Nowe czasy sprzyjały rozwojowi nowych specjalności. Jedną z nich była kablologia. Każdy kto zakablował władzy na co najmniej 3 osoby otrzymywał tytuł specjalisty kablologa.
Symbol kablologów
Promowano ze wszystkich sił medycynę opartą na propagandzie według zasady: Matylda Przekora preferując medycynę opartą na znajomości patofizjologii oraz doświadczeniu napisała fraszkę o nowej medycynie
Tymczasem rozmiary pandemii były coraz większe i większe. Trzeba było szkolić personel aby podołał rosnącym wyzwaniom. Wybitni funkcjonariusze systemu dr Kalasanty Ustawka – Sięzdziwiłł , znany z zdolności do bycia mobilnym prezesem, dyrektorem, ba! przeorem! i nawet mentorem niedouczonych wspólnie z prof. Jędrzejem Przegranym, znanym specjalistą kablologii, który z talentem potrafił kablować na każdego.
Odrąbane stetoskopy
Hasło w PRL
Słuchawki po odrąbaniu zanikały....
Walka z szerzącą się pandemią wymagała zaangażowania menedżerskiego na najwyższym poziomie. Rada Nadzorcza Szpitala Narodowego w Pandemlandii postanowiła opracować program Powołanie(+).
Nie od dziś wiadomo, że każdy lekarz powinien mieć powołanie do medycyny. No dobrze, ale jak to w praktyce wygląda? Zbyt często nie było widać tego powołania ani nie słychać.
Szybko przekonano administrację państwową Pandemlandii do wdrożenia programu Powołanie (+), co polegało na wręczaniu powołań do pracy w Szpitalu Narodowym wszystkim posiadaczom prawa wykonywania zawodu lekarza (PWZ).
Równie szybko przekonano decydentów, że skoro powołanie do medycyny mają wszyscy lekarze, to oczywiste jest i zrozumiałe, że należy ten fakt udokumentować urzędowo. W tym celu stworzono elektroniczny dokument Powołanie do Wykonywania Zawodu(+) zwany PWZ(+). W projekcie ustawy miał otrzymać je każdy posiadacz dyplomu lekarza niezależnie od wieku, stanu zdrowia, kondycji rodzinnej. Nawet gdy przeniósł się na lepszy ze światów, to jego powołanie nie wygasało i też można było włączyć je do statystyk.
Do pierwszego powołania maszyna losująca wytypowała matkę trojga dzieci, w tym jednego karmionego piersią. Kalasanty Ustawka - Sięzdziwiłł zapytany, czy jest to pomyłka, oznajmił bez chwili wahania:
– W żadnym wypadku! Nasze maszyny są nieomylne! Nic się dziecku nie stanie, jak się odklei od tej piersi! Mamy duże zapasy mleka w proszku, to dziecko przestawi się na karmienie nieutrudniające matce realizowania daru powołania do medycyny.
– Lepiej na drodze kamienie tłuc, jeżeli chcieć nie znaczy móc! – oznajmił dr Kalasanty Ustawka – Sięzdziwiłł, otwierając kolejną bojową naradę przed otwarciem Szpitala Narodowego. My chcemy otworzyć Szpital Narodowy i możemy to zrobić, nie ma takich przeszkód, które by nam to uniemożliwiły.
– Podstawą leczenia w chorobach układu oddechowego jest zapewnienie odpowiedniego utlenowania organizmu – oznajmił Kalasanty podczas spotkania rady nadzorczej Szpitala Narodowego. Ponieważ tlen jest w powietrzu, to po prostu nie należy pacjentom przeszkadzać w oddychaniu, niech oni się tego tlenu nałykają. Aby mieli poczucie, że są leczeni, do każdego łóżka podłączymy rurkę, którą oni będą wkładali sobie do ust lub nosa i oddychali.
– Każdy lekarz oraz inny pracownik szpitala będzie miał przed dopuszczeniem do pracy badany poziom Ępatii za pomocą Wykrywacza Ępatii.
Opanowanie pandemii wymagało stosowania najwyższych standardów opieki medycznej. Przede wszystkim niezbędny był wysoki poziom Ępatii personelu. Jako jednostkę pomiarową przyjęto 1 Ępatiusz – oznaczał on zdolność do pracy do upadłego przez 8 godzin bez najmniejszej przerwy na cokolwiek. Osoby z wynikiem pomiaru poniżej 1 Ępatiusza nie były dopuszczane do kontaktu ze schorowanymi świadczeniobiorcami, aby nie narażać ich na pogorszenie stanu zdrowia. Niektórzy świadczeniodawcy zaczęli ukrywać swoją Ępatię. Ohydne samoluby! – grzmiał Kalasanty Ustawka - Sięzdziwiłł. – My zaraz zaprowadzimy ład i porządek.
Doktor nauk niemedycznych Adam Prankster zaproponował specjalne brygady wojskowe, które wyposażone w odpowiedni sprzęt miały poszukiwać na terenie jednostek ochrony zdrowia ukrytych rezerw ępatii.
– To nie może być tak, że Ępatię ma się dla siebie! Ona jest własnością My, Narodu, powiem mocniej – całej ludzkości!
Świadczeniobiorcy pobraną Ępatię mogli schować do specjalnych pojemniczków i zabrać do domu na chwile kryzysu zdrowotnego.
Wdrożono też program Ępatia z Dostawą do Domu. W tym celu konieczne było posiadanie specjalnego pojemnika na ępatię ustawionego przed domem odbiorcy. Można było zamówić dostawę telefonicznie lub przez internet.
Poziom odbioru Ępatii powoli wyrównał się, ale nie samą Ępatią człowiek żyje! Ważna była profilaktyka, a tę mogły zapewnić szczepienia.
Nowy Wspaniały Świat rozwiał się zgodnie z planem. Bogacze byli jeszcze bardziej bogaci, a biedacy jeszcze bardziej biedni. Nie było winą bogaczy, że pan Bóg zesłał im taki, a nie inny los. Sprawy bankowe były pod pełna kontrolą, operowano jedynie cyfrowymi pieniędzmi, komunikacja była ekologiczna, a jedzenie wegańskie.
Szkoły podstawowe oraz średnie miały jednolity kontrolowany program nauczania realizowany w trybie domowym przez roboty sterowane programami sztucznej inteligencji. Na studia wyższe kierowano wyłącznie młodzież rokującą nadzieję, że będzie przydatna w rewolucyjnych strukturach. Programy nauczania były zatwierdzane w centrali Nowego Wspaniałego Świata niewielkim mieście Chcivos, położonym na terenie Bankolandii.
Aby opanować problemy w ochronie zdrowia stworzono klinikę o nazwie Pełne Spectrum Medycyny, której testową wersję sprawdzano w Sarmalandii. Dostępne w niej były następujące abonamenty:
1. Obsługa wyłącznie przez robota medycznego sterowanego programami sztucznej inteligencji
2. Obsługa przez robota medycznego z kontrolą raz w tygodniu przez rezydenta pierwszego roku specjalizacji
3. Obsługa przez robota medycznego z dostępem raz w tygodniu do rezydenta kończącego specjalizację
4. Obsługa przez młodego lekarza specjalistę
5. Obsługa przez starego, doświadczonego lekarza specjalistę
Serwis pierwszy był dostępny dla wszystkich obywateli ubezpieczonych i nieubezpieczonych. Wystarczyło, że zalogowali się oni przez smartfona do programu i naciskając odpowiednie klawisze komunikowali się z programem sztucznej inteligencji, która mogła jednocześnie obsługiwać 500 pacjentów, dzięki tej funkcji nie było kolejek w ochronie zdrowia. Miły głos po zgłoszeniu się pacjenta informował:
Wprowadź swój pesel, naciśnij klawisz enter, następnie wprowadź numer konta bankowego, z którego z którego płacisz składki na ubezpieczenie globalne od wszystkiego.
Niestety nieodpowiedzialni obywatele mylili się, zwłaszcza w drugiej części logowania do systemu, ale to już nie była wina admina. Tym, którzy przebrnęli przez logowanie miły głos polecał: podaj numer ICD -18 (bo taki już numer obowiązywał w 2030 roku), który masz wpisany w swojej dokumentacji medycznej.
Szczęśliwcom, którzy przebrnęli przez logowanie głos polecał – zaznacz objawy, z którymi się zgłaszasz na konsultację. Na liście były wszystkie znane medycynie dolegliwości poczynając od absmak, przez krwawienie, na żołądka bóle kończąc.
Czas konsultacji wynosił 15 minut, po czym program sterujący jej przebiegiem mówił ciepłym głosem: Dziękujemy, że powierzyłeś na swoje dolegliwości, cieszymy się niezwykle, że mogliśmy ci pomóc. Bądź zdrów to jest to co życzymy ci za mocą słów. Po tym tekście rozlegała się kojąca muzyka relaksacyjna.
Roboty wykonują operację, lekarze są zwolnieni ze szpitala
Szklany sufit i lepkie podłogi kiedyś będące symbolami ograniczenia rozwoju zawodowego kobiet stał się teraz bardzo demokratyczny. Doświadczali go również mężczyźni.
Zoperowanych pacjentów wypisywano do domu po 24 godzina od wykonania zabiegu. Dla zapewnienia komfortu przewozu pacjentów ubierano w specjalne jednorazowe, kartonowe ubrania i za pomocą firmy kurierskiej przesyłano do domów. W przypadku gdy kurier nie zastał rodziny w domu pacjent był umieszczany pacjentomacie. Urządzenie miało opcję automatycznej eutanazji po 24 godzinach od momentu umieszczenia w nim pacjenta. Nieodpowiedzialni obywatele czasami krytykowali ten rodzaj transportu, twierdząc, że jest to forma jawnej i przymusowej eutanazji. W celu odparcia tych niewybrednych ataków Towarzystwo Profesjonalistów Medycznych (TPM) opracowało wytyczne we współpracy z Instytutem Dobrej Eutanazji (IDE), którego założycielką w Sarmalandii była frau Franja. Założyła ona w Sarmawie Instytut Dobrej Eutanazji (IDE), którego mottem było "IDE do Ciebie".
Powszechne wprowadzenie robotów w ochronie zdrowia zmieniło znacząco strukturę zatrudnienia. Wielu zwłaszcza starszych lekarzy nie było w stanie dostosować się do nowych warunków wykonywania zawodu. Jedni, jeśli wiek pozwalał, przechodzili na emeryturę, drudzy starali nauczyć się innego zawodu, ale nie było to łatwe. Nie każdy potrafił pójść śladami dr Matyldy Przekory, która została dziennikarzem medycznym i relacjonowała przebieg reform w ochronie zdrowia.
Wszyscy lekarze z mocy ustawy musieli należeć do organów samorządu zawodowego. Stara terminologia posługująca się takimi poniżającym świadczeniodawców terminami jak służba, izba zostały zastąpione nowymi eleganckimi słowami dodającymi prestiżu. Powstały pojęcia takie jak Świadczenie Zdrowia, Naczelny Salon Lekarski (NSL) oraz Okręgowy Salon Lekarski (OSL).
W strukturach NSL oraz OSL rządzili młodzi absolwenci wydziałów medycyny pobieżnej, którzy mieli najlepsze teorie nie skażone żadną praktyką.
System już was nie potrzebuje – słyszeli starzy lekarze, gdy stukali do drzwi Ministerstwa Wszystkich Pacjentów przemianowanego obecnie na Ministerstwo Wyłącznie Dobrych Decyzji. Pierwszą inicjatywą ustawodawczą nowo powołanego ministerstwa we współpracy z Naczelnym Salonem Lekarskim była Ustawa o zakazie wypowiadania opiniimedycznych, mająca stanowić integralną część pakietu ustaw reformy systemu. Lekarze, zwłaszcza ci starej daty, mieli skłonność do opiniowania wszystkiego, recenzowania, rozpatrywania pod różnymi kątami. Nie dość tego nie stosowali się do wytycznych opracowanych przez wybitnych ekspertów Nowej Ery w Dziejach Ludzkości, tylko opierali się na myśleniu i osobistym doświadczeniu!
Najgorsze było to, że co i raz zwoływali konsylium i obradowali na nim nawet 24 godziny na dobę! Taka rozwichrzona wymiana swobodnych myśli nie mogła do niczego dobrego doprowadzić! Zakaz wypowiadania pochopnych opinii nie rozwiązywał jeszcze całości problemów dotyczących leczenia. Pacjenci różnymi sposobami wchodzili w posiadanie recept na coraz to droższe leki.
Wszystko trzeba kontrolować, sprawdzać, nadzorować. Nie można było niczego puścić na żywioł, a już w żadnym wypadku pozwolić lekarzom decydować samodzielnie w sprawach leczenia pacjentów. Najgorszym było jednak to, że lekarze krytykowali wprowadzane zmian nie tylko na zamkniętych forach, ale także w przestrzeni publicznej. Władze samorządu lekarskiego w pełni oddane idei reformy ochrony zdrowia wzywały niepokornych i rozgadanych kolegów, poddawali ich szczegółowym przesłuchaniom i wymierzali stosowną do przewinienia zawodowego karę.
Najlżejszą karą było 12 batów na goły musculusgluteus maximus et medius. Karę realizowano przed siedzibą każdego Okręgowego Salonu Lekarskiego w samo południe, przy akompaniamencie dwunastu uderzeń dzwona. Dźwięki dzwona nadawały karze uroczysty wymiar.
Miejsce wymierzania kary na ciele skazanego. Ilustracja jest dla tych Czytelników, którzy nie kończyli medycyny starożytnej, na wydziałach której obowiązywała terminologia w języku łacińskim
Po wymierzeniu takiej kary lekarz nie był w stanie siedzieć więc w trosce o jego zdrowie oraz jakość obsługi pacjentów zawieszano mu prawo wykonywania zawodu (PWZ) na 12 miesięcy, zakładając, że każdy bat wymaga 1 miesięcznej rehabilitacji. Na czas zawieszenia PWZ pacjentów ukaranego lekarza przejmował program o nazwie dr Peozetencja Sztucznicka. W Sarmalandii pracowało 114 takich instalacji w związku z karą chłosty wymierzoną 114 lekarzom. W czasie zastępowania lekarzy programy wprowadzały dane pacjentów z podległego POZ i konstruowały programy obsługi tej społeczności.
Na naradzie w Ministerstwie Wyłącznie Dobrych Decyzji po przeanalizowaniu pracy dr Peozentencji Sztucznickiej w 114 POZ-ach stwierdzono w końcowym raporcie jej zalety jako pracownicy POZ:
Miała instrukcję obsługi
Nie miały żadnych wymagań
Zawsze zachowywała się tak samo
Nie miała żadnych protegowanych pacjentów
Przy wymianie oprogramowana nie żądała 3 miesięcznych odpraw
Nie chodziła na zwolnienia lekarskie ani na emeryturę
Nie miała dzieci, które musiała odebrać ze szkoły, mogła więc pracować po godzinach
Nie chodziła na przerwę śniadaniową ani do WC
Nie składała skarg ani nie podawały do sądu ministerstwa
Określała refundację leków bez pomyłek na niekorzyść płatnika
Przy takiej liście zalet całkowita wymiana lekarzy na dr Peozetencje Sztucznicką była tylko kwestią czasu, a ten naglił. Trochę bardziej skomplikowana była sprawa ze specjalistami oraz szpitalami, ale informatycy pracowali dniami i nocami aby ten problem rozwiązać.
Powszechnym narzekaniem pacjentów był niski poziom empatii jaki wykazywali lekarze. Przeprowadzono badanie (https://jamanetwork.com/journals/jamainternalmedicine/fullarticle/2804309), które wykazało, że dr Peozetencja Sztucznicka wykazywała wobec pacjentów większy poziom empatii niż realnie doktorzy. Jej wprowadzenie na skalę masową do systemu ochrony zdrowia było kwestą czasu, dodajmy niezbyt długiego.
Dawna Gazeta dla Lekarzy została przemianowana na Gazetę dla Świadczeniodawców, zaś redaktor naczelna dr Matylda Przekora powołana do Służby Ludzkości. Wszystkie artykuły pierwszego numeru zawierały podprogowy przekaz, że w medycynie powinni rządzić pacjenci. Widoczne na okładce robale były ilustracją jednego z artykułów poglądowych w numerze pierwszym o diecie robalańskiej
Propagatorką diety oraz hasła "Jedz robale, nie zachorujesz wcale" była Jej Ekselencja Madama Bidula von der Crafty. Ona sama była konsumentką tej diety i jak mówiła jej znakomita sylwetka była efektem spożywania robali od wielu lat.
Stworzono też uproszczony schemat poruszania się po systemie ochrony zdrowia, aby świadczeniobiorcy nie gubili się w podróży po zdrowie.
Podróżowanie po systemie musiało być skomplikowane, bo nie po to obywatel płacili podatki aby korzystać ze świadczeń, lecz żeby wesprzeć wiekopomne dzieło budowy Nowego Wspaniałego Świata z Nową Wspaniałą Medycyną.
ROZDZIAŁ 8. PRZECIWCIAŁA MONOKLONALNE NALEŻĄ SIĘ KAŻDEMU WIRUSEM ŚWIĄDU ZAKAŻONEMU
Pandemia szerzyła się po kraju z szybkością większą niż światło paraliżując zakłady pracy, szkoły, wyższe uczenie, a nawet najwyższe urzędy. Nieoczekiwanie okazało się, że wobec wirusa wszyscy obywatele są równi. Znane powiedzenie, że są równi oraz równiejsi z dnia na dzień straciło swą satyryczną moc. Konieczne było podjęcie energicznych działań profilaktycznych oraz leczniczych.
Prezes firmy Geyzer zarządził szybkie wynalezienie oraz produkcję przeciwciał monoklonalnych i po 3 tygodniach dysponowano już pierwszą partią wszystkich rodzajów przeciwciał czyli mysich, chimerycznych, humanizowanych oraz ludzkich. Szybko przetestowano je na zwierzętach laboratoryjnych i przystąpiono do badań klinicznych na ludziach. Do każdego z przeciwciał zwerbowano po 15 ochotników, co dawało łączną grupę 60 badanych. Jako czas obserwacji przewidziano 4 tygodnie. Czas naglił, zwłaszcza, że konkurencja w postaci producentów majtek bawełnianych nie musiała robić badań ani testować na grupach kontrolnych. No i ponosić wysokich kosztów produkcji! Postanowiono odbić sobie koszty produkcji na cenie końcowej przeciwciał monoklonalnych. Zabezpieczono się także przed odpowiedzialnością za działania niepożądane wykupując specjalnie wymyślone ubezpieczenie od odpowiedzialności za błędy w procesie produkcji, a także wprowadzono prawo producenta do pomyłki. w końcu od czasów starożytnych wiadomo, że errare humanum est.
Otrzymane wyniki wykazały, że w poszczególnych testowanych grupach poprawa nastąpiła u 51% badanych osób, nie zaobserwowało poprawy ani pogorszenia u 9%, a pogorszenie zgłosiło 40% uczestników badania. Przystąpiono do interpretacji wyników, nad którą czuwał sam prezes Huberto Bamboula. Journal of Sponsored Clinical Trials obdarowany kwotą 1 mln reali pandemlandzkich zgodził się wydrukować wyniki badań w formie nadesłanej przez producenta oraz załatwić trzy pochlebne recenzje. Wyniku opublikowano 1 kwietnia. Publikacji artykułu z wynikami badań zapewniono nagłośnienie w mediach fachowych i popularnych. Przeciwciała u większości badanych przyniosły znaczącą poprawę - głosił tytuł informacji prasowej. Wynajęto Młodych Hunwejbinów Medycyny do pozytywnego komentowania publikacji. Jednocześnie przystąpiono do negocjacji o cenę produktu. Po burzliwych dyskusjach ustalono, że koszt jednorazowej kuracji będzie wynosił 1 000 reali pandemlandzkicjh. Średnia krajowa pensja wynosiła 4 000 reali pandemlandzkich. Ostatnim etapem było uzyskanie refundacji produktu z systemu ubezpieczeń społecznych.
Z każdego zrobimy idiotę, machając mu przed nosem sierpem i młotem
Pandemia spowodowała, że w Pandemlandzkiej Republice Ludowej (PRL) zaczęło brakować lekarzy. Utworzono Krajowe Centrum Zarządzania Niedoborem Lekarzy (KCZNL) oraz powołano Rzecznika Praw Oczekujących (RPO). Partie koalicyjne dostały po dziesięć etatów we wspomnianych instytucjach oraz po cztery biura w terenie, a partie opozycyjne połowę tego co rządzący. Rzecznik Praw Oczekujących założył specjalną stronę w internecie, na której szczególnym wzięciem cieszyła się podstrona zatytułowana Donieś na doktora będziesz mniej chora. RPO zamontował całodobowy telefon na który oczekujący mogli zgłaszać wszystkie swoje żale. Pacjenci rzucili się z ochotą na wylewanie swoich łez, jednak nie wiedzieli biedacy, że 1 minuta rozmowy przez wspomniane linie kosztowała 7,66 reali pandemlandzkich + VAT. Rachunek telefoniczny zwiększony o kilkadziesiąt reali pandemlandzkich otrzymywany po miesiącu skutecznie wyleczył niejednego zbolałego.
Walka z szerzącą się pandemią wymagała zaangażowania menedżerskiego na najwyższym poziomie. Rada Nadzorcza Szpitala Narodowego w Pandemlandzkiej Republice Ludowej (PRL) postanowiła opracować program Powołanie(+).
Nie od dziś wiadomo, że każdy lekarz powinien mieć powołanie do medycyny. No dobrze, ale jak to w praktyce wygląda? Zbyt często nie było widać tego powołania ani nie słychać.
Szybko przekonano administrację państwową Pandemlandii do wdrożenia programu Powołanie(+), co polegało na wręczaniu powołań do pracy w Szpitalu Narodowym wszystkim posiadaczom prawa wykonywania zawodu lekarza (PWZ).
Równie szybko przekonano decydentów, że skoro powołanie do medycyny mają wszyscy lekarze, to oczywiste jest i zrozumiałe, że należy ten fakt udokumentować urzędowo. W tym celu stworzono elektroniczny dokument Powołanie do Wykonywania Zawodu(+) zwany PWZ(+). W projekcie ustawy miał otrzymać je każdy posiadacz dyplomu lekarza niezależnie od wieku, stanu zdrowia, kondycji rodzinnej. Nawet gdy przeniósł się na lepszy ze światów, to jego powołanie nie wygasało i też można było włączyć je do statystyk.
Do pierwszego powołania maszyna losująca wytypowała matkę trojga dzieci, w tym jednego karmionego piersią. Urzędnicy zapytani, czy jest to pomyłka, oznajmili bez chwili wahania:
– W żadnym wypadku! Nasze maszyny są nieomylne! Nic się dziecku nie stanie, jak się odklei od tej piersi! Mamy duże zapasy mleka w proszku, to dziecko przestawi się na karmienie nieutrudniające matce realizowania daru powołania do medycyny.
– Lepiej na drodze kamienie tłuc, jeżeli chcieć nie znaczy móc! – oznajmił Minister Zdrowia, Szczęścia i Pomyślności, otwierając kolejną bojową naradę przed otwarciem Szpitala Narodowego. My chcemy otworzyć Szpital Narodowy i możemy to zrobić, nie ma takich przeszkód, które by nam to uniemożliwiły.
– Każdy lekarz oraz inny pracownik szpitala będzie miał przed dopuszczeniem do pracy badany poziom Ępatii za pomocą Wykrywacza Ępatii.
Jest dobrze, będzie gorzej
Opanowanie pandemii wymagało stosowania najwyższych standardów opieki medycznej. Przede wszystkim niezbędny był wysoki poziom Ępatii personelu.
Jako jednostkę pomiarową przyjęto 1 Ępatiusz – oznaczał on zdolność do pracy do upadłego przez 8 godzin bez najmniejszej przerwy na cokolwiek. Osoby z wynikiem pomiaru poniżej 1 Ępatiusza nie były dopuszczane do kontaktu ze schorowanymi świadczeniobiorcami, aby nie narażać ich na pogorszenie stanu zdrowia. Niektórzy świadczeniodawcy zaczęli ukrywać swoją Ępatię. Ohydne samoluby! – grzmiał minister. – My zaraz zaprowadzimy ład i porządek.
Doktor nauk niemedycznych Adam Prankster zaproponował specjalne brygady wojskowe, które wyposażone w odpowiedni sprzęt miały poszukiwać na terenie jednostek ochrony zdrowia ukrytych rezerw Ępatii.
– To nie może być tak, że Ępatię ma się dla siebie! Ona jest własnością My, Narodu, powiem mocniej – całej ludzkości!
Świadczeniobiorcy pobraną Ępatię mogli schować do specjalnych pojemniczków i zabrać do domu na chwile kryzysu zdrowotnego.
Wdrożono też program Ępatia z Dostawą do Domu. W tym celu konieczne było posiadanie specjalnego pojemnika na Ępatię ustawionego przed domem odbiorcy. Można było zamówić dostawę telefonicznie lub przez internet.
Poziom odbioru Ępatii powoli wyrównał się, ale nie samą ępatią człowiek żyje! Ważna była profilaktyka, a tę mogły zapewnić szczepienia.
Ogłoszono globalny konkurs na szczepionkę pod hasłem: Kto najszybciej zgłosi się z nieprzebadaną szczepionką, bo nie oto chodzi żeby badać, lecz żeby dogadzać – oznajmił Durnetto Bamboula.
Wygrała firma Gejzer, która była jednym wielkim gejzerem pomysłów. Szczepionkę postanowiono dostarczać do sieci marketów spożywczych Stonka, a akcję nazwano Szczepionki ze Stonki. Każdy obywatel robiąc zakupy w Stonce, podchodził do półki z napisem „Szczepionki na wszystkie choroby” i brał taką, jaka mu się najbardziej podobała. Szczepionki najlepiej schować do kieszonki, wtedy świadczeniobiorca jej nie zapomni, gdy przyjdzie na wizytę. Ważne było, że przy szczepionce Gejzera nie obowiązywały żadne wymagania temperaturowe.
– Bo nie o to chodzi, aby szczepionka działała, lecz aby się sprzedała – mówił prezes firmy.
My, Naród zaopatrzył się w szczepionki i oczekiwał na zaszczepienie. Potrzebne były liczne kadry. Dr nauk niemedycznych Adam Prankster rozwiązał ten problem jednym pociągnięciem pióra, podpisując nowelizację ustawy o zawodzie lekarza. Do wykonywania tego zawodu dopuszczono każdego, kto w dzieciństwie bawił się w doktora, gdy jego zabawka była chora. Wystarczyło przedstawić certyfikat sporządzony samodzielnie przez ubiegającego się o PWZ w Pandemlandzkiej Republice Ludowej (PRL). W końcu on najlepiej wiedział, w co się bawił!
Szczepienia miały odbywać się w Pandemlandzkim Szpitalu Narodowym. Nadjeżdżających nowo mianowanych doktorów zakwaterowano w hotelu Powołanie nieopodal szpitala. Przed przystąpieniem do pracy przeprowadzono kurs języka pandemlandzkiego. Liczyła się skuteczność i efektywność pracy.
ROZDZIAŁ 7. NAJWYŻSZA IZBA KONTROLI UMYSŁÓW I ZMYSŁÓW W DZIAŁANIU
Szalejąca pandemia wirusa świądu - 23 powodowała, że poszukiwano różnych metod ograniczenia częstości kontaktu dłoni z okolicami intymnymi. Brano także pod uwagę, że wirus może przenosić się przez inne zakażone powierzchnie jak na przykład deskę klozetową.
Promowano nowy sposób oddawania moczu między innymi poprzez technikę Urinoir polegającą na zastosowaniu pisuarów do których kobiety oddawały mocz wzorując się na mężczyznach.
Wejście do kabiny dla kobiet z pisuarem typu Urinoir
Testowano też, który kształt majtek przynosi największą ulgę w łagodzeniu dolegliwości świądowych. Konieczność wielokrotnej zmiany majtek w ciągu doby generowała koszty. W nowej rzeczywistości był to produkt sanitarny, wystąpiono z pomysłem, aby wprowadzić refundację w ramach ubezpieczenia społecznego. Na wniosku refundacyjnym lekarze musieli oznaczyć zalecony stopień chłonności oraz kształt. Najbardziej zakrywające majtki były dla ciężkich przypadków, a te bardziej oszczędne dla przypadków lżejszych.
