Każda miniona chwila staje się wspomnieniem...

Krystyna Knypl

Ciekawą formą ćwiczeń z przedmiotów klinicznych były internaty, podczas których przez 24 godziny / 7 dni mieszkaliśmy w szpitalu i uczyliśmy się medycyny.
Mieliśmy internat z chirurgii w I Klinice Chirurgii, z ginekologii w II Klinice Ginekologii i Położnictwa na Karowej 2a oraz z rehabilitacji w Klinice Rehabilitacji w Konstancinie.
Internat z chirurgii pozostaje w mojej pamięci między innymi dlatego, że podczas naszego pobytu odbył się jeden z pierwszych w Polsce przeszczepów nerki.

Internat z ginekologii to oczywiście spotkanie z niezwykle barwną postacią prof. Ireneusza Roszkowskiego – urodzonego w Łapach, które są także moją rodzinną miejscowością. Podczas internatu było w zwyczaju, że ktoś ze studentów przedstawiał przypadek pacjentki na wykładzie, który odbywał się w sali Kliniki Ortopedii przy ul. Lindleya. Koledzy uznali, że mnie przypadnie obowiązek przedstawienia pacjentki.

Odcinek między ulicą Karową a Lindleya pokonywaliśmy samochodem, kierowcą był pan profesor, na przednim siedzeniu asystentka wykładowa, a na tylnym siedzeniu studentka-referentka, czyli ja. Profesor wyznawał zasadę, że należy mu się nieograniczone prawo pierwszeństwa przejazdu na wszystkich skrzyżowaniach. Jedziemy... jedziemy...

– Panie profesorze, czerwone światło! – ostrzega asystentka.

– Gdzie? gdzie? – dopytuje się profesor, nie zwalniając ani na chwilę. Przejechaliśmy szczęśliwie i tak samo wróciliśmy na Karową. Najwyraźniej opatrzność była na ostrym dyżurze.

Podczas internatu mieliśmy dyżury na sali porodowej, do naszych obowiązków należało monitorowanie tętna płodu oraz przenoszenie dziecka po porodzie z łóżka, na którym leżała rodząca, na stół, na którym dokonywano pierwszych zabiegów pielęgnacyjnych noworodka. Potem dostawaliśmy dziecko do dużej torby i przenosiliśmy je na oddział noworodkowy, który mieścił się w drugim budynku położonym od strony Wisły, połączonym korytarzem z budynkiem od strony ulicy Karowej, gdzie była sala porodowa.

Egzamin z ginekologii zdawałam u doc. Jadwigi Bar-Pratkowskiej, potem współpracowałam z prof. Jadwigą Kuczyńską-Sicińską, wspólnie prowadząc pacjentki z nadciśnieniem tętniczym w ciąży.

Mijają lata... jestem na Karowej jako osoba towarzysząca mojej córce Katarzynie, która ma kontrolne badanie podczas ciąży z synem. Oczekujemy na KTG i spotykamy znanego mi osobiście dr Marka E. Marcyniaka, który konsultuje córkę i wygłasza sympatyczne zalecenia:

– Wszystko jest w porządku, ale jakby coś niepokojącego, to rzucaj się do Wisły, przepływaj ją wpław i do nas szybko przyjeżdżaj, pomożemy!

I tak oto nasze trzy pokolenia zetknęły się ze szpitalem ginekologiczno-położniczym przy ulicy Karowej 2a.

Nocny widok z Karowej660

Bezsenność na Karowej z widokiem na Wisłę

Internat z rehabilitacji w Konstancinie był ciekawym wydarzeniem, odbywaliśmy go na V roku studiów, byliśmy pierwszym rocznikiem, który miał takie zajęcia. Pamiętam trudny dojazd komunikacją miejską do Konstancina, zajęcia od rana do późnego wieczora, pierwsze zetknięcie się z rehabilitacją oraz malowniczą postać prof. Mariana Allana Weissa.

