Czy podróżom z małymi dziećmi musi towarzyszyć ból głowy?

Liliana Machoń

W drugim i trzecim roku życia dziecka bardzo intensywnie rozwija się pamięć. Dwulatek potrafi zapamiętać przez kilka tygodni, a trzylatek przez kilka miesięcy, jak posługiwać się daną zabawką. Tak samo długo będzie pamiętał podróż na wieś czy wypad nad jezioro. Przed wyjazdem zadaję sobie kilka pytań: Dokąd, czym jedziemy i co zabieramy ze sobą?

Środek transportu

Małe dziecko nie ma jeszcze dobrze rozwiniętego zmysłu orientacji i trudno mu ocenić odległość. Tak samo daleka i uciążliwa jest dwugodzinna podróż autem do dziadków, jak i dwugodzinny lot samolotem czy przejazd pociągiem. Moim ulubionym środkiem transportu stał się pociąg. Dlaczego? Pociąg jest świetny dla maluchów, ponieważ podczas jazdy mogą spacerować. Dzieci do lat 4 jeżdżą za darmo w przedziałach dla rodzin. Dla ruchliwego dwulatka nie ma nic gorszego niż zapięcie w pasy na długie godziny. W podróży samolotem sama wizyta na lotnisku i oglądanie samolotów też sprawia dzieciom mnóstwo frajdy. W ogóle najlepiej przedstawić dzieciom wycieczkę jako coś ciekawego i powiedzieć wcześniej, co planujemy zwiedzić, a do planu wpisać też atrakcje dla dzieci.

Atrakcje

Czym zająć dziecko w podróży? Jeszcze w domu wybieramy wspólnie książeczki do czytania i oglądania, książki z naklejkami, kolorowankę. Jako pamiątkę z podróży przywozimy książkę dla dzieci w języku wybranego kraju. Nasza biblioteczka staje się międzynarodowa, a dzieci wiedzą, że za granicą mówimy w innym języku. Po wycieczce do Berlina czterolatek oznajmił babci: – Jak urosnę, to będę strażakorycerzem w Berlinie, bo znam już słowa po niemiecku. Babcia: – Jakie znasz słowa? Syn: – Danke.

Bagaż

Zbliża się dzień wyjazdu. Najpierw odliczaliśmy miesiące do wakacji, potem tygodnie, dni, aż wreszcie dziecku został do skreślenia już tylko jeden dzień w kalendarzu. Czas spakować walizki. Bardzo lubię pakowanie. Jest to prosta operacja, którą opanowałam w pełni po kilku wyjazdach krótszych i dłuższych. Najważniejsze, by nie zabierać rzeczy, których i tak nie użyjemy. Początkujących podróżników poznaję po ogromnych walizkach pełnych przydasiów. Jeżeli  zwiedzamy cywilizowane kraje, to w każdym miejscu na świecie można kupić rzeczy, które nagle okażą się potrzebne. Spróbujcie następnym razem ułożyć na podłodze rzeczy do spakowania i przy każdej zadać sobie pytanie: czy naprawdę tego potrzebuję? Ręczę, że połowa odpadnie. Dzięki temu można podróżować tylko z plecakiem jako bagażem podręcznym, przemieszczać się sprawnie, nie kłopotać się o swoją własność i skupiać na spędzaniu czasu ze sobą. Dla własnego zdrowia psychicznego, żeby wyjść bez szwanku z tej bagażowej próby, polecam wysłać męża z dzieciakami na pobliski plac zabaw na dwie godziny (jeżeli pada deszcz, wysupłuję złotówki i płacę za salę zabaw). Zakładam, że mąż pakuje się sam – ma w końcu dwie ręce i głowę na karku, za coś go przecież kocham i zostają mi trzy bagaże do spakowania.

Dla mnie zwykły plecak jako bagaż podręczny, dzieci pakuję w małą walizkę z dwiema przegródkami. Zwykle zabieram dokumenty, bilety, telefon, ładowarkę, pieniądze w lokalnej walucie, kartę płatniczą, krem od słońca, duży szal (wielofunkcyjny), kapelusz i okulary, kurtkę od deszczu, grzebień, kosmetyki (żel dla dzieci, mały szampon, pastę i szczoteczkę). Z ubrań 5 koszulek, 2 sukienki, 4 pary spodenek, spodnie, sandały i klapki, bieliznę. Z ważniejszych rzeczy dla dzieci biorę nosidło i wózek spacerowy, przekąski, bidony z wodą.

