Jak stracić cnotę dwa razy?

Praktyczny poradnik dla lubiących tracić

Krystyna Knypl

Media lekarskie obiegła ostatnio wiadomość o wymianie lub wydawaniu nowych PWZ. Nie całkiem wiadomo, o co chodzi, ale zdaje się, że NFZ ma szatański plan wyrugowania ze świadomości i praktycznie z rynku pojęcia Prawa Wykonywania Zawodu Lekarza wydawanego przez izby lekarskie i zastąpienia go dokumentem nazwanym przez ową instytucję Kartą Specjalisty Medycznego.

Dotychczasowe PWZ ma się całkiem dobrze, ale w swej treści zawiera pewne słowo pragmatycznie przez NFZ zwalczane. Jest to słowo „lekarz”. Rozumiem frustrację tych wszystkich, którzy kiedyś nie dostali się na medycynę i do dziś noszą tę straszną zadrę sercu, zadaną przez bezlitosną komisję egzaminów wstępnych. To tacy właśnie frustraci wymyślają na początek określenie „świadczeniodawca”. Lekarz ma pacjenta, to słowo też im się nie podoba, więc zastępują jest określeniem „świadczeniobiorca”. No ale pozostaje jeszcze PWZ, gdzie to znienawidzone słowo „lekarz” występuje. No to zmieńmy ten dokument i wpiszmy zamiast znienawidzonego i kłującego w serce określenia istniejącego od wieków jakiś durny eufemizm.

Czy chcecie, nieświadomi promotorzy tego pomysłu, aby słowo „lekarz” znikło z ję yka polskiego?

Realizując swoje dziwne cele, można wpaść na pomysł, że określenia „ojciec” i „matka” są politycznie niepoprawne w związku dwóch tatusiów lub dwóch mamuś, bo jednak jest kłopot z wytłumaczeniem pewnych kwestii dziecku, więc lepiej będzie mówić „rodzić numer jeden” i „rodzic numer dwa”.

Analogicznie realizując inne chore cele, można wpaść na pomysł, aby słowo „lekarz” zastąpić terminem „specjalista medyczny”. U podłoża tych wszystkich karkołomnych pomysłów leży czyjaś frustracja. Znane są sposoby zmniejszania ludzkiej frustracji, ale dlaczego neutralizacja frustracji osób niebędących lekarzami ma się odbywać przez zwalczanie prawidłowego określenia naszego zawodu – nie wiem!

Na łamach portalu „wpolityce.pl” czytamy:

„Elektroniczna karta ubezpieczenia zdrowotnego (KUZ) wraz z kartą specjalisty medycznego (KSM) umożliwi dostęp poprzez specjalny terminal do danych o leczeniu pacjenta. (…) Portal ma być rozbudowywany, a docelowo pacjenci będą mogli oceniać jakość porad udzielanych przez lekarzy”. http://wpolityce.pl/wydarzenia/55628-start-systemu-informacyjngo-ochrony-zdrowia-opozniony-nik-donosi-o-nieprawidlowosciach

Już to widzę – wielki portal finansowany przez NFZ, w stylu znanych śmieciowych portali oceniających lekarzy, gdzie każda nasza decyzja, recepta, wpis do historii choroby, opis dolegliwości są komentowane i kontrolowane przez sfrustrowanego tzw. świadczeniobiorcę. Idę o zakład, że oceny te będą publicznie dostępne w Internecie.

Czy chcecie, nieświadomi promotorzy tego pomysłu, aby wylewano na nas jeszcze więcej pomyj w internecie, niż ma to miejsce obecnie?

W założeniu karta specjalisty medycznego ma służyć kontaktom z NFZ. Kontakty obejmują także płatności za wykonane usługi. Co za problem uczynić z Karty Specjalisty Medycznego czegoś w rodzaju karty bankomatowej do konta lekarza, na które będzie przelewał pieniądze za wykonane usługi? Jak NFZ stwierdzi „nienależną refundację”, to sobie z konta odbierze i zaoszczędzi na wysyłaniu wezwania do zapłaty. Życie naszym kosztem będzie lekkie, łatwe i przyjemne.

Czy chcecie, nieświadomi promotorzy tego pomysłu, aby do waszych ciężko zarobionych pieniędzy NFZ miał swobodny dostęp?

NFZ może sobie wydawać dokumenty, w których jesteśmy nazywani, jak się tylko urzędniczym frustratom podoba. W końcu kontakty z tą instytucją są dobrowolne. Jednak lansowany w niektórych środowiskach lekarskich pomysł, że dokument Karta Specjalisty Medycznego mają mieć wszyscy lekarze i izby lekarskie wystawią takie dokumenty dla osób niepowiązanych z NFZ-em, uważam za ekstremalnie groźny dla naszej tożsamości zawodowej i niezawisłości.

Już raz odebrano nam kawałek tożsamości, którym były nasze numery PWZ nadawane przez izby i zastąpiono je numerami nadawanymi przez ZUS. Pewnie był to fragment szerszego planu pozbawienia nas tożsamości zawodowej, ale z nieznanych powodów się nie udał.

Straciliśmy nasze historyczne numery, po których można było na przykład rozpoznać, jak długo lekarz praktykuje. Mniejsze numery oznaczały dłuższy staż w zawodzie. Co się stało przy wymianie na numery nadawane przez ZUS? Ano ministerialni urzędnicy nadali sobie niskie numery, które miały dowodzić ich długiego stażu i doświadczenia. Wiem to, bo znany mi osobiście młodszy kolega, zasiadający ówcześnie na ważnym ministerialnym stołku, otrzymał taki właśnie niski numer.

Teraz numery specjalisty medycznego zostaną przemieszane z numerami innych „specjalistów”, takich jak ratownicy medyczni, pielęgniarki, fizjoterapeuci, diagności laboratoryjni, rejestratorki medyczne… i zginiemy wszyscy w zupie.

Zanim poprzecie ten pomysł myślą, mową lub jakimkolwiek uczynkiem, przypomnijcie sobie słowa przyrzeczenia lekarskiego: Przyjmując z czcią i głęboką wdzięcznością nadany mi stopień LEKARZA*…

DSC07516-1mini

Czy następny krok będzie polegał na zmianie tekstu przyrzeczenia lekarskiego i wszyscy będziemy mówili: Przyjmując z czcią i głęboką wdzięcznością nadany mi tytuł Specjalisty Medycznego???

Czy chcecie, nieświadomi promotorzy tego pomysłu, aby nasz piękny zawód został doszczętnie zniszczony i odarty z wszystkich atrybutów naszej wiekowej tradycji?

Wierzę, że opamiętanie jednak istnieje.

Krystyna Knypl

* Przysięga, którą składałam, nieco się różni od obecnie obowiązującej.