Marian Allan Weiss (1921-1981) był twórcą i wieloletnim dyrektorem Stołecznego Centrum Rehabilitacji (STOCER). Studia medyczne odbył w latach 1938-1944 na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie. W 1944 roku wstąpił do Wojska Polskiego, gdzie pełnił służbę jako lekarz. W 1951 roku obronił pracę doktorską i od tego czasu był dyrektorem Szpitala Chirurgii Kostnej w Konstancinie. W 1958 roku otrzymał tytuł docenta, w 1967 profesora nadzwyczajnego, a w 1975 profesora zwyczajnego. Od 1962 roku był kierownikiem Katedry Rehabilitacji Akademii Medycznej w Warszawie. Był wieloletnim ekspertem WHO, honorowym członkiem Nowojorskiego Towarzystwa Medycyny Fizykalnej, doktorem honoris causa uniwersytetu w Rennes, honorowym członkiem Szwedzkiego Towarzystwa Ortopedycznego, odznaczony medalem Instytutu im. Wiszniewskiego w Moskwie. W uznaniu zasług ośrodkowi STOCER nadano jego imię. (Źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Marian_Allan_Weiss).

Czytając po latach biografię prof. Mariana A. Weissa zrozumiałam, dlaczego nasz plan pobytu na internacie z rehabilitacji był tak obfity w zajęcia – najwyraźniej musiał go układać pan profesor, człowiek wielkiej aktywności i pracowitości.

Studia, studia i po studiach

Warunkiem zaliczenia stażu podyplomowego było odbycie 24 dyżurów w Pogotowiu Ratunkowym. Była to twarda szkoła życia oraz przyśpieszony kurs zdobywania doświadczenia w zawodzie lekarza.

Dyżurowałam zwykle w Pogotowiu Ratunkowym przy ulicy Hożej 56, jeden dyżur miałam na Woli. Szczególnie trudnymi momentami pracy były interwencje w miejscach publicznych, wyjazdy na tzw. Dziki Zachód - dzielnicę słynącą z niebezpiecznych zdarzeń. Poważnym wyzwaniem było stwierdzanie zgonów w domu pacjentów. Miałam kilkanaście takich bardzo trudnych wyjazdów, choć bywały też elementy sympatyczne, a nawet wesołe. Podstawowym zabiegiem terapeutycznym świadczonym w tamtych latach był PAP – co nie oznacza Polskiej Agencji Prasowej, lecz zastrzyk Pabialgina-Atropina-Papaweryna podawany we wszelkich bólach brzucha, głowy i klatki piersiowej. Na czas dyżuru otrzymywaliśmy ubranie służbowe – fartuch oraz płaszcz, a w czasie zimy kożuch powleczony od zewnątrz materiałem brezentopodobnym. Były wygodne i dobrze chroniły przed zimnem. Na stacji przy ulicy Hożej 56 był bufet, jedyny punkt w mieście, gdzie przez całą dobę można było kupić gorącą herbatę, kanapkę czy jakieś proste danie, takie jak jajecznica czy bigos.

Wyjazdy były też szybką lekcją poznawania geografii miasta. Pewnego razu otrzymałam zlecenie wyjazdu na „Dziki Zachód”, a na karcie zlecenia była napisana nazwa ulicy Łucka – pomyślałam sobie, pewnie chodzi o ulicę Łódzką, a dyspozytor się pomylił. Gdy dojechałam na miejsce, okazało się, że ulica Łucka istnieje i nazwa jej pochodzi od miasta Łuck, a nie od Łodzi.

Lucka400

Nigdy nie przypuszczałam, że po latach karetka pogotowia będzie symbolem sympatycznej piosenki Jedzie karetka, jedzie, którą lubimy słuchać z wnuczką Helcią. W czasach mojego staży podyplomowego jeździło się dwoma rodzajami karetek – warszawą oraz nysą, bezpieczniejsza i wygodniejsza była karetka warszawa, natomiast nysa była wysoka, niewygodna i wywrotna. Pamiętam wyjazd do jakiegoś pilnego pacjenta kardiologicznego, którego wiozłam z Pragi na na sygnale, karetka chybotała się na boki, a na domiar tego nosze z pacjentem zsuwały się z szyn, jakoś dojechaliśmy do szpitala PSK nr 1 na Lindleya 4.

Z Nowogrodzkiej 59 do Algierii oraz Afryki Zachodniej

W latach 1970 -1973 kontynuowałam pracę w PSK nr1 w ramach studiów doktoranckich, a w 1972 roku zdałam egzamin specjalizacyjny I stopnia z chorób wewnętrznych. Zdawałam w Szpitalu Bielańskim razem z dr Martyną Wierzbicką oraz dr. Krzysztofem Dziubińskim. W charakterze opiekuna towarzyszył nam prof. Henryk Chlebus. W 1974 roku Krzysztof obronił pracę doktorską Trudności diagnostyczne pełzakowicy wątroby, a w dalszych latach specjalizował się w chorobach zakaźnych, medycynie tropikalnej oraz epidemiologii. Pracował w Instytucie Pasteura w Paryżu, był adiunktem w Instytucie Chorób Zakaźnych i Pasożytniczych AM, ordynatorem i dyrektorem Szpitala Zakaźnego w Warszawie.