Odzież terapeutyczna dla zakażonych wirusem świądu
Wirus świądu - 23 namnażał się z szybkością do tej pory nie znanej badaczom. Każdego dnia przybywało zakażonych i w tej sytuacji wydanie odpowiednich zaleceń zwalczania zarazy było najpilniejszą potrzebą chwili.
Dr nauk niemedycznych Adam Prankster zarządzający ministerstwem zdrowia, szczęścia i pomyślności zwołał posiedzenie Krajowej Rady Ekspertów i Autorytetów Typowanych Ujednoliconą Racją (KREATURA) w pilnym trybie aby ustalić wytyczne niefarmakologiczne dla wszystkich obywateli. Po burzliwej dyskusji (nie nie na temat treści wytycznych, lecz o wysokość honorarium za zredagowanie zaleceń) ustalono:
1. obowiązek noszenia przez całą dobę rękawiczek ochronnych, znormalizowanych wg europejskiej normy PN-EN 420+A1:2010. Producentom rękawic zalecano badania odporności na przepuszczanie według normy PN-EN374-3:2005.
2. zakaz witania się przez podawanie dłoni pod karą 14 dniowej izolacji domowej, połączonej z codziennym obowiązkowym pobieranie przez policję sanitarną wymazu z dolnego odcinka przewodu pokarmowego wystawionego przez okno do wglądu policji
3. obowiązek natychmiastowego wpuszczania do domu policji, która sprawdzała zarejestrowanych zakażonych w jakim zakresie stosują się oni do zaleceń rady ekspertów
Obywatele mieli wiele wątpliwości odnośnie noszenia rękawiczek - czy musimy nosić zawsze, wszędzie, przez całą dobę dopytywali się wzajemnie. Podczas seksu też??? No nie, a jak ktoś ma uczulenie na gumę to co? A jak rękawiczka pęknie to czy ona chroni czy jest wpadka przez wirusa z pośladka ;) - żartowali uczestnicy różnych internetowych grup dyskusyjnych. A co z biżuterią? Na rękawiczkę czy na palce pod rękawiczkę? A pieszczoty to też trzeba wykonywać dłonią ubraną w gumową rękawiczkę? Czy to będą jeszcze pieszczoty czy raczej wizyta u ginekologa / urologa amatora? - pytały grupy dyskusyjne..
Oczywiście KREATURA była zbyt zajęta budowaniem podstaw naukowych diagnozowania oraz leczenia pandemii, choroby świądowej, żeby odpowiadać na takie niewygodne pytania.
Ciężar edukacji prozdrowotnej spadł więc na dziennikarzy medycznych. Matylda prowadziła rubrykę "Listy od Czytelników" w dwutygodniku "Zdrowie dla Ciebie", która była wprost zasypywana mailami oraz listami na służbowego maila. Pewnego dnia nadszedł do redakcji intrygujący list.
Pisała Malwina Prawdziwa, że wprawdzie złapała wirusa świądowego, ale po zmianie majtek z jedwabnych z koronkami na zwykle bawełniane gacie, wszystkie dolegliwości ustąpiły w ciągu trzech dni. Czy to możliwe, że bawełniane majtki mają działanie przeciwwirusowe? Matylda przejrzała piśmiennictwo naukowe na Pub Med, ale niestety nie było jeszcze żadnych badań na ten temat.
Odpowiedziała więc Czytelniczce dyplomatycznie: póki co nie ma badań naukowych na temat przeciwwirusowego działania bawełnianych majtek, ale skoro obserwuje Pani korzystny ich wpływ, to myślę, że można kontynuować tę metodę zwalczania wirusa. Nakład pisma 400 000 egzemplarzy miesięcznie spowodował, że Czytelniczki pobiegły do najbliższych sklepów odzieżowych i wykupiły wszystkie bawełniane majtki jakie były na rynku odzieżowym. Wkrótce potem w raportach zachorowań odnotowano spadek liczby zakażonych.
Dr Adam Prankster postanowił wykorzystać motyw wchłaniania wirusa przez miękką bawełnianą powierzchnię majtek zamówił u znajomego biznesmena z branży sportów zimowych, cały Dreamliner bawełnianych chusteczek do higieny okolic intymnych. Gdy samolot wylądował na krajowym lotnisku, rozpakowano kontenery, nastąpiła mega konsternacja wszystkich obecnych przy odbiorze przesyłki. W opakowaniach były wprawdzie produkty o wymiarach chusteczek, ale wyprodukowano je z papieru ściernego. Po pierwszym szoku postanowiono jakość upchnąć ten towar z pomocą KREATURY.
Eksperci z Krajowej Rady Ekspertów i Autorytetów Typowanych Ujednoliconą Racją (KREATURA) rozpoczęli promocję chusteczek do okolic intymnych z papieru ściernego informując, że zawarty w nich korund ma podwójnie korzystne właściwości zwalczania wirusa świądowego - 23. Według przekazu ekspertów chusteczki miały działać przeciwwirusowo oraz mechanicznie ścierać wirusy z okolic intymnych. Występujące zaczerwienienie okolic intymnych po zastosowaniu chusteczek z papieru ściernego interpretowano jako korzystne przekrwienie, dzięki któremu dopływało do skóry więcej krwi, a z nią przeciwciał własnych wytworzonych drogą naturalną przez organizm osoby chorej.
Nie wszyscy lekarze dawali wiarę tym wytłumaczeniom. Gromadzili się na forach internetowych i podawali w wątpliwość korzystne działanie chusteczek z papieru ściernego. Takie głosy godziły w wizerunek nie tylko ministra dr nauk niemedycznych Adama Prankstera, ale całego przedsięwzięcia. Gdy antychusteczkowcy zaczęli podpisywać listy, petycje i inne formy społecznego protestu coś w tym zrobić. Przewodniczący Centralnej Izby Profesjonalistów Medycznych (CIPM) dr Wergilusz Polip zarządził rozwiązanie sprawy na drodze sądowej.
Podczas narady w Najwyższej Izbie Kontroli Umysłów i Zmysłów (NIKUZ) zdecydowano, że winnymi będą lekarze, którzy nie zostali obdarzeni przez Ducha Świętego łaską wiary w skuteczność produktu biznesowego "Chusteczki z innej beczki".
Nostra lex czyli nasze prawo
Duch Święty, z którego werdyktami nikt nie śmiał dyskutować ani poddawać ich w wątpliwość, chyba nie wiedział, co robi, pozbawiając tych lekarzy daru wiary w produkt biznesowy „Chusteczki z innej beczki”. Nikomu nie przeszkadzał powszechny brak u ludzi takich łask Ducha Świętego jak miłość, dobroć, cierpliwość, uprzejmość oraz wspaniałomyślność. Działo się tak, ponieważ skądinąd brak tych łask w społeczeństwie nikomu z przedstawicieli wielkiego biznesu żadnych interesów nie psuł.
Sprawiedliwość zawsze musi być po naszej stronie, bo inaczej ją pogonię - mawiał Adam Prakkster
Natomiast niewiara w produkt biznesowy „Chusteczki z innej beczki” psuła nie tylko interesy, ale też misternie tkany wizerunek dobroczyńców ludzkości na skalę globalną jakich świat do tej pory nie widział. Bezwzględnie konieczne więc było surowe skarcenie tych nieroztropnych posiadaczy Prawa Do Realizowania Daru Powołania do Medycyny!
Pierwszą rozprawę karcącą kilku niewiernych lekarzy zaplanowano w samo południe środy popielcowej w siedzibie Najwyższej Izby Kontroli Umysłów i Zmysłów (NIKUZ) w Departamencie ds. Lekarzy, w Wydziale Kar i Chłost. Procedura rozprawy przewidywała publiczne przyznanie się oskarżonych do winy, obietnicę poprawy oraz posypanie oskarżonym głowy popiołem przez mistrza ceremonii wraz z wygłoszeniem formuły „Nawracajcie się i wierzcie w „Chusteczki z innej beczki”.
Na eleganckich zegarkach sędziów Najwyższej Izby Kontroli Umysłów i Zmysłów wybiła godzina dwunasta. W okolicy rozbrzmiewały dźwięki dzwonów dobiegające z najbliższego kościoła, do którego sędziowie chadzali w celu duchowego wzmocnienia. Sędzia przewodniczący Euzebiusz Pimpel, doktor habilitowany nauk wszelakich i nie byle jakich, wkroczył dostojnym krokiem na salę rozpraw ostatecznych. Za nim kroczyło 12 pozostałych sędziów reprezentujących różne dyscypliny kliniczne, z wyjątkiem chorób zakaźnych.
Sędzia Pimpel rzucił okiem na lewą stronę sali rozpraw, gdzie siedzieli oskarżeni o myślozbrodnię niewiary w produkt biznesowy „Chusteczki z innej beczki”, byli w komplecie. Siedemnastu hańbiących doskonały wizerunek korporacji lekarskiej na znak powitania pochyliło głowy przed ich doskonałościami sędziami.
Następnie Euzebiusz spojrzał na prawo, gdzie przewidziano miejsce dla Sekcji Młodych Hunwejbinów Medycyny. Mieli oni za zadanie gorącymi oklaskami nagradzać wystąpienie sędziego Pimpela. Spojrzał i o mało co nie dostał napadu migotanie przedsionków. Zamiast młodych hunwejbinów medycyny na ławach siedzieli jacyś starcy! Co więcej, wyglądali na tak starych, że już niczym nie można było ich wystraszyć, ukarać odebraniem PWZ ani pognębić.
– Panie dyrektorze administracyjny! – zawołał władczym tonem do urzędnika odpowiedzialnego za organizację posiedzenia sądu.
– Tak, wasza eminencjo... – wyszeptał drżącymi wargami urzędnik. Gwałtowna suchość ogarniała wszystkie zakamarki jego jamy ustnej z niezwykłą szybkością.
– Czy to sekcja Młodych Hunwejbinów Medycyny tak się postarzała od ostatniej rozprawy, że na ich miejscu widzę samych starców??? – wysyczał sędzia Pimpel.
– Wasza eminencjo, oni twierdzą, że są młodzi... – resztkami sił odpowiedział urzędnik i rozejrzał się za wodą, którą rozstawiono na poszczególnych stołach przed rozprawą. To co zobaczył prawie ścięło go z nóg i tylko cudem nie runął na podłogę, podtrzymując się najbliższego stołu! Wszyscy starcy popijali wodę zabraną ze stołu prezydialnego! To nie była zwykła woda, lecz Rewelacyjny Płyn Nawadniający przygotowany przez pracowników NIKUZ z najwyższą starannością, zakwalifikowany do postawienia na stół prezydialny przez samego głównego inspektora sanitarnego Pandemlandii, profesora Marka Tintasa. Zgodnie z profesorską recepturą płyn był wzmocniony kostkami lodu mającymi powszechnie znane działanie przeciwwirusowe, które profesor odkrył podczas swych badań naukowych. To był płyn przeznaczony tylko dla wybranych, a tymczasem pili go, nic sobie z tego nie robiąc, jacyś dziwni starcy, którzy twierdzili, że są Młodymi Hunwejbinami Medycyny.
– Wody... – jęknął dyrektor administracyjny do starców. – Wody, choć jedną kropelkę – wyszeptał resztkami sił. Wszyscy starcy patrzyli na niego chłodnym wzrokiem, co więcej, żaden, nawet najmniejszy mięsień mimiczny ich twarzy nie wyrażał jakiegokolwiek uczucia. Demonstrowali zero współczucia wobec spragnionego urzędnika okrutnie zaatakowanego przez los. Mijały kolejne sekundy pełne narastającego pragnienia, nieznośnej suchości śluzówek jamy ustnej i niepokoju o wysokość premii, a może i dalsze losy na stanowisku dyrektora placówki. Niespodziewanie jeden ze starców zaintonował na znaną melodię:
Bracia, siostry, wody dajcie! Sądom wszystko wypijajcie!
Powiało obrazą majestatu sądu, gdy bezczelni starcy nieoczekiwanie zaśpiewali na zupełnie inną, buntowniczą nutę:
A kto nie wypije, Tego we dwa kije!
Wszystko toczyło się dalej niczym w najkoszmarniejszym śnie... Któryś z sędziów krzyknął:
– Zawołać policję! To jest obraza majestatu sądu! To jest obraza wysokiego urzędu!
Nie minęło dziesięć minut, gdy do sali rozpraw wkroczyły dwa zastępy policjantów z pałkami teleskopowymi, długimi niczym kije bejsbolowe i pobrzękując kajdankami ruszyli w kierunku starców. Sędziowie nie czekając na dalszy bieg wydarzeń złapali się za falbanki swoich służbowych sukienek i wykrzykując: – Przerwa w obradach! Przerwa w obradach! – w popłochu wybiegli z sali posiedzeń.
Dostojność rozprawy została bezpowrotnie zniszczona. Sędzia Pimpel był niepocieszony. Nie tak to wszystko sobie wyobrażał i planował od kilku tygodni. Gdy ochłonął w swoim gabinecie, wezwał służby prasowe i podyktował komunikat dla mediów:
Dziś w siedzibie Najwyższej Izby Kontroli Umysłów i Zmysłów odbyło się posiedzenie sądu, podczas którego rozpoznano sprawę przeciwko osobom pozbawionym wiary w nieskończenie wspaniałe efekty produktu „Chusteczki z innej beczki”. Oskarżeni osobnicy rozsiewali pośród swoich pacjentów oraz przez media społecznościowe fałszywe informacje, że chusteczki nie tylko nie działają tak jak się oczekuje, ale w dodatku są nieprzebadane. Nasi eksperci sponsorowani są przekonani, że „Chusteczki z innej beczki” działają i oni widzą ten dobroczynny efekt, zwłaszcza gdy spoglądają na swoje konta bankowe.
Jako wyznawcy Medycyny Opartej na Faktach uważamy, że dalsza dyskusja na temat braku skuteczności produktu „Chusteczki z innej beczki” jest bezprzedmiotowa. Jak eksperci tak mówią, znaczy tak jest, a jak nie jest, to nie ma to najmniejszego znaczenia. Nie będziemy dyskutować z nikim, bo my wiemy lepiej od wszystkich, co się w życiu opłaca, bo taka jest nasza praca. A jak się komuś w głowie przewraca, to niech uważa, bo to może się dla niego skończyć bardzo przykro, o czym lojalnie uprzedzamy wszystkich posiadaczy Prawa Do Realizowania Daru Powołania do Medycyny.
Niestety niewiara w skuteczność produktu biznesowego "Chusteczki z innej beczki" narastała z dnia na dzień. Szefostwo Najwyższej Izby Kontroli Umysłów i Zmysłów zdecydowało się na spektakularną decyzję zawieszenia lub pozbawienia Prawa Do Realizowania Daru Powołania do Medycyny kilkorgu niepokornym jego posiadaczom. Niestety nie wzięli pod uwagą faktu, że karma wraca bowiem taka jest jej praca. Sejm Pandemlandzkiej Republiki Ludowej (PRL) powołał zespół parlamentarny do oceny prac Najwyższej Izby Kontroli Umysłów i Zmysłów (NIKUZ). Pierwsza rozprawa odebrała mowę wszystkim sędziom NIKUZ. Ktoś śmiał poddawać w wątpliwość ich kompetencje oraz intencje! To jest sprawa natury politycznej! - oznajmili w komunikatach dla mediów. Tylko my mamy rację i wdrożymy na drodze sądowej naszą zawodową demokrację! Wiemy, że w polityce obowiązuje zasada "to nie moja ręka". Powiemy więcej - my nie mamy rąk! Skoro nie mamy rąk to nie możemy nikomu niczego ukraść, a w szczególności wizerunku w przestrzeni publicznej!
Tymczasem dr Adam Prankster czytał codzienną prasówkę i oczom nie wierzył. Jak to spadła liczba zakażeń? Dlaczego tylko u kobiet? My mamy inny plan! Liczba zakażeń spadnie gdy wprowadzimy nowe, specjalnie dedykowane wirusowi świądowemu -23 przeciwciało monoklonalne świądotumab. Co to za granda? Na produkcją przeciwciała monoklonalnego intensywnie pracowała firma Geyzer kierowana przez Huberto Bamboulę.
Rozpoczęto produkcję przeciwciał monoklonalnych mysich, chimerycznych, humanizowanych oraz ludzkich. Poszczególne rodzaje przeciwciał były przewidziane dla rożnych grup społecznych. Dla najniżej stojących na drabinie społecznej przewidziano najtańszy w produkcji świądotumab mysi, klasy średnie dostały przydział na świądotumab chimeryczny, a przedstawiciele najwyższej władzy świądotumab ludzki.
Posiadacze prawa wykonywania zawodu lekarza mieli pewne wątpliwości, ale po dyskusjach uznali, że już od dawna to nie oni decydują jaki lek dostają ich pacjenci, więc zrezygnowali z zgłaszania swoich wątpliwości. Medycynę zamieniono w biznes medyczny, który rządził się zupełnie innymi prawami. Hymnem biznesmenów medycznych była melodia
Bezczelność wirusów nie znała granic – i nie jest to licentia poetica! Te zlepki aminokwasów, bo nawet nie białek!, bezczelnie przemieszczały się z kraju do kraju, z kontynentu na kontynent, z jednego sezonu na drugi sezon, co więcej – korzystały na gapę z samolotów, pociągów, autobusów i statków. Wirusy były niczym ośmiornica...
Ośmiornica wirusowa
Chce byś zawsze była zdrowa,
Piękna, mądra i bogata,
Żyła też przez długie lata.
Musi wciąż Cię nadzorować
Szczepić, mazać i pilnować
Objąć czule Cię mackami
Abyś zawsze była z nami!
John Brainwasher znając te cechy wirusów polecił starannie zdezynfekować prywatny odrzutowiec, którym udał się do Centrali Produkcji Wirusów na Zamówienie, aby zamówić nowy model biznesowy wirusa. Zamówienie Johna Brainwahera zlecono do realizacji w firmie Virus Manufacturing Factory w miejscowości Tam-Ten-Vir. Zleceniobiorcy skuszeni wysokim honorarium zaproponowanym przez Johna wyprodukowali zamówionego wirusa w ciągu 3 tygodni.
Uroczyste przekazanie pierwszej partii wirusów odbyło się w hotelu The Golden Age, gdzie producenci patogenów na zamówienie podejmowali ważnych gości. Realizatorem pomysłu eleganckiego podejmowania gości z branży biznesu wirusowego była firma Geyzer, którego prezesem był energicznybiznesmen Durnertto Bamboula, znany z sukcesów biznesowych oraz niespotykanej determinacji w dążeniu do wytyczonych celów finansowych.
Uroczyste przekazanie pierwszego miliona gotowych do inwazji Itchwirusów-23 zorganizowano w hotelu The Golden Age, bowiem Durnertto wierzył, że czeka go Złoty Wiek. Brano tez pod uwagę, że każde zamówienie nowego wirusa było początkiem do złotego wieku dla Virus Manufacturing Factory, choć wiadomo było, że gdy przeminie wiek złoty to jest potem strasznie dużo różnorakiej roboty, a czasem nawet kłopoty. No, ale kto by się przejmował przyszłością, skoro teraźniejszość była tak podniecająca?
Nowy wirus został nazwany Itchvirus-23 (od angielskiego słowa itch czyli świąd). Choroba objawiała się w pierwszych dniach powtarzalnymi ukłuciami powodowanymi przez kolce wirusa, które były zbudowane z dotychczas nieznanych białek. Niestety zarówno producenci, jak i zamawiający nie przewidzieli ani też nie uwzględnili w produkcji faktu, że wirus przenosił się nie tylko z człowieka na drugiego człowieka, ale też wędrował w obrębie zakażonego organizmu zmieniając swoją lokalizację i powodując świąd w nowych okolicach ciała człowieka.
W produkcji wirusa nie przewidziano niestety, że ludzie nie tylko podawali dłonie innym osobom na początku i końcu spotkania, ale także dotykali różnych części własnego ciała. O ile wszyscy byli od dzieciństwa nauczeni aby nie dotykać twarzy, to nie dało się egzystować bez kilkakrotnego w ciągu doby dotknięcia okolic intymnych, w związku z wykonywaniem czynności fizjologicznych. Przemieszczony przy okazji wykonywania wspomnianych czynności wirus do nowej lokalizacji doznawał mutacji i z niewiniątka zamieniał się w okrutną hydrę, która swoimi lepkimi mackami przyczepiała się z niezwykłą siłą do ciała zaatakowanego nieszczęśnika.
Pomnik postawiony ku pamięci walki z patogenem o nazwie Itchwirus-23
Wirus wykorzystał chytrze fakt, że ludzie myli ręce opuszczając WC, a nie myli przed dotknięciem okolic intymnych. O tym aspekcie nie pomyśleli również projektanci nowego patogenu.
Już po kilku dniach od wypuszczenia wirusa w przestrzeń publiczną zauważono, że pierwsze objawy dotyczyły głównie przedniej okolicy intymnej, z tej prostej przyczyny, że częstość dotykania w ciągu doby tej okolicy była większa niż okolicy tylnej. Początkowo interpretowano te dolegliwości jako objawy dyzuryczne, ale gdy świąd przeniósł się na tylną okolicę intymną to - jak mówi znane powiedzenie - skończył się żart, zaczęły się schody.
Z uwagi na powszechne, codzienne shake-handy między ludźmi oraz dotykanie okolic intymnych podczas czynności fizjologicznych, tempo przenoszenia się wirusa było niezwykle szybkie. Wirus atakował głownie sfery biznesowe, finansowe oraz polityczne mające shake-hand w swych zwyczajach częściej niż rolnicy, ogrodnicy lub kucharki.
Zakażeni osobnicy z powodu uciążliwości objawów musieli przebywać w domach. Władze Pandemlandzkiej Republiki Ludowej (PRL) znalazły się w nie lada kłopocie. Jak leczyć? Jak zapobiegać rozprzestrzenianiu się wirusa? To były dylematy trudne do rozwiązania.
Podstawowym jednak wyzwaniem było naukowe potwierdzenie wirusowej przyczyny dolegliwości zlokalizowanych w okolicach intymnych. Krajowa Rada Ekspertów i Autorytetów Typowanych Ujednoliconą Racją (KREATURA) zaproponowała wymaz z końcowego odcinka przewodu pokarmowego pobrany za pomocą specjalnego drewnianego patyka owiniętego na końcu watą, który należało wprowadzić na głębokość 15 cm od punktu końcowego przewodu pokarmowego. Pacjenci narzekali na ból przy pobieraniu wymazu, ale w końcu nie miało to większego znaczenia dla wielkiej idei precyzyjnego diagnozowania nowej, groźnej choorby. Problemem było to, że podczas bólu spowodowanego gmeraniem w odbytnicy, pacjenci zaciskali pośladki i ruszali nimi na boki co powodowało, że końcówka drewnianego patyka wymazowego dość często odłamywała się i pozostawała w dolnym odcinku przewodu pokarmowego jako niebezpieczne ciało obce. Co robić? Jak zaradzić temu powikłaniu i nie zniechęcić pacjentów do zgłaszania się na badanie w kierunku nowej infekcji wirusowej?- debatowano na kolejnych posiedzeniach Krajowej Rady Ekspertów i Autorytetów Typowanych Ujednoliconą Racją (KREATURA).
Przepisy o przymusowym wykonywaniu wymazu przed podróżą lub zezwoleniem na wykonywanie pracy siedzącej w siedzibie instytucji nie rozwiązywało problemu. Potrzebna była jakaś prozdrowotna zachęta o wymowie profilaktycznej. Zdecydowano się utworzyć Pakietową Usługę Profilaktyczno-Analną (PUPA). Usługa była oferowana świadczeniobiorcom, u których nastąpiło odłamanie końcowego fragmentu patyka, polegała ona na jednoczesnym wykonaniu rektoskopii wraz z gastroskopią w znieczuleniu ogólnym. W opisie oferty podkreślono, że znane powiedzenie iż nie ma nic złego co by na dobre się nie zdało manaukowe podstawy bowiem złamanie patyka wymazowego i badania z nim związane pozwalają na wczesne wykrywanie nowotworów przewodu pokarmowego.
Dziennikarze na tropie wirusa
Nowa sytuacja epidemiologiczna budziła powszechne zainteresowanie zarówno mediów jak i mieszkańców Pandemlandzkiej Republiki Ludowej (PRL). Zrozumiałym więc było, że ekipy dziennikarzy udawały się do siedziby władzy ustawodawczej w celu zdobycia informacji z pierwszej ręki na temat co wybrańcy narodu zamierzają zrobić z tą niezwykle skomplikowaną sytuacją medyczną.
Niestety nie było łatwo zdobyć chętnego i dobrze poinformowanego rozmówcę. Dziennikarze ustawiali się w segmencie prasowym Sejmu PRL ze swoimi kamerami i cierpliwie oczekiwali na kogoś chętnego do udzielenia wywiadu.
Matylda, otrzymująca w przeszłości akredytacje sejmowe, zaintrygowana przebiegiem wydarzeń także wybrała się do gmachu parlamentu.
Pobrała przepustkę, okazała ją strażnikowi przy wejściu na teren Sejmu, minęła zastanawiająco pusty dziedziniec otaczający poszczególne budynki i weszła do gmachu głównego.
Gmach główny każdego roboczego dnia tętniący życiem, dziś świecił pustkami. Przez hol na parterze przemykały tylko pojedyncze osoby z personelu sejmowego. Korzystając z okazji, że wnętrze gmachu głównego jest puste, Matylda rozejrzała się dookoła. Wzrok jej zatrzymał się na wężowatych poręczach zdobiących schody gmachu głównego. Wcześniej nie zauważyła tego elementu wystroju.
Przez chwilę zastanowiła się dlaczego twórcy, którymi byli XIX wieczni brazownicy wybrali ten właśnie motyw do ozdoby sejmowych schodów, a nie jakiś inny, mniej tajemniczy element. Schody zdobił wąż Hipokratesa zwany po łacinie Zamenis longissimus co tłumaczymy na język polski jako najdłuższy wąż.
Dlaczego wąż Hipokratesa, a nie jakiś innym motyw, i do tego taki długi? . Gdyby był to budynek wydziału lekarskiego, to było by jasne, ale sejmu? - zastanawiała się Matylda.
Wąż ciągnął się przez całą długość schodów prowadzących z pierwszego piętra na parter.
Ciekawe gdzie on popełźnie on dalej? - rozmyślała Matylda. No dobra, zostawiam węża na razie w spokoju, trzeba poszukać jakiegoś źródła informacji.
Zajrzała do głównej sali obrad i ku jej niezwykłemu zaskoczeniu była ona pusta, a jedyną osobą w niej był w niej przewodniczący sesji prowadzący obrady.
- A gdzie jest reszta posłów? - zapytała Matylda jednego z dziennikarzy stojącego obok drzwi..
- Obrady są on line. Dużo osób złapało jakiegoś wirusa i nie mogą siedzieć - odpowiedział kolega.
- Co złapali? Wirusa? I dlaczego nie mogą siedzieć na obradach? - dopytywała zdziwiona Matylda. Czego to ludzie nie wymyślą aby z on site przenieść się w domowe pielesze i pracować on line! Najwyraźniej koncepcja metaversum zaczyna przyjmować realne kształty. Ciekawe czy choroby też będą wirtualne czy nadal realne? - pomyślała zaintrygowana nieznanymi do tej pory faktami.
Sprawa była na tyle pilna, że minister zdrowia zwołał w trybie pilnym posiedzenie Krajowej Rady Ekspertów i Autorytetów Typowanych Ujednoliconą Racją (KREATURA) aby opracować wytyczne postępowania dla wszystkich obywateli. Ustalono, że najważniejsze będzie wydanie instrukcji mycia rąk. Wytyczne ujęto w formie wierszowanej aby była łatwiejsza do zapamiętania.
Naukowe wytyczne mycia rąk, by uniknąć strasznych mąk
Zaraz szybko umyj ręce,
nie tkwij w ciągłej, strasznej męce,
Mycie rąk zaś wszystko zmienia
w kwestii stanu zakażenia.
Rząd nas wszystkim już panuje,
mycie rąk wciąż nadzoruje,
Narodowa to jest drama
gdy publiczność myje sama,
Ręce, palce i nadgarstki,
w sposób zwykły, geszefciarski.
Dziś potrzebne są wytyczne,
aby umyć palce liczne.
Nie pieść kciukiem dozownika,
z tego dużo zła wyniki!
