworzenie przemysłowej metody produkowania rządomyślnych obywateli.

Masowa  hodowla  rządomyślnego  Pożytecznika  Społecznego szczególnie przydałaby się w Sarmalandii, krainie w której obywatele mieli  najgłębsze  z  możliwych  przekonanie,  że  nic  nie  muszą  robić  i wszystko mogą dostawać. Ciągle oczekiwali, że dostaną więcej i więcej, szczególnie w zakresie usług medycznych. Bywanie w gabinetach lekarskich było wręcz sportem narodowym, najpopularniejszą rozrywką i hobby każdego Sarmalandczyka i każdej Sarmalandki. Żaden inny kraj nie podawał w sprawozdaniach tak masowego korzystania z usług medycznych. Stale rosnący budżet przeznaczany na ochronę zdrowia w Sarmalandii niepokoił obserwatorów politycznych i biznesowych Nowego Wspaniałego Świata.

Tworcy Nowego Wspaniłaego Swiata

Zbrojne ramię twórców Nowego Wspaniałego Świata

______

Słownik Języka Polskiego PWN

*otumanićotumaniać

1. pot. «spowodować, że ktoś przestaje logicznie myśleć i wierzy w to, co mu się wmówi»

2. pot.«spowodować, że ktoś traci częściowo świadomość na skutek kontaktu z substancją chemiczną»

https://sjp.pwn.pl/sjp/otumanic;2497091.html

 Krystyna Knypl

 Następny rozdział

Diagnoza: gorączka złota, rozdział pierwszy

Krystyna Knypl

Rozdział 1. Powstanie nowej krainy

Granice pomiędzy poszczególnymi państwami od zawsze  były  sprawą  umowną.  Ich  przebieg  zmieniał  się  na przestrzeni  wieków  w  zależności  od  zaborczych  działań  silniejszych  sąsiadów  lub  podpisanych  traktatów  po  zakończonych  wojnach.  Do  negocjacyjnych  stołów  zasiadali  wówczas  specjalni  pełnomocnicy  zwycięzców  i  wodząc palcem po mapie, wytyczali, gdzie kończy się jedna, a gdzie zaczyna druga kraina.

 

Mapa 2

Mapa, na której należy szukać Sarmalandii z jej dwoma odmianami Realandią i Wirtualandią

W  pewnym momencie zauważono, że  takie  militarne ustalanie  granic wymaga zbyt dużych wysiłków, a także poważnych nakładów finansowych.  Zaczęto  więc  zastanawiać  się  nad  innymi,  tańszymi  sposobami  panowania  nad  ludźmi.  Poszukiwania  długi  czas  nie przynosiły oczekiwanych rezultatów. Zaczęto nawet mówić o Nowym Wspaniałym Świecie bez wojen, agresji i najazdów. Naturalna kolej wszystkich życiowych procesów wymaga jednak nieustannego łączenia się i podziałów, w wyniku czego powstają nowe byty i struktury.

Był nim na przykład Związek Samodzielnych Republik Realandzkich (ZSRR), ale kreacja ta wystarczyła tylko na jakiś czas. Konieczne były dalsze nowe podziały. Zgodnie z odwiecznym prawem natury świat  podzielił się na dwie dotychczas nieznane krainy - Realandię i Wirtualandię.  Początkowo  granice  między  nimi  występowały  jedynie  czasowo, były dyskretne, wręcz prawie niezauważalne. Podział ten, choć początkowo nie przez każdego rozumiany, stale się pogłębiał. Ekspansja Wirtualandii była na tyle atrakcyjna i do tej pory niespotykana, że ulegał jej prawie każdy mieszkaniec Realandii. Dlaczego tak się działo? Głowili się nad tym zagadnieniem najwięksi mędrcy i najznamienitsi uczeni, ale wnioski płynące z rozmyślań były raczej skromne. Wszystko działo się po raz pierwszy w historii ludzkości i to, co do tej pory wiedziano o najróżniejszych podziałach, nie miało w tym wypadku żadnego zastosowania. Jedyna reguła, którą dało się zauważyć, była taka, że przeważał kierunek przemieszczania się mieszkańców z Realandii do Wirtualandii. Gdyby szukać pierwowzorów, to może dałoby się wyprowadzić pewną analogię do kierunku przemieszczania się ludzi z  krajów bez perspektyw  do miejsc dających nadzieję  na lepszą przyszłość.