Pracował także jako wykładowca na Uniwersytetu w Setifie w Algierii oraz był konsultantem ds. AIDS z ramienia WHO w Afryce Zachodniej. Dzięki afrykańskiemu szlakowi zawodowemu mojej córki Katarzyny prowadzącemu także przez Algierię oraz Afrykę Zachodnią, mamy z Krzysztofem wspólne tematy do bardzo ciekawych dyskusji.

Urlopy w dawnych latach

Nie samą pracą i nauką człowiek żyje, od czasu do czasu warto było udać się na urlop. Mój pierwszy urlop po otrzymaniu dyplomu lekarza spędziłam Krynicy, był to marzec 1968 roku. Podczas tego pobytu jadałam obiady w jednym z sanatoriów, dzięki czemu mogłam oglądać telewizję. Pokazywano jakieś wiece, hasła na transparentach, których nie rozumiałam. Nie rozumiałam, co oznaczało hasło „Syjoniści do Syjonu!”, tak naprawę to nie wiedziałam, co oni za jedni i gdzie ten Syjon leży.

Nie tylko zresztą ja nic nie rozumiałam. Po latach czytam wspomnienia kolegów z rocznika 1961-1967, aktywistów uczelnianych – oni też nic nie rozumieli... Obieg informacji w przyrodzie był inny niż teraz.

Wystawione, a następnie zdjęte z afisza Dziady Adama Mickiewicza dobrze odzwierciedlały nastrój zarówno ogólnokrajowy, ale i mój osobisty pod koniec lat 70.

Ciemno wszędzie, głucho wszędzie,
Co to będzie, co to będzie?
– pisał Adam Mickiewicz.

Czytelnicy dramatu romantycznego oraz widzowie w Teatrze Narodowym, w którym grano przedstawienie, słowa wieszcza z pewnością odnosili do ówczesnej rzeczywistości.

Nie żywiąc specjalnie zainteresowania do polityki, realizowałam karierę lekarską, przetykaną od czasu do czasu urlopami i sporadycznymi wyjazdami służbowymi.

Następny urlop był w Zakopanem, kilka razy wyjeżdżałam na wczasy FWP do Przesieki, gdzie bardzo sympatycznie spędzałam czas, zwiedzając Karkonosze oraz tańcząc na wieczorkach zapoznawczych i pożegnalnych.

Na początki lat 80. pojawiły się organizacyjne i finansowe możliwości wyjazdów do bardziej atrakcyjnych miejscowości zagranicznych. Byłam na urlopie w Bułgarii (Słoneczny Brzeg) – sympatycznie, ale to też był Kraj Demokracji Ludowej, jak wtedy to określano, czyli nie taka znowu wielka atrakcja. Wyjechać na Zachód! – to było powszechne marzenie. Do krajów prawie zachodnich zaliczano w tamtych latach Jugosławię. Najlepszym tego dowodem było nie tylko położenie geograficzne, ale że tam podobno na każdej ulicy były inne ceny! Informacja ta dla dociekliwej mieszkanki Kraju Demokracji Ludowej była bardzo intrygująca. Postanowiłam sprawdzić, czy to prawda co opowiadali bywali w świecie koledzy i w kilka miesięcy po obronie pracy doktorskiej wybrałam się na urlop do Jugosławii.

Można było pojechać z Orbisem. Bywalcy opowiadali rzeczy, które nie mieściły się w głowie. Nie dość, że na każdej ulicy inne ceny, to jeszcze jest coca-cola. To już było nie do wyobrażenia! Takie kuszenie! A ja miałam w pamięci tylko smak kwasu chlebowego, którym gasiliśmy pragnienie podczas praktyki studenckiej w Rydze.