A ministru w swej podzięce, krzyknij:
Ja cię kręcę!
Minister oraz rada ekspertów i autorytetów postanowili zwoływać codzienne konferencje prasowe podczas których podawano o ile wzrosło zużycie wody oraz mydła.
Anastazy jako certyfikowany naukowiec najwyższych lotów z imponującym impact factor wynoszącym 0,017 i ambitnie podążającym do 0,018 zwracał zawsze uwagę na zbieżność poczynań badawczych Wielkiego Uniwersytetu Medycznego z trendami nauki światowej. Oczywiście kłuła go w sam czubek lewej komory serca niedająca się w żaden sposób opanować zazdrość, że taką Matyldę Przekorę, autorkę pisującą do prasy kolorowej, czytały miesięcznie i cytowały na swoich blogach setki tysięcy czytelniczek i czytelników. Nie dość tego, że Matylda miała tzw. zasięgi ze swoimi artykułami, to jeszcze bywała tam gdzie zwykli bywać eksperci!
Rozpoznawczym kolorem Matyldy był niebieski
Tłumaczył sobie tę kłopotliwą różnicę w zasięgu oddziaływania słowa drukowanego tym, że on pisze dla wybranych jednostek z pięknie pofałdowanymi zwojami mózgowymi skręcającymi wyłącznie w lewą stronę, a Matylda dla takich z bardziej wygładzoną korą mózgową. Tłumaczenie tłumaczeniem, ale ból serca pozostawał, nawracał i nie przemijał. No bo jak może nie boleć serce, gdy ilekroć Anastazy wszedł do fryzjera, aby podfarbować swoje siwiejące włosy, to jego wzrok od progu padał na rozrzucone na wszystkich stolikach egzemplarze pisma „Imperium Matyldy”. Czegóż ona tam nie wypisywała!
# Jak usunąć kolec kaktusa z palca.
# Co zażyć na poniedziałkowy ból głowy, gdy w domu nie ma ani jednej tabletki przeciwbólowej.
# Jak ożywić intelektualnie 90-letnią babcię.
I jeszcze dziwniejsze tematy.
To jest naruszenie praw człowieka, takie nierówne traktowanie przez los osób piszących teksty. A może by tak powołać Rzecznika Praw Akademika, żeby dbał o poczytność naszych artykułów i naszą pozycję w społeczeństwie? Och, nie! Przecież my już nie jesteśmy akademią lecz Wielkim Uniwersytetem Medycznym. Może lepiej będzie Rzecznik Praw Należnych Naukowcom (RPNN)? Też nie, jakiś długi ten skrót, muszę to przedyskutować z panną Marysieńką.
Jako modniś i strojniś szczególnie cenił wszystko to, co działo się w Paryżu i lubił szukać tam inspiracji. Zbliżający się początek roku akademickiego i planowane zmiany na uczelni były dostatecznym powodem, aby poszukać natchnienia w stolicy mody. Wiadomo też było nie od dziś, że Paryż dobrze wpływa na kondycję każdego badacza, niezależnie od specjalności. Niespieszny spacer stylowymi uliczkami tego miasta, słuchanie, zatrzymywanie wzroku na wystawach sklepowych podczas spaceru po Champs Élysées, nierozerwalnie związanym z każdą wyprawą do tego miasta, czy wreszcie sympatyczny lunch w Le Grand Colbert było tym, czego badacze medyczni potrzebowali w stopniu nie mniejszym niż tlenu. Jakże wysoko plasował się badacz w uczelnianych sferach towarzyskich, jeżeli potrafił wtrącić od niechcenia – gdy byliśmy w zeszłym roku w Paryżu…
Panna Marysieńka, wydanie paryskie
Umiejętność dyskusji o najnowszych trendach paryskich utrzymywała badacza na odpowiednim poziomie towarzyskim, za którym szedł poziom naukowy i w prostej pochodnej biznesowy! Śledzenie mody na takim portalu dla akademików (https://stylishacademic.com/tips-for-packing-a-capsule-conference-travel-wardrobe/) to nie było to samo, co osobiste spotkanie z modą w jej światowej stolicy.
– Panno Marysieńko – rzucił do sekretarki – a może byśmy pojechali do Paryża po inspirację w sprawie sukienek służbowych? Bo wie pani, te dalekowschodnie wzory sukienek, które zdominowały krajobraz naszych miast i wsi w mijające lato, to jednak nie jest pierwszy sort estetyki krawieckiej. A Paryż to zupełnie inna liga w modzie, urodzie i wygodzie.
– Ależ Magnificencja ma pomysły! – jęknęła jakby lekko paraerotycznie panna Marysieńka. – Jak najbardziej jestem za wizytą studyjną w Paryżu. Kto wejdzie w skład delegacji?
– Hm… Myślę, że ja, profesor OrOr, znaczy Jędrzej Wielkosz, no i pani, panno Marysieńko, jako moja prawa i lewa ręka, bo wie pani, ja jestem leworęczny, ale czasem też używam prawej. Proszę rezerwować bilety lotnicze, business class oczywiście, nie możemy pospolitować się z tymi korporacyjnymi wyrobnikami, którzy lecą na jeden dzień do Paryża, aby pocałować w pierścień dyrektora europejskiego oddziału.
– A hotel, to który mam zarezerwować? – zapytała panna Marysieńka.
– Hilton Arc de Triomphe, oczywiście! Na tydzień od najbliższego poniedziałku. Jak nazwiemy nasz program studyjny? – zastanawiał się głośno Magnificencja.
– A może nazwiemy go Maxence? – rzuciła panna Marysieńka w przestrzeń.
– Brzmi dla ucha bardzo przyjemnie – zauważył Magnificencja. – Taki jakby mix słów magnificencja i elegancja. Jak pani na to wpadła?
– Ach, po prostu zauważyłam na zdjęciu, które redaktor Matylda Przekora wrzuciła do internetu, że w tle jest taki napis.
– Które zdjęcie, które? – dopytywał Anastazy.
– No te, na którym niby tam Magnificencja jest w szpilkach, po lewej na górze zdjęcia jest to słowo. Sprawdziłam, Maxence to francuskie imię męskie. A może lepiej będzie jego pełne oficjalne łacińskie brzmienie Maxentius?
– Hm… wolę Maxence – zadecydował Anastazy. – Piszemy więc: Wyjazd studyjny do Paryża w ramach projektu Maxence.
Trzy dni dzielące ich od wyjazdu do Paryża przeleciały niczym jesienny wicher i już siedzieli na pokładzie samolotu. Dwie godziny zleciały na degustowaniu win serwowanych pasażerom business class, przegryzanych francuskimi serami i ani się obejrzeli, już lądowali na CDG.
Przeszli przez łącznik, minęli dwa korytarze i zjechali schodami do hali przylotów, aby odebrać bagaże.
Czekali, czekali, a walizki dostojnej delegacji naukowców nie nadjeżdżały… zanosiło się na horror spędzenia wszystkich dni w tej samej odzieży, co dla strojnisia Anastazego było wizją nie do zniesienia. Wszyscy odebrali swoje bagaże, a Anastazy z resztą delegacji tkwili przy pustym pasie transmisyjnym.
Ha! Trzeba było złożyć reklamację. Anastazy zaczął rozglądać się za jakimś odpowiednim biurem, ale nie był w stanie niczego wypatrzyć. Panna Marysieńka dostrzegła natomiast maszynę do zgłaszania reklamacji o zaginionym bagażu.
Reklamacje o zaginionym bagażu przyjmowały roboty lotniskowe
O nie! Tego nie akceptuję! Ja, wybitny naukowiec oraz magnificencja tytularna i figlarna Wielkiego Uniwersytetu Medycznego w Wielkim Mieście, nie będę rozmawiał z maszyną.
– Jędrek, panno Marysieńko, idziemy na postój taksówek.
Wsiedli do auta i pomknęli do Stolicy Mody. Minęła godzina i taksówka zatrzymała się przed Hilton Arc de Triomphe.
Jakież było zaskoczenie Anastazego, gdy okazało się, że teraz hotel nazywa się L’Hotel du Collectionneur.
– Ach, widzę, że nie tylko nasza uczelnia, ale inne słynne przybytki też zmieniają nazwę. Gdy byłem tu w 2006 roku, był to Hilton Arc de Triomphe – oznajmił Anastazy pozostałym członkom delegacji. Spodobało mu się logo hotelu z dzielnym rycerzem na rydwanie mknącym ku zwycięstwu.
A może by tak zmienić logo naszego Wielkiego Uniwersytetu Medycznego? – zastanawiał się Anastazy. Właściwie te wszystkie węże i laski Hipokratesa to takie… takie mało eleganckie… a złoty rydwan to zupełnie inna historia! Muszę zaproponować na następnej radzie wydziału zmianę wizerunku.
Załatwili formalności w recepcji i umówili się, że za godzinę spotkają się w holu, aby wspólnie przespacerować się po Champs Élysées i łyknąć nieco wielkiego świata mody.
Apartament Anastazego
Dostojna delegacja wsiadła do przestronnej windy, która bezszelestnie uniosła się ku górze i zatrzymała na 5. piętrze. Ich sąsiadujące pokoje miały numery od 511 do 513. Anastazy włożył kartę w szczelinę zamku broniącego dostępu przypadkowym biedakom do świątyni luksusu i nacisnął klamkę. Za drzwiami rozpościerało się wyrafinowane królestwo dedykowane tym, którzy na nie zasłużyli. Położył podręczną torbę na stoliku w przedpokoju i rozejrzał się dokoła.
Łóże z madagarskiego hebanu na którym wypoczywał Anastazy
Środek pokoju zajmowało zachwycające łoże z madagaskarskiego, ciemnobrązowego hebanu. Obleczone było w śnieżnobiałą jedwabną pościel najwyższego gatunku. Wezgłowie zdobił hotelowy herb z dzielnym rycerzem na rydwanie. Złote linie herbu znakomicie komponowały się z ciemnobrązowym hebanem. Anastazy jęknął z zachwytu:
Ach… spać samemu w takim łożu to po prostu grzech przeciwko naturze… a gdyby tak… no nie! Anastazy, opanuj się – skarcił sam siebie. Pójdziemy do jakiegoś kabaretu i też będzie co wspominać – dodał na pocieszenie swojej rozbrykanej męskiej wyobraźni.
Zlustrowawszy pokój wszedł do łazienki, aby umyć ręce po podróży. Powoli odkręcił kran i spoglądał na strumień wody rozpływający się po umywalce z zielonego kararyjskiego marmuru. Wytarł swe spracowane dla dobra społeczności akademickiej dłonie w puszysty biały ręcznik z herbem hotelu, nawilżył je kremem stojącym na krawędzi umywalki i z przyjemności oglądał pozostałe elementy pomieszczenia. To było wnętrze, które wymagało niespiesznego smakowania każdego szczegółu.
Umywalka z zielonego kararyjskiego marmuru dopełniała obrazu
Przeczesał włosy, przejrzał się jeszcze raz w lustrze. Prezentował się dostojnie, mimo że nie był w akademickim stroju wizytowym. Jeszcze łyk wody i był gotów do wyjścia. Bezszelestnie zamknął drzwi i powolnym krokiem przemierzał hotelowy korytarz. Lubił te chwile, gdy buty zapadały się w grubą wykładzinę dywanową wyściełającą hotelowe korytarze. Czuł się wtedy królem życia. To nie było to samo co stawianie kroków po pospolitej, plastikowej wykładzinie w rektoracie. Tamta wykładzina była dostępna dla wszystkich, a puszyste, hotelowe, pięciogwaizdkowe dywany tylko dla wybranych.
Zjechał na parter i rozejrzał się za panną Marysieńką i Jędrzejem. Siedzieli już w holu i na widok magnificencji poderwali się sprężyście.
– Moi drodzy, cieszę się, że już jesteście – oznajmił Anastazy i wyjął z kieszeni smartfon, aby wyświetlić trasę spaceru.
– Proponuję, abyśmy przespacerowali się po Parc Monceau, potem przejdziemy do rue du Faubourg Saint-Honoré, na której znajdziemy wszystko, co jest potrzebne eleganckiemu mężczyźnie, no i eleganckiej kobiecie też – dodał. – Wyprawę zakończymy w którejś kawiarni na Champs Élysées.
– Znakomity plan! – zawołała z entuzjazmem panna Marysieńka.
– Moi drodzy, koniecznie musimy wstąpić do sklepu Hermes. Nie wiem jak wy, ale ja muszę kupić sobie kilka krawatów na nowy sezon akademicki, panna Marysieńka z pewnością nie pogardzi jakąś gustowną apaszką, no a ty, Jędrzeju, na co masz ochotę?
– Hm… może pasek do spodni… tak, pasek, w Paryżu mają ciekawe wzory.
Przeszli przez Parc Monceau i nie minęło kilkanaście minut, a już spacerowali po słynnej ulicy cieszącej gusty najbardziej wybrednych elegantek i elegantów. Mijali kolejne wystawy, gdy nagle wzrok Anastazego odnotował coś, czego jego profesorskie oczy nie widziały przez całe dotychczasowe życie. Na wystawie sklepowej w ramie wielkiego obrazu pyszniły się dwa portrety. Przetarł oczy w nadziei, że to tylko jakieś chwilowe zakłócenie wzrokowe po podróży, ale widok nie chciał znikać. Tak, to był Karol Marks w towarzystwie Zygmunta Freuda.
Twórcy idei wiecznie żywych
– A to historia! Czy wy widzicie to samo, co ja widzę? Jędrek! Panno Marysieńko!
– Pacze i widze, że widze to samo co Magnificencja – mruknął Jędrzej.
– A kto to? – zapytała panna Marysieńka – Nie znam tych panów, to jacyś znajomi Magnificencji i profesora Jędrzeja?
– Och, panno Marysieńko, to słynni ludzie, ale z innej epoki, więc niech pani nie mebluje sobie główki ich nazwiskami.
– Jędrzej, pamiętasz zajęcia z filozofii marksistowskiej na studiach doktoranckich?
– Co mam nie pamiętać? – mruknął Jędrzej.
– A te zajęcia z psychiatrii, na których uczyliśmy się o psychoanalizie? Wiesz co… a może by tak wprowadzić warsztaty z psychoanalizy dla naszego personelu akademickiego, to pomoże im przejść nie tak boleśnie proces restrukturyzacji Wielkiego Uniwersytetu Medycznego?
– Anastazy, nie wiem czy psychoanaliza nam pomoże, ale kapitał z pewnością. Więc potraktujmy spotkanie z Karolem jako znak, symbol, wskazówkę dla nas na nadchodzącą przyszłość. Trzeba nam bliższych kontaktów z kapitałem, a psychoanaliza to będzie drugi plan.
Zakupy w Hermesie poszły im szybko i mogli kontynuować spacer wzdłuż rue du Faubourg Saint-Honoré. To co już po kwadransie zauważył Anastazy na tej słynącej z elegancji paryskiej ulicy, to brak tych dalekowschodnich modeli sukienek.
– Ha! Wiedziałem, że to jakaś lokalna moda dla ubogich ze wschodnich rubieży Europy, a nie wysokiej klasy moda dla poważnych ludzi, na stanowisku. Trzeba będzie jeszcze popracować nad ostatecznym wyglądem nowych sukien akademickich. No, ale jedno jest pewne, musimy kupić dla całej rady wydziału służbowe teczki u Louis Vuitton, więc idziemy do tego sklepu, aby rozpoznać temat, co jest modne w tym sezonie.
U Louis Vuittona Anastazemu wpadła do głowy ostateczna koncepcja stroju akademickiego, gdy zobaczył czarne podłużne plecaki z czerwonymi elementami w dolnej części z kolekcji The Epi Patchwork edition of the Christopher backpack.
– Tak, już wiem, jak się wystroimy! Sukienki w ciemnoczerwonym kolorze z takimi czarnymi plamami, przypominającymi ślady tygrysie, do tego czarne plecaki z tymi akcentami czerwonymi na dole. Aha, no i do tego oczywiście czarne szpilki z czerwoną podeszwą, te od od Christiana Louboutina będą pasowały idealnie.
– Bosz… Magnificencjo… Ależ ma pan wizje… – jęczała para erotycznie panna Marysieńka.
– To po czymś, czy na trzeźwo to wszystko wymyśliłeś? – zapytał z troską Jędrzej.
– Jędruś, na trzeźwo, na trzeźwo, ja kocham elegancję. A wiadomo… Francja… elegancja… to jest to, co tygrysy elegancji lubią najbardziej. Wrrr….
– Powiem więcej – kontynuował Anastazy – połączenie koloru czerwonego z czarnym w naszej nowej kolekcji służbowych ubiorów akademickich ma wysoki podtekst symboliczny. Do tej pory magnificencjom i wicemagnificencjom przysługiwały szaty w kolorze czerwonym, a niższym funkcjonariuszom akademickim szaty w kolorze czarnym. Dzięki połączeniu kolorów w nowej kolekcji wykażemy się demokratyczną postawą wobec kolegów niższych rangą. To nie znaczy, że w 100% będą mogli robić to samo co my, arystokracja Wielkiego Uniwersytetu Medycznego.
– A czego nie będą mogli robić? – zaciekawił się Jędrek.
– No wiesz, założyliśmy ostatnio na uczelni Klub Magnificencji, do którego mają wstęp tylko magnificencje i wicemagnificencje. Innymi pracownikom, którzy wprawdzie mają prawo do założenia służbowej sukienki w jakimś pośledniejszym kolorze, wstęp jest wzbroniony. Zatrudniliśmy nawet ochroniarza, żeby pilnował porządku i nikogo nieupoważnionego do Klubu Magnificencji nie wpuszczał.
– A gdzie ten wasz klub się mieści? – zapytał zaintrygowany Jędrzej.
– No wiesz, chwilowo to zabraliśmy jeden pokój bibliotece uczelnianej, bo co za dużo, to niezdrowo, znaczy jak za dużo tych książek ludzie czytają, to niezdrowo mogą się wiedzy nałykać i potem co my z takimi przemądrzałymi zrobimy? No coo??? Rozumisz, Jędrek?
– Ale co tam robicie? – dociekał OrOr.
– Powiem ci, ale w tajemnicy – przymierzamy tam ładną bieliznę w kolorze czerwonym.
– Co??? – Jędrzej dostał galopującego Hashimoto z wytrzeszczem złośliwym.
– No coooo??? Co się tak dziwisz?! Fajnie jest przymierzyć czasem jakiś czerwony staniczek. Człowiek po takiej akcji dostaje takiego kopa hormonalnego, że hej!
Panna Marysieńka, mimowolny słuchacz tych żywiołowych zwierzeń akademickich, nieśmiało wtrąciła:
– Magnificencjo, a może by tak ustanowić odznaczenie uczelniane, które nazwiemy Tygrys Elegancji i będziemy je przyznawać najelegantszym akademikom i akademiczkom? Skoro są portale poświęcone modzie akademickiej (https://stylishacademic.com/), to chyba jest to kierunek godny inwestycji.
– Panno Marysieńko! to jest myśl genialna i zaraz po powrocie zajmiemy się realizacją. Aby być dobrze przygotowanymi do konkurencji Tygrys Elegancji – zarządzam jutro wycieczkę do sklepów na Place Vendôme – oznajmił Magnificencja.
Paski, apaszki, żakiety, spodnie, suknie na Place Vendôme zachwycały, ale największą miętę Magnificencja poczuł do perfum w opakowaniu w kształcie szpilek. Anastazy nawonnił się próbkami i jęczał, wciągając w nozdrza oszałamiający zapach.
ROZDZIAŁ 4. EKSPERCI SPODZIEWAJĄ SIĘ NIESPODZIEWANEGO
Pandemia będąca złotym okresem dla wielu grup biznesowych w krainie zwanej Wirtualandią, nieśpiesznym krokiem odchodziła w siną dal, niczym słynny kochaś z przeboju sprzed lat.
Co będzie dalej? Na czym będziemy zarabiać? Kogo wynajmiemy do roli ekspertów niezbędnych do generowania kolejnych fal paniki? Jak zapewnimy refundację produktów medycznych, które wprowadzimy na rynek pod hasłem ochrony przed infekcją? Takie oraz wiele innych niepokojących uczuć gnębiło różne grupy biznesowe działające na globalnym rynku medycznym.
Przecież nie może być tak, że przestaniemy zarabiać miliony i zostaniemy prolami żyjącymi z jednej pensji na poziomie średniej krajowej!
Uczucie post pandemicznego strachu przenosiło się z jednej grupy biznesowej na drugą, powracało ze zdwojoną siłą i się, że nigdy nie przeminie.
Z silnymi uczuciami już tak w życiu jest, że przyczepiają się do człowieka niczym butapren i nie ma dobrego sposobu aby się od nich uwolnić. Nie ważne było czy ów butapren uczuciowy dotyczył relacji międzyludzkich, stanowisk, poglądów czy zarobkowania.
W dobie pandemii szalejącej nie tylko w ludzkich organizmach, ale i w mediach społecznościowych, pojawiło się jeszcze jedno uzależnienie - nazwijmy ją "ekspertoza przewlekła" po łacinie expertosis chronicus, numer w ICD będzie nadany w nieodległej przyszłości.
Głównym objawem tego schorzenia była potrzeba bycia nieomylnym ekspertem o krajowym zasięgu, który ma zawsze racje. Każdy kraj miał swoich ekspertów komentujących na bieżąco zarządzenia rządów, ministerstw oraz placówek administracji zdrowia publicznego. Wpływy ekspertów miały zasięg regionalny, nie można było koledze z branży wchodzić na jego poletko wpływów.
Uzależnienie od bycia nieomylnym ekspertem atakowało nie tylko niektórych lekarzy, ale także te osoby które nie dostały się na medycynę i zrządzeniem okrutnego losu musiały studiować biotechnologię, wirusologię lub zdrowie publiczne. Nieszczęśnicy ci z powodu niemożności studiowania medycyny cierpieli na nieuleczalną potrzebę "zabawy w doktora". Aby przybliżyć te nieszczęsne ofiary okrutnego losu do medycyny wymyślono określenie "medyk" oraz "ekspert". Był to wprawdzie ktoś o bliżej nieznanym wykształceniu, ale bardzo oblatany w recytowaniu koncepcji lansowanych przez władze i biznes.
Media intensywnie lansowały pogląd, że ów ekspert to jest jakiś ważniak, którego My, Naród powinien słuchać z otwartą jamą ustną, oraz żarliwie mu przytakiwać, przyklęknąwszy przynajmniej na jedno kolano. Lansowanie kogoś, kto miał wykształcenie bliżej nie wiadome, ale potrafił wiernie recytować przekazy dnia, trwało już długi czas i zdawało się nie mieć końca, co więcej dawał całkiem dobre efekty biznesowe zleceniodawcom tych recytacji.
Jedni stawiali ekspertom pomniki, aby uczcić ich wielkość. Inni pisali wiersze na ich cześć:
Oda o nierówności
Dość tej równości! To chyba wiecie, że
Nie ma równych ludzi na świecie.
Są duzi i mali, mądrzy i głupi,
Ale tej bajki dziś nikt nie kupi.
Sprzedaje się kłamstwo, fałsz i obłuda.
Jak długo? pytacie. Dopóki się uda!
Ekspert, to cwany gość z nominacji.
Ma mega przydział kłamliwych racji.
Na każdy temat on wszystko wie.
Więc bredzi jawnie co tylko chce.
Jest też komitet, nie, nie centralny!
Z umysłowości skrajnie banalny,
Powie co każą, podpisze wszystko,
Zwłaszcza gdy przelew bankowy blisko.
Zwolenników ekspertologii sponsorowanej Matylda Przekora, znana w swoim drugim wcieleniu zawodowym jak dziennikarz śledczy, zwykła pytać:
Drogi ekspercie! Czy na pokładzie samolotu, gdy ktoś zasłabnie, pytają przez głośniki "Czy jest na pokładzie ekspert?" czy raczej staromodnie próbują ustalić "Czy jest na pokładzie lekarz?"
Eksperci i ich wyznawcy po usłyszeniu tak niewygodnego oraz naruszającego ich prywatność pytania żmijowato syczeli:
- Matyldo, ale czy ty jesteś za czy przeciw tym najwspanialszym produktom medycznym?
- Pytanie "za lub przeciw" może dotyczyć partii politycznej, ale nigdy nie powinno dotyczyć metody leczenia czy zapobiegania - odpowiadała Matylda. Skoro nie pytasz czy jestem za lub przeciw leczeniu nadciśnienia tętniczego lub zapalenia płuc, to nie pytaj o inne procedury terapeutyczne.
Pandemia ograniczała nie tylko w doborze słów, ale także w wielu innych obszarach. Ograniczenia w podróżowaniu narzucone przez pandemię spowodowały, że wiele osób kierowało swe myśli ku przeszłości oraz wyprawom odbytym w dawnych latach.
Podróże, podróże, ech... - pomyślała Matylda i na dysku wspomnień pojawiła się wyprawa za ocean, do Stanów Zjednoczonych na początku lat dwutysięcznych.
Rodzinna rezydencja Braiwasherów
Pierwsza noc na kontynencie amerykańskim, spędzona w San Francisco, wypełniona była oglądaniem telewizji serwującej widzom niezliczone reklamy. Nachalne wciskanie wszystkim wszystkiego co tylko na świecie wyprodukowano, wygenerowały w wyobraźni Matyldy wizerunek rodziny Brainwasherów, producentów zdrowych złudzeń z dostawą do domu.
Przez minione dwadzieścia lat, które upłynęły od spotkania z telewizją amerykańską, miała wrażenie, że wpływy Brainwasher Family rosły z dnia na dzień tak szybko, że opanowały wszystkie kontynenty, a produkcja zdrowych złudzeń pędziła z szybkością dorównująca produkcji pewnego produktu medycznego, którego nazwy nie wymienimy, bo i po co?.
Efekt i zasięg globalny w branży produkcji złudzeń uzyskano dzięki rozbudowaniu firmy i podzieleniu jej na sekcje:
# pralnia mózgów naukowców,
# pralnia mózgów lekarskich, z sekcją pralni mózgów studentów medycyny oraz rezydentów,
# pralnia mózgów urzędniczych
# pralnia mózgów pacjentów
Pralnia mózgów naukowców obejmowała prominentnych przedstawicieli różnych dyscyplin klinicznych, którzy wykonywali badania kliniczne nowych leków, badań oraz sprzętu diagnostycznego. Dzięki rozwiniętemu systemowi pralniczemu osiągnięto znaczący wpływ na praktykę kliniczną dnia codziennego. Młode i średnie pokolenie posłusznie recytowało przekazy dnia nadane przez ekspertów. Starzy doktorzy głosili jakieś herezje, że doświadczenie osobiste ma znaczenie w medycynie. Co więcej potrafili przyjąć na oddział pacjenta bez oznaczenia poziomu CRP!
- Im trzeba odbierać prawo wykonywania zawodu lekarza! Jak śmie taki jeden z drugim starzec mówić o czymś takim jak doświadczenie osobiste, powoływać się na znajomość patofizjologii lekceważąc przy tym wytyczne napisane przez ekspertów??? grzmiały młode pokolenia wyznawców ewidens-bejzologii medycznej.
Podstawowym założeniem był podział kadr na Medycyny Znawców i Potulnych Wykonawców. Znawców nazywano ekspertami, zastanawiano się nad bardziej precyzyjnym określeniem „dostawca prawdy”, czyli ktoś, kto łączył w sobie status eksperta oraz osoby przekazującej prawdę. Słuchaczy licznych wykładów nazywano „złaknionymi prawdziwej wiedzy”, co niebywale podnosiło wszystkim samopoczucie do granic rozkoszy. Każdy chciał obcować z przekazem medycznym gwarantującym mu rozkosz na miarę doznań erotycznych. Prócz przekazów nowej wspaniałej wiedzy między słowa wpleciono zalecenia:
# przytakuj naszym przekazom i połykaj ich treść
# zapomnij o starej wiedzy
# propaguj nową wspaniałą medycynę, głoś jej chwałę i wielkość
# zwalczaj myślących inaczej, donoś na nich gdzie tylko się da!
# zwalczaj myślących samodzielnie i mających osobiste doświadczenie w medycynie
Jako najważniejsze cele wzięto zdyskredytowanie doświadczenia osobistego w medycynie, samodzielność myślenia oraz znajomość patofizjologii. Tylko wybrańcy mieli prawo myśleć samodzielnie i formułować wnioski, tłum miał powtarzać to, co otrzymał w przekazie od wybrańców.
