Teoria mozaikowa. Rozdział 4. Hipertensjolog i baletnica

Poprzedni rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2576-teoria-mozaikowa-rozdzial-3-stolica-jest-tylko-jedna

Rozdział 4. Hipertensjolog i baletnica

Niewiele osób jest świadomych jak ciekawe związki istnieją między hipertensjologią a tańcem oraz występami arystycznymi na scenach. Przykładem takich związków jest biografia Irvine’a H.Page’a twórcy słynnej teorii mozaikowej patogenezy nadciśnienia tętniczego.

Irvine Heinly Page (7 stycznia 1901 – 10 czerwca 1991) urodził się w Indianapolis w stanie Indiana i był wybitnym amerykańskim fizjologiem, który przez prawie 60 lat odgrywał ważną rolę w dziedzinie badań nad patofizjologią nadciśnienia tętniczego.

Jego pierwsze prace zostały opublikowane na początku lat trzydziestych XX, a głównymi dziedzinami jego badań były: system renina-angiotensyna, mozaikowa teoria nadciśnienia oraz leczenie nadciśnienia.

W latach 1956 – 57 był prezesem American Heart Association, otrzymał wiele prestiżowych nagród takich jak Ida B. Gould Memorial Award of the American Association for the Advancement of Science (1957); Albert Lasker Award (1958); Gairdner Foundation Award (1963); Distinguished Award of the American Medical Association (1964); Oscar B. Hunter Award (1966); Passano Foundation Award (1967); Stouffer Prize (1970). Był na okładce magazynu Time 31 października 1955 roku.

\

Ruth Page – amerykańska tancerka baletowa i choreografka, siostra Irvine.

Źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Ruth_Page#/media/Plik:Ruth_Page_by_Charlotte_Fairchild.png

Ruth uczyła się tańca, a potem występowała razem z słynną rosyjską tancerką Anną Pawłową, która tańczyła w słynnym zespole baletowym Siergieja Diagilewa.


Rosyjskie balety

Źródło:https://pl.wikipedia.org/wiki/Ballets_Russes#/media/Plik:Macke_Russisches_Ballett_1.jpg

Rodzina państwa Page miała talenty medyczne i artystyczne matka Irvine i Ruth była pianistką, a ojciec neurochirurgiem https://www.britannica.com/biography/Ruth-Page .

Nic więc dziwnego, że Irvine poślubił tancerkę i poetkę Beatrice Allen, autorkę książki The Bracelet.

Irvine H.Page zmarł w 1991 roku, mając 91 lat, żegnając go Edward D. Froelich i wsp. pisali:

Our contemporaries are well aware of Dr. Page’s contributions to the understanding of hypertension, but a summary should be given here because younger investigators need to know the wellsprings of modern hypertension research. Given the relative superficiality of electronic information retrieval systems, it is easy to remain ignorant of early accomplishments. Irv Page’s contributions were many. Perhaps the most outstanding were

1) identification of the renin-angiotensin system,

2) identification of serotonin,

3) description of a neurogenic mechanism in renal hypertension,

4) baroreceptor resetting, and

5) the mosaic theory of hypertension

Źródlo: https://www.ahajournals.org/doi/pdf/10.1161/01.hyp.18.4.443

Poczynione odkrycia internetowe na temat związków hipertensjologii z tańcem przy okazji poznawania życiorysu Irvine H. Page’a przypomniały mi uroczyste zakończenie konferencji International Society of Hypertension w Sao Paulo w 2004 roku, w którym uczestniczyłam osobiście i przedstawiałąm 3 doniesienia plakatowe.


Na zakończenie kongresu International Society of Hypertesion w Sao Paulo odbyło się przyjęcie podczas którego między gośćmi kongresowymi przemykały takie egzotyczne tancerki. Następnego dnia po zakończeniu kongresu rozpoczynał się karnawał w Rio de Janeiro.

Tak oto ujęłam wyprawę do Brazylii oraz wątek karnawału w Rio de Janeiro w mojej powieści „Maść tygrysia”:

Brazylijczyków Matylda pokochała od pierwszego wejrzenia. Otwarci, serdeczni, rozmowni, chętni do pomocy, budzili jej sympatię. Skupisko wielu narodów, ras, typów ludzkich niejako w naturalny sposób zaakceptowało to, że ludzie są różni. Rozmowa w wydaniu brazylijskim charakteryzowała się tym, że nikomu nie przeszkadzała nieznajomość portugalskiego u rozmówczyni. Odzywali się do niej sprzedawcy, kelnerzy, taksówkarze, pokojówki – wyłącznie po portugalsku. Przejściowy efekt nierozumienia co do niej mówią był tylko drobnym i nic nieznaczącym epizodem. W końcu przecież kupowała, co było jej potrzebne, dostawała posiłki i była dowożona tam, gdzie chciała. Liczyły się intencje. Nagle cale niebo z minuty na minutę zrobiło się ciemnoszare, aby po chwili przybrać barwę ciemnogranatową. Wieżowce widoczne w oddali jakby straciły na ostrości, a z wiszących nad nimi chmur popłynęły niekończące się strugi deszczu. Zdecydowała szybko przebiec do hotelu.Deszcz był ciepły, dziwnie gęsty i jakoś inaczej mokry niż polski. Matylda zauważyła, że kontakt z brazylijską wodą był przyjemniejszy niż z polską. Z kranów leciała przyjazna woda, w której można było pluskać się bez końca, nie obawiając się wysuszenia skóry, podrażnienia chlorem lub innych dolegliwości. Duża wilgotność powietrza i miękka woda sprawiały, że skóra odżywała.

