Hurtownia autorytetów

Krystyna Knypl

Ruch w Hurtowni Autorytetów był niewielki. Czuło się, że nadciągają wakacje. Dyżurny Operator przeciągnął się leniwie. Nic się nie działo od dwóch godzin. Żadnych ciekawych zamówień ani pilnych zabiegów na wątłej świadomości Narodu Nieszczęśników, zwanego często w dokumentach po prostu NN.- I to ma być ostry dyżur? - pomyślał znudzony. - Chyba pójdę wcześniej na obchód Departamentów Specjalnych. Zobaczę czy jest dobre natlenowanie w Wydziale Autorytetów na Specjalne Okazje.

<a href=

Źródło ilustracji:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Nowe_Ateny

Na półkach Wydziału Autorytetów na Specjalne Okazje wylegiwały się w pozycji „spocznij” następujące autorytety: Osobliwa Moralność, Smagający Bat, Święte Oburzenie oraz Nieustanne Zdziwienie. Tak naprawdę wcale się nie wylegiwały. Autorytety w najwyższym stopniu umiały wykorzystać każdą minutę. Taka już była ich natura.

Osobliwa Moralność podkradała dostęp do tlenu Świętemu Oburzeniu, które nie mogło tego zauważyć, ponieważ przenosiło kontenery energii przydzielone Nieustannemu Zdziwieniu. Święte Oburzenie próbowało przechwycić promienie świetlne przeznaczone dla Osobliwej Moralności. Autorytety uwijały się jak w ukropie, zbliżał się bowiem czas porannej lektury.

Nieustanne Zdziwienie, Święte Oburzenie oraz Osobliwa Moralność na zlecenie Wielkiego Kreatora musiały codziennie czytać od deski do deski pismo „Nowiny & Winy”. Dzięki lekturze każdego dnia wiedziały, kogo będą piętnować. Wnioski z lektury przekazywały do Smagającego Bata, który świstał nad głowami nieszczęśników nominowanych do piętnowania. Po lekturze autorytety udawały się na zasłużony odpoczynek, aby zachować ciągłość dobrej formy.

Może przecież w każdej chwili się zdarzyć, że Osobliwa Moralność będzie musiała skarcić jakiegoś nieszczęśnika, a były ich całe tłumy. Jak każdy tłum, Naród Nieszczęśników miał wiele bezsensownych pomysłów. Święte Oburzenie co i raz dostawało bólu swych delikatnych skroni, gdy słuchało pomysłów dobiegających z Tłumu Nieszczęśników. Tłum wykrzykiwał swoje hasła w kółko i bez końca. Raz wołał Chleba!, innym razem Pracy! Jacyś niezidentyfikowani członkowie tłumu potrafili nawet zawołać Szacunku! Co gorsza, najstarsi z tłumu swoimi piskliwymi głosami wykrzykiwali słowo najobrzydliwsze. Ci nieznośni starcy wołali Prawdy!

Wielki Kreator nie mógł się wprost nadziwić, skąd brał się w tłumie apetyt na chleb, pracę, szacunek oraz prawdę. Czyż ochłapy, bezrobocie, pogarda, kłamstwo nie były właściwym pożywieniem tłumu? Skąd taki tłum znał smak chleba? Chyba jacyś bezczelnie pamiętliwi starcy musieli tłumowi opowiedzieć, jak smakuje prawdziwy chleb. Tłum mógł kupować tylko ochłapy. Wiadomo jak krótki mają termin spożycia. Żeby nie marnować wyprodukowanych ochłapów, Wielki Kreator nakazywał zawsze obfite posypywanie ich solą. Z przesolonego tłumu często padały narzekania na bóle głowy. Ale kto by się tym martwił. Tłum jako taki nie miał głowy. Nieszczęśnicy z bólem głowy byli zaledwie małymi fragmentami większej całości. Liczyła się tylko całość.

