Migracja ludności...
- Szczegóły
- Nadrzędna kategoria: ROOT
- Kategoria: Zdrowie publiczne
- Opublikowano: piątek, 22.09.2017, 18:38
- Odsłony: 3875
... i problemy medyczne
Krystyna Knypl
Migracja ludności jest stara jak świat. Jedną z jej przyczyn są wojny, które sieją śmierć, zmieniają granice państw i trwale wpływają na ludzkie losy. Skutki wojen ciągną się przez wiele lat i pokoleń.
Czy akceptacja masowej migracji jest możliwa?
Mieszkańcy Europy w dużym odsetku odnoszą się do migrantów z dystansem, rezerwą, niechęcią. Jak rozwiązać problem braku akceptacji? – zastanawiają się promotorzy ruchów migracyjnych. Z pomocą stara się im przyjść prof. Rene Hurlemann, neurolog niemiecki z Bonn, który w połowie sierpnia 2017 r. wraz ze swoim zespołem opublikował na łamach „Proceedings of the National Academy of Sciences” artykuł Oxytocin-enforced norm compliance reduces xenophobic outgroup rejection” (http://www.pnas.org/content/114/35/9314.full).
W komunikacie prasowym profesor Rene Hurlemann stwierdził: Given the right circumstances, oxytocin may help to promote the acceptance and integration of migrants into Western cultures (https://www.uni-bonn.de/news/188-2017).
Napisałam do profesora Hurlemanna e-mail i zaproponowałam mu lekarską, merytoryczną dyskusję na Sermo – portalu skupiającym międzynarodową społeczność 800 tysięcy lekarzy ze 150 krajów świata. Niestety profesor nie zdecydował się na wzięcie udziału w tej dyskusji, choć byłoby o czym porozmawiać, tym bardziej że oksytocyna jest lekiem, który ma ściśle określone medyczne wskazania do podawania (https://www.empowerpharmacy.com/drugs/oxytocin-nasal-spray.html). W oficjalnym dokumencie rejestracyjnym dla oksytocyny wystawionym przez FDA nie ma „akceptacji dla uchodźców” jako wskazania do podawania leku.
Problemów jest więcej
Brak powszechnej akceptacji migrantów nie jest jedynym problemem, z jakimi przychodzi się zmierzyć współczesnym organizatorom życia społecznego. Problemem jest inna kultura, język, obyczaje, a także zdrowie przybywających do Europy ludzi. The Consumers, Health, Agriculture and Food Agency (Chafea) zorganizowała 21 września w Brukseli konferencję Migration and Health. Paths to integration, w której uczestniczyłam jako akredytowany dziennikarz medyczny.
Trwające 8 godzin obrady wypełniły wystąpienia przedstawicieli Komisji Europejskiej, poszczególnych krajów członkowskich rozwiązujących problemy migrantów, a także wystąpienia osób, które osobiście przeszły szlak migracyjny. Zabrał także głos komisarz ds. zdrowia i bezpieczeństwa żywności dr Vytenis Andriukaitis (https://ec.europa.eu/commission/commissioners/2014-2019/andriukaitis/announcements/refugees-health-projects-financed-under-health-programme-21-september-2017-brussels_en).
To, co zwracało moją uwagę podczas słuchania wystąpień prelegentów, to przewaga deklaracji o charakterze politycznym. Choć obrady toczyły się w języku angielskim, to trzeba by ten język nazwać językiem zaawansowanej poprawności politycznej i wzmożonego optymizmu nieopartego na faktach. Miałam wrażenie, że powstaje nowy dział medycyny – migrantologia. Zamiast medycyny opartej na faktach rodzi się medycyna oparta na wyobrażeniach polityków. Lekarzowi w jego pracy niekoniecznie ma towarzyszyć pielęgniarka, lecz zupełnie inne osoby. Powstają takie zawody jak mediator medyczny, interpretator kulturalny i parę innych określanych w języku amerykańskich lekarzy jako „noctor”, czyli „non a doctor”.
Czego oczekują politycy?
Marzeniem polityków jest, aby migranci zintegrowali się z miejscową ludnością. Jednakże jak zauważył dr Angel Kunchev, przedstawiciel Ministerstwa Zdrowia Bułgarii, żaden z migrantów nie chce się integrować z jego krajem. Bułgarzy mają też inny problem. Otóż migranci w ich kraju to głównie Afgańczycy, a język pusztuński oraz język dari, które są w obowiązujące w Afganistanie, zna zaledwie kilka osób w całej Bułgarii.
Życzenia polityków niestety nie leczą chorób. A gdyby nawet miały taką moc, to jest poważny kłopot – Europa nie ma należytego rozeznania ani w danych osobowych napływającej ludności, ani w ich stanie zdrowia, przebytych i trwających chorobach, szczepieniach.
Przedstawicielka International Organization for Migration podczas przerwy najpierw skutecznie zidentyfikowała dwójkę polskich dziennikarzy, a następnie bardzo energicznie ich przekonywała, że realizowany przez tę organizację projekt obejmujący ustalanie danych osobowych i stanu zdrowia, który objął 2000 migrantów, znacząco pomoże rozwiązać wiele spraw. Pytaliśmy, jak można interpolować dane z niewielkiej grupy na 2,7 mln osób, które przybyły do Unii Europejskiej z innych krajów (http://ec.europa.eu/eurostat/statistics-explained/index.php/Migration_and_migrant_population_statistics/pl), jednak w exposé owej emisariuszki było więcej żaru ideologicznego niż konkretnych danych.
Na szczęście są organizacje doświadczone i w pełni profesjonalne. Podczas największego dopływu migrantów do Grecji najrzetelniejszej pomocy udzieliły dwie zasłużone organizacje – Lekarze bez Granic oraz Międzynarodowy Czerwony Krzyż. Jak dobrze działają Lekarze bez Granic, wiemy z relacji dr Marty Florea, która pracowała przez 3 miesiące jako ginekolog położnik w Pakistanie (więcej: http://gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/lekarz-z-sercem/400-jak-to-jest-byc-lekarzem-bez-granic).
W podsumowaniu obrad Isabel de La Mata, główny doradca ds. zdrowia i rozwiązywania sytuacji kryzysowych w Komisji Europejskiej, powiedziała: Nie kończymy tej dyskusji, my ją dziś rozpoczęliśmy. Niewątpliwie ciąg dalszy nastąpi, pytaniem otwartym pozostaje – na ile będzie się korzystać z doświadczenia płynącego z pracy z ofiarami wojen, a na ile z teorii snutych w brukselskich gabinetach. Wszystkim należy życzyć, aby problemy rozwiązywali doświadczeni w tej materii praktycy.
Tekst i zdjęcie
Krystyna Knypl
GdL 10_2017