Transmisja z parady karnawałowej koło ósmej wieczorem. Dla Matyldy rozpoznającej dotychczas kilka podstawowych kolorów obejrzenie barwnego korowodu było osobliwą kuracją. Czuła się jak daltonistka, której przywrócono zdolność rozpoznawania barw. Zmasowany atak fantazyjnie zestawionych ze sobą odcieni kolory-stycznych był najmocniejszym wrażeniem, jakie wyniosła z wielogodzinnego oglądania parady. Nigdy wcześniej nie była świadoma, że istnieje tyle odcieni koloru złotego – zwykły złoty, płomienny złoty, kolor starego złota, żółtozłoty i wiele, wiele innych. Podobnie nie znała odpowiednich określeń dla koloru różowego w niekończących się jego odcieniach. Zielony mienił się tysiącem odmian, a fioletowy po prostu olśniewał. Migawki z karnawału pokazywane w polskiej telewizji sugero-wały, że jest to festiwal damskiej nagości. Tymczasem nagość była jego bardzo małym wycinkiem, w żadnym razie nie dominującym. Pokazywanie ciała takim jakie ono jest Brazylijczycy praktykowali nie tylko podczas karnawału, ale każdego dnia. Obszerne dekolty, odsło-nięte ramiona, brzuchy ozdobione biżuterią – to była normalność. Niektóre z tancerek hojnie pokazywały swe wdzięki, wśród których nie zabrakło brzucha ciężarnej czy nawet damy dojrzałej w latach. Poszczególne szkoły samby wystawiały pokaźne grupy tancerzy oraz olbrzymich rozmiarów platformy, które bogactwem kolorów, form i tętniącego życia przywodziły na myśl mieniącą się puszczę amazońską. Na platformach jechały kolejno żółwie, olbrzymie delfiny, konie wyskakujące z ognistych czeluści, krokodyle groźnie klapiące szczękami, złoty orzeł realistycznie poruszający głową i dziobem, lokomotywa ze złoconymi obrzeżami kominów. Zdawało się, że prezentowanym na platformach dziwom nie ma końca.Kostiumy tancerzy zdobiły pióra, rozległe suknie rozpięte na fisz-binach wirowały szeroko, frywolne gorsety i zbrojne naramienniki przyciągały uwagę publiczności. Fantazyjne żakiety miały niebywale szerokie rękawy, spod których wystawały kłębiące się w kilku warstwach ozdobne falbany z muślinu. Niektóre kostiumy mimo skromności materii jaką zużyto do ich produkcji prezentowały niespotykane fantazje kolorystyczne. Tancerze z uśmiechniętymi i rozbawionymi twarzami odsłaniali piękne, białe, zadbane zęby, niekiedy z aparaturą korygującą zgryz. Wszyscy tańczyli w zapamiętaniu, jakby zmęczenie było im zupełnie obce, mimo iż nadchodził poranek. Płynęli w oceanie rytmów i kolorów falami, które nie miały końca.Około siódmej rano trybuny sambodromu trochę się przerzedziły. Zaczynał się nowy dzień. Kamera pokazała z góry szerszy widok okolicy – na obrzeżach sambodromu mknęły samochody z ponurymi, bez cienia naturalnego uśmiechu biznesmenami w szaroburych garniturach skrojonych i uszytych na jedną modę. Wszyscy wyznawali tego samego boga i jechali zabiegać o jego względy. Bóg szaroburej umundurowanej armii facetów siedzących na tylnych siedzeniach limuzyn miał na imię Zysk .

Natomiast powiązania artystyczno-hipertensjologiczne przypominają mi jeszcze jedną historię gdy mojemu pacjentowi, który był muzykiem w Warszawskiej Operze Kameralnej zleciłam całodobowy pomiar ciśnienia krwi metodą Holtera. Pacjent chciał dowiedzieć się jak wysoko skacze mu ciśnienie krwi w okresach stresu. Ustaliliśmy, że największy stresem są przedstawienia premierowe i na dzień premiery założyliśmy mu aparaturę monitorującą ciśnienie krwi. Następnego dnia pacjent wkracza do mojego gabinetu w poradni nadciśnieniowej, gdzie odbywa się taki dialog:

– Pani doktor, najgorsze były przerwy! -oznajmia.

– Nie bardzo rozumiem, proszę o bliższe szczegóły – odpowiadam.

- No przerwy w partyturze, wtedy jest cisza na sali, a tu nagle włącza się moje urządzenie do pomiaru ciśnienia i warcząc pompuje mankiet… przyciskałem i zasłaniałem to urządzenie ręką, ale chyba niewiele pomogło.

Faktycznie, skoki RR były duże i odzwierciedlały jak stresujące były to chwile. Badanie trzeba była powtórzyć w okresie poza premierą teatralną.

Krystyna Knypl

Następny rozdział

https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/ogwiazdkowane/51-artykuly-redaktor-naczelnej/2579-teoria-mozaikowa-rozdzial-6-wnuk-rabina-z-polski

GdL 9/2023