Osobliwa Moralność czasem na zebraniach Rady Nadzorczej podkreślała:

– Już moja w tym głowa, aby tłum miał skołowane łby. A że trochę ich pobolą, nie szkodzi. Nie będą się zbytnio interesować nie swoimi sprawami. Takiemu wypoczętemu, nieobolałemu Narodowi Nieszczęśników, czyli po prostu NN, mogłoby przyjść do głowy jakieś kłopotliwe pytanie. Wprawdzie w Departamencie Standardowych Odpowiedzi przygotowano całe zestawy odpowiedzi na pytania, ale może się zdarzyć, że padnie pytanie nieznane wcześniej. Na wypadek tak obrzydliwego zdarzenia zalecano coś w tym stylu:

– Świetne pytanie! Gratulujemy przenikliwości i doświadczenia! Doprawdy jesteśmy pod wrażeniem pańskiego pytania. Czy mógłby pan powiedzieć nam, jak wpadł na pomysł zadania tak oryginalnego pytania?

Na ogół wyrażenie zachwytu wystarczało. Pytający pożywiał się fałszywym zachwytem, który był jeszcze smaczniejszy niż przesolone ochłapy. Odpowiedź nie była już właściwie potrzebna.

Nie do przyjęcia było wołanie Pracy! Wielki Kreator pamiętał, że ktoś ze starców mówił mu, iż praca uszlachetnia. Tego by jeszcze brakowało, żeby tłum wyszlachetniał! Jak bym do nich przemawiał? Szlachetny tłumie! – śmiechu warte. A może jeszcze śmieszniej: Szlachetne tłumoczki i tłumokowie! – można dostać skrętu kiszek. Cholera, jak bym dostał skrętu kiszek, musiałbym pójść do szpitala na operację. Brrr... już słyszę, jak jakiś doktor woła do mnie Żądam szacunku! Czy taki doktor nie rozumie, że wyłącznym właścicielem szacunku jest Centralny Komitet Kreatorów (CKK)?

Wielki Kreator wiedział, że bez pomocy Smagającego Bata żadna akcja poskramiania zachcianek tłumu nie odniosłaby należytego rezultatu. Żeby efekt był utrzymany dostatecznie długo, niezbędne było przyłączenie się Nieustannego Zdziwienia.

Wielki Kreator lubił dbać o Specjalne Autorytety, a nawet kilka razy w roku je rozpieszczać. Zabierał wszystkie Autorytety na lody malinowe i szarlotkę na ciepło. Warte były tej niewielkiej inwestycji. W końcu dzięki nim rzeczywistość był taka, jak sobie wymarzył.

Co prawda niekiedy znajdował się jakiś śmiałek, który kwestionował opinie wygłaszane przez Autorytety. Kreator wydawał specjalny rozkaz, aby załatwić go liczbami. Zasypać, omotać, powalić na kolana. Liczby robiły to znakomicie. Najlepiej spisywały się liczby powyżej tysiąca.

– Ty, śmiałku szkaradny, czym jest twój jeden głos przeciwko kolumnom liczb?!

Kolumny liczb ustawiały się w takich konfiguracjach, jak zalecał Wielki Kreator.

Płynęły dni, miesiące, lata. Wielkie Autorytety zbudowały sobie eleganckie rezydencje. Niektórym wyrosły brzuchy w następstwie nadkonsumpcji wszystkiego, co dało się wchłonąć i strawić. Zanosiło się na to, że będą żyły długo i szczęśliwie.

Nastała noc świętojańska. Choć była to najkrótsza noc w roku, autorytety spały spokojnym snem. Zdawało się, że nic im nie grozi. Oddychały równomiernie.

Osobliwej Moralności śniło się, że nigdy przez całe życie nie zrobiła nic niemoralnego. Nawet nie wiedziała do końca, co to jest niemoralność. Smagający Bat śnił, że rozdziela zasłużone razy, nawet we śnie nie przychodziło mu do głowy, że mogą być niezasłużone. Święte Oburzenie śniło, że tylko ono ma prawo do wyrażania tego uczucia, innym wolno było co najwyżej zawstydzić się reakcją Oburzenia. Nieustanne Zdziwienie, zgodnie ze swą naturą, nawet we śnie się dziwiło.

Gdzieś koło piątej nad ranem wszystkie Autorytety zaczęły poruszać się niespokojnie. Przewracały się na boki, wierciły, zmieniały położenie poduszek, rozkopywały puchowe kołdry.