Ci starcy, zagubieni w życiu i medycynie, wspominali epokę słusznie minioną jako podobno wspaniałą, ale co to była za epoka? Nie było żądnych wytycznych, nie było ekspertów, zamiast na konto bankowe eksperta wdzięczności koperta lądowała w kieszeni lekarskiego fartucha! Dawniej to było przekupstwo, teraz to jest honorarium dla eksperta, to zupełnie coś innego! Tak dłużej nie mogło być! Trzeba było zapanować nad samowolą w myśleniu, działaniu lekarskim oraz niekontrolowanym przebiegu pieniędzy. .
Wszystko zdawało się być pod kontrolą, jednak pewien niepokój w kwestii przyszłości globalnego rynku medycznego budziła przyszłość badań klinicznych nad nowymi lekami. Mówiono, że badania kliniczne będzie wykonywać sztuczna inteligencja.
- No dobrze niech sobie robi ta cała sztuczna inteligencja (AI), co wcale nie oznacza Artificial Intelligence lecz Artificial Idiot - mówił John, senior na zebraniu rodziny Brainwasherów. Ale jak ją przekonać do wydania korzystnej dla nas opinii? Czy ona lubi pieniądze?
Alex Brainwasher
- Dziadku, to tylko kwestia odpowiedniego oprogramowania - odpowiedział Alex, absolwent wydziału prania mózgów na Uniwersytecie Pralniologii Praktycznej. No i poza tym oprogramowanie to będzie koszt jednorazowy, a tych ekspertów to musimy ciągle gdzieś zapraszać, wozić samolotami w business class, kwaterować w pięciogwiazdkowych hotelach... Artificial Inteligency nie będzie miała takich wymagań! Co więcej wygeneruje takie wyniki jakie będą nam potrzebne, bez żadnych niespodzianek.
- A wiesz Alex, że to bardzo ciekawa koncepcja! Masz głowę do interesów! Musimy wyprodukować jakiś nowy lek i zrobić mu dobry PR.
- A może nowy patogen? - zapytał Alex,
- Nie, drugi podobny patogen w krótkim czasie nie zrobi nam takich pieniędzy jak PATOGEN-19. Raczej nowy lek jest nam potrzebny - odpowiedział John. Przydała by się także jakaś nowa choroba, ale dotycząca innego niż drogi oddechowe obszaru ciała ludzkiego. Taka choroba powinna być nie za ciężka, nie za lekka, trochę uciążliwa, powszechna, łatwo przenosząca się na innych ludzi. No i potwierdzenie rozpoznania powinno być za pomocą testów. Nie może być tak, że lekarz samodzielnie stawia rozpoznanie! Taka lekarska samowola mogła by rozłożyć nam cały biznes.
John myślał dłuższą chwilę po czym uderzył się dłonią w czoło.
- Mam pomysł na nową chorobę! Zarobimy na niej jeszcze więcej niż na PATOGENIE-19, który odchodzi w siną dal.
- Mów dziadku, mów co to za choroba! - zawołał podekscytowany Alex.
- Wirusowy świąd zakaźny - oznajmił John.
- Co, co takiego? - Alex był zbyt mało obeznany z medycyną aby zrozumieć koncepcję dziadka bez dodatkowych objaśnień.
- Zamówimy wirusa, który będzie przenosił się przez dotyk. Gdy ulokuję się ten wirus na skórze osoby zakażonej to będzie powodował dokuczliwy świąd. Początkowo będzie to świąd okolicy miejsca zakażenia, który z czasem będzie roznosił się na całe ciało, nie wykluczając, a może skupiając się głównie na... - John zawiesił głos.
- Nie domyślasz się? - John zapytał wnuka, z trudem hamując śmiech.
- Czekaj, zaraz... zaraz... no nie powiesz, że masz na myśli świąd okolic intymnych? - powiedział Alex.
- Mam dokładnie te okolice na myśli, co więcej chodzi mi o świąd przednich i tylnych okolic intymnych - odpowiedział John chichocząc wesoło. W jego biznesowej wyobraźni zaczęły pojawiać się coraz większe grupy osób drapiących się po siedzeniu, ale także coraz większe kwoty wpływające na konto ich firmy Perfect Brainwashing Company. W końcowym efekcie zarobiono 180 mld reali wirtualandzkich.
- A jak zabraknie w bankowych programach komputerowych zer, to co się stanie z naszymi kontami, z naszymi pieniędzmi??? - zaniepokoił się Alex .
- Nie, nie może zabraknąć zer! Przecież zero to nic nie znaczy! - uspokajał się. Samo zero nic nie znaczy ale za inną cyfrą to jednak coś znaczy! Kurcze trzeba wykupić wszystkie zera na rynku Jak postanowili tak zrobili. Zera w banku były tylko dla wybranych, pod pełną kontrolą Brainwasher Family.
Po jakimś czasie ludzie zauważyli brak zer na kontach bankowych i zaczęli narzekać, reklamować transakcje.
Banki odpowiadały nawiązując do znanej frazy: Nasz stan posiadania jest jak szwajcarskich ser, składa się z samych dziur, lecz jest bez zer. Nie od dziś wiadomo, że z bankami jeszcze nikt nie wygrał, więc i tym razem to się nie zdarzyło.
Aby wszystko przebiegało sprawnie i zgodnie z ustaleniami powołano Policję Myśli. Łączyła ona oraz nadzorowała wszystkie zawody medyczne. Jednolitość poglądów była niezbędnym elementem Nowej Wspaniałej Medycyny.
Wirusy, odkąd istniały, zawsze potrafiły przechytrzyć ludzi. Atakowały znienacka, w sposób niewidoczny i podstępny, szybko ścinając z nóg człowieka upatrzonego na swoją ofiarę. Nic sobie nie robiły z tego, że ktoś jest Bogatym Biznesmenem (BB), Bardzo Ważnym Politykiem (BWP), Bardzo Znanym Prawnikiem (BZP), a nawet Bardzo Znanym Dziennikarzem (BZD). Nie odczuwały ani odrobiny lęku przed stanowiskiem swojej ofiary, stanem jej konta bankowego, zasięgiem wpływów ani koneksjami krajowymi i zagranicznymi. Kompletnie ignorowały fakt posiadania dostępu swoich ofiar do mediów, mikrofonów i studiów telewizyjnych. Były niewrażliwe na wpisy na mediach społecznościowych, najbardziej wściekły hejt i co najstraszniejsze – na najgroźniej zredagowane paragrafy, ustawy i rozporządzenia.
Bezpardonowo wskakiwały na śluzówki dróg oddechowych albo co gorsza – dróg moczowo-płciowych kobiet i mężczyzn, przyczepiały się do wybranego receptora, podstępnie przenikały błony komórkowe i wdzierały się z impetem do wnętrza komórek swojej ofiary. Rozhulane wirusy namnażały się szybciej niż króliki w Panestralii, hasając po całym organizmie zaatakowanych, pozbawiając ofiary możliwości poruszania się, a z czasem w niektórych przypadkach także oddychania. Bezczelność wirusów nie znała granic – i nie jest to licentia poetica! Te zlepki aminokwasów, bo nawet nie białek!, bezczelnie przemieszczały się z kraju do kraju, z kontynentu na kontynent, z jednego sezonu na drugi sezon, co więcej – korzystały na gapę z samolotów, pociągów, autobusów i statków. Ludzi padali wszędzie jak przysłowiowe muchy. Trzeba było jakoś temu przeciwdziałać! Zorganizowano sieć szpitali zakaźnych, w których największy nacisk położono na dietę
Nie od dziś wiadomo, że odpowiednia dieta jest w stanie nie tylko uchronić od choroby, ale i chorego postawić na nogi. Koncepcję i nadzór nad opracowaniem diety dla pacjentów i personelu objął dr Staś Zapracowany. Przygotował on następujący jadłospis:
Śniadanie: kromka chleba z rana i z Covidem wygrana.
Obiad: tylko strawa duchowa i poprawa gotowa: Podwieczorek: mowa trawa, świeżo skoszona murawa.
Kolacja: jedno jabłko z wieczora trzyma z dala doktora.
Jadłospis wręczano pacjentom i personelowi, aby wszyscy mogli się na... naczytać do woli, a nie najeść, bo przecież nie o to chodzi, aby ludzie się objadali i do zdrowia nie wracali – grzmiał we wszystkich programach radiowych i telewizyjnych dr Adam Prankster.
To nie były byle jakie jabłka, pierwsze lepsze z brzegu! To były jabłka naukowo specjalnie przetestowane i certyfikowane. Każde jabłko miało swój niepowtarzalny, indywidualny certyfikat. Pierwsza prezentacja Jabłek Terapeutycznych w 2007 roku, podczas jednej z konferencji, na której akredytowana tam Matylda Przekora miała okazję ten ciekawy produkt osobiście degustować. Zjadła jabłko i od razu poczuła się lepiej... czuła, jak zdrowie rozchodzi się po jej organizmie. Szybko zawinęła w chusteczkę pestki ze zjedzonego noblowskiego jabłka i zawiozła je do Rodzinnego Miasteczka, gdzie jej rodzina rozpoczęła uprawę. Matylda na każdy sezon dostawała z Rodzinnego Miasteczka odpowiednią ilość tego naturalnego prozdrowotnego produktu. To, że produkt działa, nie ma najmniejszej wątpliwości – wystarczy spojrzeć na Matyldę! Mimo że jej pesel zaczyna się od 45, to owocnie realizowała ona hasło „Do szpitala to ja jeździłam tylko do porodu i do pracy”. Rozmiary pandemii były coraz większe i większe.
Trzeba było szkolić personel aby podołał rosnącym wyzwaniom. Wybitni funkcjonariusze systemu dr Kalasanty Ustawka-Sięzdziwiłł , znany z zdolności do bycia mobilnym prezesem, dyrektorem, ba! przeorem! i nawet mentorem niedouczonych wspólnie z prof. Andrzejem Niedogolonym, znanym specjalistą kablologii, który z talentem potrafił kablować na każdego. Kalasanty z Andrzejem zorganizowali serię webinariów dla personelu medycznego w Pandemlandii, których poufnym mottem było "ważna jest tylko medycyna nowa, stara do kąta niech się schowa".
Podczas jednego ze szkoleń pewna pielęgniarka znienacka zapytała wykładowcę:
– Miałam pacjenta, u którego gorączka była tak wysoka, że zabrakło skali na termometrze! Co robić w takim przypadku, panie doktorze, administratorze? Co robić w tak trudnym przypadku?
– Jak to co robić? Jak to co robić? Stłuc termometr! – wrzasnął poirytowany Kalasanty. – To pani tego nie wie??? Tyle lat pracy w ochronie zdrowia i nie zna pani podstawowych procedur???
Personel medyczny otrzymał polecenie "stłuc termometr!
Wyczerpany emocjonalnie głupimi pytaniami Konstanty powrócił do swojej rodowej posiadłości na obrzeżach Pandemlawy stolicy Pandemlandii. Z jakim niedouczonym, niedomyślnym, niezaangażowanym personelem przyszło mi pracować! – skarżył się małżonce, która powitała go czum małżeńskim pocałunkiem oraz gorącym rosołem na wzmocnienie organizmu osłabionego zarządzaniem niegramotnymi masami ludzkimi. Musiał szybko odzyskać formę, bowiem następnego dnia miał zebranie rady nadzorczej Sieci Szpitali Covidowych. Na posiedzeniu tym omówiono strategię walki z wirusem, plany na przyszłość, a także wybrano rzeczniczkę prasową Sieci Szpitali Covidowych, którą została jedna z córek Kalasantego. Taka praca jej się po prostu należała!
Rzeczniczka Prasowa Sieci Szpitali Covidowych podczas pracy
Zadaniem rzeczniczki prasowej było leżeć na przeciwległym do Centralnego Szpitala Covidowego brzegu rzeki i pachnieć. Wydzielając intrygujący zapach jednocześnie testowała, czy zadający jej pytania dziennikarze nie stracili węchu wskutek zakażenia wirusem.Ci z dziennikarzy, którzy zachwycili się jej zapachem, otrzymywali odpowiedź na swoje pytania, a ci co nie skomentowali tego przecudnego aromatu, byli uznawani za zakażonych i kierowano ich na kwarantannę, aby nie marudzili i nie rozsiewali pesymizmu. Nie od dziś wiadomo, że pesymizm jest gorszy od niejednego wirusa!
Ustawiono butle tlenowe na przystankach autobusowych, gdzie także pomocy niedotlenionym udzielało Przystankowe Pogotowie Tlenowe. Mimo tych wysiłków i bezbrzeżnej troski władz Pandemlandii ilość zakażeń rosła. Co robić? co robić? powtarzano w kuluarach władzy. Zastrzyk nadziej dostarczyły dwie młode sygnalistki prawniczka i medyczka zasłużone dla sprawy oczyszczania szeregów medycznych z niekompatybilnych do sytemu jednostek, umysłowo otępiałych i opornych na jedynie słuszne EBM oporne. Ich najgłośniejsze zgłoszenie dotyczyło interpretacji skrótu EBM. Otóż pewna emerytowana internistka z Pandemlawy, stolicy Pandemlandii urządzała sobie w internecie chichotki, że EBM = Ewidentnie Błędna Medycyna. Co więcej w tych chichotliwych wpisach twierdziła że skrót CME wcale nie oznacza Continous Medical Education lecz Continuous Marketing Efforts czyli ciągłe wysiłki marketingu! Wprawdzie sąd odrzucił wniosek w pierwszym chichotaniu, pardon czytaniu oczywiście, ale one były zdeterminowane do dalszej walki. Były dumnymi absolwentkami The Whistleblower University w Chcivos, czyli uniwersytetu dla sygnalistów.
Niezrażone postawą sądu sygnalistki zgłosiły następny wniosek aby podawać wirusy do sądu i oskarżać je o działanie na szkodę władzy oraz EBM. Nie mogło być tak, że w Pandemlandii stosowano zasady Evidence Based Medicine, a ta medycyna na wirusy nie działała!
Nowe struktury kadrowe
Podstawowym założeniem był podział kadr na Medycyny Znawców i Potulnych Wykonawców. Znawców nazywano ekspertami, zastanawiano się nad bardziej precyzyjnym określeniem „dostawca prawdy”, czyli ktoś, kto łączył w sobie status eksperta oraz osoby przekazującej prawdę. Słuchaczy licznych wykładów nazywano „złaknionymi prawdziwej wiedzy”, co niebywale podnosiło wszystkim samopoczucie do granic rozkoszy. Każdy chciał obcować z przekazem medycznym gwarantującym mu rozkosz na miarę doznań erotycznych. Prócz przekazów nowej wspaniałej wiedzy między słowa wpleciono zalecenia:
# przytakuj naszym przekazom i połykaj ich treść
# zapomnij o starej wiedzy
# propaguj nową wspaniałą medycynę, głoś jej chwałę i wielkość
# zwalczaj myślących inaczej, donoś na nich gdzie tylko się da!
# zwalczaj myślących samodzielnie i mających osobiste doświadczenie w medycynie
Jako najważniejsze cele wzięto zdyskredytowanie doświadczenia osobistego w medycynie, samodzielność myślenia oraz znajomość patofizjologii. Tylko wybrańcy mieli prawo myśleć samodzielnie i formułować wnioski, tłum miał powtarzać to, co otrzymał w przekazie od wybrańców. Po kilku latach gwardia hunwejbinów medycyny była gotowa do służby ludzkości, a jej głównym celem było promowanie Narodowego Programu Szczepień Pandemlandii.
Program realizowały z niezwykłym oddaniem zastępy hunwejbinów medycyny, szczepiących dniem i nocą. Wydano instrukcje zwiększające wydajność ogólnonarodowej akcji szczepienia wszystkiego co się porusza i na drzewo nie ucieka. Egzemplarze uciekające na drzewo nie szczepiono, bo mogły to być nietoperze będące pierwotnym rezerwuarem zarazy. Optymalizowano czas pobytu w gabinecie, wypełniania dokumentacji i przeprowadzania zabiegu. Zrezygnowano na przykład z wykonywania aspiracji po wkłuciu igły, bo w końcu nie o to chodziło, żeby sprawdzać, gdzie jest igła – w mięśniu czy w naczyniu krwionośnym – tylko o to, aby szczepionkę ulokować w obywatelu oczekującym należnej mu procedury medycznej. Detale anatomiczne były bez znaczenia, liczyła się liczba wkłuć i podań.
Niestety niektórzy zaszczepieni maruderzy pisali na forach internetowych, że mają dolegliwości po zaszczepieniu – gorączkę, bóle mięśni, powiększone węzły chłonne, osłabienie. Rodziły się wątpliwości, z dnia na dzień było ich coraz więcej, aż powstała straszna, okrutna Myślozbrodnia(*) Niewiary w Szczepionkę.
Myślozbrodnie rozpleniły się w całej Pandemlandii i namnażały z szybkością dorównującą wirusom. Myślozbrodniarze zbierali się na forach internetowych i opowiadali sobie o swych wątpliwościach co do działania szczepionki oraz częstości występowania niepożądanych odczynów poszczepiennych. Myślozbrodniarze z dyplomem lekarza byli szybko wychwytywani przez hunwejbinów medycyny i kierowani do centrów oczyszczenia umysłów. Podniosłe zadania oczyszczania umysłów prowadziły struktury korporacji zawodowych, wzywając delikwentów przed swe groźne oblicze.
Jednak mimo wytężonej pracy hunwejbinów medycyny myślozbrodnie niewiary w szczepionkę namnażały się z szybkością dorównującą wirusom. Niezbędne było wprowadzenie bardziej wydolnych metod kontroli. Na jednej z narad wysunięto koncepcję stworzenia policji myśli.
(*) Myślozbrodnia – przestępstwo w Oceanii, fikcyjnym państwie stworzonym przez George’a Orwella w powieści Rok 1984. Słowo myślozbrodnia (ang. thoughtcrime) pochodzi z nowomowy i jest efektem połączenia słów „myśl” i „zbrodnia”. W praktyce oznacza ono przestępstwo polegające na myśleniu wbrew linii propagowanej przez Partię oraz Wielkiego Brata. Myślozbrodnię wykrywa Policja Myśli, która pełni funkcję tajnej służby. Człowiek ogłoszony przez Policję Myśli myślozbrodniarzem zostaje poddany ewaporacji, tzn. wymazuje się jego wszystkie dane z ksiąg oraz zaciera się po nim wszelki ślad. Jest przetrzymywany w siedzibie Ministerstwa Miłości. https://pl.wikipedia.org/wiki/My%C5%9Blozbrodnia
Mimo nieustających starań wielokrotnego szczepienia wszystkiego co się rusza, nie wszyscy mieszkańcy Pandemlandii rozumieli rozmiar nie dającego się zmierzyć dobra jakie na nich spływało z rąk dobroczyńców z Chcivos.
Walka z opozycją antysanitarną
Zaczęły powstawać różne grupy opozycyjne zarówno w realu, jak i wirtualne. Krążyła bibuła pandemiczna, tworzono pieśni wzywające do walki z ciemiężcami sanitarnymi. Jedną z nich była pieśń hymniczna "Gdy naród do boju wystąpił z orężem" (https://pl.wikipedia.org/wiki/Gdy_nar%C3%B3d_do_boju), do której dopisano nowe, aktualne słowa. Pieśń śpiewano na melodię: https://www.youtube.com/watch?v=ICI7PpW8irg
Gdy Naród do boju
Wystąpił z wirusem
Panowie o dawkach
Radzili...
Gdy naród zawołał
Umrzemy lub zwyciężem
Panowie ciężarne
Szczepili...
O cześć Wam
Panowie magnaci
Za ludzi niewolę
Kajdany,
O cześć wam,
Eksperci i potentaci
Za świat do lockdownów
Zagnany...
Szturm na Pałac Covidowy
Ucisk sanitarny narastał, aż osiągnął masę krytyczną. Niezadowolony lud ruszył na Pałac Covidowy z zamysłem ukarania ciemiężców. Szturmujący do walki zagrzewali się słowami Marszu Gwardii Anty Covidowej
Szczęśliwie zastępy Armii Covidiańskiej odparły szturm i Pałac Covidowy odzyskała swój niepowtarzalny blask.
Nowy Plan Walki z Pandemią
Dla uzyskania lepszych wyników opracowano 6 letni Wielki Plan Walki z Pandemią oraz przygotowano odpowiednie nagłośnienie w przestrzeni publicznej. Plakat symbolizujący plan przedstawiał dzielnego Oficer Sanitaryzmu, który wierci dziurę w brzuchu niezaszczepionym ProPandemikom, aby poświęcili się dla dobra całej ludzkości i w końcy zaszczepili się.
Najwięcej nadziei wiązano z młodzieżą, jej również poświęcono odpowiednie propagandowe plakaty.
Plakaty dedykowane młodzieży wzmocniono przekazem do konsumentów napojów alkoholowych, którzy w Pandemlandii stanowili znaczący odsetek społeczeństwa.
Uczucie wdzięczności musi mieć swój wyraz
Zmasowana akcja promocyjna przyniosła pewne rezultaty, można było mówić o sporym sukcesie, który wymagał wizualizacji i konkretyzacji . W tym celu w centrum miasta Chcivos wzniesiono pomnik, z motywem nawiązujących do znanego monumentu "Czterech Śpiących". Kamienie umieszczone na głowach poszczególnych bohaterów monumentu symbolizowały dźwiganie olbrzymiego ciężaru walki z pandemią. Oczywistą oczywistością było, że bohaterami monumentu zostali profesor Brauss Klapp, Jej Ekselencja Madama Bidula von der Crafty, profesoressa Teressa Chciwa - Namaksa oraz Adam Prankster.
Pomnik Bohaterów Rewolucji Sanitarnej
Generalną zasadą stosowaną przez sztab dowodzenia rewolucją sanitarną było poufne hasło "Wydoić każdego to nic złego!" Symbol tej walki ustawiono na ulicy Nowy Świat.
Wydoić każdego to nie jest nic złego!
Ważnym elementem walki z wirusem były kwarantanny oraz izolacje obywateli zakażonych, podejrzanych oraz zdrowych mających kontakt, z tymi którzy skontaktowali się z wirusem.
Żądamy wolności!!!
Skierowani na izolację oraz kwarantannę rozklejali po wsiach i miastach takie plakaty, podobno symbolizujące ich okrutny los. Co więcej metody izolacji nieodpowiedzialnych jednostek nie spotykały się ze zrozumieniem wszystkich przedstawicieli społeczeństwa i trzeba było poszukiwać oraz wyłapywać te pro pandemiczne jednostki. Do tego celu powołano specjalne oddziały Inspektorów Sanitarnych, którzy przetrząsali tereny milimetr po milimetrze, w poszukiwaniu zbiegów z izolacji oraz kwarantanny.
Nikt się przed nami nie ukryje i z tego każdy z nas żyje! - hasło Inspektorów Sanitarnych
Na fotografii Inspektor Sanitarny poszukuje ukrytych dywersantów, oni potrafili ukryć się dosłownie wszędzie przed błogosławionym darem kwarantanny. Każdego dnia Inspektorzy Sanitarni składali osobiście meldunki profesorowi Braussowi Klappowi. Dostęp do jego gabinetu był starannie opracowaną ceremonią.
W drodze do gabinetu do prof. Braussa Klappa
Początkowe odcinki korytarza prowadzącego do gabinetu miały pewne elementy jasne, które sugerowały, że Inspektorzy Sanitarni zmierzają ku Niebiańskiej Jasności.
Niebiańska Jasność w pobliżu gabinetu prof. Braussa Klappa
Po kilkudziesięciu metrach droga stawała się coraz bardziej niebieska, kolorystyka ta miała na celu stworzenie uczucia dostępu do Niebios. Gdy inspektorzy pokonali dwa odcinki korytarz wchodzili do sekretariatu, gdzie stawali przed obliczem szefowej tego departamentu, którym była Madama Idiotessa Bęc - Walska.
Madama Idiotessa Bęc - Walska
Przed wpuszczeniem inspektorów do gabinety profesora skuwano im ręce i nogi, bo przecież nie można było ufać nikomu, że nie przyjdzie mu jakaś w najwyższym stopniu niestosowna myśl.
Tylko gappa nie zgadnie, że tak wygląda gabinet Braussa Klappa
Odebrane raporty kierowano do Departamentu Robotów i Robocic Prasowych, które opracowywały codzienne komunikaty dla mediów.
Więc nic sobie nie przypominasz? Miejsce nie zupełnie się zgadza (...)
Ależ na pewno! Data się zgadza, lecz miejsce nie...
Antoine de Saint Exupery "Mały Książę"
ROZDZIAŁ 1. STWORZENIE NOWEJ KRAINY WSPANIAŁEJ - PANDEMLANDII
Stary Nieciekawy Świat był bez przyszłości! Wszystkiego w nim było za dużo! W świecie tym było za dużo ludzi, za dużo starców, dzieci, spalinowych samochodów,ubrań, książek oraz wielu innych rzeczy. Nie dość tego bogaci ludzie mieli ciągle za mało pieniędzy, a biedni ciągle za dużo monet. Nie dało się tak dalej żyć! Konieczne było stworzenie Nowej Wspaniałej Krainy, w której wszystko będzie urządzone w sposób śliczny i ekologiczny.
Krainę te nazwano Pandemladzką Republiką Ludową (PRL). Wystarczyło spojrzeć na tę fotografię aby szybko zorientować się czym różnił się stary świat od nowego.
Nowy Wspaniały Świat rozwijał się prężnie, ale gdzieniegdzie pozostawały nieestetyczne resztki starego świata
Maszyny, których używano do budowy Nowego Wspaniałego Świata
Jak doszło do stworzenia Pandemlandii?
Na kolejnej naradzie w mieście Chcivos, ideolog profesor Brauss Klapp przedstawił zaufanemu gronu decydentów założenia Manifestu z Chcivos. Podstawowym założeniem tego dokumentu było, że bogaci będą coraz bogatsi, a biedni coraz biedniejsi. W końcu wszystkie poprzednie manifesty też do tego się sprowadzały, więc po co wymyślać coś nowego?
No bo po co takiemu biednemu pieniądze? Ani ich rozsądnie nie zainwestuje, ani nie da zarobić bogatym, ani nie wyda na rzeczy powodujące, że bogaci będą jeszcze bardziej bogatsi. Nie dość tego taki biedny tylko narzeka i puszcza bąki powiększając ślad węglowy! To musiało się skończyć źle! Wyobraźmy sobie zabąkowany cały świat gazami wypuszczanymi z przewodu pokarmowego przez biedakokratów! Nie dość, że zabrakło by tlenu do oddychania, to jeszcze wydalane gazy zabiłyby zapach perfum, którym bogatokracja skrapiała swe szlachetne ciała. Cały trud produkowania najwspanialszych perfum w Brancji, ojczyźnie wytwornych perfum, poszedłby na marne. A przecież nie o to w życiu chodzi, żeby harować jak wół, pocić się wszędzie i śmierdzieć, lecz żeby leżeć i ładnie pachnieć !!!
Pandemlandia położona była centralnie na godzinie dwunastej powyższej mapy. Podstawową strukturą w Pandemlandii było Centrum Dowodzenia Jaźnią i Wyobraźnią (CDJW). Szefem Centrum Dowodzenia Jaźnią i Wobraźnią był profesor Brauss Klapp, któremu podlegał zespól doradców z poszczególnych krajów. Raz w roku spotykano się w Chcivos i radzono nad przyszłością świata. Po wielu latach naradach, podczas historycznej już konferencji w słynnym The Bay Tay Hotel zdecydowano, że uroczysty początek Nowego Wspaniałego Świata będzie miał miejsce pod koniec 2019 roku. Jak postanowiono tak zrobiono. Nowy Wspaniały Świat połączył wszystkie dotychczasowe państwa, które przyjęły wspólną nazwę Pandemlandia. Opracowano hymn, konstytucję, godło oraz flagę nowego globalnego państwa.
Tylko gappa nie zgadnie, że to jest gabinet Braussa Klappa
Konstytucja Pandemlandii była krótka. Punkt pierwszy mówił, że bogaci zawsze mają rację, punkt drugi mówil, że biedni nigdy nie mają racji. Punkt trzeci mówił, że w Pandemlandii obowiązuje bezwzględne posłuszeństwo. I tyle, po co rozpisywać się o jakiś innych prawach??? Nie było najmniejszego sensu!