Wykupiłam wycieczkę do Jugosławii w Orbisie. Podróż odbywała się na paszporcie zbiorowym. Była to druga połowa września (pewnie była niższa cena wycieczki), śledziłam komentarze związane z ucieczką pilota samolotu MIG -25 w prasie anglojęzycznej, dostępnej w kiosku hotelowym. Kupowałam co kilka dni gazetę i czytałam ją na plaży. Zakres informacji był szerszy niż te, które były dostępne w kraju i było to bardzo ciekawe porównanie. Hotel położony nad brzegiem morza, nieco na wzgórzu. Obok była szosa, a na niej przystanek autobusu, którym można było pojechać do centrum. Powiedzmy, że był to hotel Jadran (?). Schodziło się pachnącym ogrodem w dół na kamienistą plażę.

Mieszkałam w pokoju dwuosobowym ze starszą panią, miłośniczką wycieczek, która pracowała w Łodzi jako włókniarka, przez cały rok odkładała pieniądze, aby pojechać na zagraniczną wycieczkę.

Zapamiętałam obfitość jedzenia, wino do kolacji, dostęp do prasy światowej. Czytałam więc gazety angielskie, polegując na rozłożonym ręczniku na kamienistej plaży. Na wypożyczenie leżaka lub materaca mój budżet młodej lekarki nie pozwalał.

W drodze powrotnej mieliśmy spore opóźnienie i przewodnik grupy zorganizował zgłodniałym podopiecznym kanapki. Nie mieliśmy takich budżetów, aby kupować sobie kanapki w zagranicznej kawiarni lotniskowej. Wróciłam owiana wielkim światem. Podobał mi się!

Szkolenia w Instytucie Gruźlicy oraz Lecznicy Ministerstwa Zdrowia

Pewną formą wytchnienia od codziennej pracy szpitalnej były staże specjalizacyjne oraz szkolenia w innych placówkach, gdzie będąc gościem, nie miałam pełnego profilu obowiązków.

Po latach odkrywam, że lekarze, u których szkoliłam się tych placówkach, byli nie tylko znakomitymi specjalistami w swoich dziedzinach medycyny, ale także niezwykle szlachetnymi ludźmi, walczącymi w Powstaniu Warszawskim o niepodległość Polski.

Staż z ftyzjatrii, będący w programie specjalizacji I stopnia z chorób wewnętrznych, odbywałam w Instytucie Gruźlicy na oddziale kierowanym przez panią doc. Barbarę Kampioni-Manteuffel (1906-1988). Pani docent dyplom lekarza uzyskała w 1930 roku, brała udział w Powstaniu Warszawskim, między innymi niosąc pomoc lekarską warszawiakom poszkodowanym podczas rzezi Woli. Na stronie www poświęconej temu dramatycznemu wydarzeniu czytamy:

Wśród osób zaangażowanych w transportowanie chorych z kościoła św. Wojciecha do Szpitala Wolskiego byli także: studentka medycyny Janina Pecynianka (ur. 1918) i internistka Barbara Kampioni-Manteuffel (1906-1988). (Źródło: https://dulag121.pl/encyklopediaa/kosciol-sw-wojciecha-punkt-zborny/).

Instytut Gruźlicy, zwany w przeszłości Szpitalem Wolskim, został zbudowany dzięki funduszom zapisanym w testamencie przez Stanisława Staszica.

Staż na oddziale doc. Barbary Kampioni to wspomnienie poznawania zagadnień ftyzjatrii oraz wspólnych niezwykle sympatycznych herbatek w gabinecie pani docent, tradycyjnie poprzedzonych pod koniec obchodu frazą wygłoszoną do ulubionej asystentki: Elżbieta, idź wstawić wodę na herbatę, bo ja chyba tego obchodu nie dokończę i nie wytrzymam z pragnienia. Fraza była wygłaszana na zakręcie korytarz o kształcie litery L, na krótszym ramieniu były tylko dwie sale chorych i dało się jakoś wytrzymać. Podczas herbatki obowiązywała elegancka konwersacja, w ramach której trzeba było opowiedzieć ciekawą historię. Niestety nie pamiętam, co opowiadałam na tych sympatycznych spotkaniach.

Mężem pani docent był prof. Leon Manteuffel-Szoege, na stronie www poświęconej profesorowi czytam: Na początku lat 30. ożenił się z lekarką, specjalistką w dziedzinie chorób płuc, Barbarą Kampioni, przyrodnią siostrą Natalii Turgieniewej-Pozzo (żony Aleksandra Pozzo) i Asi Turgieniewej (żony Andrieja Biełego). Przez żonę Manteuffel nawiązał kontakt z antropozofią.