Dyżurny spojrzał na ekran monitorujący przebieg myśli oraz snów podopiecznych. Cholera, co się dzieje? – pomyślał zdenerwowany. Na monitorach wszystkich autorytetów płynęły fale lambda. Fatalne fale. Zwiastowały nadejście niedobrych snów. Po serii wyładowań fal lambda zaczęły chaotycznie pojawiać się wszystkie fale alfabetycznie: alfa, beta, gamma, delta. Cały alfabet grecki fal. To nie były żarty! Autorytety gnębił koszmarny sen. Dyżurny włączył czytnik snów. Na ekranie wszystkich autorytetów wyświetlał się ten sam sen. To wymagało zawiadomienia szefa dyżuru.

Rozkodowano zapis snów. Zdumieni dyżurni czytali zapis snu Osobliwej Moralności: O rany, mam coś w ustach, coś mi narasta i wszystko wypełnia. Muszę to świństwo wypluć, inaczej nie będę mogła wyrażać oburzenia. Jak ludzie się dowiedzą, że jestem oburzona ich postępowaniem, gdy nie będę mogła w ogóle mówić? Co to może być? Jakieś małe, kłujące drobiny. Muszę zobaczyć w lusterku. Co to jest? Brokat? No tak. To jest brokat! Skąd się wziął? Nie mogę go wypluć, ciągle go przybywa! Nie mogę wypluć! Ratunku!!! Ratunku!!!

Z indywidualnych drukarek pozostałych autorytetów wyskakiwały identyczne opisy.

Autorytety budziły się i pełne oburzenia spluwały gdzie popadnie. Pluły do południa. Nic nie pomagało. Brokat siedział w ich jakże szlachetnych jamach ustnych. Im więcej wypluły, tym więcej nowych drobinek przybywało. Pluły przez cały dzień. Zwołano Absolutnie Prywatne Konsylium. Nikt nie znał sposobu na usunięcie brokatu. Autorytety pluły bez końca. Nie mogły wykonywać swych funkcji. Jak można komuś pokazać zapluty autorytet? Czy on kogoś przekona? – nerwowo rozmyślał Wielki Kreator.

Zdawało się, że małe świecące drobinki pokonały Wielkie Autorytety raz na zawsze. Wielki Kreator długo rozmyślał. W końcu zdecydował: wynajmę sobie nowe autorytety. Każdy jest do wynajęcia. Podwoję honorarium.

Szukał przez tydzień, jednak nikt nie chciał się zgodzić. Co do licha z nimi się porobiło? Potroję stawkę. Doszedł do dziesięciokrotności honorarium dotychczasowych autorytetów. Nic nie działało, nawet dziesięciokrotnie wyższa stawka. Zmęczony siadł za biurkiem. Spojrzał na kalendarz.

Jaką mamy dziś erę? Własnego Sumienia i Zdrowego Rozsądku? Co? Jakiego? Własnego? Zdrowego? Nie, to wszystko jest chore!!! Ja nie będę mógł na nikogo wpływać? Czy to możliwe? Błąkał się jeszcze miesiąc. Nikt jednak nie chciał być płatnym autorytetem do wynajęcia. Co to jest Sumienie? – rozmyślał. Gdzie ono leży? Wieczorami ukradkiem przykładał do różnych części ciała rozliczne detektory, poszukując sumienia. Jakieś niewielkie wychylenie stwierdził nad mózgiem. Nie były to jednak dobre technicznie zapisy. Żaden czytnik nie mógł ich rozkodować. Wszyscy posługiwali się tymi dziwnymi... no właśnie, nawet nie wiedział, jak to nazwać. Może są to urządzenia? – pomyślał. Jak włącza się te urządzenia?... Znowu zapomniałem, jak one się nazywają... zaraz... zaraz... Sumienie? Rozsądek? Chyba tak właśnie. Jak można było posługiwać się czymś, co nie dało się zarejestrować, czymś, co było niewidoczne? Nie miało stanowiska ani jakiegoś ozdobnego tytułu? Wielki Kreator nigdy nie zrozumiał nowej epoki. Nie było to łatwe. Światem i ludźmi rządziło coś niewidocznego.

Krystyna Knypl

GdL 6 / 2021