"Historia się zmienia przez pokolenia", rozdział 20. Ach, co to był za ślub!
- Szczegóły
- Nadrzędna kategoria: ROOT
- Kategoria: Artykuły redaktor naczelnej
- Opublikowano: wtorek, 29.08.2023, 19:25
- Odsłony: 825
Poprzedni rozdział
Krystyna Knypl
Rozdział 20. Ach, co to był za ślub
Piosenka https://www.youtube.com/watch?v=WVwu9gwAYTo
Realia życia młodej dziewczyny, która nie będąc do końca świadoma konsekwencji swojego czynu, złożyła przysięgę Hipokratesa, nie sprzyjały oddawaniu się pasji tańczenia tanga. Rytmu nie wyznaczały takty tanga lecz całodobowe dyżury, poranne odprawy, egzaminy specjalizacyjne, pisanie prac naukowych, prowadzenie badań do doktoratu oraz służba ludzkości wynikająca z tzw. powołania do medycyny. Istniało podobno także powołanie do małżeństwa, ale które było ważniejsze tego nie wiedział nikt!
Tango jak każdy taniec, a także wszelkie inne aktywności fizyczne mogą być wykonywane na różne sposoby. Ważne jest aby wykonawcy mieli opracowaną strategię, która jest także niezbędna w pozyskaniu względów przyszłego współmałżonka.
Francis zamyślony nad strategią oczarowania Matyldy
Matylda w wersji de luxe ;)
Matylda w wersji szpitalnej
Świadczy o tym kostiumik z słynnego w owych latach magazynu Moda Polska oraz pomalowane paznokcie (sic!), to musiał być urlop!
Moda Polska
Źródło ilustracji:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Moda_Polska
Dziewczyny wychodziły za mąż z różnych pobudek; z miłości, z konieczności, z rozsądku, z wyrachowania, a także z wielu innych powodów. Czy któraś dziewczyna wyszła za mąż z powołania? W kręgu koleżanek Matyldy kroniki towarzyskie nie odnotowały takiego przypadku.
Dziewczyny w podjęciu decyzji o małżeństwie nie były osamotnione. Matki, ojcowie, rodzeństwo a także koleżanki i koledzy aktywnie uczestniczyli w aranżowaniu zamęścia. W przypadku Matyldy okoliczności były nieco inne, a mianowicie okoliczności zamęścia były wywróżone przez jej matkę Halinkę, utalentowaną kabalistkę.
Halinka, matka Matyldy, znakomita kabalistka
- Ty to sobie męża wyleczysz - było wróżbą jaką Matylda wielokrotnie słyszała od swojej matki Halinki.
- Matka, skup się i spójrz w moją przyszłość wnikliwie i dociekliwie! Niby który z tych siedemdziesięciolatków, tłumnie przybywających na oddział chorób wszelakich miałby być moim przyszłym mężem? - pytała Matylda poirytowana wróżbami matki.
- Przyglądaj się dokładnie wszystkim pacjentom, karty nie kłamią - odpowiadała Halinka.
Wróżby podobnie jak plany życiowe bywają krótkoterminowe oraz długoterminowe. Przyglądawszy się przez długi czas niezliczonej rzeszy siedemdziesięciolatków w żadnym z nich nie widziała kandydata na swojego przyszłego męża.
Na kolejny czerwcowy niedzielny dyżur wybrała się nie spodziewając się, że będzie on miał przełomowe, a nawet historyczne znaczenie w jej życiu. Ot, jeden z wielu dyżurów w lekarskim życiu...
Kartka z kalendarza, pamiętnego dnia
Źródło ilustracji: https://www.kalbi.pl/kartka-z-kalendarza-17-czerwca-1979
Dyżur przebiegał spokojnie, podczas wieczornego obchodu Matylda na sali mieszczącej się na końcu szpitalnego korytarza, zobaczyła pacjenta nie widzianego rano ani nie przyjmowanego przez nią w ramach skierowań z izby przyjęć.
Zdziwiona tym niespodziewanym odkryciem wygłosiła do pacjenta pamiętną frazę:
- A pan co tu robi? - zapytała Matylda.
- Leżę sobie - odparł pacjent.
- No tak, to widzę, ale skąd się pan wziął? - doprecyzowała.
- Z izby przyjęć - odparł pacjent.
- Muszę sprawdzić dokumentację dotyczącą pańskiego przyjęcia do szpitala w dyżurce pielęgniarek, za chwilę wrócę - oznajmiła. To co znalazła w dyżurce przyprawiło ją o lekki zawrót głowy. Pacjent nie dość, że miał sporą niedokrwistość, to jeszcze dla wzmocnienia efektu pierwszego wrażenia z dokumentów wynikało, że był dziennikarzem znanego czasopisma.
