Co różni matkę lekarkę...

... od innych matek?

Krystyna Knypl

Jej wiedza lekarska? Zdolność do postawienia diagnozy swojemu dziecku przy każdej gorączce i kaszlu?

A może umiejętność oddania dziecka pod opiekę obcej osobie i udanie się do szpitala lub przychodni aby opiekować się innymi, jeszcze bardziej obcymi jej osobami?

Czy też zabranie ze sobą dziecka do miejsca pracy i usadzenia go w rejestracji za szafą, gdy niespodziewanie zamkną przedszkole lub nie dojedzie opiekunka, bo przecież czekają na matkę lekarkę zapisani pacjenci?

Czy codzienne podawanie dziecku na obiad pizzy pośpiesznie odgrzanej w mikrofalówce, ponieważ musiała przyjąć kolejnych nadprogramowych pacjentów i nie zdążyła przygotować obiadu, podczas gdy ono zabawia się jej stetoskopem z kolekcją wszystkich patogenów z gabinetu lekarskiego.

 Czy tylko to odróżnia ją od innych matek, które nie kończyły medycyny?

 A może niespokojne serce, które bije z szybkością częstoskurczu nadkomorowego ponad 180/min, gdy ręka głaszcząc szyję dziecka napotka węzły chłonne, które jej wyobraźnia oceni jako powiększone? Czy raczej zdolność do czuwania przy swoim dziecku z gorączką, mimo iż jest po dyżurze i przed kolejnym? Czy przede wszystkim potrzeba przeczytania wszelakich rozdziałów o chorobach przebiegających z powiększonymi węzłami chłonnymi, zaznaczmy – czytania ze zrozumieniem nieporównanie większym niż statystyczna użytkowniczka internetu to czyni? Czy też umiejętność opanowania wyobraźni podpowiadającej wszystkie najrzadsze choroby, o których tylko marginalnie wspominano podczas wykładów na studiach?

 A może to wszystko razem?

 Ten tekst jest o wszystkich matkach lekarkach. Zarówno o tych, które urodziły swoje dzieci jeszcze na studiach, nie wyobrażając sobie nawet przez chwilę, ile trudu wymaga łączenie  opieki nad małym dzieckiem z jednoczesnym, jak i o tych, które urodziły swoje dzieci później, będąc już specjalistkami w wybranej dziedzinie medycyny.

 Jest to tekst  również o tych matkach, które zdecydowały się na rodzicielstwo po wielu trudach znoszenia specjalistycznych interwencji medycznych mających na celu zajście w ciążę, podtrzymanie i szczęśliwe jej zakończenie, a także o tych, dla których macierzyństwo związane było z podjęciem decyzji o adopcji.

 A także o matkach lekarkach, które uległy czarowi kariery naukowej lub biznesowej i w pogoni za złudnymi celami dopiero po latach zorientowały się, że mogły postąpić inaczej – bardziej równoważąc obowiązki matczyne i karierę.

 Jest to wreszcie tekst o matkach lekarkach porzucających ścieżki kariery naukowej lub biznesowej, aby najlepiej z możliwych sposobów dbać o zdrowie swoich dzieci, które zrządzeniem niesprawiedliwego losu musiały zmagać się z chorobami.

 To jest o nas wszystkich, o Matkach Lekarkach. Tak! piszemy te słowa wielką literą – bo to marka jedyna na świecie, nieporównywalna z żadną inną.

 Najwspanialsza marka i największa satysfakcja, jaka może spotkać każdą z nas. 

Krystyna Knypl

GdL 9_2018