Godlo Pandemlandii przedstawione poniżej, strzała symbolizowała ideę wyznaczania kierunku dla świata, a podkowa oznaczała stół obrad przy którym zasiadało 6 gubernatorów kontynentalnych oraz 2 przewodniczących generalnych.
Hymnem Pandemlandii był słowa podane poniżej, śpiewane na melodie Budujemy Nowy Świat. Nauka hymnu obowiązywała wszystkie dzieci już od żłobka i przedszkola oraz osoby dorosłe.
Flaga Pandemlandii była biała, był to symbol nieskazitelności Nowego Wspaniałego Świata, na jej tle była umieszczona gałązka oliwna, symbolizująca obowiązujący w Pandemlandii weganizm.
Flaga Pandemlandii
Większość Pandemlandczyków pracowała zdalnie, w boksach pracowniczych wypożyczonych na abonament. Dzień pracy rozpoczynał się o godzinie 7:00 rano od obowiązkowego odśpiewania powyższego hymnu Pandemlandii, w pozycji na baczność, z twarzą zwróconą w kierunku prezydentki kraju Jej Ekselencji Madamy Biduli von der Crafty.
Portret Jej Ekselencji Madamy Biduli von der Crafty
Staranność i zaangażowanie emocjonalne podczas śpiewania hymnu monitorowały liczne urządzenia zamontowane w boksach pracowniczych, wyposażone w programy sztucznej inteligencji oceniające szczerość uczuć podczas śpiewania hymnu oraz wzruszenia odczuwane przez wykonawcę.
Czas pracy wynosił od 12 do 18 godzin i był ściśle monitorowany. Jeżeli pracownicy ściśle przestrzegali regulaminu pozostałe 6 godzin doby mogli przeznaczyć na sprawy prywatne takie jak opróżnianie pęcherza moczowego oraz końcowego odcinka jelita grubego, sen, zabiegi higieniczne. Pensje były przelewane na e-konto bankowe, którego wydatki podlegały ścisłej kontroli władzy. Dozwolone były zakupy czystej wody, produktów wegańskich, owocóworaz warzyw.Produkty były dostarczane przezroboty, pod dzierżawiony boks pracowniczy.Dieta taka zapewniaławypełnienie przewodu pokarmowego na całej długości, minimalizowałam produkcję gazów jelitowych, dzięki czemu znacząco zmniejszył się na świecie ślad węglowy. Docelowo planowano zakaz puszczania bąków w całej Pandemlandii dla szeregowych obywateli. Swobodne puszczanie bąków było dozwolone jedynie dla przedstawicieli władzy od szczebla gminnego w górę. Każdy przepis oraz zalecenie dotycząće trybu życia w Pandemlandii musiła mieć podstawy naukowe stworzone w oparciu o wyniki badań klinicznych, rejestrowanych na portalu www.pandemial.trial.gov
Rozpoczęto już pierwsze badania kliniczne Gut Gases Study (GGS), których protokoły zaakceptowała Pandemlal Medicine Agency. Po 48 godzinach obserwacji w grupie z zakazem puszczania bąków stwierdzono kilka przypadków skrętu kiszek oraz zgonów wkrótce po wystąpieniu niedrożności przewodu pokarmowego. Oczywiście w żadnym wypadku nie wiązano tego z protokołem badania! W końcu uczestnicy badania wstrzymywali się od puszczania bąków dobrowolnie! A poza tym podpisali świadomą zgodę na udział w badaniu klinicznym! To była absolutnie przypadkowa sprawa, że uczestnicy zmarli w trakcie trwania badania klinicznego. W końcu inni ludzie, którzy nie brali udziału w badaniu oraz swobodnie puszczali bąki też umierali w tym samym czasie co uczestnicy badania - oznajmił podczas konferencji prasowej Robot Prasowy ds kontaktu z dziennikarzami medycznymi. W stolicy Pandemlandii pracowało 158 robotów, które produkowały codzienne komunikaty prasowe, rozsyłane do wszystkich liczących się redakcji czasopism medycznych. Na liście obsługiwanej przez roboty był portal Słuszne Diagnozy, którego redaktor naczelną oraz wydawcą była dobra znajoma wielu Czytelników Matylda Przekora. Zespół portalu sprawiał nieco kłopotów Nadzorowi Prasowemu Pandemlandii, ponieważ zespół redakcyjny miał swoje zdanie na temat medycyny, podobno oparte na doświadczeniu osobistym nabytym podczas pracy przy poprzedniej pandemii w zawodzie wyuczonym za młodu.
-Doświadczenie osobiste w medycynie, a cóż to takiego? - nigdy o czymś takim nie słyszałam ani nie miałam z tym dziwnym zjawiskiem do czynienia - wycedziła konsultanta krajowa ds trzymania za jamę ustną świadczeniodawców medycznych, profesoressa Teressa Chciwa - Namaksa. -Trzeba będzie zgłosić sprawę do Okręgowej Izby Świadczeniodawców Medycznych -wycedziła podczas narady w Ministerstwie Jedynie Słusznych Decyzji, którym zarządzał dr Adam Prankster, absolwent kursów wieczorowych The Party School in Chcivos. Po takim zgłoszeniu przyjrzą się tej sprawie i ustalą czy ktoś z doświadczeniem osobistym może wykonywać posługę udzielania świadczeń medycznych. Nie od dziś wiadomo, że wszystkich obowiązują zarządzenia oraz wytyczna bardzo liczne, wydawane przez Ministerstwo Wyłącznie dobrych Decyzji oraz konsultantę krajową. Skierowanie tej niepokornej jednostki na kursy odświeżającee jej zmurszałe doświadczenie osobiste było nakzem chwili. Ona podobno założyła Instytut Medycyny Opartej na Doświadczeniu Osobistym i mianowała się profesorem tego całego IMODO - wyszeptała podczas narady profesoreessa. Jak będzie oporna na oficjalnie obowiązującą wiedzę pandemiczną, to trzeba będzie rozważyć zawieszenie jej na czas jakiś Prawa Realizowania Daru Powołania do Medycyny - szepnęła cichutko profesoressa Teressa na ucho Adamowi.
Matylda Przekora, Wasz korespondent z Pandemlandii
W dniu 6 maja 1968 roku złożyłam Przyrzeczenie Lekarskie na ręce prof. Zdzisława Łapińskiego, który był dziekanem Wydział Lekarskiego Akademii Medycznej w Warszawie oraz otrzymałam dyplom lekarza. Uroczystość miała miejsce w Klubie Medyka, przy ul Oczki 1A w Warszawie.
Klub Medyka (biały budynek) w głębi, po prawej stronie
Literacki opis przebiegu tej uroczystość (http://modnediagnozy.blogspot.com/2018/01/6-odbior-dyplomu-lekarza-wersja.html) pochodzi z mojej powieści "Maść tygrysia 3.0". Jej pierwsze wydanie miało tytuł "Maść tygrysia czyli powołanie do medycyny", drugie wydanie "Życie po byciu lekarzem, a trzecie "Maść tygrysia 3.0.". Początkowo martwiłam się tą potrzebą zmiany tytułów, ale gdy przeczytałam, że Lew Tołstoj przepisywał "Wojnę i pokój" 7 razy, a w dodatku gęsim piórem (!) przestałam się martwić. Drugi człon tytułu z pierwszego wydania pochodzi pewnego powiedzenia mojego pacjenta "Pani jest jak maść tygrysia, pomaga na wszystko".
Moją pierwszą powieść wydałam pod pseudonimem Krystyna Hal - Hublewska
Konstrukcja pseudonimu: imię moje, Hal skrót od imienia mojej Matki Haliny, Hublewska - jej panieńskie nazwisko.
"Belo Horizonte" wydałam pod pseudonimem oraz imieniem i nazwiskiem
Matylda powróciła do Sarmawy zkrótkiego wyjazdu na południe kraju iszykowała się do uroczystości odbioru dyplomu lekarza, którą wyznaczono na 6 maja. Nowa rzeczywistość polityczna ogarniająca Sarmalandzką Republikę Ludową docierała do niej we fragmentach imgle. Miała ważniejsze zmartwienia na głowie. Będę leczyć ludzi?! Jak to się właściwie robi??? – zapytywała samą siebie, bo przecież nie mogła nikomu innemu zadawać takich pytań. – Muszę koniecznie dowiedzieć się, jak to się robi, tylko od kogo??? Niby na wykładach profesorowie mówili, że naparstnicę daje się w niewydolności krążenia – ale kiedy? komu? jak długo???
Klub Medyka w Warszawie, ul. Oczki 1 a, w którym 6 maja 1968 roku odbyła się uroczystość składania Przyrzeczenia Lekarskiego oraz wręczenia dyplomów
Odpowiedzi na tak szczegółowe pytania niestety nie padały na wykładach ani nie było ich w książkach. Wiedziała tylko jedno – aby leczyć, musi odebrać dyplom lekarza i na tym postanowiła chwilowo się skupić. Rozwiązanie innych egzystencjalnych i intelektualnych dylematów musiało poczekać na swój odpowiedni czas. Odbierających dyplom lekarza było trochę ponad setkę. Część stanowili maruderzy z poprzedniego sezonu, część przodownicy pracy z trwającego roku akademickiego.
Dziekan będący jednocześnie chirurgiem nie lubił tracić czasu na aktywności niezakończone opisem przeprowadzonego zabiegu, dlatego odbiór dyplomów zawsze wyznaczał na środę, tradycyjny dzień nieoperacyjny. Zejdzie mi pewnie ze dwie godziny na tych uściskach i uśmiechach – pomyślał, wysiadając z taksówki przy Klubie Medyka. – Dzień dobry panie dziekanie, dzień dobry panie dziekanie – szemrały szeregi elegancko wystrojonych, świeżo upieczonych absolwentów Wydziału Lekarskiego. Rodziców, ciotek i rodzeństwa nie było wiele w gronie oczekujących na uroczystość. W końcu to środek dnia! Wszyscy budowali lepszą przyszłość Sarmalandzkiej Republiki Ludowej. Poza tym burżuazyjne zwyczaje bywania rodzin absolwentów na odbieraniu dyplomów ukończenia wyższej uczelni nie były w modzie.Tuż przed jedenastą wszyscy przeszli do sali balowej i zasiedli po obu jej stronach, zostawiając wolny pas pośrodku, aby dostojna profesura mogła bez przeszkód przejść do sceny.
Moje Przyrzeczenie Lekarskie (Łapińska - nazwisko panieńskie)
Pochód otwierał dziekan profesor Zbigniew Przekora, za nim podążało dwóch prodziekanów i pan Jan, szef dziekańskiego sekretariatu z dyplomami ułożonymi w dwóch rzędach na tacy przykrytej zielonym suknem. Dostojna profesura wkroczyła na scenę i zasiadła w fotelach. Próżni strojnisie poprawili akademickie sukienki i ładnie ułożyli fałdy. Dziekan Przekora skinął na pana Jana, który z kolei dał znak dyrygentce chóru akademickiego. Pani Emilia uniosła ręce ku górze i z impetem wprawiła je w ruch. Odśpiewano po łacinie okolicznościową pieśń akademicką i przystąpiono do słownej części ceremonii. Dziekan wygłosił przemówienie, które jak zwykle na taką okazję miał przygotowane, będące swobodnym streszczeniem przyrzeczenia lekarskiego. W ostatniej chwili zdecydował się dodać coś osobistego.
Prof. Zdzisław Łapiński
Prof. Zdzisław Łapiński, na ręce którego 6 maja 1968 roku, złożyłam Przyrzeczenie Lekarskie
(rys. Katarzyna Kowalska)
– Jesteście ostatnią grupą absolwentów, której wręczam dyplomy. Od nowego roku akademickiego przechodzę na emeryturę. Właśnie uświadomiłem sobie, że wy przejdziecie na emeryturę już w dwudziestym pierwszym wieku. Co za perspektywa! Tyle lat pięknej pracy przed wami! Ale jeszcze nie jesteście lekarzami, dopóki nie złożycie przyrzeczenia. Proszę wszystkich o powstanie, a absolwentów odbierających dziś dyplomy o podniesienie prawej ręki ku górze i powtarzanie za mną: – Przyjmując z czcią i głęboką wdzięcznością nadany mi stopień lekarza... – absolwenci z nieco ściśniętymi wzruszeniem gardłami powtórzyli pierwsze zdanie za dziekanem. Potem drugie, trzecie, kolejne...
– Przysięgamy to uroczyście! – tonacja była w tym momencie już zupełnie dźwięczna. – Teraz, skoro jesteście już pełnoprawnymi lekarzami, przystępujemy do wręczenia dyplomów. Wywołani po nazwisku wchodzili schodkami na podwyższenie. Dziekan wręczał dyplom i podawał do uściśnięcia dłoń ubraną w rękawiczkę. – Matylda Przekora – dziekan jakby nieco głośniej wymówił nazwisko i dodał, objaśniając zgromadzonym: – Z Matyldą już wiemy, że nie jesteśmy spokrewnieni, ustaliliśmy to, gdy zdawała u mnie egzamin z chirurgii. Ale państwo jeszcze tego nie wiedzą. Ale ponieważ i tak nikt w to nie uwierzy, skazani jesteśmy na wzajemne popieranie się. Matyldo, gratuluję dyplomu. Mam nadzieję, że zostaniesz na uczelni. – Tak jest panie dziekanie – wymamrotała Matylda półprzytomna z wrażenia, że publicznie zostało skomentowane jej nazwisko, jednobrzmiące z nazwiskiem dziekana Przekory. Odebrała podany dyplom i uścisnęła dziekańską dłoń przyobleczoną w czarną rękawiczkę. Nie była przyjemna w dotyku. Materiał rękawiczki był chropawy, gryzący, sztuczny.
Trzymając dyplom, całą uwagę skupiła na tym, aby bez upadku zejść z chybotliwych schodków dostawionych do sceny. Uff, udało się! Usiadła obok koleżanki z grupy studenckiej i zajęła się oglądaniem dyplomu. Był taki sobie. Granatowe płótno lichej jakości, wytłoczony napis w kolorze złotym wydawał się jakiś obcy i jakby jej niedotyczący. - Jestem lekarzem, jestem lekarzem, jestem lekarzem – powtórzyła sobie kilkakrotnie, aby w końcu w to uwierzyć. Muszę iść do pracy, muszę iść do pracy, muszę iść do pracy – pomyślała.
Uroczystość dobiegła końca. Zgromadzeni niespiesznie opuszczali salę balową Klubu Medyka. Matylda schodziła po wyślizganych schodach z pierwszego piętra, oszołomiona perspektywą udania się do pracy.
Boże, czy to znaczy, że już nigdy nie będę miała wakacji? Nigdy nie wyjadę na wakacje? – chciało się jej płakać, wyć, uciec na koniec świata. Przyspieszyła kroku, by czym prędzej wyjść na świeże powietrze. Nagle wyrżnęła czołem w ramę otwartego okna, wystającego na schody między salą balową a holem. Pogrążona w rozpaczy z powodu nieodwracalnej utraty wakacji mogłaby zderzyć się nawet ze statkiem. Też by go nie zauważyła. Nawet nie poczuła uderzenia, cała zatopiona w egzystencjalnym bólubraku wakacji,braku wakacji, braku wakacji.
Jestem członkiem Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego od 1977 r. oraz Europejskiego Towarzystwa Kardiologicznego.
Posiadam tytuł specjalisty Europejskiego Towarzystwa Nadciśnieniowego.
Dyplom specjalisty European Society of Hypertension
Zostałam wyróżniona dyplomem uznania przez World League of Hypertension za promocję diety z ograniczeniem jonu sodowego na poziomie krajowym.
Od 2000 roku wykonuję także zawód dziennikarza medycznego, moją drogę opisałam w książce "Kaczka dziennikarska", która dostępna jest w całości pod linkiem
Na ścieżce tej spotykamy tak znakomite nazwiska jak Arthur Conan Doyle, Tadeusz Boy - Żeleński, Michaił Bułhakow, Antoni Czechow.
Współpracuję z wysokonakładową prasą kolorową, której wydawcy na początku współpracy poprosili mnie o dostarczenie fotografii z czymś białym wokół szyi, ale nie w fartuchy lekarskim. :Piękny makijaż nie jest dziełem moich rąk, lecz wykonali go utalentowany grafik komputerowy wydawcy.
Od 2016 r. jestem felietonistką amerykańskiego / globalnego portalu dla lekarzy Sermo (www.sermo.com), ;piszę co tydzień felietony jako Sermo community columnist.
Mój felieton "Is a woman of a certain age still interested in sex?" został opublikowany na portalu WHO / ONZ, który jest poświęcony zdrowemu starzeniu się.
Zawód dziennikarza to nie tylko pisanie, ale także bywanie na konferencjach prasowych, naukowych. W mojej dziennikarskiej pracy miałam zaszczyt otrzymywać akredytacje prasowe on site na konferencjach organizowanych przez American College of Cardiology, American Heart Association, Interamerican Society of Hypertension, European Society of Cardiology, European Society of Hypertension, Komisję Europejską.
Kongres American Society of Clinical Oncology,Chicago
Kongres American College of Cardiology, Orlando
Należę do Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego (od 1977), European Society of Cardiology (od 1977), należałam do Polskiego Towarzystwa Nadciśnienia Tętniczego (1988–2013), European Society of Hypertension (2008–2013), Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich (2004 - 2023), International Federation of Journalists (2004–2008).
Nigdy nie należałam do żadnej partii politycznej.
Uczestniczę w konferencji na temat donacji i transplantacji narządów w Berlaymont Building (siedziba Komisji Europejskiej w Brukseli)
Święto pracy uczciłam intensywnie pracując w związku z problemami (na szczęście przejściowymi i już opanowanymi) jakie powstały w związku ze zmianą serwera na którym umieszczone są zasoby GdL. Trwają też intensywne dyskusje w środowisku lekarskim na tematy etyczne, które opisałam na Gazeta dla Lekarzy - blog Krystyny Knypl pod linkiem https://gdl.kylos.pl/wp/?paged=3 oraz https://gdl.kylos.pl/wp/?paged=4 . Jak wiadomo moim bliskim znajomym jak się wkurzę to mam wenę, a jak ona zaatakuje to nie ma wyjścia - człowiek pisze dniem i nocą... w rezultacie powstaje ciąg dalszy książki "Diagnoza: gorączka złota"( całość dostępna pod linkiem https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/images/ksiazki/Diagnoza_goraczka_zlota.pdf )
W historii ludzkości było kilka gorączek złota więc drugi tom ma tytuł "Diagnoza: gorączka złota 2030". A do tego zbliża się szybkimi krokami pewna uroczystość, ale dziś jeszcze o tym sza....
Spis treści nr 4/2023
1. Książki nadesłane: "Być lekarzem w Krakowie" red. Artur Jurczyszyn
Dziś dzień pełen znaczących sukcesów. Powrót do dostępu do edycji GdL, który był przez kilka ostatnich dni niemożliwy oraz odnalezienie ważnej strony o warsztatach dla dziennikarzy medycznych na temat donacji i transplantacji narządów, w których uczestniczyłam kilkakrotnie. W warsztatach uczestniczyła także dr Marta Florea.
Informacje o akredytacjach dziennikarzy z Gazety dla Lekarzy na konferencjach w EU były i po odnowieniu stron www się zgubiły, ale jak wiadomo w internecie nic nie ginie.
Googlując dziś w poszukiwaniu materiałów napotkałam link
Porodówka jest to miejsce gdzie nie tylko na świat przychodzi nowy człowiek, ale często ścierają się stanowiska położnika i neonatologa. Neonatolog pragnie aby urodził się noworodek donoszony a położnik aby zdarzające się dość często powikłania ciąży nie zagroziły zdrowiu matki i dziecka oraz aby rozwiązać ciążę najszybciej jak się da.
Wizyty w gabinetach ginekologicznych wykonywanie są badania przesiewowe u matki w kierunku kiły, nosicielstwa żółtaczki typu B i C , obecności wirusa HIV , przeciwciał w kierunku toksoplazmozy i różyczki. Badanie matki na nosicielstwo paciorkowca typu B maja na celu maksymalnie chronić i ewentualnie leczyć płód już w łonie matki . Badania USG, test PAPP w czasie ciąży, kierowanie na amniopunkcję w uzasadnionych przypadkach mają zapewnić dobrostan płodu i matki. Dzięki tym badaniom jakość opieki położniczej i neonatologicznej w Polsce w XXI wieku poprawiła się znakomicie .
Sprzyjającym posunięciem w tym kierunku było wprowadzenie w 1998 roku referencyjności szpitali położniczych od I do III stopnia.
Poszczególne poziomy oznaczają z jakimi schorzeniami matki i dziecka dana jednostka szpitalna może się zmierzyć.
I stopień ciąża niepowikłana, poród terminowy, dzieci zdrowe lub z niewielkiego stopnia objawami chorobowymi
II stopień – tam może być prowadzona ciąża zagrożona a oddział musi dysponować OITN i musi mieć możliwość udzielenia pomocy wcześniakom z masą ciała 1500-2600g
III stopień w tych szpitalach- specjalistycznych czy klinikach prowadzona jest ciąża zagrożona . Oddział musi dysponować IT dla wcześniaków z masą ciała również poniżej 1500g .
Od lat istnieje tendencja do zamykania oddziałów położniczych z liczbą porodów poniżej 500/rok. Nawet jeśli jest to tylko oddział I stopnia to też tam trafiają wcześniaki z ciąż od matek przyjętych w trakcie porodu, krwotoku, z odklejającym się łożyskiem czy nawet dzieckiem urodzonych w domu czy samochodzie – miałam taki przypadek na moim ostatnim dyżurze.
Jako uzupełnienie tego porodu w samochodzie napiszę: matka o 6 tej rano była w łazience i zauważyła krwawienie, natychmiast z mężem udali się do zaprzyjaźnionego oddziału położniczego, gdzie rodziła poprzednie dzieci. Niestety nasz oddział jest w odległości ok 40 km od miejsca jej zamieszkania. Urodziła w samochodzie, 10 km od szpitala . Szczęśliwie był to jej kolejny poród. Matka wyjątkowo spokojna, ojciec tez . Jak powiedziała pacjentka – rodzi ona bez bólów porodowych lub ma tylko śladowe pobolewanie, a czas od stwierdzenia przez nią krwawienia do urodzenia dziecka był krótszy niż dwie godziny .
Stworzenie w systemie ratownictwa medycznego osobnej karetki tzw „N „ dla przewozu noworodków do szpitali o wyższej referencyjności pozwoliło na transport ich w znacznie bezpieczniejszych warunkach. W karetce N jeżdżą lekarze i pielęgniarki, którzy na co dzień zajmują się małymi dziećmi . Wiadomo jednak, że najbezpieczniejszy jest dla noworodka transport in utero . Ale musi być on bezpiecznie przeprowadzony aby nie dopuścić do porodu w karetce transportowej Stworzenie referencyjności szpitali położniczych jest dla nas neonatologów istotną siłą nacisku aby ginekolodzy „ nie rodzili „ pacjentek na siłę w swoim szpitalu ale wysyłali w razie potrzeby dalej . My na oddziale w razie potrzeby stabilizujemy noworodka , wspomagamy jego oddech przez podłączenie do Infant Flow , w razie konieczności intubujemy i przekazujemy zespołowi karetki N .
Z historii naszego oddziału neonatologii
Na naszym oddziale od roku 1981 prowadzimy ewidencję zgonów i urodzeń. W roku 1981 było 1337 urodzeń, 104 wcześniaki, 17 zgonów. Przyczyny tych zgonów to wcześniactwo, zespół błon szklistych, wylewy domózgowe, wady serca, infekcje. Noworodki z masą ciała poniżej 999g były uznawane za niezdolne do życia (pod względem prawnym) i lekarz bezpośrednio po porodzie i stwierdzeniu jakie są czynności życiowe dziecka ratował je lub odstępował od resuscytacji. Wprowadzenie podawania kwasu foliowego kobietom w okresie przed zajściem w ciąży i prenatalnym spowodowało, że prawie nie rodzą się dzieci z rozszczepem kręgosłupa. Znaczący odsetek cięć cesarskich skutkuje częstszymi zaburzeniami oddychania typu TTN (ang. Transient Tachypnea of the Newborn), ale rzadko kiedy takie dzieci wymagają wsparcia oddechu aparaturą. Zazwyczaj zaburzenia oddychania mijają po kilku godzinach. Przez stosowanie tego typu rozwiązania ciąży urazy okołoporodowe to też kazuistyka, w tym porażenia splotu barkowego. Wprowadzenie leczenia hipoterapią dało nam do ręki nowe możliwości leczenia w razie porodów dzieci urodzonych w bardzo ciężkiej zamartwicy. Niestety ostatni to poród był połączony ze zgonem matki z powodu niewykrytego wcześniej tętniaka w trakcie II etapu porodu. Cięcie cesarskie było wykonywane w trakcie reanimacji matki. Niestety reanimacji nieskutecznej. Dziecko przeżyło, ale urodzone w ciężkiej zamartwicy było przekazane bezpośrednio po porodzie do leczenia hipotermią.
Niestety mimo stosowania usg w czasie ciąży niektóre wady serca są trudne do wykrycia – np. TAPVC ( ang. Total Anomalous Pulmonary Venous Connection (całkowite, nieprawidłowe połączenie żył płucnych) a wiec nasza obserwacja noworodka, któremu potrzebna jest tlenoterapia musi być wyjątkowo staranna.
W czasie naszej pracy neonatologicznej obserwowaliśmy cały przekrój chorób neonatologicznych. Od ciężkich zespołów błon szklistych, po wady serca typu zespół niedorozwoju lewego serca (HLHS) , przełożenie dużych naczyń ( ang. TGA Transposition of the great arteries) , zarośnięcie przełyku, zarośnięcie odbytu , niedrożności przewodu aż do całkowitej, niestety śmiertelnej, aplazji nerek, ubytku przegrody międzykomorowej, zapalenia płuc , przejściowe zaburzenia oddychania to chleb powszedni neonatologa.
Jednym z ciekawszych schorzeń ,które leczyliśmy na oddziale było dziecko z zespołem kolodionowym (https://pl.wikipedia.org/wiki/Zesp%C3%B3%C5%82_dziecka_kolodionowego). Po porodzie miało ono wygląd dziecka z wielowadziem, miało wywinięte powieki, rybie usta, zaciśnięte dłonie i stopy. Po kilkutygodniowym leczeniu i po pozbyciu się łuski z ciała, zostało wypisane do domu w stanie dobrym . Zdarzały się (przed era USG ) dzieci z całkowitym brakiem jednej kończyny dolnej do wysokości panewki stawu biodrowego, ze zniekształceniem miednicy. Mam przed oczami takiego noworodka i ojca prawie mdlejącego, który po raz pierwszy się o tym dowiedział .
Pamiętam także wcześniaka z sinymi guzami na całym ciele . W morfologii leukocytoza w ok 70 tysięcy, schorzenie okazało się być wrodzoną białaczką limfoblastyczną. Ilość dzieci z wrodzonym rozszczepem wargi i podniebienia była niemała. Pamiętam płacząca matkę , która urodziła córkę z jednostronnym rozszczepem wargi i podniebienia. Takim matkom tłumaczymy jakie są możliwości leczenia wady. Jak to jest ważne przekonałam się po rozmowie z matką dziecka urodzonego z rozszczepem wargi, które w wieku 8 lat przyjęłam w poradni. Przypomniała mi jak taka rozmowa, która przeprowadziłam, podniosła ja na duchu i dała wiarę, że będzie dobrze. Dziś jest to piękna dziewczynka, oczko w głowie matki, jest po kilku zabiegach operacyjnych i prawie nie ma śladu po rozszczepie.
Na naszym oddziale odbierane były porody trojaczek i bliźniacze. Te dzieci jeśli nie wymagały wspomagania oddechu, do momentu wypisu były leczone na naszym oddziale Pamiętam dzień w którym urodziły się na naszym oddziale 3 par bliźniaków w ciągu jednej doby, z których pięć musiało być przesłane do OITN.
I nie chodziło tu tylko o stan dzieci, a głównie o zbyt małą ilość personelu. No cóż powiem że w tym czasie nie wszystkie rozmowy z położnikami dawały oczekiwany efekt . Tak wiec wypracowanie nowego modelu opieki nad matka i noworodkiem kosztowało nas neonatologów wiele wysiłku .