 Życie w Realandii od pewnego czasu stało się wprost niemożliwe do zaakceptowania przez każdego, kto miał choć odrobinę instynktu samozachowawczego. Między ludźmi narastała agresja słowna, we wszystkich dziedzinach życia panował chaos i beznadzieja. Pieniądze znikały  z  rynku,  szalały  kursy  wszystkich  akcji  i  walut.  Wahaniom  nie oparł się tajemniczy newcoin wirtualandzki. Szeptano, że może on  nawet  zagrozić  realowi  ameerlandzkiemu  i  innym  znanym  na  rynkach finansowych realom.

W  każdym  zakątku  poszczególnych  prowincji  Realandii  trwały  żmudne  starania,  aby  zgarnąć  jak  najwięcej  dla  siebie,  schować  zagrabione  pieniądze  na  czarną  godzinę  i  z  nikim  się  nie  podzielić.  Pesymiści  codziennie  wieszczyli  rychłe  nadejście  owej  czarnej  godziny, ale nikt nie wiedział, kiedy ona tak w istocie wybije. Jutro, pojutrze, za tydzień, za miesiąc, a może zgoła za rok? Każdy termin był w równiej mierze realny, co nieprawdziwy.

Tego, że od dawna zapowiadany Naprawdę Wielki Kryzys (NWK) nadejdzie  w  końcu  też  do  Realandii,  wszyscy  byli  pewni.  Jednak  nikt, ale to absolutnie nikt, nie wiedział nie tylko kiedy tak w istocie przyjdzie,  ale  i  z  której  strony  zaatakuje  oraz  jaką  postać  ostatecznie  przybierze.  Ba,  nie  było  tak  do  końca  wiadomo,  co  to  jest  za  zjawisko, ten cały Naprawdę Wielki Kryzys. Nie wiedziano, co jest jego przyczyną, co go nakręca, a co hamuje. W końcu od dawna na świecie nie było żadnych naturalnych kataklizmów na skalę globalną, powodzi  ogarniających  kontynenty  ani  trzęsień  ziemi  doszczętnie  rujnujących wszystkie miasta. Nie toczyły się żadne wielkie wojny światowe, nie licząc oczywiście drobnych w skali całego kontynentu potyczek wszczynanych po to jedynie, aby dzielni żołnierze nie wyszli z wprawy, sprzęt bojowy nie zardzewiał od nieużywania, a przemysł zbrojeniowy nie zbankrutował. Dlaczego miałby więc nadejść kryzys? Na  wszelki  wypadek  trwały  przygotowania,  próby  generalne, przymiarki  i  czynności  dostosowawcze  do  tego,  co  podobno  było  nieuchronne, bo skoro już niejeden raz się zdarzyło, to i zdarzy się teraz. Kiedy to szaleństwo mogło się zacząć?

Drzwi

Wejście do Ameerland Global Bank

Obserwatorzy  obdarzeni  nadczynnością pamięci przypuszczali,  że może trzeba by z uwagą przestudiować przebieg pewnej narady w Ameerland Global Bank w Unii Stanów Autonomicznych (USA). Podczas tej narady, odbytej przed kilku laty, stary William F. Johnson rzucił myśl:

- Skoro wszyscy coraz dłużej przebywają w tej całej Wirtualandii, to... hmmm - zaczął swój wywód wielki bankowy guru - to taki tryb życia musi się odbić na gospodarce w realnej rzeczywistości. Niemożliwe, żeby całodobowe siedzenie w tej dziwnej krainie, która nie do końca wiadomo, czy istnieje, nie pozostawało bez wpływu na resztę świata.

Tak się zatopią w tej całej wirtualnej fikcji, że przestaną chodzić do pracy, zarabiać i wydawać pieniądze, aż w końcu sprowadzą kryzys gospodarczy  na  cały  świat.  Lepiej  się  przygotować  i  zabezpieczyć  trochę kapitału na czarną godzinę. Człowiek przezorny jest zawsze przygotowany...    kontynuował  William  F.  Johnson.  –  Może  więc ściągnijmy trochę kapitału z rynku, tak na wszelki wypadek. Zrobimy coś w rodzaju żelaznej rezerwy dla naszych portfeli, kont i majątków. Takiej  wskazówki  bankowcom  zgromadzonym  na  naradzie  nie  trzeba było dwa raz powtarzać. Wszystko, co powiedział stary William, miało w Ameerland Global Bank status wyroczni, która nigdy się nie myli. W końcu przewidział parę zdarzeń na rynkach kapitałowych z dużym wyprzedzeniem i bank całkiem dobrze na tym wyszedł. Zaczęto więc gromadzić zapasy gotówki na ową mającą nadejść czarną godzinę, której tak naprawdę nie był w stanie wybić żaden zegar.