Czym jest antropozofia? Nigdy wcześniej nie spotkałam się z tym określeniem – otóż jest to szkoła duchowa stworzona przez austriackiego filozofa Rudolfa Steinera, który tak definiował stworzoną przez siebie teorię:

Przez antropozofię rozumiem naukowe badanie świata duchowego, które przekracza jednostronność zarówno czystego przyrodoznawstwa, jak i zwykłej mistyki, i które – zanim podejmie próbę wniknięcia w świat ponadzmysłowy – w poznającej duszy rozwija najpierw nieznane jeszcze zwykłej świadomości i zwykłej nauce siły, jakie wniknięcie takie umożliwiają. (Źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Antropozofia).

Odbyłam także szkolenie w Pracowni Echokardiograficznej Lecznicy Ministerstwa Zdrowia przy ul. Emilii Plater u dr. Andrzeja Czernika (1923-1986). Lecznica Ministerstwa Zdrowia istniała w latach 1968-1998, ordynatorami w niej byli profesorowie z Akademii Medycznej, między innymi był nim prof. Stanisław Filipecki, który zarekomendował mnie do pracowni dr. Andrzeja Czernika. W okresie urlopów dr. Czernika opisywałam ekg pacjentów Lecznicy Ministerstwa Zdrowia. Współpraca układała się nam bardzo dobrze i pan doktor namawiał mnie do przejścia na stałe do jego pracowni. Przed podjęciem decyzji odbyłam rozmowę z dr. Jackiem Preibiszem, który przekonał mnie do pozostania w PSK nr 1.

Podczas pracy nad tematem „Medycyna oparta na wspomnieniach” odnalazłam informacje o powstańczym szlaku dr. Andrzeja Czernika.

CzernikAndrzej3660

Zdjęcie filmowe z Powstania Warszawskiego autorstwa Romana Banacha ps. „Świerk”. Mokotów, cmentarz powstańczy przy Szpitalu Elżbietanek w rogu ulic Goszczyńskiego i Tynieckiej. Grupa powstańców na pogrzebie sanitariuszki Anny Habrowskiej „Marii” z plutonu 1110 dywizjonu „Jeleń”. Od lewej z kwiatami sanitariuszka Alina Ciembroniewicz-Zabiełło „Alina”. W środku w berecie rtm. Lech Głuchowski „Jeżycki” dowódca „Jelenia”, profilem kpr. pchor. Andrzej Bontemps „Mnich”, w okularach st. ułan pchor. Andrzej Czernik „Cebion”. Fot. ze zbiorów Muzeum Powstania Warszawskiego, sygn. MPW-IH/1224.
(Źródło: https://www.1944.pl/powstancze-biogramy/andrzej-czernik,7131.html)

W Powstaniu Warszawskim brała także udział jako sanitariuszka doc. Maria Waśniewska, którą miałam zaszczyt poznać podczas konsultacji kardiologicznych, których udzielała w Instytucie Gruźlicy oraz Szpitalu Wolskim.

Doc Maria Wasniewska300Na internetowej stronie Encyklopedia Medyków Powstania Warszawskiego czytamy:

Urodzona 3 grudnia 1921 r. w Warszawie, córka Marii i Pawła. Ojciec, lekarz powołany do wojska w 1939 r., zmarł w obozie jenieckim w Niemczech w 1944. Brat Andrzej, oficer rezerwy, zamordowany przez NKWD w obozie w Ostaszkowie.

Uczęszczała do Liceum Humanistycznego J. Michalskiej, które ukończyła już w czasie okupacji w 1940 r. Potem rozpoczęła studia na Wydziale Lekarskim Tajnego Uniwersytetu Warszawskiego. Już podczas studiów w latach 1943–1944 pracowała na Oddziale Kardiologicznym dr. E. Żery w Szpitalu św. Rocha w Warszawie. Praca ta zadecydowała o jej późniejszej specjalizacji lekarskiej. Kardiologia zdominowała całe jej życie.

W 1940 r. związała się z młodzieżowo-samokształceniową organizacją Pet, przystąpiła również do pracy w sanitariacie. Po włączeniu Petu do Szarych Szeregów była początkowo łączniczką, a następnie sanitariuszką w I Kompanii batalionu Zośka. Brała też udział w akcjach dywersyjnych oddziału. Podczas powstania brała udział w walkach na Woli i Starym Mieście, skąd kanałami przeszła na Żoliborz.

Po zakończeniu działań wojennych kontynuowała studia lekarskie na Uniwersytecie Warszawskim, w 1947 r. otrzymała absolutorium, a dyplom lekarza w 1948 r.