Dla czteroipółlatka mam stałą listę ubrań (na 4-10 dni) – 5 koszulek z krótkim rękawem, 5 par spodenek, długie spodnie, 3 pary skarpet, 5 par majtek, na siebie bluza, czapka z daszkiem, okulary od słońca, adidasy i sandały, pasta, szczoteczka, strój do pływania, 3 zabawki  lub gry. Słowo klucz w ostatnim zdaniu to „lista” – dzień wcześniej poprosiłam synka o przygotowanie tych rzeczy. Jaki był dumny z siebie, że potrafi już policzyć do 5, że taki duży i samodzielny i że mama pozwala mu SAMEMU wybrać ulubione ubrania. Chętnie uczestniczył w przygotowaniach do wyjazdu. Przed ostatnim weekendem u dziadków sam zwinął ubrania i zapakował je do swojej połowy walizki.

Pozostaje mi spakowanie dwulatka. Lista jest taka sama jak dla starszego dziecka. Dodatkowo dopisuję pieluchy i chusteczki nawilżane. Jeszcze czekam na chwilę, kiedy spakuje się sam (jest tuż, tuż), ale na razie do jego hobby zalicza się wyrzucanie rzeczy z toreb i walizek.

Na dłuższe wyjazdy zabieram tyle samo ubrań i zwykłe mydło w kostce. Lubimy jeździć w ciepłe miejsca i ubrania uprane ręcznie schną błyskawicznie. Podczas ostatnich wakacji w Rumunii nocowaliśmy w Konstancy i można było tam skorzystać z pralki. Do dziś pamiętam to miłe uczucie, kiedy pakowałam do plecaka same czyste i pachnące ubrania w połowie wycieczki.

Magiczna sztuczka: rzeczy zwinięte w rulon zajmują mniej miejsca.

Aprowizacja i pierwsze wspomnienia

Jedzenie w podróży to podstawa, zwłaszcza jeśli ma się na stanie takich dwóch głodomorów jak moi. Zjedzą wszystko, ale najchętniej jabłka, banany, wafle ryżowe, jogurt, płatki owsiane, domowe kanapki, orzechy, bakalie. Kupiłam pojemniki w atrakcyjnych kształtach: auto, motylek i dzieci mają z tego ogromną frajdę. Podczas podróży robimy przystanek, żeby zjeść drugie śniadanie na świeżym powietrzu. Rozkładam szal na trawie i już powstają pierwsze wspomnienia z wycieczki – wspólny piknik z rodzicami, oglądanie samochodów na parkingu czy autostradzie. Gazeta o motorach kupiona na stacji benzynowej dla dwuletniego pasjonata jednośladów. Ten wakacyjny numer „Świata Motocykli” był oglądany z przejęciem codziennie (!) przez cały rok, a syn nauczył się odróżniać suzuki od kawasaki, czym zaskoczył mnie niejeden raz podczas spaceru.

Pozytywy

Co zostanie po naszych wycieczkach poza tonami zużytych mokrych chusteczek i pampersów, które rozłożą się za miliony lat? Zdjęcia na dysku twardym lub jeszcze lepiej – wywołane w albumie, kieszenie pełne piasku i kamyków zwiezionych znad morza oraz wspomnienia. Dla małego dziecka najważniejszymi osobami (tzw. znaczącymi) są rodzice i to czas spędzony z nimi będzie pamiętało najbardziej. To nic, że zdarzały się trudne chwile i małe nóżki bolały, a twarz wykrzywiał niekiedy grymas złości, gdy odmawialiśmy kolejnej gałki lodów lub przejażdżki na karuzeli. Kiedy po trzech latach wyjęłam zdjęcia z wakacji w Bułgarii z naszym 1,5-rocznym wtedy synem, z rozrzewnieniem wspominałam, jak jechaliśmy w trójkę nocnym pociągiem z Sofii do Warny, a stukot kół pomagał nam zasnąć. Łamanym rosyjskim rozmawialiśmy z Bułgarami i odkrywaliśmy pieszo Wielkie Tyrnowo czy delfinarium w Warnie. Nauczyliśmy wtedy syna kilku bułgarskich słówek, otwartości na inne kultury. Pokazaliśmy, że na każde kłopoty jest rozwiązanie i że możemy na siebie liczyć. Pewnego ranka biegłam wzdłuż plaży niedaleko Ałbeny i trafiłam na część przeznaczoną dla naturystów. Moje tempo biegowe bardzo się poprawiło po tym treningu.

Jak widać podróże wpływają pozytywnie na rozwój dziecka. Nowe otoczenie, smaki, zwyczaje to bogactwo, którym napełniamy bagaż dziecka na dalsze lata życia.

liliana machon

Liliana Machoń
matka lekarka
miłośniczka wypraw bliskich i dalekich
neurolog in spe

PS  Najważniejsze jest pozytywne nastawienie. Zadałam pytanie tytułowe mężowi. Odpowiedział krótko: – Musi!

Fotografował Jakub Machoń

GdL 8_2018