No, może był to tylko ten zegar, który tykał w wyobraźni przesadnie ostrożnych uczestników pamiętnej bankowej narady.

–  Przekonamy  rząd  Unii  Stanów  Autonomicznych,  że  należy podnieść poziom rezerw budżetowych i zmniejszyć oprocentowanie lokat we wszystkich bankach – postanowiono na pierwszej z narad operacyjnych po spotkaniu z Williamem F. Johnsonem.

Jak postanowiono, tak zrobiono w Ameerland Global Banku, a skoro taki ruch wykonał bankowy gigant, inne, mniejsze banki nie miały wyboru. Strumienie zasobów pieniężnych do tej pory swobodnie i bez ograniczeń hulające na wolnym rynku zaczęto kierować do przepastnych  skarbców bankowych, do których rzadko kto miał dostęp. Co więcej, nie każdy, kto tam bywał, miał pojęcie o zasobach całości. Długie, kręte korytarze, słabe oświetlenie, wprowadzanie kolejnych kodów zabezpieczających następne grube, opancerzone drzwi nie sprzyjały  zapamiętywaniu topografii skarbca, a tym bardziej jego zawartości.

W pierwszym roku tych działań ani się obejrzano, jak zgarnięto  z rynku 7,50% krążącej gotówki i zamrożono ją w bankowych sejfach. W następnym roku ściągnięto 8,25% kapitału i nic nie wskazywało, żeby to był koniec operacji przygotowawczych do Naprawdę Wielkiego Kryzysu.

W  rezultacie  cała  produkcja  przemysłowa,  handel,  usługi,  fabryki zaczęły pracować w innym rytmie i według zupełnie nowych reguł. Kolejne dziedziny gospodarki załamywały się pod wpływem tajemniczo znikających z rynku pieniędzy. Produkcja we wszystkich dziedzinach zwalniała, zmniejszała się liczba zamówień, obniżała się konsumpcja wszelkich dóbr.

Ci,  którzy  sugerowali,  że  Naprawdę  Wielki  Kryzys  do  nich  nie dojdzie, nie wiedzieli w istocie, co mówią. Myśl o nadciągającym kryzysie rozprzestrzeniała się niejako siłami natury, wirowała w świecie, tworząc kolejne toksyczne zakręty i zamęty, niczym pył z wulkanu tuż po wybuchu. W kolejnych latach coraz więcej i więcej pieniędzy lądowało na tajnych kontach, w bankowych sejfach, w strzeżonych podziemiach  i  innych  miejscach,  o  których  istnieniu  zwykli  śmiertelnicy nie mieli najmniejszego pojęcia.

Uznano też za celowe podniesienie bankowych rezerw kapitałowych w czystym złocie

- Pieniądze to tylko papierki, których wartość ustalamy my - mówili zwolennicy tej teorii. Liczy się czyste złoto, tylko złoto. Od wieków tak było, dlaczego daliśmy się przekonać, że te papierki z podobiznami dziwnych postaci są takie wartościowe? Złoto jest po to, aby je zdobywać, gromadzić, podziwiać - przekonywali swoich oponentów.

- Nie gorączkujcie się tak w sprawie zwiększenia zasobów złota – odpowiadali zwolennicy banknotów. W końcu ile jest złota w bankach, wiemy tylko my, to tajemnica bankowa!

Ten rozciągliwy jak najlepsza guma termin pozwalał nie zwierzać się bez potrzeby szerokim rzeszom klientów z kolejnych pomysłów i ustaleń rad nadzorczych.

Prawie wszyscy mieszkańcy Nowego Wspaniałego Świata z czasem zorientowali się, na czym w ogólnych zarysach polegają nadciągające zmiany. Jedynie osobnicy wychowani w systemie lokującym zdrowie ludzkie  na  samym  szczycie  cenionych  wartości  nie  byli  w  stanie  zrozumieć nadciągającego zagrożenia. Najzwyczajniej w świecie nie wierzyli, że reguły nowej dziwnej gry rynkowej ogarną także medycynę. Pocieszali  siebie  nawzajem,  że  zdrowie  jest  dla  każdego  człowieka  najważniejsze i nikt nie odważy się zmienić tego systemu wartości.