Podsumowując od 2015 roku zgony noworodków liczone od urodzeń po ukończonym 22 tygodniu życia płodu do 27 dnia po żywym urodzeniu spadają znacząco w całej Europie . W Polsce wskaźnik ten wynosi 2.7 na 1000 żywych urodzeń, w innych krajach Europy wynosi 2,2 na 1000 żywych urodzeń . Znacząco spada w Polsce wskaźnik przedwczesnych porodowi niskiej masy ciała . w latach 2015-2019 to 4.8 % noworodków. W większości krajów europejskich, w tym także w Polsce, zaobserwowano spadek wskaźników urodzeń mnogich. Wiek matki w czasie porodu stale rośnie. Pocieszeniem jest spadek ilości ciąż u nastolatek, ciągle maleje > I tak w 2015 roku było to 3,35 a w roku 2019 2.20. Ze względu na wyższe ryzyko powikłań ciąży wśród kobiet w wieku 35 lat i zmiany demograficzne będą wymagać modyfikacji świadczeń leczniczych w celu zapewnienia bezpieczeństwa i dobrych wyników dla matek i noworodków.
Zawód lekarza jest niezwykle prosty w codziennym wykonywaniu. Trzeba tylko przyswoić odpowiednią porcję wiedzy teoretycznej, na jej podstawie postarać się zrozumieć mechanizmy prawidłowego funkcjonowania każdej komórki, tkanki i poszczególnych narządów organizmu, następnie przyswoić wiedzę o powstawaniu miliardów rodzajów zaburzeń tego funkcjonowania śledząc z precyzyjną uwagą pojawienie się pierwszych często ukrytych i z pozoru zupełnie niewinnych objawów rozpoczynających proces patologiczny. Teraz pozostaje już tylko wchłonąć wiedzę dotyczącą dostępnych aktualnie metod zdiagnozowania podejrzanego problemu oraz metod leczenia każdego rodzaju patologii, co sprowadza się oczywiście do poznania wszystkich dotychczas znanych leków, sposobów ich działania i wzajemnych interakcji oraz ogromnej liczby terapii niefarmakologicznych, w tym inwazyjnych i nieinwazyjnych procedur chirurgicznych. Kiedy już pokonamy tę część nauki swojego rzemiosła (na szczęście początki praktycznej nauki zawodu zaczynamy ćwiczyć jeszcze podczas studiów) możemy brać się do pracy i rozpocząć aktywność, którą precyzyjnie określa ustawa o zwodzie lekarza, a w niej czytamy miedzy innymi że… „wykonywanie zawodu lekarza polega na udzielaniu przez osobę posiadającą wymagane kwalifikacje, potwierdzone odpowiednimi dokumentami, świadczeń zdrowotnych w szczególności: badaniu stanu zdrowia, rozpoznawaniu chorób i zapobieganiu im, leczeniu i rehabilitacji chorych, udzielaniu porad lekarskich, a także wydawaniu opinii i orzeczeń lekarskich”
Według obowiązującego w Polsce prawa dokumentem potwierdzającym posiadanie przez lekarza wymaganych kwalifikacji jest Prawo Wykonywania Zawodu, ale oczywiście każdy człowiek nie legitymujący się takim dokumentem powinien pomóc (i najczęściej pomaga) osobie wymagającej pomocy medycznej. Taka pomoc przedmedyczna sprowadzająca się nie tylko do konkretnych procedur, których uczone są już przedszkolaki, ale często polegająca na prostych czynnościach jak chociażby wezwanie fachowych służb uratowała już niejedno życie. Historia zna niezliczone przykłady bardzo różnych zachowań ludzi w zetknięciu się z potrzebującym pomocy drugim człowiekiem, a doskonałą ilustracją problemu jest biblijna opowieść o dobrym Samarytaninie.
Prawo literalnie czy prawa człowieka?
W ówczesnych warunkach społeczno - geograficzno - politycznych Żydzi nie tylko traktowali mieszkańców Samarii jak odwiecznych wrogów, ale przede wszystkim nimi gardzili, uważając za gorszych od siebie i nie posiadających jakichkolwiek praw. Żyli jednak obok siebie i mimo ogromnej niechęci, nieraz na siebie trafiali prowadząc interesy, czy podróżując po tych samych terenach. Te podróże nie były bezpieczne z uwagi na grasujące bandy rabusiów, a w nocy również ataki dzikich zwierząt. Opowieść o dobrym Samarytaninie to bardzo bliska tamtym biblijnym realiom historia napadniętego w podróży człowieka. Napastnicy ciężko go pobili, okradli i porzucili na drodze niemal doprowadzając do śmierci. Jedynym ratunkiem dla leżącej przy drodze ofiary mógł być tylko drugi człowiek, który udzieliłby pomocy. Szansa na to istniała, bo droga była przecież uczęszczana. I tak po pewnym czasie obok pobitego przechodził kapłan, jednak nie zatrzymał się na widok rannego mężczyzny i nie udzielił mu pomocy - poszedł dalej. Tak samo zachował się przechodzący później lewita (pomocnik kapłana) - przeszedł obok, nie pomagając poszkodowanemu. Co ciekawe obaj z uwagi na znajomość praw religijnych mieli obowiązek udzielenia pomocy człowiekowi w potrzebie, jednak tego nie zrobili. Przyjęli prawdopodobnie, że pobity, o ile jeszcze żyje, to raczej i tak za chwilę będzie martwy, a żydowskie prawo rytualne zabraniało kapłanom dotykać zmarłego, aby nie plamić sobie rąk krwią. Korzystnie dla siebie przedłożyli literę prawa nad dobro człowieka, chociaż o potrzebie miłości bliźniego mówili innym każdego dnia. Może w jakiś szczególny sposób rozumieli termin „bliźni”? Może obce było im faktyczne znaczenie tego słowa, że „bliźni” to po prostu drugi człowiek, brat, należący do wielkiej rodziny, jaką jest ludzkość, niezależnie od tego, czy to przyjaciel, czy wróg, który będąc w potrzebie ma prawo oczekiwać od innych zrozumienia, wsparcia i pomocy.
Wzorzec człowieczeństwa
Na szczęście tą drogą podróżował również Samarytanin i jako kolejny zobaczył pobitego. Chociaż był na wrogim terenie, miał swoje plany, może się spieszył, to jednak się zatrzymał, dostrzegł dramatyzm sytuacji obcego człowieka, ocenił jego stan kliniczny jako bardzo ciężki, marnie rokujący, ale ponieważ sam nie był bezduszną literą prawa, a człowiekiem, więc zlitował się nad okradzionym i pobitym mężczyzną. Na miejscu czym miał, prowizorycznie opatrzył mu rany, może zatamował krwotok, a następnie jakoś umieścił na swoim ośle (obaj raczej by się nie zmieścili) i doprowadził do najbliższej gospody stanowiącej zdecydowanie bardziej bezpieczne miejsce niż droga publiczna. Mógł oczywiście rannego tam zostawić, ale włożył już tyle wysiłku w procedury ratownicze, że prawdopodobnie chciał sprawę doprowadzić do bezpiecznego finału. Może zresztą nie bardzo ufał z założenia wrogiemu personelowi gospody. Pozostał więc na miejscu jeszcze jeden dzień pielęgnując poszkodowanego, aż według jego wiedzy minęło bezpośrednie zagrożenie życia i następnego dnia udał się w dalszą podróż. Opiekę nad rekonwalescentem powierzył właścicielowi gospody, opłacając przewidywane koszty. Nie wiadomo, czy przekazane na ten cel dwa denary były dla właściciela gospody zwyczajową opłatą za sprawowanie opieki nad chorym (jeden denar stanowił równowartość dniówki robotnika), ale pozostawiając pobitego w gospodzie Samarytanin jednocześnie zastrzegł, że jeśli koszty będą wyższe, nadwyżka zostanie zwrócona, kiedy zatrzyma się tu w drodze powrotnej po załatwieniu swoich spraw. Dał też w ten sposób jasny sygnał, że wracając z podróży sprawdzi stan poszkodowanego i oceni efekty sprawowanej opieki.
Udzielanie świadczeń zdrowotnych
Nie wiemy, jaki był zawód Samarytanina, ale niewątpliwie był dobrym, wrażliwym człowiekiem, który nie miał wątpliwości, że wszyscy ludzie zasługują na pomoc, wsparcie i współczucie. Raczej nie należał do biedoty, posiadał wystarczające środki finansowe by nie tylko osobiście zająć się chorym, a więc także kupić środki opatrunkowe i leki, ale też zapewnić mu na jakiś czas dach nad głową, posiłki i opiekę. Również przebieg jego podróży wskazuje na jej „biznesowy” charakter. Jeśli jednak poddamy analizie jego konkretne poczynania, to można odnieść wrażenie, że co najmniej dysponował w jakiejś mierze wiedzą medyczną, albo też był lekarzem. Być może nie posiadał zgodnie ze współczesnymi przepisami prawa obowiązującego w Polsce ….wymaganych kwalifikacji, potwierdzonych odpowiednimi dokumentami…, ale niewątpliwie udzielał świadczeń zdrowotnych, polegających w szczególności na:
badaniu stanu zdrowia (ocenił stan kliniczny pobitego),
rozpoznawaniu chorób (rozpoznał uszkodzenia i ich zakres, chociaż nie dysponował współczesnymi możliwościami diagnostycznymi),
zapobieganiu im (zastosował metody zapobiegawcze, w tym pierwszą pomoc na miejscu zdarzenia, transport do bezpiecznego miejsca, ciepło, właściwą dietę by nie pogorszyć już istniejących obrażeń),
leczeniu (włączył znane sobie rodzaje leczenia),
rehabilitacji chorych (po uzyskaniu poprawy i ustąpieniu objawów zagrażających życiu przekazał personelowi gospody zadanie wdrożenia procedur w zakresie rehabilitacyjno – opiekuńczym),
udzielaniu porad lekarskich (udzielał je z pewnością nie tylko pobitej ofierze, ale i personelowi gospody, któremu przekazał zadanie kontynuacji terapii),
wydawaniu opinii i orzeczeń lekarskich (zapowiedział przecież swój „obchód” u podopiecznego, na którym z pewnością wydał właściwą opinię co do skutków terapii).
Biblijna postać dobrego Samarytanina od ponad 2000 lat stanowi niekwestionowany wzorzec człowieczeństwa. Zwróćmy dodatkowo uwagę na posiadane przez niego umiejętności w zakresie medycznym, bo historia nie wspomina o ewentualnej porażce terapeutycznej, więc chyba wszystko dla leczonego i leczącego skończyło się dobrze.
Zawsze mamy wybór
Ta opowieść biblijna skupia się nie tylko na godnej naśladowania postaci miłosiernego Samarytanina. Pokazuje, że człowiek ma zawsze możliwość wyboru sposobu postępowania, bo w różnych sytuacjach można się różnie zachowywać. Niektórzy wybiorą postawę nienawiści i chciwości, postępując jak banda rabusiów i rozbójników, inni na krzywdę ludzką pozostaną obojętni podobnie jak kapłan i jego pomocnik, ale będą i tacy, którzy nawet własnym kosztem wybiorą dobro i pomoc drugiemu - jak Samarytanin. Codzienne życie pokazuje jednak każdego dnia, że niezwykle trudno jest naśladować tę postać. Większość ludzi potrafi nawet mocno się wzruszyć losem osób w potrzebie, ale grupa chętnych do faktycznej pomocy, a co gorsza pomocy długotrwałej jest już niewielka i każdego dnia ulega redukcji. Równocześnie w społeczeństwie narasta postawa roszczeniowa i oczekiwanie pomocy w często najbardziej błahych potrzebach. Dochodzi do tego coraz bardziej powszechne przekonanie, że w rozwiązywaniu własnych problemów zdrowotnych należy się posiłkować nieautoryzowanymi opiniami „medycznymi” od których aż roi się w sieci, a wizyta w gabinecie lekarskim powinna służyć wyłącznie weryfikacji tych opinii oraz uzyskaniu recept i skierowań zgodnie z „internetowym zaleceniem”. Jak powszechnie wiadomo nieskończenie duża jest liczba osób na tyle zdolnych, że wiedzę medyczną mają świetnie opanowaną bez tych wszystkich nudnych lat nauki i przygotowań do zawodu lekarza. Wystarczy posłuchać rozmów w przychodnianej poczekalni i człowiek od razu czuje się pewniejszy, bo wie, co powinno znaleźć się na recepcie, czy też jakie (najlepiej liczne) badania diagnostyczne powinny być wykonane. Niestety może się zdarzyć, że lekarz nie podziela poglądów dotyczących formy rozwiązania problemu zaproponowanej przez wyedukowanego domowym sposobem pacjenta. Wówczas pojawia się kłopot, ale też nikt nam lekarzom nie obiecywał, że będzie lekko….. Chcemy opierać się na biblijnym wzorze człowieczeństwa, ale często ponosimy porażki. Zadajemy sobie tylko nieraz retoryczne pytanie dlaczego mimo tak częstego braku zaufania do wiedzy fachowców, nie maleją do nich kolejki, by jednak z tej wiedzy skorzystać?
Przystępując do omówienia tego ważnego tematu na początku zdefiniujmy sobie określenie "poczucia własnej wartości". Wg dr Nathaniela Brandena (https://en.wikipedia.org/wiki/Nathaniel_Branden), kanadyjsko - amerykańskiego psychoterapeuty jest to skłonność do doświadczania siebie jako osoby kompetentnej w zakresie stawiania czoła wyzwaniom, przynoszonym przez życie , a także zasługującej na szczęście. Z pojęciem poczucia własnej wartości wiąże się pojęcie tożsamości. Według Abrahama Tessera (https://en.wikipedia.org/wiki/Abraham_Tesser), amerykańskiego profesora psychologii tożsamość to zbiór umiejętności, temperamentu, celów, wartości, preferencji, które odróżniają jedną osobę od drugiej. Pytanie kim jesteśmy , jest jednym z najważniejszych jakie zadajemy sobie w życiu .
Poczucie szczęścia w poszczególnych krajach wg World Happiness Report 2023
Jak wydarzenia i doświadczenia zsyłane nam życie zmieniają nasza tożsamość i poczucie własnej wartości?
W początkowym etapie naszego życia najczęściej o tym kim jesteśmy mówią nam rodzice. To oni pierwsi zauważają nasze zdolności, podkreślają nasze indywidualne cechy charakteru dając nam elementarną wiedze o nas samych. -Jesteś znakomitym matematykiem! - mówią. Początkowo w to wierzymy, jednak po pewnym czasie dochodzimy do wniosku, że na przykład z chemii i biologii jesteśmy lepsi i tam widzimy swoja przyszłość. W momencie zauważenia tego zaczyna kiełkować w nas poczucie własnej tożsamości i odrębności. Odbywa się ono po kontakcie z rodzicami, nauczycielami, rówieśnikami oraz poprzez interakcje z nimi. Proces dystansowania się wobec opinii otoczenia może przebiegać dalej aż do całkowitego odrzucenia przekonań ze świata zewnętrznego . Mówimy wówczas o tożsamości negatywnej. Może ona przybierać ostatecznie postać całkowitego odrzucenia obowiązujących w naszym otoczeniu systemów wartości .
Abstrakcyjne myślenie, autorefleksja sprzyja przy wchodzeniu w wiek dojrzewania określenia własnej tożsamości . pomaga przy tym także porównywanie się z ludźmi z otoczenia, a także z postaciami z filmu, literatury.a ostatecznie robimy to metodą prób i błędów.
Według słów E. Ericksona (https://en.wikipedia.org/wiki/Erik_Erikson), niemiecko amerykańskiego psychologa kryzys tożsamości pojawia się wraz poszukiwaniem odpowiedzi na pytania: kim jestem? co jest dla mnie ważne ?
Osiągnięcie tej tożsamości, (co nie jest równoważne z tym, że jest to dane nam raz na zawsze) sprawia, że potrafimy dokonywać wyborów kierując się świadomie swoimi wartościami. Jest to nie tylko nasz wysiłek intelektualny ale może on przebiegać w sposób aktywny, gdy młody człowiek przymierza się do różnych postaw czy międzyludzkich relacji.
Następnym pytaniem, które powinniśmy sobie zadać czy proces zdobywania tożsamości powstaje na drodze akceptacji czy buntu. Jeśli jest to akceptacja i zadowalamy się wszystkim tym co na temat nas samych i wartości wpoili nam rodzice,budujemy wtedy tożsamość przejętą. Pozornie jest to dobre, ale tylko pozornie. Taki człowiek nie będzie nigdy w stanie zupełnie autonomicznie i samodzielnie kierować swoim życiem.
Możliwe jest także zmienianie tożsamości. Młody człowiek jest raz tym kim jest, drugi raz kimś innym, jego działania nie prezentują określonych wartości. Są za to za to nieprzewidywalne co niestety może skutkować nieodpowiedzialnymi zachowaniami czy skłonnością do uzależnień. Dlatego bunt jest często wybieraną droga do do zdobycia tożsamości i uzyskania poczucia własnej wartości. Zdobycie tego pozwala nam poznać samego siebie, przewidywać i planować swoje zachowanie w różnych życiowych sytuacjach, daje możliwość dokonywania wyborów na podstawie własnych wartości i oceniania siebie na tle innych ludzi, sprawia ,że jesteśmy osobnym bytem , który może ale nie musi otwierać się na świat i innych ludzi wyznaczając własne granice
Gdy odpowiemy sobie na pytanie kim jestem – możemy w spokoju dokonywać odpowiadających nam wyborów , dążyć do założonego celu i go osiągać, planować swoja przyszłość, korygując plan w zależności od stanu aktualnego do oczekiwanego .
Oprócz tożsamości indywidualnej wypracowujemy w ten sposób również tożsamość społeczną. Cechy odkrywane w innych ludziach z grupy, stają się częścią „ja”. Podobnie jak elementy świata zewnętrznego , na mocy przeżyć, emocji z nimi związanych, przynależności do określonej grupy.
Jaki jest wizerunek oraz tożsamość lekarza we współczesnym świecie?
Do połowy XX wieku lekarz działał dla dobra swoich pacjentów, był odporny na przejawy egoizmu i finansowe pokusy. System nauczania . nielimitowane godziny pracy świadczyły o wyjątkowości tej profesji. Szacunek i zaufanie do przedstawicieli tego zawodu były bardzo wysokie podobnie jak satysfakcja z wykonywanego zawodu .
Wraz ze zbliżaniem się do lat nam współczesnych coraz więcej przedstawicieli tego zawodu zaczęło skarżyć się na wypalenie zawodowe. Wielu lekarzy nie poleciło by tego zawodu swoim dzieciom ani nie wybrało by go ponownie . Jakie są przyczyny takiego stanowiska?
Otóż są nimi: rosnące wymogi dotyczące specjalizacji i wymagania dotyczące ustawicznego dokształcania się, nowe kryteria oceny efektywności pracy lekarza, coraz bardziej złożone wymogi administracyjne, naciski na redukcje kosztów leczenia, roszczeniowość pacjentów, ciągłe zagrożenie konsekwencjami prawnymi, ściśle zdefiniowane procedury, nieustający nadzór pracodawców oraz płatnika, a także nieustające zmiany refundacji leków i rozliczania z tych refundacji lekarzy.
Priorytetem w obecnej pracy lekarza jest nie tylko dbanie o dobro pacjenta, ale również minimalizacja kosztów leczenia od czego niejednokrotnie jest uzależnione wynagrodzenie lekarza. Większość skarg dotyczy braku wysłuchania pacjenta przez lekarza, na drugim miejscu jest źle postawiona diagnoza, następnie zachowanie lekarza, jego odnoszenie się do pacjenta, wiedza oraz czas poświęcony na wizytę lekarską . Należy podkreślić że, właściwa komunikacja na styku lekarz –pacjent przekłada się na lepsza opiekę medyczną .
Bardziej usatysfakcjonowani pacjenci lepiej współpracują z lekarzem i stosują się do jego zaleceń. Zła komunikacja sprzyja przerywaniu leczenia przez pacjenta a co za tym idzie stosowania niepotrzebnych procedur i zagraża jego bezpieczeństwu.
Rady dla lekarzy jak podnieść poczucie własnej wartości
1. Praktykuj wdzięczność
2. Wykorzystuj afirmację
3. Unikaj porównywania do innych
4. Próbuj nowych aktywności
5. Zajrzyj w głąb siebie i zidentyfikuj swoje myśli
6. Podróżuj, relaksuj się i otaczaj serdecznymi, wspierającymi ludźmi.
Dwa główne tematy omawiane w czasie obrad to choroby zakaźne (takie jak HIV, gruźlica oraz wirusowe zapalenie wątroby) oraz choroby psychiczne. Zwracano uwagę na konieczność kompleksowego podejścia do pacjentów w wspomnianymi chorobami zakaźnymi. Choroby te występują zarówno u stałych mieszkańców kontynentu jak i u migrantów, co podkreślano w wystąpieniach. Przedstawicielka Ukrainy w swoim wystąpieniu apelowała o pomoc dla uchodźców z HIV oraz gruźlicą. To niewątpliwie ważny wątek, nie dość często obecny w dyskusjach na temat uchodźców.
Informacja prasowa Europejskiego Towarzystwa Kardiologicznego
Ładowarki pojazdów elektrycznych o dużej mocy są bezpieczne dla pacjentów z rozrusznikami serca i defibrylatorami - wynika z badania opublikowanego 17/04/2023 r. w "Europace", czasopiśmie Europejskiego Towarzystwa Kardiologicznego. Wyniki badania przedstawiono na dorocznym kongresie Europejskiego Stowarzyszenia Rytmu Serca, który odbył się w dniach 16 -18 /04/2023 w Barcelonie.
Szacuje się, że w 2023 r. na całym świecie zostanie wszczepionych od 1 do 1,4 mln rozruszników serca. Ponadto około 150 000 do 200 000 pacjentów na całym świecie otrzymuje co roku wszczepialny kardiowerter defibrylator (ICD).
W 2020 roku badano ryzyko zakłóceń elektromagnetycznych w urządzeniach kardiologicznych podczas jazdy samochodami elektrycznymi i stwierdzono, że największe pole elektromagnetyczne było zlokalizowane wzdłuż kabla do ładowania. Było to pierwsze badanie, w którym zbadano ryzyko zakłóceń elektromagnetycznych u pacjentów z urządzeniami elektronicznymi do implantacji serca podczas korzystania z ładowarek o dużej mocy.
W celu skrócenia czasu ładowania opracowano ładowarki o dużej mocy, dostarczające do 350 kW. Nowe ładowarki wykorzystują prąd stały, który pozwala na dostarczenie większej mocy, podczas gdy starsze lub domowe ładowarki wykorzystują prąd zmienny. Przy większym prądzie ładowania może wystąpić silniejsze pole magnetyczne i większe ryzyko zakłóceń elektromagnetycznych, które mogą spowodować, że stymulator serca przestanie stymulować lub defibrylator nieodpowiednio zastosuje bolesną terapię wstrząsową (z powodu fałszywego wykrycia gwałtownej arytmii). Nie ma oficjalnych zaleceń dotyczących stosowania ładowarek o dużej mocy u pacjentów z urządzeniami wszczepialnymi.
Do badania włączono 130 pacjentów ze stymulatorem lub defibrylatorem. Średnia wieku wynosiła 59 lat, a 21% stanowiły kobiety. Podczas badania wykorzystano cztery ogólnodostępne, w pełni elektryczne samochody zdolne do ładowania z dużą mocą. Samochody te nie mogą jednak przyjąć maksymalnego ładunku 350 kW. Ponieważ jest bardzo prawdopodobne, że przyszłe samochody elektryczne będą przyjmować najwyższe ładunki, badacze wykorzystali również pojazd testowy, który mógł pobierać 350 kW z ładowarek o dużej mocy.
Uczestnicy mieli zaprogramowane swoje urządzenia kardiologiczne w celu optymalizacji wykrywania zakłóceń elektromagnetycznych. Następnie poproszono ich o podłączenie i naładowanie każdego samochodu z kablem ładującym umieszczonym bezpośrednio nad ich urządzeniem kardiologicznym, aby zmaksymalizować prawdopodobieństwo wystąpienia zakłóceń elektromagnetycznych. Pacjenci byli monitorowani pod kątem wszelkich nieprawidłowości w działaniu ich urządzeń kardiologicznych, takich jak niepowodzenie w dostarczaniu terapii stymulacyjnej lub niewłaściwe wykrywanie nienormalnie szybkich rytmów serca. Urządzenia kardiologiczne były również sprawdzane pod kątem wszelkich zmian w ich programowaniu lub uszkodzeń po naładowaniu samochodów. W sumie wykonano 561 ładowań, podczas których badacze nie zaobserwowali żadnych niepożądanych zdarzeń spowodowanych zakłóceniami elektromagnetycznymi.
W październiku 2019 roku pisaliśmy o sukcesie odniesionym przez Idę Zielińską na VIII Międzynarodowy Konkurs Wokalny „Wiktoria” poświęcony twórczości Anny German
Obecnie Ida Zielińska ma 18 lat, kontynuuje naukę w II Liceum Ogólnokształcącym im. Emilii Plater w Sosnowcu, a ponadto jest absolwentką Krakowskiej Szkoły Jazzu i Muzyki Rozrywkowej, gdzie 27 czerwca 2022 r złożyła egzamin dyplomowy z wynikiem celującym, uzyskując tytuł zawodowy: muzyk, specjalność- wokalistyka jazzowa. Koncert dyplomowy odbył się w Krakowie w Single Scena Music Bar.
Zespół "zygmunt pauker trio"
W trakcie minionych trzech lat Ida wzięła udział w wielu koncertach, festiwalach oraz warsztatach jazzowych. Najważniejsze to: The International Summer Jazz Academy Kraków 2020 , The International Summer Jazz Academy Kraków 2021, Voicingers Żory 2022 oraz XXVIII Międzynarodowy Festiwal Starzy i Młodzi, czyli Jazz w Krakowie - koncert "Jazzowe Debiuty 2022".
Kolejny sukces Idy to założenie i premierowy koncercie zespołu o nazwie "zygmunt pauker trio". Koncert odbył się 14 kwietnia 2023 roku w Metrum Jazz Club w Bielsku - Białej.
Zespół "zygmunt pauker trio" to kwartet jazzowy, założony w 2022 roku przez Idę Zielińską i Artura Kusia. W autorskich kompozycjach zespołu usłyszeć można inspiracje twórczością Krzysztofa Komedy (https://en.wikipedia.org/wiki/Krzysztof_Komeda), aranżacje współczesne oraz wpływy innych niż jazz gatunków muzycznych. Utwory charakteryzuje inspiracja przyrodą i oniryzmem, różne użycie form i swobodne podejście do warstwy lirycznej.
W skład zespołu wchodzą: Ida Zielińska – wokal oraz kompozycje, Kateryna Ziabliuk – fortepian oraz elektronika, Szymon Jarzmus – bas oraz Artur Kuś –perkusja.
Gratulujemy Idzie artystycznych oraz formalnych sukcesów osiągniętych w ostatnim czasie. Życzymy zespołowi "zygmunt pauker trio" dalszych znakomitych osiągnięć muzycznych.
Zapraszamy do kliknięcia na linki z galeriami zdjęć
Moją pierwszą pracę w zawodzie lekarza rozpoczęłam we wczesnych latach 90-tych, na dużym, bo około 50 łóżkowym, oddziale pediatrycznym powiatowego szpitala, który posiadał także oddział noworodkowy. W szpitalu rocznie rodziło się około 1400 dzieci. Była rotacja lekarzy pomiędzy obu oddziałami, pracowaliśmy także na Izbie Przyjęć. Na oddziale dziecięcym w sezonie infekcyjnym leżało zwykle ponad 70 pacjentów. Zagęszczenie lekarzy przedstawiało się następująco 15 osób / 20 m2 dyżurki.
Poza pracą w szpitalu bywaliśmy oddelegowywani do szkół, w których przeprowadzało się bilanse uczniów. Badania wykonywaliśmy w gabinecie pielęgniarskim, bądź w klasach. Tam też były wykonywane szczepienia. Nie przypominam sobie żadnych incydentów zdrowotnych, powikłań bezpośrednio po szczepieniu. Odwiedzaliśmy też przedszkola, prowadząc tam bilanse 6 latków. Pracowaliśmy okresowo w naszej (bardzo dużej) rejonowej poradni, początkowo badając tylko zdrowe dzieci i kwalifikując do szczepień.