W 1952 r. wyszła za mąż za Antoniego Zielińskiego – ekonomistę, małżeństwo to trwało 12 lat.

Od 1947 r. pracowała na Oddziale Wewnętrznym prof. A. Landaua w Szpitalu Wolskim (później Instytut Gruźlicy) w Warszawie, zajmując się głównie problemami kardiologicznymi.

W 1956 r. przeniosła się do Kliniki Chirurgii Klatki Piersiowej prof. L. Manteuffla. Była tam stałym konsultantem kardiologicznym, a następnie kierownikiem Pracowni Kardiologicznej.

Była jednym z twórców diagnostyki inwazyjnej serca. Wyszkoliła w tym zakresie wielu lekarzy i zespół pracowników medycznych, biorących udział w badaniach diagnostycznych przed- i śródoperacyjnych serca.

W 1965 r. uzyskała stopień doktora medycyny, w 1970 r. doktora habilitowanego nauk medycznych. Obie prace dotyczyły leczenia operacyjnego serca. Opublikowała ponad 70 prac naukowych. Rozszerzała zakres swoich wiadomości na wyjazdach szkoleniowych do klinik kardiologicznych w Sztokholmie, Paryżu i Londynie. Brała czynny udział w licznych zjazdach krajowych i zagranicznych.

Od 1973 r. pracowała w Szpitalu Wolskim w Warszawie jako kierownik Pracowni Hemodynamicznej oraz w oddziale wewnętrznym o profilu kardiologicznym dr H. Mojkowskiej. We wrześniu 1979 r. przebyła ciężki zawał serca, zmarła po operacji w Genewie 23 czerwca 1980 r. (Źródło: https://lekarzepowstania.pl/osoba/maria-wasniewska/)

MuzeumPowstaniaWarszawskiego660

Kolejne miejsce, w którym odbyłam miesięczny staż szkoleniowy to Klinika Kardiologii w szpitalu przy ul. Goszczyńskiego, którą kierowała wówczas pani prof. Krystyna Ilmurzyńska (1929 -2020). Ukończyła ona Akademię Medyczną w Warszawie w 1954 roku, w 1966 roku obroniła pracę doktorską zatytułowaną Próba oceny fali zwrotnej mitralnej metodami graficznymi u chorych ze zwężeniem lewego ujścia żylnego, jej praca habilitacyjna zatytułowana Nowe zastosowania ultrasonokardiografii obroniona w 1970 roku była pierwszą pracą naukową w Polsce na ten temat.

Prof. Krystyna Ilmurzyńska była autorką książki Diagnostyka elektrokardiograficzna w ośrodku intensywnej opieki (1980) oraz współautorką z T. Bacią książki Diagnostyka ultrasonokardiograficzna (1980), a także autorką 54 doniesień naukowych opublikowanych w czasopismach kardiologicznych, w latach 1971-1973 oraz od 1980 r. była kierownikiem Kliniki Kardiologii CMKP, tytuł profesora uzyskała w 1988 roku. Pani prof. Krystyna Ilmurzyńska była recenzentką mojej pracy doktorskiej Zastosowanie ultrasonokardiografii do oceny stanu czynnościowego mięśnia sercowego, którą obroniłam w 1974 roku. Prof. Krystyna Ilmurzyńska była na szkoleniu z ultrasonokardiografii w Stanach Zjednoczonych u prof. Bernarda Segala, słynnego amerykańskiego kardiologa.

Odbyłam także staż w szpitalu zakaźnym przy ul. Wolskiej na oddziale żółtaczkowym kierowanym przez dr Krystynę Rusin. Podczas stażu zachęcona przez panią ordynator zapisałam się do Lekarskiego Stowarzyszenia Wzajemnej Pomocy, które udziela nieoprocentowanych pożyczek lekarzom bez potrzeby przedstawiania żyrantów. Należę do dziś do tego stowarzyszenia.

Krystyna Knypl

Portret narysowała Katarzyna Kowalska

Źródła fotografii:

https://pl.wikipedia.org/wiki/FSO_Warszawa#/media/Plik:Wa%C5%82%C4%99sa_filmmaking_(12).JPG

https://www.1944.pl/powstancze-biogramy/andrzej-czernik,7131.html

Fot. Krystyna Knypl

Fot. Katarzyna Kowalska

GdL 4_2021