Choć powtarzali tę frazę w kółko i bez końca, w głębi duszy czuli, że nie  mogą  mieć  stuprocentowej  pewności  o  słuszności  głoszonych  poglądów co do finansowej nietykalności medycyny.

Po paru kolejnych latach funkcjonowania nowych zasad rynkowych nastąpiło zmniejszenie ilości krążących pieniędzy do tego stopnia, że niedobór zaczęto odczuwać także w medycynie. Ponieważ natura nie przewiduje próżni jako zjawiska normalnego, narastający niedobór pieniędzy w medycynie politycy zaczęli zastępować nadmiarem słów. W toczonych przez nich rozmowach o medycynie pojawiały się coraz częściej niekończące się obietnice i słowa-kołysanki, mantry, które miały za zadanie jedynie uśpić czujność obywateli. Karierę zaczęły robić  takie  określenia  jak  satysfakcja  pacjenta,  empatia,  dołożymy starań, gwarantujemy równy dostęp,  skontrolujemy, kto jest winien niedoborom. Słowem określenia, które niczego pacjentom nie gwarantowały, lecz tylko stwarzały złudzenia rzekomo podejmowanych starań. Wprawdzie uszy wielu pacjentów miały się dobrze od tych słów-obiecanek, ale gorzej było z pozostałymi narządami, zwłaszcza tymi niedomagającymi. Jednak dominacja uszu nad resztą ciała w sferze słownej zapewniała póki co wysoki poziom wiary w poczynania władzy.

Lekarze, którzy z czasem lepiej rozpoznali nadciągające zagrożenia, rozpoczęli przygotowania, początkowo osobiste, a potem także zawodowe. Jedni szukali dobrych lokat oszczędności, inni przerzucali się na nowe specjalności medyczne, jeszcze inni rozglądali się za emigracją wewnętrzną lub taką prawdziwą, zewnętrzną, na odległe lądy.

Nic  więc  dziwnego,  że  dr  Matylda  Przekora,  nie  tracąc  dłużej  czasu na namysły, które mogłyby sprowadzić ją do stanu wyczerpania finansowego i emocjonalnego, postanowiła oddalić się na bezpieczną odległość od wyuczonego za młodu zawodu pocieszycielki wszystkich strapionych, spragnionych i nienasyconych. Postanowiła stanowczo, że nie będzie do końca życia tylko i wyłącznie emerytowaną internistką z Sarmawy. Matylda miała wprawdzie anemiczny i wlokący się przez lata romans z arteriologią, ale był on zbyt blady, aby zapewnił błyskotliwa karierę w Nowym Wspaniałym Świecie. Od całkowitego towarzyskiego zapomnienia uratować ją mogła nowa kreacja zawodowa i życiowa, realizowana w innej przestrzeni, w  nowym  wymiarze,  a  może  zgoła  w  egzotycznej  krainie.  Matylda  była pewna, że stać ją na pisanie dzieł o objętości słów większej niż na tradycyjnej recepcie, mieszczącej nawet tak długie nazwy jak Kalium hypermanganicum lub tak tajemnicze  jak  Natrium thiosulfuricum. Ileż  czasu  mógł  poświęcić  każdy  czytelnik  na  smakowanie  takich  słów?  Maleńką  chwilkę,  a  w  końcu  przecież  nie  o  to  chodziło,  aby  przyciągnąć uwagę czytelnika na minutę, lecz przykuć ją na długie godziny, skłonić do refleksji lub rozpalić wyobraźnię. Gdzie więc Matylda powinna się udać dla zrealizowania nowych postanowień? 

Najbliżej, nieomal na wyciągnięcie ręki była oczywiście Wirtualandia, piękna kraina pełna emocji i namiętności, do której wyemigrował już niejeden lekarz rozczarowany otaczającą go rzeczywistością. Nie pozostało więc Matyldzie nic innego, jak zostawić bagaż dotychczasowych  doświadczeń  zawodowych  w  przechowalni  egzotycznych  wspomnień z młodości i lat dojrzałych, a następnie udać się na emigrację do nowej, ekscytującej krainy, zwanej Wirtualandią.

Pocieszająca była okoliczność, że nie trzeba było kupować żadnych biletów do tej krainy, ubiegać się o wizy wjazdowe ani nostryfikować dyplomów. Poza tym zawsze można było wrócić do Realandii, gdyby rozwinął  się  zespół  tęsknoty  za  ekstremalnie  silnymi  wrażeniami,  które  były gwarantowaną  i  nieodłączną  składową  zawodowego  kontaktu z medycyną.