Oddział intensywnej terapii noworodków w 1989 roku
Organizacja pracy oraz leki na oddziałach pediatrycznych w latach 90 - tych
W tych „zamierzchłych" czasach dzieci nie mogły być z rodzicami, w czasie pobytu w szpitalu. Możliwe to było tylko jeśli matka, z racji swojego zawodu, posiadała ważną książeczkę sanitarno - epidemiologiczną . Do tej pory pamiętam ucisk w gardle gdy pytałam o ten dokument. Rodzice przez cały okres pobytu dziecka w szpitalu starali się nie pokazywać dzieciom, tak aby te nie przeżywały dodatkowej traumy gdy po takiej wizycie raz kolejny musieli je zostawić w szpitalu. Patrzyli więc tylko na swoje pociechy przez uchylone drzwi. Pielęgniarki cały czas kursowały z butelkami mieszanki między dziećmi bo personelu zawsze brakowało. Piszę to dla przypomnienia dla tych, którzy narzekają na obecność rodzica przy swoim dziecku w trakcie jego choroby. Niewątpliwą, jak dla mnie, zdobyczą dawnych czasów, było uczenie się dzieci w trakcie choroby w szpitalnej świetlicy. Na oddział był delegowany ze szkoły nauczyciel, który prowadził zajęcia lekcyjne, w różnych grupach wiekowych. Dzięki temu dzieci nie przerywały swojej edukacji i miały kontynuowane zajęcia szkolne Była to era sprzed komputerów i smartfonów.
Na oddziale dostępne były następujące antybiotyki penicylina krystaliczna (obecnie zarezerwowana przede wszystkim dla leczenia kiły), syntarpen, gentamycyna i karbenicylina. Do leczenia dzieci z ciężkimi napadami astmy stosowaliśmy eufilinę w postaci dożylnej. Pamiętam duszące się dzieci szeptem wypowiadające słowo Berotec. aby je ratować.Tak ciężkich napadów astmy jak na początku mojej kariery zawodowej nie widziałam już nigdy potem. Dostępność nebulizatorów i leków wziewnych leczących astmę, przez nich podawanych to wielki przełom w leczeniu tej choroby u dzieci.
Ciężkie stany chorobowe na oddziale pediatrycznym
Na naszym oddziale leżało bardzo dużo dzieci z ropnym zapaleniem opon mózgowo - rdzeniowych. Na porządku dziennym były punkcje szpiku i podtwardówkowe. Niestety skutecznego leczenia nie było. Częstym powikłaniem było mózgowe porażenie dziecięce.Ilość dzieci leczonych na oddział z zespołem wykrzepiania wewnątrznaczyniowego też była niemała. Obowiązkowe szczepienia przeciwko pneumokokom oraz zalecane szczepienie przeciwko meningokokom (niestety są one odpłatne) sprawiły, że takich chorób obserwujemy coraz mniej. Bardzo żałuję, że nie udało się do tej pory wprowadzić do kalendarza szczepień obowiązkowych szczepionek poliwalentnych, co zwalniałoby rodziców z odpłatności.
Leczyliśmy na oddziale cukrzycę typu I, poczynając od kilkumiesięcznego niemowlaka! Dziecko było przyjęte na oddział na moim dyżurze z glikemia 1200mg%, szczęśliwie przeżyło. Leczyliśmy także dzieci kilkuletnie, które nie zawsze udawało się wyprowadzić ze śpiączki cukrzycowej . Hospitalizowane były także dzieci z zespołem nerczycowym, ostrym kłębuszkowym zapaleniem nerek. Wszystkie te dzieci trafiają teraz na profilowane oddziały i kliniki . Na naszym oddziale leżało mnóstwo wcześniaków, nie każdemu udało się przeżyć. Umieralność noworodków w Polsce od lat 50 tych ubiegłego wieku do roku 2021 spadła 30 krotnie . To skutek po prawy opieki perineonatologicznej .
Wrodzone choroby kardiologiczne
Liczba noworodków rodząca się z ciężkimi, nie rozpoznanymi w ciąży wadami serca, była bardzo duża. Na termin konsultacji w klinice kardiologii nie zawsze się doczekały. Wkrótce po rozpoczęciu pracy po raz pierwszy i na szczęście ostatni w życiu) widziałam noworodka z zespołem hipoplazji serca lewego (Hypoplastic Left Heart Syndrome, HLHS) i ciężkim wstrząsem kardiogennym. Było też wiele dzieci z całkowitym przełożeniem wielkich pni tętniczych (TGA od ang. transposition of the great arteries) które na szczęście w porę udało się odesłać i operować. Ultrasonografia było wówczas w powijakach, możliwości diagnostyki w czasie ciąży skromne i każdy poród był niespodzianką.
Transport noworodków odbywał się w małych inkubatorach, które wstawiane były do normalnej karetki, był w nich tlen z butli. Stworzenie trójstopniowej opieki neonatologicznej , transport karetka „N’ to zdobycz, która pozwoliła na uratowanie wiele małych istnień.
Mieliśmy kontakt na naszym oddziale z zespołami specjalistycznymi z różnych stron Polski. Serdecznie wspominam pana prof. Andrzeja Piotrowskiego, kiedy jeszcze wtedy pracował w Łodzi. Profesor wiedział jak pracuje się w powiatowym szpitalu, co można a czego nie da się zrobić w żaden sposób. Zapamiętałam go jako motywującego nas do pracy doświadczonego specjalistę anestezjologii, a także podtrzymującego na duchu, dającego wiarę we własne siły i umiejętności.
Efekty profilaktyki
Dzięki suplementacji diety przyszłej matki kwasem foliowym nie widzimy już prawie zupełnie dzieci z przepukliną oponowo - rdzeniową. Nie ma już ciężkich urazów okołoporodowych, przez powszechne badanie usg i cięcia cesarskie, których odsetek cały czas rośnie. Niestety nie idzie to w parze z liczbą porodów. Wprowadzono też obowiązkowe badania ciężarnych w kierunku takich chorób jak kiła, żółtaczka typu B, C, HIV, toksoplazmoza. Prowadzone są także testy noworodków w kierunku fenyloketonurii, niedoczynność tarczycy, mukowiscydoza oraz od niedawna w kierunku SMA. Kontakt z lekarzami z Ukrainy , którzy znaleźli się u nas na skutek wojny, uświadamia nam jak wiele zmieniło się w naszym kraju korzyść w ciągu tych trzydziestu kilku lat o czym warto pamiętać, w zetknięciu się z falami spiskowych teorii dziejów czy ruchami antyszczepionkowymi.
Gdy mówimy o tym co złe i co należy poprawić, pamiętajmy o tym co dobre, aby to chronić i cieszyć się z tego.
Z okazji Świąt Wielkanocnych całemu Zespołowi Redakcyjnemu "Gazety dla Lekarzy", Autorom oraz naszym Czytelnikom życzę wszystkiego najlepszego, zdrowia, pomyślności oraz trafnych decyzji w każdej dziedzinie.
Tempores mutant nos et mores - mawiali starożytni Rzymianie i mieli w 100% rację! Po serii konferencji o ochronie zdrowia organizowanych przez Komisję Europejską, w których uczestniczyłam in person w latach przedpandemicznych, pora na uczestnictwo on line.
Dzięki tej formie uczestnictwa nie będę powiększała śladu węglowego poprzez podróż samolotem do Luksemburga oraz środkami komunikacji publicznej do miejsca obrad. Szczerze cieszę się z tej ekologicznej, obywatelskiej szansy zesłanej mi przez los & internet.
Gdyby obrady okazały się trudne do uczestniczenia w nich przez cały czas, trasa na wagary, które mogę spędzić na redakcyjnej kanapie, też jest przyjazna ekologicznie! Kanapa stoi około 1 m od mojego służbowego komputera.
Tematy obrad
1. Sesja DisQo - przeciwdziałanie dyskryminacji i równość zdrowotna, prowadzona przez Europejski Sojusz na rzecz Zdrowia Publicznego. Alliance - DisQo łączy zainteresowane strony z różnych dziedzin polityki (zatrudnienia, edukacji, zdrowia, mieszkalnictwa, ubóstwa, sprawiedliwości i praw podstawowych) w celu wymiany pomysłów i doświadczeń oraz dzielenie się dobrymi praktykami. Zapewnia również Komisji Europejskiej i krajowym decydentom politycznym wsparcie w zakresie ich pracy w zakresie przeciwdziałania rasizmowi i dyskryminacji w celu zmniejszenia różnic w stanie zdrowia. nierówności w zakresie zdrowia.
2. Sesja HIV, gruźlica, wirusowe zapalenie wątroby i zakażenia przenoszone drogą płciową - tematy te omówią przedstawiciele Forum Społeczeństwa Obywatelskiego UE (Aids Action Europe). Ta sieć tematyczna zajmuje się najbardziej palącymi wyzwaniami w tej dziedzinie i zachęca zainteresowane strony do współpracy w celu poprawy ciągłości profilaktyki, leczenia i opieki oraz lepszej jakości życia wszystkich osób żyjących z HIV/AIDS, wirusowym zapaleniem wątroby, gruźlicą (zwłaszcza lekooporną) i innymi chorobami przez nie dotkniętych oraz infekcjami przenoszonymi drogą płciową - czytamy w komunikacie.
Podczas lektury tej części komunikatu nasuwa się taki być może egzotyczny, wniosek: kiedyś były choroby weneryczne, które omawiała na słynnych wykładach prof. S. Jabłońska, teraz są choroby obywatelskie...
Na wykładach pani profesor posiadacze choroby przenoszonej drogą płciową byli prezentowani ubrani jedynie w białe czapki a la Ku-Kux-Klan, aby objaw pierwotny zlokalizowany na schorzałym narządzie oraz sąsiednia okolica mogły być odpowiednio przejrzyście zaprezentowane słuchaczom. Wieść gminna (pardon stołeczna) niosła, że byli nimi nie tylko studenci wydziału lekarskiego.
Sieć pracuje również nad dostosowaną reakcją dla osób przesiedlonych i mobilnych oraz innych populacji migrujących oraz innych populacji migrantów. Wspólne oświadczenie, które wyda na koniec procesu zostanie rozpowszechnione za pośrednictwem odpowiednich kanałów komunikacji, forów dyskusyjnych i konferencji.
3. Sesja o zdrowiu psychicznym prowadzona przez Mental Health Europe
4. Sesja Navigating Health Inequalities in the EU through Artificial Intelligence, prowadzony przez Brunel Centre on AI i Health Action International - ta sieć tematyczna rozważa, w jaki sposób możemy wykorzystać technologie oparte na sztucznej inteligencji, aby poprawić wyniki opieki zdrowotnej i szersze (np. wydajność) oraz zmniejszyć nierówności. oraz zmniejszenia nierówności w Unii Europejskiej (UE). Organizatorzy mają nadzieję, że AI nie powiększy istniejących nierówności lub nie stworzy nowych rodzajów nierówności.
Międzysektorowe podejście sieci opiera się na istniejącym rozwoju, strategiach i pracach regulacyjnych UE w zakresie technologii opartych na AI, w tym m.in. poprawę i wdrożenie odpowiednich przepisów dotyczących sztucznej inteligencji, przepisów dotyczących sztucznej inteligencji, związanych z nią standardów i narzędzi zgodności. Jego praca jest nowością jest to, że krytycznie analizuje narracje dotyczące intersekcjonalności, deprywacji społecznej deprywacji społecznej i usytuowanych, żywych doświadczeń członków wrażliwych grup społecznych oraz rolę technologii opartych na sztucznej inteligencji (w op"iece zdrowotnej), które mogą w szczególny sposób zaspokoić potrzeby tych społeczności w zakresie opieki zdrowotnej. społeczności.
Teraz nadszedł czas, aby ci liderzy i ich zwolennicy przedstawili swoje ostateczne wspólne oświadczenia i wezwanie do wyrażenia poparcia. Wszyscy interesariusze służby zdrowia zainteresowani tymi tematami mogą skontaktować się z liderami i wyrazić swoje poparcie oraz wyrazić zainteresowanie więcej niż jednym tematem - piszą organizatorzy w
Wiedza na temat przebiegu ciąży u kobiet podczas pandemii COVID-19 dopiero jest gromadzona i w związku z tym w chwili obecnej jest jeszcze wiele niewiadomych. Dotychczasowe doświadczenia kliniczne z ciąż powikłanych zakażeniem innymi koronawirusami np. zespołem ostrej ciężkiej niewydolności oddechowej (SARS) i zespołem oddechowym Bliskiego Wschodu, spowodowały, że ciężarne uznano za potencjalnie narażone na ciężkie zakażenie SARS-CoV-2.
Zmiany fizjologiczne w czasie ciąży mają istotny wpływ na układ odpornościowy, układ oddechowy, czynność układu krążenia i krzepnięcie. Zmiany te mogą one mieć istotny wpływ na przebieg COVID-19.
Ponieważ oddziaływanie wirusów SARS-CoV-2 na ciążę nie został jeszcze do końca zbadany, konieczne są międzynarodowe badania w celu określenia wpływu na implantację zarodka, wzrost i rozwój płodu, poród iorazzdrowie noworodka. Ważne jest także badanie kobiet w ciąży z dodatnim odczynem SARS-CoV-2 i bezobjawowym przebiegiem.
Poza bezpośrednimi skutkami choroby, istnieje wiele pośrednich konsekwencji w przebiegu pandemii, które negatywnie wpływały na zdrowie matek. Do tych czynników zalicza się zmniejszony dostęp do usług medycznych związanych z prokreacją, zwiększone obciążenia dla zdrowia psychicznego oraz problemy społeczno-ekonomiczne, które wystąpiły w okresie pandemii COVID-19.
1. Ryzyko wystąpienia ciężkiej COVID-19 w czasie ciąży może być większe niż w populacji ogólnej.
2. Czynniki ryzyka ciężkiego przebiegu COVID-19 są w ciąży podobne jak w populacji ogólnej.
3. Transmisja pionowa jest prawdopodobna, ale mechanizmy są niepewne. Ciężka choroba noworodków wydaje się być rzadka. 4. Przedporodowe stosowanie kortykosteroidów w przypadku zagrażającego porodu przedwczesnego jest prawdopodobnie bezpieczne dla matki, a stosowanie kortykosteroidów w przypadku ciężkiej choroby matki może być korzystne.
5. Ważna jest profilaktyka przeciwzakrzepowej u matek z COVID-19
6. Matki z COVID-19 powinny być zachęcane do karmienia piersią, jeśli są w stanie, ale powinny nosić w tym celu środki ochrony osobistej.
7. Bezobjawowe COVID-19 w ciąży wydaje się być częste, ale ma niepewne znaczenie kliniczne.
W ciągu ostatnich dwóch lat na nasze życie znacząco wpłynął COVID-19 i ograniczenia, jakie pandemia wniosła do codziennego życia. Według danych WHO na dzień 21 stycznia 2022 r. na świecie było 423 437 674 potwierdzonych zakażeń SARS-CoV-2 (https://covid19.who.int/). Od początków pandemii wiadomo było, że wirus SARS-CoV-2 d pierwszego dnia i istnieją już solidne dane dotyczące wpływu zakażenia wirusem SARS-CoV-2 na układ oddechowy, krążenia oraz nerwowy. Niewiele natomiast było wiadomo o wpływie COVID-19 na układ rozrodczy kobiet. W ankiecie z wrześniu 2020 roku wypełnionej przez 1031 kobiet w wieku reprodukcyjnym, w 46% zgłaszano zmianę w przebiegu cyklu miesiączkowego. Pacjentki zgłaszały znacznie więcej miesiączek obfitych, nieregularnych oraz nasilenie dolegliwości przedmiesiączkowych.
Inne badanie ankietowe przeprowadzone wśród kobiet ( wiek 18 - 45 lat) hospitalizowanych od 19 stycznia do 1 kwietnia 2020 roku, wykazało, że u około 20% pacjentek wystąpiło znaczne zmniejszenie objętości miesiączek, u 20% natomiast wystąpiło wydłużenie czasu trwania krwawienia miesiączkowego. W okresie 1 - 2 miesięcy obserwacji u 84% pacjentek miesiączki wróciły do normalnej objętości miesiączki.
Badanie przeprowadzone przez Khan i wsp. było prospektywnym. Objęto nimi 127 pacjentek z SARS-CoV-2 dodatnich, u których w odstępach 6-tygodniowych przeprowadzono ankiety dotyczące objawów COVID-19. Włączone pacjentki miały od 18 do 45 lat i w momencie włączenia do badania nie były lub niedawno były w ciąży. Pytano je, czy zauważyły zmiany cyklu miesiączkowego jako stały objaw lub czy zauważyły nowe związane z chorobą COVID-19. Spośród nich 16% (n = 20) zgłosiło zmiany cyklu miesiączkowego. Liczba dni pomiędzy dodatnim testem na SARS-CoV-2 a ostatnimi zgłoszonymi zmianami cyklu miesiączkowego wahała się od 28 do 222 (mediana 57,5). Najczęstszymi zmianami były nieregularne miesiączki (n = 12), wzrost objawów zespołu napięcia przedmiesiączkowego i rzadkie miesiączki (n = 7).
Rzadkie miesiączkowanie definiowano jako miesiączki występujące w odstępach dłuższych niż 35 dni. Nieregularne miesiączkowanie zdefiniowano jako znaczne zróżnicowanie długości miesiączki lub czasu pomiędzy dwoma miesiączkami. Pacjentki, które zgłaszały zmiany cyklu miesiączkowego, częściej zgłaszały większą liczbę objawów COVID-19 (p = 0,01). Zmęczenie, ból głowy, bóle ciała i duszność były objawami, które istotnie częściej zgłaszały pacjentki zgłaszające zmiany cyklu miesiączkowego niż pacjentki bez wspomnianych objawów ogólnych.
Autorzy w podsumowaniu podkreślają, że istnieje stosunkowo niewielka ilość obserwacji na temat wpływu SARS-CoV-2 na układ rozrodczy kobiet i z uwagi na ten fakt konieczne jest kontynuowania badań.
Piśmiennictwo
1.The Effect of COVID-19 on the Menstrual Cycle: A Systematic Review
British Medical Journal jest czasopismem istniejącym od 1840 roku, czyli od 183 lat. Jego zawartość zmieniała się na przestrzeni lat istnienia.
O tym jak wyglądała praca w czasopiśmie w okresie pandemii COVID-19 pisze dr Jocalyn Clark w artykule opublikowanym 28 marca 2023 r. na łamach BMJ. W chwili wybuchu pandemii autorka artykułu była zatrudniona na stanowisku redaktora odpowiedzialnego za zawartość czasopisma.
Przycinanie gęsiego pióra (mal. Philip van Dijk, ok. 1725)
Komentarz KK: w epoce gęsich piór było więcej czasu do namysłu, dzięki tej zanikającej współcześnie aktywności intelektualnej, nie było problemów, o których pisze autorka artykułu w BMJ
Poniżej artykuł dr Jocalyn Clark, przetłumaczony przez translatora DeepL:
Pandemia spowodowała turbodoładowanie publikacji naukowych. Choć powszechnie uważano to za zbiorowy triumf w walce z globalnym zagrożeniem, czy nie przeoczono szkodliwości pandemicznego publikowania?
Eric Rubin był na stanowisku zaledwie od trzech miesięcy. Redaktor naczelny New England Journal of Medicine (NEJM) przyszedł do tej roli bez wcześniejszego doświadczenia redakcyjnego, ale z karierą w medycynie chorób zakaźnych. "Mało kto spodziewał się, że moje szkolenie będzie tak przydatne" - mówi.
Gdy tylko do redakcji NEJM dotarła wiadomość o epidemii zapalenia płuc w Chinach, "wykonaliśmy kilka telefonów, by dowiedzieć się, co się dzieje, prosząc o manuskrypty od kolegów z Wuhan, a później z Włoch i USA, gdy epidemia się rozprzestrzeniła" - mówi Rubin.
Ilość niezamówionych artykułów wzrosła do około 200 dziennie.
Była to pierwsza globalna pandemia, z którą musiał zmierzyć się przemysł wydawnictw naukowych - choć istniały czasopisma, to w momencie wystąpienia pandemii grypy w 1918 roku nie istniał żaden zorganizowany przemysł - i pierwsza w nowej, cyfrowej erze komunikacji i publikacji internetowej. Szacuje się, że w 2020 roku do światowej literatury dodano 1,5 miliona artykułów - to największy wzrost w historii, mówi Vincent Larivière, który bada bibliometrię na Uniwersytecie w Montrealu w Kanadzie. Szczyt nastąpił w kwietniu 2020 roku, kiedy wiele krajów było głęboko zablokowanych lub stosowało silne ograniczenia.
Niektórzy postrzegali to jako szansę. Pojawiły się obietnice bardziej otwartej nauki i publikowania: wiele czasopism i instytucji badawczych zgodziło się na zobowiązanie do udostępniania danych wydane przez fundatora Wellcome Trust 31 stycznia 2020 r., które miało na celu "zapewnienie, że wyniki badań i dane istotne dla tej epidemii są udostępniane szybko i otwarcie, aby informować o reakcji w zakresie zdrowia publicznego i pomóc w ratowaniu życia " . To zmieniło sposób, w jaki dokumenty były produkowane i weryfikowane, na dobre i złe.
Za dużo, za szybko, za źle?
W przypadku 885 czasopism z zakresu zdrowia i medycyny wydawanych przez Elsevier zgłoszenia artykułów wzrosły o ponad 60%, w tym prawie ćwierć miliona zgłoszeń było w pierwszej fali COVID-19. W BMJ Journals wzrosły one o prawie 20% w 2020 r. w stosunku do roku poprzedniego, ponieważ w 2020 r. w ciągu pięciu miesięcy do samych The BMJ i BMJ Open zgłoszono prawie 4400 artykułów.
Do końca 2022 roku baza danych Światowej Organizacji Zdrowia COVID-19 zawierała 742 202 pozycje. Aby sprostać takiemu zapotrzebowaniu, redaktorzy mieli "wszystkie ręce na pokładzie" i często byli przesuwani ze swoich zwykłych ról, aby szybko ocenić prace dotyczące koronawirusa , mówi Theodora Bloom, redaktor wykonawczy The BMJ - aktywność napędzana była przez "poczucie, że nie jesteśmy na linii frontu klinicznego, ale jesteśmy na krytycznej linii frontu".
Czasopisma medyczne zmniejszyły o połowę swój czas realizacji w pierwszej połowie 2020 roku. Pomimo nieznanej natury wirusa i jego charakterystyki, redaktorzy poświęcili znacznie mniej, a nie więcej czasu na decyzje redakcyjne, jak wykazała analiza lutego 2023 roku 339 000 artykułów.
Naomi Lee, starszy redaktor wykonawczy ds. Badań w Lancet podczas pandemii, wspomina, jak zwykle rzadka praktyka "szybkiego śledzenia" wybranych artykułów została rozszerzona, tak że "praktycznie wszyscy i wszystko zostało przyspieszone w celu rozpowszechnienia aktualnej wiedzy." Baza danych PubMed pokazuje, że pięć najczęściej cytowanych artykułów w Lancet od 2020 roku - większość zgłaszających wczesne dane dotyczące COVID-19 zostało zaakceptowanych w ciągu 14 dni i opublikowanych w ciągu 22 dni od otrzymania.
Podniesiono alafrmy na temat jakości. Komentatorzy ubolewali nad zalewem śmieci w literaturze: badaniami obserwacyjnymi, artykułami opiniotwórczymi i powielanymi opiniami, ponieważ badacze spieszyli się, aby wykorzystać zaproszenia do finansowania związane z COVID-19. Rubin mówi, że redaktorzy NEJM musieli porzucić swoje zwykłe pełne kontrole i równowagę w ostrej fazie selekcji artykułów dotyczących COVID-19 i publikowali rzeczy, których normalnie by nie opublikowali, w tym opisy przypadków, małe próby i niekontrolowane badania. Wzmocniony przez swoje własne "przerażające" doświadczenie leczenia pacjentów z COVID-19 na intensywnej terapii w Brigham & Women's Hospital w Bostonie, USA, mówi, że w kontekście zagrożenia zdrowia publicznego, publikowanie "pewnej wiedzy było lepsze niż nie opublikowania żadnej".
Bardziej zagrażające zaufaniu ludzi do czasopism były głośne retrakcje, zwłaszcza te z prac w Lancet i NEJM z maja 2020 r., które informowały o wczesnej skuteczności hydroksychlorochiny w odniesieniu do COVID-19, a następnie okazały się oszustwem.Jednak, wbrew oczekiwaniom, retrakcje nie wzrosły do poziomu, który odpowiadałby ogromnemu wzrostowi objętości i szybkości publikowania prac dotyczących COVID-19. Retraction Watch, strona internetowa, która śledzi to zjawisko, odnotowała 301 wycofanych lub wycofanych prac dotyczących COVID-19 do 8 lutego 2023 r. Szacuje się, że zaledwie 0,07% prac COVID-19 zostało wycofanych.
Nie do końca otwarta nauka
Zwolennicy otwartej nauki z zapartym tchem zapowiadali rewolucję. Serwer medRxiv, publikujący preprinty powiązany z BMJ, odnotował 10-krotny wzrost liczby zgłoszeń w ciągu dwóch miesięcy od pierwszego zgłoszonego przypadku COVID-19. Jednak entuzjazm ustąpił, a liczba zgłoszeń na medRxiv i innych serwerach ustabilizowała się w połowie 2020 roku.
Analiza pokazuje, że zaledwie 5% wszystkich artykułów w recenzowanych czasopismach na temat COVID-19 opublikowanych w 2020 r. rozpoczęło się jako preprinty. I chociaż niektóre kluczowe badania, takie jak Recovery i Solidarity, zostały po raz pierwszy zgłoszone jako preprinty z otwartym dostępem, żadne z badań fazy 3 szczepionki przeciwko COVID-19 wspieranych przez Oxford - AstraZeneca, Moderna lub Pfizer nie zostało opublikowane, a tylko raport z badania fazy 3 Oxford - AstraZeneca został opublikowany na złotej licencji otwartego dostępu. Przeprowadzona przez Wellcome w 2022 r. ocena zainicjowanego przez nią zobowiązania do udostępniania danych wykazała, że mniej niż połowa dokumentów COVID-19 sygnatariuszy zawierała informacje o tym, gdzie i jak można uzyskać dostęp do dostępnych danych, co budzi obawy o brak przejrzystości, zwłaszcza w badaniach klinicznych.
Postępy w kierunku bardziej otwartych badań również rozczarowały. Podczas gdy wiodący wydawcy zgodzili się uczynić swoje treściCOVID-19 otwartymi i możliwymi do ponownego wykorzystania, ocena Wellcome wykazała, że tylko 46% dokumentów COVID-19 sygnatariuszy było rzeczywiście otwartych, gdzie ponowne wykorzystanie jest dozwolone, a autorzy zachowują prawa autorskie.
Zamiast tego większość czasopism zachowała prawa handlowe i po prostu zdjęła płatną zaporę ("brązowy" otwarty dostęp), mówi Larivière. Dodaje, że podczas gdy główni wydawcy, w tym Elsevier, Springer Nature i Wiley, nadal swobodnie udostępniają zawartość na temat COVID-19, tylko około połowa prac dotyczących kryzysu klimatycznego jest dostępna w podobny sposób. Dzieje się tak pomimo tego, że wszystkie te wydawnictwa są sygnatariuszami (wraz z The BMJ) porozumienia wydawców ONZ w sprawie zrównoważonego rozwoju, które zobowiązuje wydawców do aktywnego promowania treści opowiadających się za takimi tematami, jak zrównoważony rozwój, sprawiedliwość i ochrona oraz wzmacnianie środowiska.
"Covidianizacja"
Pojawiają się obawy, że dominacja artykułów związanych z COVID-19 w czasopismach medycznych nastąpiła kosztem innych tematów zdrowotnych, takich jak choroby niezakaźne, przemoc i zdrowie psychiczne.
John Ioannidis, profesor medycyny na Uniwersytecie Stanforda, USA, badał wzorce cytowań podczas pandemii COVID-19 i martwi się o wpływ na różnorodność w nauce. Jego analiza recenzowanej literatury naukowej w latach 2020-21 (do 1 sierpnia) wykazała, że choć prace dotyczące COVID-19 stanowiły 4% literatury naukowej, to zajęły 20% cytowań wszystkich opublikowanych prac.