- No tak, sławę na łamach mediów mam zapewnioną - pomyślała Matylda mocno sfrustrowana swoimi odkryciami. Wizja popularności w mediach okazała się prorocza, ale mechanizm jej realizacji okazał się być zupełnie inny, niż ten który sobie w pierwszej chwili wyobraziła.
Pacjent z przydziału trafił pod opiekę jednej z koleżanek, która po dwu tygodniach z powodu wyjazdu na urlopu, przekazała go ponownie Matyldzie. Jak przeznaczenie coś postanowi to nie ma siły, żeby było inaczej - pomyślała po latach Matylda.
Dalsza kuracja pacjenta przebiegła pomyślnie, a dla utrwalenia uzyskanej poprawy stanu zdrowia, wysłała go do sanatorium. Sprawa wyglądała na zakończoną, przynajmniej z lekarskiego punktu widzenia. Wyczerpana obowiązkami Matylda udała się na urlop nad Adriatyk.
Matylda pod palmą nad Adriatykiem
Po roku od wypisania ze szpitala pacjent doszedł do wniosku, że nie otrzymał dostatecznie dokładnych zaleceń dietetycznych, zadzwonił do Matyldy i poprosił o spotkanie poza szpitalem. Nie codziennie pacjenci jako miejsce spotkania z lekarzem prowadzącym proponują kawiarnię eleganckiego hotelu, więc lekko oszołomiona propozycją złożoną w nieco flirciarskiej atmosferze rozmowy, Matylda wyraziła zgodę na tę nietypową lokalizację konsultacji.
Bar mleczny Prasowy
Mogli umówić się na spotkanie w wersji prasowej, niskobudżetowej, w barze "Prasowym", w którym podawano dania mleczne. Jednak pacjent zainwestował w wersję wysokobudżetową, którą uzupełniał piękny bukiet kwiatów wręczony Matyldzie.
Hotel w którym Matylda pracowała jako lekarz zakładowy
Z poradni lekarza zakładowego do miejsca spotkania było blisko, więc po zakończeniu przyjęć pacjentów Matylda nieśpiesznym krokiem udała się - jak pokazał czas - ku swojemu przeznaczeniu, będącym spełnieniem wróżby matki.
Miejsce pierwszego, pozaszpitalnego spotkania Matyldy i Francisa
Po dwugodzinnej rozmowie okazało się, że nie wszystko zostało omówione podczas pierwszego spotkania i konieczne jest następne. Podczas kolejnych spotkań, odbywanych codziennie,Matylda zaczęła podejrzewać, że naruszyła art. 14 Kodeksu Etyki Lekarskiej, który mówi, że lekarz nie może wykorzystywać swego wpływu na pacjenta w innym celu niż leczniczy. Naturalną konsekwencją kolejnych spotkań było przejście na ty. Wszystko wskazywało, że wywarła na pacjenta wpływ inny niż leczniczy, ale szczęśliwie w tych odległych już latach nie straszono lekarzy co pięć minut odbieraniem prawa wykonywania zawodu, za każdy nieprawomyślny gest lub decyzję. Dla dokładności narracji należy dodać, że pacjent też zaczął wywierać na Matyldę wpływ inny niż medyczny.
Wejście do kawiarni
Wejście do kawiarni, po prawej widoczne logo hotelu
Efektem kolejnych spotkań odbywanych codziennie, podczas których otrzymywała kwiaty, było spostrzeżenie:
- Mogłabyś nosić podwójne nazwisko, Matyldo - zauważył Francis po dwóch tygodniach codziennych spotkań.
- Czy mam rozumieć, że są to oświadczyny? - zapytała.
- Tak, oczywiście! Zostań moją żoną! - Francis doprecyzował formalnie swoją propozycję.
- Matka mi wróżyła, że wyleczę sobie męża, a ponieważ jesteś wyleczony więc niech się spełni jej wróżba! - odpowiedziała Matylda.
"Mąż z ogłoszenia" - to książka napisana przez pacjentkę Matyldy
Był mąż z ogłoszenia, może być mąż ze szpitala - pomyślała Matylda przeglądając otrzymaną od pacjentki książkę wspomnieniową o okolicznościach małżeństwa. Ślub odbył się w trzy miesiące od pierwszego spotkania i był sporym wydarzeniem towarzyskim, bowiem wcześniej kroniki szpitalne nie odnotowały takiego przypadku, żeby lekarka wychodziła za mąż za pacjenta.
Francis skupia się na strategii zaobrączkowania Matyldy
Było co zbierać bowiem na ślub przybyło około 150 osób i sala w Urzędzie Stanu Cywilnego z trudem pomieściła wszystkich gości.
Jako bukiet ślubny Matylda miała jedną pąsową róże
Róża była skomponowana kolorystycznie z bluzką w podobnym kolorze oraz kostiumikiem w kolorze kremowym.
Następny rozdział
Krystyna Knypl
GdL 8/2023