Gdzie dokładnie leżała tajemnicza Wirtualandia, tego nie wiedział nikt. Każdy z przybyłych z Realandii emigrantów zapytany o dokładniejszą lokalizację swojego nowego miejsca bytowania mówił coś innego.

Co gorsza, nie było żadnych map ani przewodników po Wirtualandii. Dla  wielu  lekarzy  miejscem  wirtualnej  emigracji  z  Sarmalandii  był  portal  www.penicilium-3x800000j.=2,4mln.  Była  to  kraina  niepodobna do żadnej innej znanej w realu. Wszystko się w niej kłębiło, mieszało,  bulgotało  i  funkcjonowało  według  praw  oraz  przepisów  niespotykanych nigdzie indziej. Na przykład trudno było uwierzyć, że nie ma tam ordynatorów i dyrektorów, a wszystko działa! Tym,  co  pociągało  większość  bywalców  www.penicilium-3x800000j.=2,4mln, było uczucie wolności, nieskończona możliwość ciągle  nowych  kreacji,  wcielania  się  w  kolejne  niecodzienne  role,  a także niewygórowane wymagania finansowe dla przebywania w tej krainie. Szczególnie porywająca była możliwość wcielanie się w role niedostępne w życiu realnym. Szpitalna szara myszka zamieniała się w  groźną  lwicę,  która  ryczała  na  każdego.  Dla  odmiany  płochliwy  teoretyk medycyny grał rolę praktyka, który wszystko potrafi, a podstarzały amant stroił się w piórka młodego uwodziciela. Ilość możliwych wcieleń w Wirtualandii była praktycznie niepoliczalna. Nikt nie był tym, kim los kazał mu być w realu. To złudne uczucie wolności wyborów leżało u podstaw wszystkich wirtualnych szaleństw. Co więcej, każdy mógł codziennie, za każdym przekroczeniem granicy Wirtualandii, być kimś innym. Za każdym kliknięciem, a nie tylko gdy zebrało mu się na desperacką realną odwagę lub gdy stan konta na to pozwalał.

Afrieeria 2

 Matylda Przekora w drodze do Afrieerii

Nic więc dziwnego, że status korespondenta ślącego barwne opisy o przemieszczaniu się ludzi pomiędzy Realandią i Wirtualandią mógł być dla Matyldy, lubiącej silne wrażenia, bardzo interesującym wyzwaniem twórczym. Wprawdzie dobiegające odgłosy sugerowały, że  może  to  być  rola  korespondenta  wojennego,  no  ale  czegóż  się  nie robi dla przyszłej sławy? Pytającym gdzie dokładnie zmierza się udać,  odpowiadała,  że  myśli  o  nadmorskim  Afrieerze,  położonym  na kontynencie zwanym Afrieerią. Dlaczego właśnie tam? – dociekali niezorientowani w geografii Nowego Wspaniałego Świata.

 Afrieeria4

  Widok na Afrieer

Na to pytanie Matylda odpowiadała, że od zawsze marzyła o dalekiej i egzotycznej podróży, podczas której wzorem znanych twórców napisze powieść porywającą szerokie rzesze czytelników.

Dodawała też, że chce mieszkać w eleganckiej rezydencji nad brzegiem morza i wsłuchiwać się w szum fal podczas pracy twórczej. Spakowała  więc  trochę  rzeczy  osobistych,  laptop,  aparat  fotograficzny i pognała hen, w siną dal. Mignęła komuś przy odprawie biletowej  w  Sarnawie,  stolicy  Sarmalandii  i  zniknęła  w  czeluściach nowego dworca lotniczego (SAR).

Na adresy e-mailowe jej czytelników od czasu do czasu nadchodziły korespondencje zaczynające się od słów: Tu Matylda Przekora, Wasz korespondent znad granicy pomiędzy Realandią i Wirtualandią

Nie szukajcie tej granicy na żadnej mapie. Nowy Wspaniały Świat dopiero powstaje  i  dokładnych  map  jeszcze  nie  ma.  Jako  pierwsi  poznacie historie, których nie usłyszycie od nikogo innego...

Krystyna Knypl

Następny rozdział

https://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/51-artykuly-redaktor-naczelnej/1638-diagnoza-goraczka-zlota-rozdzial-drugi