Liczby wzrosły, gdy wiercenie w dół do ogólnej literatury medycznej. Spośród nich 17% wszystkich artykułów opublikowanych w tym okresie dotyczyło COVID-19, zbierając 80% cytowań. Innymi słowy, "covid papers" w ogólnym piśmiennictwie medycznym miały średnio około pięć razy więcej cytowań niż "non covid papers" w tym samym okresie, a zdecydowana większość cytowań w takich czasopisma pochodziła z covid papers.
Było to ogromne dobrodziejstwo dla czasopism i ich redaktorów, ponieważ wyniki współczynnika wpływu czasopism wzrosły ponad dwukrotnie dla 2021 roku na podstawie publikacji pandemicznych w 2020 roku: Lancet wzrósł z 79 do 202, NEJM z 91 do 176, Journal of the American Medical Association z 56 do 157, a The BMJ z 40 do 96. Te skoki w publikacjach, odsłonach artykułów, widoczności w mediach społecznościowych i cytowaniach spowodowały powstanie nowej elity cytowań i przywództwa w dziedzinie zdrowia, które będą kształtować przyszłe finansowanie i priorytety instytucjonalne.
Ross Upshur, ekspert ds. zarządzania pandemią na Uniwersytecie w Toronto w Kanadzie, który również wykłada integralność badań, mówi, że cały ten oportunizm nie jest niczym nowym. Według niego to, co wydarzyło się podczas pandemii, odzwierciedla już i tak przewrotny system akademickich nagród, który ma niewielką motywację do zmiany: gorączka złota, by publikować, była po prostu przedłużeniem zwykłej kultury "publikuj albo giń". Dlatego nie jest zaskakujące, że "ludzie musieli stać się ekspertem od COVID-19, aby przetrwać, lub przynajmniej samozwańczym ekspertem."
Ivan Oransky, współzałożyciel Retraction Watch, zgadza się, że system wzajemnie się wzmacnia, ponieważ czołowe czasopisma medyczne były agresywnie zaangażowane w "wyścig zbrojeń o uwagę, gały i cytaty".
Elizabeth Gadd, brytyjski ekspert w dziedzinie publikacji naukowych, mówi: "Pandemia tylko podkreśliła problemy związane z publikowaniem. Jest drogie, powolne i wzmacnia artykuły w czasopismach jako jednostkę rozliczeniową w nauce. Nie chodzi o wkład w naukową konwersację. To naukowy fanfaronada wyników, która nie jest zgodna z misją nauki. Gdyby autorzy otrzymywali jedynie informacje zwrotne od recenzentów i czytelników, nie byłoby wyścigu do publikacji. W obecnej sytuacji mamy do czynienia z dążeniem do chwały".
Trzy lata później Rubin przyznaje, że ma "zmęczenie" COVID-19, ale twierdzi, że "nie żałuje" i że NEJM jest chętny do przejścia do publikowania w innych dziedzinach. Elizabeth Loder, szef badań w The BMJ, podziela pragnienie "poszerzenia tematów, które teraz obejmujemy, aby poinformować naszych odbiorców, a także przezwyciężyć zaniedbanie innych zaburzeń, które jest tylko jednym obszarem upadku z intensywności publikowania COVID-19."
Upshur jest jednak pesymistą: nie widzi, aby reforma tradycyjnego systemu wydawniczego miała miejsce, dopóki publikacja nie będzie mniej związana z oceną. Loder zgadza się, że czasopisma mają ciężar odpowiedzialności w pandemicznym pośpiechu wydawniczym, ale zgadza się, że wiele złych zachowań w zapale do publikowania, zwłaszcza w najlepszych czasopismach, jest w dół do zachęt i braku nadzoru w systemach promocji akademickiej.
"Musi być więcej rozliczeń dla akademickich instytucji medycznych", mówi. "Te instytucje nadmiernie nagradzały ludzi za przestawienie ich badań na COVID-19, nie dopasowując jakości do objętości, a ostatecznie przyczyniły się do szkód podczas pandemii".
Konflikt interesów podany przez Jocalyn Clark jest międzynarodowym redaktorem The BMJ i był redaktorem wykonawczym w Lancet podczas covid-19. Jest badaczem wizytującym 2023 w Fundacji Brochera dla projektu dotyczącego publikowania pandemii.
Każda działalność człowieka wymaga odpowiedniej organizacji. Są sytuacje, kiedy organizowanie kolejnych faz działania musi następować bardzo szybko, włączamy więc mechanizmy automatycznie. Wypracowaliśmy je metodą prób i błędów zarówno własnych, jak i cudzych nie zastanawiając się nad kolejnością i celowością poczynań. Bywa też, że dopiero podejmujemy mniej lub bardziej skuteczne próby organizowania kolejnych czynności by optymalnie wykorzystać czas. Są osoby dobrze i źle zorganizowane, ale większość z nas ma z tym spore kłopoty. Nie każdemu uda się stworzyć poczytną powieść w urywkach wolnych chwil pomiędzy pracą zawodową, gotowaniem obiadu, praniem i prasowaniem, chociaż przecież każdy wie, że w określonej jednostce czasu da się zrobić dużo lub nic. Są czynności, których wykonanie chociaż niezbędne często jest odkładane w czasie, a powodem jest przekonanie o wiążących się z realizacją określonych trudności. Nie bardzo więc wiedząc jak się z nimi uporać odstępujemy od wykonania. Dotyczy to między innymi realizacji planowanych lub nie wizyt lekarskich, przy czym takie zaniechanie może wiązać się później z konkretnymi problemami.
Jan Steen, Wizyta u lekarza, ok.1663
Najważniejsza jest organizacja
Faktyczni i potencjalni pacjenci placówek medycznych dzielą się na wiele grup, ale podstawowy podział obejmuje co najmniej dwie: tych, którym „się należy” i tych z autentycznym problemem zdrowotnym. Pierwsza grupa korzystając z administracyjnej ścieżki uzyskania porady u lekarza specjalisty co roku konsekwentnie już na początku stycznia zabezpiecza sobie wizytę u lekarza POZ, gdzie podaje tysiące nękających problemów wymuszając metodą „prośby i groźby” odpowiednie skierowania do różnych poradni. Przystępując następnie do organizacji wydarzeń medycznych w całym rozpoczętym właśnie nowym roku, już w placówkach specjalistycznych do każdej z nich rezerwuje kilka terminów wizyt, bo przecież każda taka wizyta może się przydać. Problemu nie ma, bo w końcu były skierowania. Nie było może istotnej przyczyny chorobowej, ale po pierwsze wizyta się człowiekowi należy, a po drugie człowiek może przecież zawsze zachorować. Mechanizm dotyczy wielu dziedzin medycyny nie omija też okulistyki. Każdego dnia w placówkach ambulatoryjnych przyjmowane są między innymi osoby, które pytane o powód trzeciej już wizyty w tym roku odpowiadają zgodnie z prawdą np. że:
- badałem się jakiś czas temu, podobno wszystko było w porządku, ale chyba dobrze byłoby jeszcze raz to powtórzyć,
- tyle się słyszy o różnych chorobach, to niech pani sprawdzi, czy coś mi nie jest,
- wyczytałem w Internecie, że mogę mieć muszki przed oczami i chociaż jeszcze nie mam, to może lepiej się przebadać…
Ta grupa osób przedsiębiorczych jest niezwykle wrażliwa na zakres i czas trwania badania okulistycznego. Dbając o jakość usługi precyzyjnie ją ocenia i za niedopuszczalne uznaje wszelkie odstępstwa od znanej sobie formy przebiegu badania okulistycznego. Jeśli podczas dyskusji w poczekalni przytoczona została czyjaś opowieść o pobraniu wymazu z worka spojówkowego to po zasięgnięciu opinii dr Google w zakresie przydatności takiego badania wrażliwy na przejawy niesprawiedliwości pacjent będzie się takiej procedury domagać, nawet jeśli z lekarskiego punktu widzenia nie ma do niej wskazań. Oczywiste jest bowiem, że jeśli takie badanie istnieje, to na pewno należy się osobie, która przecież płaci składkę zdrowotną.
Telemedycyna - jak wyobrażano sobie taką wizytę w 1925 roku
A co z tymi, których boli, a nie byli dobrymi organizatorami?
Pomijając osoby z przewlekłymi schorzeniami, które w myśl obowiązujących procedur leczniczych mają wyznaczane terminy badań kontrolnych, zawsze istnieje pewna grupa osób faktycznie chorych, które jednak zachorowały niedawno, nie mają żadnego doświadczenia w sposobie uzyskania dostępu do lekarza i wydaje im się, że skoro mają problem zdrowotny, to mają też prawo oczekiwać niezwłocznie fachowej pomocy. Ta grupa osób zawsze będzie miała problemy, bo to z założenia prawdziwi pechowcy. Nie dość, że nie zabezpieczyli sobie (należnych im przecież jak każdemu) odpowiedniej liczby i odpowiednio ukierunkowanych specjalistycznie wizyt lekarskich, to jeszcze przytrafiła im się choroba. Kiedy człowiek czuje się źle, kiedy coś go boli, a ból czy inne niepokojące objawy nie chcą ustąpić zaczyna podejrzewać, że trzeba będzie niestety zasięgnąć porady lekarskiej. Trzeba podkreślić, że w tej sytuacji jest zazwyczaj dużo słabszy psychicznie i nawet kiedy posiada jakieś własne niewielkie pokłady asertywności, to w poczuciu krzywdy, jaką zgotował mu los zapomina o ich zastosowaniu. Często nie ma jednak rady i delikwent musi się zmierzyć z własnym fizycznym i psychicznym dyskomfortem i wywalczyć przyjęcie w placówce medycznej w trybie pilnym. Jest oczywiście z góry skazany na lawinowo rosnące problemy, bo już pierwsza uzyskana w placówce informacja „nie był pan zapisany” brzmi jak oskarżenie, zwłaszcza że dodatkowo jest prawdziwe. To moment przełomowy. Nie wolno teraz odejść od okienka, nie wolno uciekać. Trzeba wykrzesać z siebie jeszcze trochę siły i zacząć głośno mówić o bólu, dyskomforcie, o braku poprawy, zawsze można wypowiedź zakończyć deklaracją o postanowieniu nawet kilkugodzinnego czekania na przyjęcie.
Telemedycyna Anno Domini 2022
Podsumowanie
Przedstawiłam celowo obraz mocno przerysowany bo mimo coraz lepiej przygotowanego personelu, który umiejętnym prowadzeniem rozmowy potrafi skutecznie „wyłowić” prawdziwe problemy medyczne wymagające natychmiastowej interwencji lekarskiej, kłopoty z dostaniem się do lekarza osób „mniej przebojowych” ciągle mają miejsce. Niezależnie jednak od posiadanego zmysłu organizacyjnego i pokładów własnej asertywności, w przypadku wystąpienia problemu medycznego starajmy się bez emocji ocenić sytuację odnośnie potrzeb wizyty w gabinecie lekarskim. Jeśli jednak analiza problemu taką potrzebę potwierdza - nie zrażajmy się trudnościami i z oceny lekarskiej nie rezygnujmy. Na świecie zawsze będą się zdarzać nieetyczne zachowania innych, ale przecież nasze zdrowie jest wartością bezcenną i jako takie wymaga skutecznej ochrony nawet za cenę dłuższego oczekiwania na badanie, czy niekomfortowej wymiany zdań z tymi, którym „się przecież należy”.
Kolejna książka wydana z inicjatywy prof. Artura Jurczyszyna to jeszcze jedna okazja do spędzenia miłych chwil podczas lektury tego bardzo interesującego, bogato ilustrowanego dzieła. Podzielamy w redakcji Gazety dla Lekarzy pogląd, a także wdrażamy go czynnie w życiu, że naszym obowiązkiem jest dokumentowanie historii naszych bliskich, rodzin, nauczycieli oraz współpracowników. Wyrazem tego poparcia jest dział w GdL "Medycyna oparta na wspomnieniach.
Książka "Być lekarzem w Krakowie" już od lektury pierwszych stron przywołała osobiste wspomnienia - redaktorem cytowanej monografii prof. Władysława Szumowskiego "Historia medycyny" wydanej w 1961 roku przez PZWL była moja matka Halina Łapińska, która pracowała wówczas we wspomnianym wydawnictwie. Książka zwiera biogramy następujących krakowskich lekarzy: Zbigniew Chłap, Jan Ciećkiewicz, Zdzisław Gajda, Igor Gościński, Ryszard Witold Gryglewski, Artur Jurczyszyn, Adam Wiernikowski oraz Liliany Sonik, publicystki współpracującej przy wydaniu monografii.
Przekazuję serdeczne gratulacje oraz wyrazu uznania panu prof. Arturowi Jurczyszynowi oraz wszystkim osobom zaangażowanym w wydanie tej monografii. Z wielkim zainteresowaniem przeczytałabym następny krakowski tom poświęcony koleżankom i kolegom hipertensjologom z ośrodka krakowskiego oraz ich relacjach ze sławnymi hipertensjologami, między innymi takimi jak prof. Franz H. Messerli, który otrzymał w 2013 roku tytuł doktora honoris causa Uniwersytetu Jagiellońskiego ( https://www.gazeta-dla-lekarzy.com/index.php/wybrane-artykuly/428-o-dogmatach-w-nauce).
Przysłuchując się oraz czytając środowiskowe dyskusje odnoszę wrażenie, że ważnym tematem staje się nadciągająca konkurencja w naszym zawodzie. Mają ją stanowić absolwenci nowych wydziałów lekarskich przy uczelniach nie mających w nazwie słowa "uniwersytet". Jestem absolwentką wydziału lekarskiego Akademii Medycznej w Warszawie, a więc uczelni nieuniwersyteckiej formalnie rzecz biorąc, która na pewnym etapie swojej historii postanowiła przemianować się na Warszawski Uniwersytet Medyczny. Czy z chwilą przemianowania znacząco wzrosła jakość nauczania? Nie sądzę. Czy absolwenci WUM są lepszymi lekarzami niż absolwenci AM - zdecydowanie nie!
Skłonna jestem zaryzykować opinię, że jest nawet odwrotnie, ale siwych włosów z mojej głowy z tego powodu rwać nie będę. O tym jakimi jesteśmy lekarzami decyduje wiele czynników, a nazwa naszej Alma Mater wydaje mi się stosunkowo mało ważna. O wiele większy wpływ na jakość naszej pracy wywiera jej organizacja, przepisy ubezpieczeń społecznych, nasza wiedza zdobyta samodzielnie oraz jakość współpracy pacjenta z zaleceniami lekarskimi. Zauważmy też, że AI czyli sztuczna inteligencja, która wchodzi do medycyny, żadnej uczelni uniwersyteckiej i nieuniwersyteckiej nie kończyła! Ostatnie jej wyczyny z fotografiami możnych tego świata, pluskającymi w (nomem omen!) morzu (https://www.ndtv.com/offbeat/ai-generated-images-of-barack-obama-and-angela-merkel-enjoying-vacation-on-a-beach-amazes-internet-3878630) dobitnie to pokazały.
Do powiedzenia "obyśmy zdrowi!" byli dodajmy nowe: obyśmy byli naturalnie inteligentnymi lekarzami oraz pacjentami!
Nasze strony w marcu odwiedziło 4307 Czytelników, którzy złożyli ponad 7927 wizyt. Od początku roku strony Gazety dla Lekarzy odwiedziło ponad 12804 osób.
Dziękujemy i zapraszamy do pozostawania w kontakcie z nami.
Koszmary senne są zaburzeniem snu charakteryzującym się powtarzającymi się intensywnymi koszmarami, które najczęściej koncentrują się na zagrożeniach dla bezpieczeństwa fizycznego i bezpieczeństwa. Koszmary zwykle występują podczas fazy REM snu, a osoba, która doświadcza koszmarów zwykle dobrze je pamięta po przebudzeniu.
Koszmary senne są przykre i powszechne, ale na ogół rzadko są oznaką istotnych problemów zdrowotnych. Kilka nowych badań wykazało potencjalnie związki między częstymi lub uporczywymi koszmarami a przyszłym stanem zdrowia w zakresie funkcji poznawczych.
Poprzednie badania wykazały związek między problemami ze snem w wieku dorosłym, w tym koszmarami sennymi, a wystąpieniem chorób neurodegeneracyjnych. Nowsze badania wykazują możliwy związek między niepokojącymi snami w dzieciństwie a zaburzeniami funkcji poznawczych w dorosłym wieku.
W prospektywnej analizie wykorzystano dane obejmujące wszystkie osoby urodzone w Wielkiej Brytanii w ciągu jednego tygodnia w 1958 roku. W wieku 7 lat (w 1965 roku) i 11 lat (w 1969 roku) matki poproszono o zgłoszenie, czy ich dziecko doświadczyło "złych snów lub lęków nocnych" w ciągu ostatnich 3 miesięcy.
Wśród 6991 dzieci (51% dziewczynek) 78,2% nigdy nie miało złych snów, 17,9% miało przejściowe złe sny, a 3,8% miało uporczywe złe sny. W wieku 50 lat (2008) u 262 uczestników wystąpiły zaburzenia poznawcze, a u pięciu zdiagnozowano chorobę Parkinsona.
Henri Fuselli "Senne koszmary" , obraz po raz pierwszy był wystawiony w Royal Academy of London w 1872 roku i wzbudził bardzo duże zainteresowanie, w wyniku którego artysta stworzył trzy wersje dzieła
Szczegółowa analiza statystyczna wykazała, że posiadanie bardziej regularnych koszmarów w dzieciństwie było związane z większym ryzykiem rozwoju zaburzeń poznawczych lub choroby Parkinsona (p = .037) zarówno u mężczyzn, jak i u kobiet. W porównaniu z osobami, które nigdy nie miały złych snów, osoby, które miały uporczywe złe sny miały 85% zwiększone ryzyko wystąpienia zaburzeń poznawczych lub choroby Parkinsona w wieku 50 lat.
Wyniki innego dużego badania wykazały, że zdrowi dorośli w średnim wieku, którzy mieli koszmary co najmniej raz w tygodniu, byli czterokrotnie bardziej narażeni na pogorszenie funkcji poznawczych w ciągu następnej dekady. Starsi dorośli z taką samą częstotliwością koszmarów byli dwukrotnie bardziej narażeni na zdiagnozowanie demencji, w porównaniu z rówieśnikami, którzy nigdy nie mieli złych snów. Do analizy włączono 605 dorosłych w średnim wieku (35-64 lata), których obserwowano przez okres do 13 lat oraz 2600 starszych dorosłych (w wieku ≥ 79 lat), których obserwowano przez okres do 7 lat.
Większa częstość złych snów była istotnie związana z większym ryzykiem pogorszenia funkcji poznawczych u dorosłych w średnim wieku (p = .016) i większym ryzykiem demencji u starszych dorosłych (p = .001).
Ci, którzy zgłosili posiadanie jednego lub więcej złych snów tygodniowo, mieli czterokrotne ryzyko pogorszenia funkcji poznawczych w porównaniu z tymi, którzy nie mieli żadnego. Starsi dorośli, którzy mieli jeden lub więcej złych snów tygodniowo mieli ponad dwukrotnie zwiększone ryzyko demencji.
Nowe badania sugerują, że słuchanie pozytywnych dźwięków podczas snu może być pomocną interwencją.
Dziecko jest szczególnym pacjentem, głównie małe, dlatego, że w jego imieniu i o jego dolegliwościach wypowiada się rodzic. Wizyta małego pacjenta w gabinecie lekarskim może być z przyczyn nagłych / zachorowanie , uraz/ lub planowych np. bilanse, szczepienia. W każdym z tych przypadków zachowanie pacjenta jest inne .
Przygotowanie dziecka do wizyty w gabinecie lekarskim
W przypadku bilansu, podczas badania fizykalnego przed szczepieniem przyjmujemy dziecko zdrowe, które zazwyczaj jest pogodne , wesołe i chętne do zabawy. Natomiast w momencie choroby często jest apatyczne , płaczliwe, nie współpracujące podczas badania. Rola rodziców w przygotowaniu dziecka do wizyty lekarskiej jest bardzo istotna.
Jeśli mówimy tu o dziecku przedszkolnym to nie należy je straszyć zastrzykiem, szczepieniem i czymś co wywołuje u niego jeszcze przed wejściem do gabinetu strach i chęć ucieczki. Nawet małe dziecko , można przyzwyczajać do wizyty u lekarza czy w gabinecie pediatrycznym starając się wytłumaczyć w sposób dla niego zrozumiały etapy badania , które go tam czekają. Płaczu u dwulatka nie unikniemy ale spokój, który emanuje od rodzica pomoże dziecku przetrwać ciężkie chwile w gabinecie zabiegowym. Strach można przezwyciężyć zajmując dziecko podczas szczepienia rozmową, dając do rączki ukochanego pluszaka, byle nie za dużego.
Pamiętajmy o zabraniu na wizytę książeczki zdrowia dziecka. W obecnych czasach matki wypisywane z oddziałów położniczych dodatkowo otrzymują karty wypisowe noworodka. Są to bardzo ważne dokumenty, które rodzice powinni zabrać ze sobą na pierwszorazowa wizytę lekarską w poradni.
Wskazówki natury ogólnej
W przypadku małych dzieci do przychodni często przyjeżdżamy wózkiem, jednak nie wjeżdżajmy wózkiem do gabinetu lekarskich oraz gabinetu zabiegowych. Jeśli to możliwe nie wchodzimy do gabinetu z dwójką rodzeństwa dziecka, drugim rodzicem. Wskazane jest aby drugi rodzic poczekał z rodzeństwem na korytarzu . Zamieszanie podczas takiej zbiorowej wizyty nie sprzyja dokładnemu badaniu i spokojnej rozmowie.
Dla niemowlaków pamiętajmy o zabraniu zapasowego mleka w butelce, które możemy użyć jeśli jest taka potrzeba. Idealne zawsze jest mleko z piersi mamy. Rodzic przed badaniem powinien rozebrać niemowlaka do pampersa, a w przypadku większego dziecka do bielizny
Podczas badania niemowlaka nie rozmawiamy z nim, nie ruszamy ani nie głaszczemy dziecka, pozwalając na dokładne osłuchanie przez pediatrę. Ważne jest uważne wysłuchanie zaleceń lekarskich, które również często są wpisywane do książeczki zdrowia albo wypisywane na osobnej kartce. Przy wizycie lekarskiej ze starszym dzieckiem, oprócz książeczki zdrowia , ważne jest również zabranie kontrolnych badań, szczególnie jeśli rodzice robią je na własny koszt i nie możemy ich znaleźć na ekranie komputera .
Badania profilaktyczne wykonywane są u osób dorosłych zwykle raz do roku. U dzieci wykonywania badań laboratoryjnych lub obrazowych jest bardziej przydatne w momencie choroby. Wykonanie usg jamy brzusznej może być pomocne w wykryciu lub wykluczeniu wrodzonej anomalii.
Rolą pediatry jest także poinformowanie o szczepieniach, diecie, zalecanych kontrolach ,w innych poradniach specjalistycznych , jeśli jest taka potrzeba. Należy pamiętać, że czas wizyty lekarskiej to 15-20minut i lekarz musi się w tym czasie zmieścić.
Badanie gardła dziecka
Momentem newralgicznym podczas wizyty u pediatry jest zawsze badanie gardła u dziecka. W czasie tej części badania lekarskiego rolą rodzica jest unieruchomienie niemowlaka aby badanie było szybkie i sprawne . Często starsze dziecko jest w stanie samo pokazać gardło. Warto przećwiczyć z dzieckiem w domu pokazywanie gardła. Często mamy mówią „tylko bez szpatułki proszę, ono samo pokaże gardło". To komfortowa sytuacja dla wszystkich, ale niekiedy bez szpatułki się nie obejdzie. Przy badaniu większego dziecka pozwalajmy mu mówić, nie odpowiadajmy za niego, w ten sposób budujemy nić porozumienia miedzy pacjentem a lekarzem. Często obserwujemy, że matki nawet 14 -16 latków nie dopuszczają dzieci do głosu opowiadając o ich dolegliwościach. Prawdopodobnie obawiają się, że młodemu człowiekowi jakaś dolegliwość umknie z pamięci.
Wizyta z dzieckiem alergicznym
Jeśli dziecko jest alergikiem , szczególnie jeśli alergia dotyczy leków, należy o tym pamiętać przy każdej wizycie lekarskiej. Uczęszczając od lat do tej samej przychodni na pewno taka informacja ukazuje się na monitorze w momencie wyświetlenia jego danych. Natomiast jeśli trafimy na SOR czy do NiŚPL tam tej informacji nie ma. Często rodzice chcąc uzyskać np. receptę na antybiotyk, wyolbrzymiają dolegliwości swojego dziecka lub na odwrót gdy nie chcą hospitalizacji pomniejszają je. Nie należy "modyfikować" dolegliwości dziecka.
Jeśli dziecko przychodzi z dolegliwościami , które wymagają hospitalizacji, rolą lekarza jest jasne wytłumaczenie rodzicom w jaki sposób pogorszy się stan ich dziecka jeśli tego nie uczynią.
Wiedza z internetu
Współcześnie młode matki, kontaktujące się na forach internetowych, wymieniają się nieustannie informacjami . Jest to z jednej strony bardzo dobre, z drugiej zaś osoby bardziej labilne emocjonalnie niepotrzebnie napawa lękiem i strachem o potomka. Z powodu takiego wygenerowanego przez internet lęku, rodzice często zgłaszają się z dzieckiem, które od kilku godzin ma katar bez żadnych innych dolegliwości lub jeden raz zwymiotowało, a poza tym z dzieckiem nic się nie dzieje. Rodzice martwią się czy katar to nie jest początek infekcji RSV, zaś przy wymiotach czy nie nastąpiło odwodnienie organizmu - w większości przypadków tak nie jest. Liczba takich wizyt lekarskich spowodowanych lękiem rodziców jest bardzo duża.
Moje spostrzeżenie oparte na wielu lat pracy w zawodzie lekarza jest następujące: rodzice, których dziecko urodziło się chore i z racji jego schorzenia odwiedzili już kilkanaście gabinetów lekarskich, nie licząc hospitalizacji zazwyczaj są wyrozumiali spokojni, wiedzą jaka jest ich rola w terapii własnego dziecka .Umieją realnie ocenić jego stan i ich spostrzeżenia są dla lekarza cenną wskazówką.
Przy kolejnym dziecku doświadczenie rodzicielskie powoduje spokojniejsze podejście do dolegliwości. Wiadomości z internetu bywają pomocne, ale nie należy ich demonizować. Jeśli matka ma do lekarza zaufanie zawsze wybierze życzliwego doktora w realu, a nie wirtualnego dr Google. Pamiętajmy, że dr Google nie kończył medycyny!
Dziecko w wieku dojrzewania
Dojrzewanie to trudny okres dla dzieci oraz rodziców. Także lekarz może stanąć przed nowymi wyzwaniami. U starszych dzieci w wieku dojrzewania często pojawiają się zaburzenia odżywiania (problem częściej dotyczy głównie dziewcząt), depresja, a w niektórych przypadkach mogą pojawić się problemy tożsamości płci. Ilość tych problemów u młodzieży znacząco w ostatnich latach wzrosła. Lockdown wywarł niekorzystny wpływ na wszystkich. Nie zawsze czas jaki mamy na wizytę nastolatka pozwala nam na nawiązanie z nim relacji i na uzyskanie takiego zaufania, które pozwala się mu przed nami otworzyć. Często rodzice korzystają w takich przypadkach z poradni psychologiczno - pedagogicznej lub z gabinetów psychologa i psychiatry
Jeśli rodzic pozna swoje dziecko, nauczony przez lekarza będzie wiedzieć, jak zareagować w trakcie banalnych infekcji, jakie leki, kupione bez recepty podać .
Podsumowanie
Zaufanie miedzy rodzicami dziecka a pediatrą buduje się stopniowo, podczas kolejnych wizyt lekarskich. Warto o tym pamiętać oraz budować relację opartą na wzajemnym zaufaniu.
Grażyna Mącznik
lekarz specjalista pediatrii i neonatologii
GdL 3/2023
Od redakcji GdL:
Od grudnia 2022 r. publikujemy na naszych łamach poradnik dla pacjentów zatytułowany "Idę do lekarza".
Poniżej linki do wcześniej opublikowanych artykułów z tej serii: